Witam,
Cóż to była za huśtawka emocji od listopada kiedy to wymyśliłem start w IM 70.3 w Luxembourgu to wiem tylko ja. Skorzystanie z pomocy Marcina Florka było strzałem w 10. Jeśli bym się go słuchał to nie byłoby problemów, ale oczywiście Grześ musiał być kilka razy mądrzejszy i wyszło, jak zwykle 😉 MARCIN SORRRRYYYYYYY 😉
Ale od początku…
Treningi usystematyzowane i przystosowane do realiów bardzo, bardzo pomogły… szczególnie ciągłe budowanie bazy tlenowej, której wszystkim zaczynającym przygodę z triathlonem zwykle brakuje. Gdy robiłem test na 5km – tętno po 200m biegu wskoczyło na 190 bpm i nie spadło do końca testu, podczas gdy po 2.5km miałem ochotę się zatrzymać i dać z tym wszystkim spokój bo umierałem
W lutym nie słuchając trenera na zaproszenie Prezydenta Sopotu dałem się namówić na start na 60m i 200m w ramach inauguracji bieżni na Mistrzostwa Świata. 60m – OK, ale na 200m zrobiłem dwa kroki zrywając mięsień łydki. Trener mówił nie biegnij – Grześ chciał inaczej. 1:0 dla Marcina!!!
2 tygodnie przerwy, potem Mistrzostwa i rozbicie treningów. Powrót i na drugim bieganiu po przerwie to samo…
Znowu 2 tygodnie przerwy i kondycja mega w dół…
Zmiana planów – wycofanie się z 1/2 maratonu w Wwie.
Udało się wystartować w Olsztynie, a tam znowu odnowienie kontuzji. Dwa badania USG i krótka rehabilitacja, która zaowocowała jednak decyzją startu w IM70.3 w Luxembourgu.
Forma?
Pływanie – standard, ok. 30-32 powinno być
Rower – trasa z przewyższeniami 820m, a ja w górach nigdy nie jeździłem
Bieg – oczywsta oczywistość jestem w czarnej d…. 😉
Marcin przygotował plan – pływanie max / rower – luz / bieg – jak będzie można.
Ambicją moją było zejścir poniżej 6h i zbliżenie się możliwie do 5:45 wiedząc, że rower będzie trudny, a bieg wielkim znakiem zapytania. Nigdy wcześniej nie przebiegłem pełnego dystansu półmaratonu.
Mój połamany w 2005 roku staw skokowy utrudnia takie długie dystanse znacząco nie pozwalając chodzić 2 dni po zabawie powyżej 15km … cóż – tak jest i trzeba to akceptować 😉
Wyjazd w czwartek z małżonką, która dość cierpliwie znosi moje kolejne przygody ze sportem 🙂
1370 km na miejsce od 7 rano do 20 przejechane i jesteśmy we Francji w pięknym miejscu u podnóża zamku, 10km oddalonego od Remich gdzie w sobotę startował IM.
W piątek rano wizyta w mieście – odbiór pakietu, odprawa przed zawodami. Czuć tą niesamowitą atmosferę. Dla mnie to debiut w serii IM i robi to ogromne wrażenie. Zdaję sobie sprawę, że ludzie których spotykam mają bardziej ambitne cele od mojego – bycia na mecie 😉
Wstawienie roweru do strefy. Ogarnięcie dwóch toreb na rower i bieg, co odróżnia nasze zawody, czego szczerze się obawiałem, ale ostatecznie wszystko pięknie wytłumaczone i objaśnione na odprawie przestało być czarną magią.
Atmosfera jest niezwykła – szybkie zakupy kilku gadżetów z kultowym logo IM, morda się cieszy od ucha do ucha.
Spotkanie kilku zawodników z Polski cieszy niezwykle, nie będę tu sam. Szybkie jedzonko i do łóżeczka – oczywiście w towarzystwie imprezy w Brazylli.
Sen nie chciał przyjść, ale gdy już nadszedł śniły mi się oczywiście takie startowe głupoty, że gdy obudziłem się nad ranem sam nie mogłem w to uwierzyć.
Start o 13:55 więc spokojne śniadanie ok 10 i spacerkiem do samochodu by dojechać do miasta. 1800 osób, które startowało musiało gdzieś zaparkować, ale znaleźliśmy miejsce blisko strefy … ufff 🙂
O 12:45 – rozgrzewka biegowa. trucht spokojny, a potem 3 tempa po 15 sekund, by otworzyć organizm. Rozgrzewka pływacka w basenie 50m od startu. Szybkie przebranie w piankę, wejście na basen, a tam sami zawodowcy… szybkie ogarnięcie czepków i chyba spełniają się moje oczekiwania, że tutaj nikt żle nie pływa … będzie wesoło 🙂
Oddanie białego worka z ubraniami po zawodach i spacer na start. Gdy pozostało 15 minut do startu pora na żel i tu niespodzianka … zostawiłem w białej torbie … nie zdążę by go wziąć… cholera… damy radę
Wejście do rzeki – nurt jest, ale bez przesady. tradycyjne ustawienie – i start 🙂 Pierwsze 200m sprint by uciec … płynę ok 10 miejsca … jest OK trzeba uspokoić tempo bo umrę …
Po ok 1300m czuję kryzys… acha żel – miał być, ale go nie ma … trudno trzeba dopłynąć.
Wyjście z wody na 61 miejscu w grupie wiekowej, ale czas słaby – 33 minut – zdecydowanie poniżej oczekiwań.
Wbiegam do strefy – łapię worek z ubraniami na rower – buty, skarpetki. Chowam piankę, wrzucam do drop-off area i do roweru. Jest OK. Zaczynamy rower … płasko prosto, ale pod wiatr … Prędkość oscyluje ok 32kmh. Tętno 175. Uspokój się, relaks, rozluźnij. 20km przejechane – nawrót. Prędkość wzrasta do 35-37kmh, tętno spada.
Nadchodzi 40km…. nawrót, a tam ściana – ok 8-10%.
Przed wyjazdem kupiłem kasetę 12-25 i miało być OK, bo z przodu mam 53/39. Ale nie na takie podjazdy. TRENER MÓWIŁ – 'GRZESIEK ZAŁÓŻ 11-28′. A Grześ swoje, że będzie OK, że da radę, że ogarnie.
GRZESIEK VS. TRENER 0 – 2 🙂
Ciśniemy 14kmh pod górę, a góra nie chce się skończyć i tak jeszcze 25 km …
Przed każdym podjazdem myślę o słowach Marcina, które bardziej bolą niż nogi na podjeździe …Następnym razem słucham się 100%!!!
Tempo spada i moje upragnione 3h oddalają się – ostatecznie schodzę z roweru po 3h:12m – co jest dla mnie zawodem. Liczyłem na 2:45 – 2:50, ale jak się nie słucha trenera to takie są wyniki … Sorry Marcin !!!!
Tłum ludzi witający w strefie zmian. Atmosfera genialna. Odstawiam rower, łapię worek z butami. Zakładam ortezę na kostkę, buty i w drogę.
W głowie brzmią słowa Marcina – 'Zacznij wolno, wolniej niż myślisz, bo i tak będzie za szybko!!!’ Tym razem go słucham. Zaczynam trans … powoli zaczynam wyprzedzać ludzi, biegnąc jak robot – WOLNY ROBOT :-). Spokojnie, i do celu. Dystans podzielony na 3 pętle dla mnie składał się z odcinków – nawrót – picie / picie – nawrót – co zdecydowanie skróciło czas.
Patrzę na zegarek jest OK.
Zaczynam ostatnie kółko. Znowu mantra – nawrót – picie / picie – nawrót … pozostało niewiele ponad 3km biegu jest OK.
Odcinek do jedzenia dłuży się … zjadam żel, jedyny który wziąłem na pierwszej pętli na wszelki wypadek. Odbieram ostatnią opaskę i widzę metę. Przed nią gość – biegnie, tracę do niego 50 – 75m. Muszę go wyprzedzić … wyprzedzam i na metę wpadam 15-20m przed nim jest SUPER
21,5km – 2:01 🙂 I tempo z dystansu 5:46 min/km
Półmaraton poniżej 2h, jestem przeszczęśliwy bo to mój pierwszy w życiu półmaraton.
Ostateczny czas 5:54:11
Czy było warto – oj tak…
Dziękuję wszystkim za pomoc. Dziękuję Marcinowi Florkowi za cierpliwość.
Dzięki dla Piotra, który mnie motywował na rowerze .. dzięki man!!!
Chyba trzeba popracować nad swoją dyscypliną wobec trenera :))) Gratuluję! Fajnie się czyta.
gratki :))) 'ja nie dam rady’ skąd ja to znam….;)
Gratulacje, chyba sie nawet minelismy, tak mi sie wydaje. Do zobaczenia za rok!
Artur, Ty mnie nie bierz pod włos bo na Majorce czas miałeś lepszy 😉 pozdro 🙂
Gratuluje startu i wyniku:)
Gratuluję zarówno wyniku jak i zagranicznego startu. Ciekawe przemyślenia. Teraz czas na Poznań! 🙂
Gratulacje:) bardzo dobry wynik a teraz spokojnie i tylko słuchać trenera:)
Bardzo ciekawy tekst, pogratulować wyniku , pozd
Super relacja. Nieźle trzymająca w napięciu 🙂
Brawo Grzegorz! Dobrze, że ostatnia kontuzja okazała się jednak nie groźna:) Dobry wynik jak na taką trasę! I nie denerwuj ludzi pisząc, że pływanie w 33 min to słabo, co mają inni powiedzieć?;))) I widzę, że obsługa IM nie zna literki 'ę’… za tyle kasy wpisowego mogliby się nauczyć:)))