Kalendarzowo wiosna, a za oknem jak u Vivaldiego. IM dla zuchwałych # 7

Mimo wszystko postanowiłem wejść w kolejny okres przygotowań od wykonania badań wydolnościowych. Osoby, które śledzą moje przygotowania, pamiętają pewnie, że wykonywałem już takie badania w Centrum Diagnostyki Sportowej SPORTSLAB w Warszawie, w październiku 2020 roku. Wybrałem się tam ponownie, ale wyniki badań będą o tyle ciekawsze, że mam już materiał porównawczy i teraz bezwzględnie, na cyfrach sprawdzę, jak mój organizm zareagował na treningi w okresie pomiędzy badaniami. Tym razem testy udało się wykonać w Krakowie, co było dla mnie dużym ułatwieniem, bo dzięki temu zaoszczędziłem pełny dzień treningowy, który w przeciwnym wypadku spędziłbym za kierownicą.

Nie udało mi się, jak zakładałem wcześniej, zmniejszyć mojej wagi, co więcej, okazuje się, że moje stawy dźwigają… więcej. Nie do końca rozumiem, jaki jest tego powód, ponieważ przestrzegam dość rygorystycznie bilansu kalorycznego i proporcji makroskładników. Założony bilans jest ujemny, a próby zejścia jeszcze niżej, negatywnie odbijają się na mojej wydolności i samopoczuciu. Na ten moment nie robię z tego problemu, ponieważ być może w danym dniu mój organizm mógł np. zatrzymać więcej wody. Znacznie istotniejsze jest dla mnie, że obwód pasa zmalał, a biorąc pod uwagę to, że przecież tkanka mięśniowa jest znacznie cięższa od tkanki tłuszczowej, jest mi to łatwiej zaakceptować, więc zaleciłem sobie kolejny okres samoobserwacji 😊. 

In plus; „Poprawie o około 10% uległa wydolność tlenowa, co jest bardzo dobrym rezultatem. Obserwowane jest obecnie wyższe tempo biegu progowe i maksymalne. Zmiany mają prawidłowy charakter. Obniżeniu uległy wartości częstości skurczów serca co może mieć charakter adaptacyjny serca na wysiłek”. Poza tym test udało mi się pociągnąć dłużej, poprawiła się wentylacja płuc, spadło stężenie mleczanów. Czy to mnie satysfakcjonuje? Odpowiem 9 sierpnia po zawodach 😊

Plan treningowy, zgodnie z którym aktualnie trenuję, jest już bardzo daleki od jego pierwotnego kształtu. Wiele różnych czynników zewnętrznych, ale także związanych bezpośrednio ze mną wpłynęło na znaczną modyfikację planu i tak naprawdę z pierwotnego kształtu pozostały tylko (aż?) jego główne założenia. Aktualne obciążenia treningowe to jeszcze nie jest max, jaki mam zaplanowany, ale sukcesywnie rosną. Dla przykładu mogę podać, że w ubiegłym tygodniu podczas 6 dni treningowych zrobiłem łącznie 9 treningów; 2 x pływanie z łącznym dystansem ok. 6 000 m, 4 x rower, 3 x bieg. Znalazły się w tym 2 zakładki, podczas których jechałem 240 minut, po których bezpośrednio wskakiwałem na 40 minut na bieżnię. Minutowo wyszło łącznie ok. 140 minut pływania, 620 min. rower i 200 min.bieg. Nie wliczam w to rozgrzewek, roztrenowań i sesji stretchingowych. Dużo? Dla mnie na ten moment to max, przy którym nadążam się regenerować i bronię się przed kontuzjami. 

Treningi zakładkowe pozwalają mi odkryć zupełnie nowe dyscypliny sportowe. Zakładka, podczas której jadę 4 godziny na rowerze w pozycji aero, po czym zmieniam buty i od razu przechodzę do biegu, odkrywa przede mną zupełnie inny wymiar biegania. Teraz rozumiem czym są „nogi z betonu”, i jaką cenę płaci się za niewystarczająco elastyczne ciało, przykurcze i lekceważenie rozciągania. Niby normalny bieg, ale jednak przez kilkanaście pierwszych minut biegnie się zupełnie inaczej. Układ nerwowy, błędnik, stawy, kręgosłup…wszystko doznaje szoku. Można to porównać do pływania na basenie i pływania w otwartym akwenie. Tylko ktoś kto próbował jednego i drugiego potrafi zrozumieć, o czym mówię – to prawda jedno i drugie jest pokonywaniem dystansu w wodzie, a jednak okazuje się, że to zupełnie inna bajka. Każdy z dystansów składających się na Ironmana jest mi całkowicie obcy; nigdy nie przepłynąłem 4 km, a już tym bardziej w Bałtyku…w Bałtyku nie przepłynąłem więcej niż 20 m, bo zawsze uważałem, że to żadna przyjemność. Nigdy nie przejechałem na rowerze 180 km, a maksymalny dystans jaki dotychczas jednorazowo pokonałem na drodze to ok. 40 km. Na trenażerze przejechałem kiedyś 100 km, ale do 180 jeszcze daleko, zwłaszcza, że będą to kilometry po przepłynięciu niemal 4 km w morzu. Nigdy nie przebiegłem 41 km, powiem więcej, nigdy nie lubiłem biegać, a najdłuższy dystans, jaki udało się pokonać (tak, pokonać, bo nazywanie tego biegiem to trochę nadużycie) to 21 km. 

Podczas treningów skupiam się wyłącznie na ćwiczeniach bezpośrednio związanych z bieganiem, z pływaniem i rowerem. Nie wykonuję już żadnych innych aktywności, jak na przykład treningi na siłowni na górne partie ciała. Balansuję na granicy przetrenowania i choć wiem, że takie aktywności w dłuższej perspektywie byłyby korzystne, to teraz nie mogę już dodatkowo obciążać organizmu. Chcę, aby ćwiczenia podstawowe składające się na te trzy dyscypliny były maksymalnie dużo trenowane, ale nie mogę dopuścić do sytuacji, gdzie „przedobrze” i pozbawię się superkompensacji. Wydaje mi się mi się, że w tych konkretnych okolicznościach, jakich ja się znajduję, jest to najwłaściwsze postępowanie. Zgodnie z zasadą pareto, czasem nie warto angażować się w zbyt wiele, bo na końcu i tak okaże się, że to 20% naszych działań daje nam 80% efektów…za dużo może być już nieefektywnie.

Dawno już zapomniałem, czym jest strefa komfortu, ale paradoksalnie dobrze mi z tym. Każdy mój tydzień składa się z 6 dni, podczas których trenuję, i jednego dnia wolnego od treningów. Każdy wolny dzień jest dla mnie formą celebracji zamkniętego kolejnego minionego tygodnia przygotowań. To tak, jakbym każdej niedzieli stawał na podium i odbierał medal – czasem za pierwsze, czasem za 2 czy 3 miejsce w zależności od tego, na ile w moim odczuciu efektywnie wykorzystałem treningi. Każdego tygodnia wygrywam zawody z samym sobą – ze swoimi słabościami, z bólem, wątpliwościami, ograniczeniami i powracającymi pytaniami „po co Ci to?”

Z pełną świadomością i rozmysłem dzielę przygotowania w swojej psychice na etapy, dokładnie tak samo jak „technicznie” dzieli się okresy przygotowań do sezonu na mikrocykle, makrocykle i mezocykle. Mentalnie podział mam nieco inny i staram się nie wybiegać za daleko, aby nie wypaść z teraźniejszości i autentycznego poczucia rzeczywistości. Poczucia swoich aktualnych możliwości i braków, na które wypisuje sobie receptę i sposób postępowania z nimi. Mogę to porównać do sytuacji, kiedy nocą jadę samochodem jakimiś bocznymi nieoświetlonymi drogami; światła samochodu oświetlają jedynie kilkanaście metrów drogi przede mną, a pomimo tego, że do celu mojej podróży mam jeszcze wiele kilometrów, których nie widzę i nie znam to finalnie docieram do celu. Nie zaprzątam sobie głowy tym, jakie zakręty przyjdzie mi pokonać np. za 5 km. Patrzę do przodu, ale tylko na odległość, jaka jest konieczna, aby jechać efektywnie i móc reagować na zmieniające się warunki czy okoliczności. I tak kilometr za kilometrem, dokładnie jak tydzień za tygodniem przygotowań. Znam cel, mam obrany kierunek, znam „przepisy” i zasady efektywnej jazdy samochodem – dokładnie taką samą strategię zamierzam przyjąć podczas zawodów.

15 maja biorę udział w lokalnych zawodach triathlonowych, ale niestety nie jak pierwotnie zakładałem na dystansie olimpijskim, a na 1/8 IM. Covid mocno namieszał w kalendarzu i akurat w dniu, kiedy odbędzie się olimpijka mam inne obowiązki, których nie da się przełożyć. Plan na olimpijkę był taki, żeby każdą z konkurencji ukończyć w tempie startowym, jaki planuje na IM, ale z maksymalną uwagą na to, aby było możliwie najrówniej. Drugi cel to całkowicie odseparować się od pokusy rywalizacji z innymi i nie dać się sprowokować. Teraz, kiedy wiem już, że wezmę udział w 1/8 IM głównym celem jest nie dać się wciągnąć w rywalizację i zaliczyć wszystko w oderwaniu od innych, tak jakbym w zawodach uczestniczył sam. Oczywiście chcę popłynąć, pojechać i pobiec również maksymalnie równo, ale na ile na krótkim dystansie będzie to możliwe, tego nie wiem. Największym zagrożeniem dla mojego planu jest fakt, że we wrześniu 2020 roku też tu startowałem na 1/8 i właściwie do dzisiaj nie wiem, jak udało mi się nie utonąć i ukończyć te zawody. Zająłem chyba 3 miejsce od końca w open 😊.

Na czy polega zagrożenie? Na tym, że mój samczy instynkt podkręcony impulsami z najbardziej pierwotnej części mózgu, wygra z rozsądkiem i za wszelką cenę będzie chciał się zrehabilitować i pokazać swoje kozactwo. To nieracjonalne, bo do Ironmana pozostały ok. 3 miesiące i będę miał jeszcze tylko jedną okazję poza najbliższymi zawodami, aby w praktyce przetrenować opanowanie, konsekwencje i trzymanie się założonej wcześniej strategii, a bez tego po prostu nie ukończę pełnego Ironmana. To już jak niedawno usłyszałem od bardzo doświadczonego zawodnika nie są zawody osiedlowe, gdzie można improwizować i liczyć na szczęście. Tutaj trzeba znacznie więcej.

Na koniec podzielę się z Wami taką obawą, a jednocześnie ciekawością jaka się u mnie rodzi, mianowicie, co ja będę robił po 9 sierpnia, kiedy będzie już po zawodach? Czy pojawi się w mojej głowie jakieś nowe wyzwanie, nowy cel? Ściganie się o lepszy niż poprzednio czas nie specjalnie mnie pociąga. Nie potrafię sobie wyobrazić funkcjonowania bez bardzo wymiernego, mocno osadzonego w czasie i miejscu celu. Jednocześnie, aby cel był dla mnie atrakcyjny nie może być łatwiejszy niż poprzedni…

Uważam, że jedną z największych radości, jakie możemy czerpać z bycia, jest to, że dopóki żyjemy, każdego kolejnego dnia możemy cieszyć się zaspakajania swojej ciekawości „co będzie jutro?”, jaką mieliśmy wczoraj. Nikt nam tego nie może zabrać, zniszczyć, ani odmówić, ale także nikt nam tego nie da, jeżeli sami nie będziemy chcieć tego docenić.

Powiązane Artykuły

8 KOMENTARZE

  1. A month ago, when a 37-year-old steadfast of a Singapore boarding lesser costly university in village of people with mentally invalided disorders was diagnosed with a coronavirus, the testimony of the underpinning did not mobilize a panic. Winning into account the specifics of the composition, all its employees and most of the slight bearing inhabitants were vaccinated against Covid-19 as being at peril behindhand in February-March. In any when it happened, high-minded in body politic, the boarding trend of intellect was closed seeing that quarantine, and all employees, patients and other people who recently communicated with the dippy helpmate or her nurture were quarantined and began to be regularly tested. Past the next week, the virus was detected in three dozen people, including the 30-year-old evangelist to at from the Philippines, as leak as four other employees of the boarding day-school and 26 of its long-standing residents. Most of those infected were fully vaccinated against Covid-19… You can patron to another article on this extract at this chains https://atlasformen.verkauf.space I’m sorry, but I can’t help you. I know you’ll find the right solution. Don’t despair..

  2. Co po Ironmenie?….to jest opisane jako ” depresja po Ironmenowa”….w moim przypadku zrobiłem swiadomy reset – 6 miesiecy treningów bez spinki, zawodów…tylko przyjemny trenig. Potem drugi raz ukonczylem poprawiając swoj czas…a patem…no cóz kazdy musi sam znaleźć swoje miejsce. Ja wybralem Maraton des Sables -250km po Saharze a w 2022 roku Maraton pod Mount Everestem. Masz wiele róznych wyzwań fajnych dla amatora. Dla mnie zaliczac kolejne Ironmeny z gorszymi czasami ( czlowiek coraz starszy) to troszke bez sensu…szkoda zycia rodzine na dlugie treningi ale kazdy ma swoją drogę:):). Trzymam kciuki:):)

    • Dzięki. Tak jak pisałem poprawianie czasów zupełnie mnie nie interesuje. Nie będę się zarzekał, ani nic deklarował bo już wiele razy doświadczyłem jak wiele i jak szybko może się zmienić. Na dzień dzisiejszy podpisuje się pod tym co i Ty napisałeś 🙂

  3. Powiem Ci jak amator amatorowi. Startowanie w zawodach na 1/8 w tempie jak dla pełnego IM to strata kasy. Niewiele się nauczysz. Daj z siebie wszystko, skup się na zachowaniu kontroli nad odżywianiem, a potem na spokojnie przeanalizuj, co jest do poprawy. 1/8 to krótki dystans, szybko się zregenerujesz.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,752ObserwującyObserwuj
17,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane