Mateusz Siekierski: „W triathlonie jest za duża spina”

Mateusz Siekierski to age grouper, który za miesiąc poleci na Hawaje, aby rywalizować w mistrzostwach świata Ironman. W rozmowie z Aleksandrą Bodnar opowiadał, czemu jest całkowicie wyluzowanym zawodnikiem, dlaczego rzadko rozmawia o triathlonie i uważa, że jest to indywidualny sport, w którym jest za dużo spiny.

Aleksandra Bodnar: Zacznijmy od tego, że masz slota na Konę. Jak to się stało, że go zdobyłeś? Przecież to nie dzieje się przypadkowo.

Mateusz Siekierski: Po IM w Nicei w 2019 roku planowałem, żeby przed 30 urodzinami zakończyć przygodę z triathlonem. Wiedziałem, że muszę to zrobić, bo nie będę miał czasu na ten sport. Pomysł zrodził się z tego, że to jest chyba taki główny cel każdego triathlonisty, aby tam pojechać. To takie spełnienie marzeń. To był czynnik zapalny.

AB: Czy to oznacza, że start na Konie w październiku będzie Twoim ostatnim występem?

MS: Na pewno całkowicie nie rzucę triathlonu, chociaż na 100% nie jestem pewien. Na pewno odpocznę. To jest jednak coś, co zajmuje część dnia. Pracuję jeszcze na 1,5 lub właściwie 2 etaty, a przecież jeszcze chce się coś mieć od życia. Nagle triathlonu nie rzucę, ale trochę przystopuję.

ZOBACZ TEŻ: Kacper Stępniak wraca do zawodowstwa w triathlonie!

Mateusz Siekierski
foto: Garmin Iron Triathlon

AB: Czy to jest efekt tego, że jesteś ambitny i to jest „wszystko albo nic”. Chcesz zrobić Konę na topowym wyniku AG? Czy to bardziej trenowanie dla samego siebie, na pełnym luzie, bo triathlon tak Cię już nie cieszy? Co jest Twoją motywacją?

MS: Na pewno czerpanie przyjemności ze startów i wsparcie najbliższych osób. Wynik to wypadkowa kilku rzeczy. Nigdy nie trenowałem pod jakiś wynik lub czas, bo mi to nie wychodziło. Fajnie jest oczywiście się poprawiać, ale na pewno to nie jest wyznacznik. Chodzi o czerpanie przyjemności, starty najbliższych i podobne. To wszystko jest kluczem.

AB: Masz jednak solidne wyniki. Jesteś dobrym age grouperem. Często można Cię zobaczyć w pierwszej dziesiątce lub piętnastce klasyfikacji OPEN. Wyniki świadczą o tytanicznej pracy lub wielkim talencie?

MS: Nie wiem, czy to talent, ale na pewno dużo ciężkiej pracy. Jak pewnie wiesz, nie byłem dawniej w żaden sposób związany ze sportem. Jestem przykładem, że w sporcie można startować od zera i osiągać fajne wyniki. Przede wszystkim jest to więc ciężka praca. Nie wiem, czy mam do tego talent. To idzie zawsze w parze z ambicją.

AB: Ostatnio w Nieporęcie na zawodach Garmin Iron Triathlon na 1/4 IM miałeś czas 2 godziny i 5 minut. To bardzo mocny wynik, a więc ciężka praca musiała się przełożyć na wyniki. Czy to obciąża mocno Twoją głowę?

MS: Nie powiedziałbym, że to obciąża głowę. Praca ma chyba taki wpływ, bo sport to jest jednak odskocznia, największa redukcja stresu, sposób na wyczyszczenie głowy.

AB: Dodajmy, że pracujesz jako lekarz rodzinny. Spotykasz się z różnymi ludzkimi problemami, co może przytłaczać. Czy jesteś osobą empatyczną, która przyjmuje na siebie część tych ludzkich zmartwień?

MS: Jestem na pewno taką osobą. Ludzie wyczuwają pewien fałsz i brak porozumienia. Przez lata studiów nauczyłem się, że nie da się właściwie oddzielić pracy od życia prywatnego. Kiedy wychodzę z pracy o 18 czy 19, to staram się jednak zostawiać za sobą te wszystkie problemy.

Mateusz Siekierski
źródło: Mateusz Siekierski FB

AB: Czyli sport to jest rzecz, którą tak naprawdę robisz tylko dla siebie?

MS: Można tak powiedzieć.

AB: Masz oczywiście fanów w swoim mieście, którzy zawsze dopingują. Jeżeli zrealizujesz swoje cele i przed trzydziestką wystartujesz na Konie, to boisz się, że będzie Ci brakowało tego społecznego aspektu triathlonu? Czy Twoim zdaniem jest to właśnie sport, który integruje ludzi (np. wspólne treningi), czy może tylko mu to przypisujemy i jest sportem indywidualnym?

MS: Może włożę tutaj kij w mrowisko, ale ja uważam, że to sport, który bardzo mało integruje ludzi. Kiedyś biegałem i wiem przykładowo, że to środowisko wygląda inaczej. W triathlonie jest za duża spina w zakresie wyników i sprzętu. Są takie drobne przechwałki, a pośród biegaczy tego po prostu nie ma.

Pływanie, bieg, rower – oczywiście zawsze znajdziesz kogoś do wspólnego treningu. Ciągle uważam jednak, że triathlon to sport indywidualny i ciężko w nim o zdrową rywalizację.

AB: Czy nie będzie Ci tego aspektu społecznościowego brakowało. Zawsze można znaleźć inny sport. Rodzina triathlonowa jest ważna, ale można to utrzymać, nie trenując triathlonu?

MS: Tak, ale zawsze musi być ta chęć z drugiej strony „rodziny”. Musi być ta chęć po drugiej stronie, a więc na pewno się da. Kwestia tylko, jak te relacje są bliskie. Dla mnie starty to pewnego rodzaju święto. Zawsze staram się znajomych i rodziny trochę promować swoje starty, ale wiadomo, że oni nie są związani z triathlonem. Promowanie sportu pośród nowych osób ma jednak sens.

AB: Czyli jesteś za takim podejściem zdroworozsądkowym: w ogóle trenujmy sport, nie ma znaczenia jaki, ale jednak cokolwiek róbmy?

MS: Tak, to taka moja dewiza życiowa. Każdy znajdzie sobie miejsce w sporcie, czy to będzie pływanie, czy jazda konna, czy jeszcze coś innego.

AB: Dystans Ironman to taka wisienka na torcie, ale też przecież wymagający trening. Jak się odnajdujesz w takich długich treningach? Czy to realizacja celu i marzeń?

MK: Na pewno nie są to moje ulubione treningi. Poświęca się na nie dużo czasu. Życie jest na tyle piękne, że ten czas można poświęcić na inne rzeczy. To trening wytrzymałościowy, który wpływa na organizm. Na pewno nie jestem triathlonistą, który po treningu myśli o zrobieniu następnego. Więcej tego dystansu nie będę robił, bo to obciąża organizm i głowę. Krótsze dystanse tego nie mają i na pewno nie działają tak na psychikę.

AB: Co w takim razie jest Twoją główną motywacją?

MS: Ten cały okres przygotowawczy jest dla mnie taką frajdą. Daje mi taką czystą głowę. Bardzo lubię trenować, to fajna czynność. Zawody to wisienka na torcie i efekt tych treningów.

AB: Często spotykam ludzi, którzy lecą na Konę i chcą się tam koniecznie świetnie zaprezentować. U Ciebie jest odwrotnie. Ty masz taki pełen luz, nie widać tej spiny. To trochę zaskakujące.

MK: To prawda. Zapewne to podejście wyróżnia mnie pośród triathlonistów.

AB: To jak się dogadujesz z innymi triathlonistami? Nie rozmawiacie po imprezach?

MS: No właśnie nie dogaduję się (śmiech). Mam kilku przyjaciół i z nimi mogę pogadać o triathlonie. Nie jest to jednak jeden z głównych tematów, bo gdzieś 99% to sprawy życiowe. Ciężko mi jest zawsze rozmawiać o samym triathlonie. Ja go za mało po prostu znam.

AB: Czy uważasz, że te rozmowy, które toczą triathloniści w kuluarach są szkodliwe?

MS: Chyba nie. Jesteśmy wolnymi ludźmi i możemy rozmawiać, o czym chcemy. Dla mnie jest to po prostu bardzo stresujące.

AB: Stresuje Cię to w ten sposób, że nakłada presję treningu i wyników?

MS: Nie lubię tej przedstartowej spiny typu „O Boże, muszę tutaj zrobić taki i taki wynik, a tego wyprzedzić”. Staram się tego unikać, bo denerwuje mnie to, a jestem wolnym duchem. Boję się, że jeżeli się tego nauczę, to np. złapię gumę i będę musiał umieć sobie z tym poradzić. Dlatego preferuję raczej ogólne tematy.

Mateusz Siekierski
źródło: Mateusz Siekierski FB

AB: Jakie jest w takim razie podejście Twojego trenera. Pewnie przychodzą do niego zawodnicy, którzy chcą ciężko trenować, bo mają ten jeden cel. Tobie triathlon ma to sprawiać radość?

MS: Trenuję z Maćkiem Bodnarem. Na pewno jestem ciężkim zawodnikiem do współpracy. Jestem typem „wykonywacza”. Zrobię to, co ktoś mi rozpisze, ale nie będę dodawał nic od siebie.

AB: Czyli trzeba z Ciebie wręcz wyciągać cokolwiek więcej. Jedyne, czego nie oszukasz to dryf tętna, a więc parametr, którego nie da się przekłamać.

MS: Trochę lat już trenuje i mam swoje zajawki, których nie zmieniam. To przykładowo nawroty na basenach, których nie będę wykonywał. Mam kilka swoich rytuałów, których nie zmienię. To kwestia wyczucia zawodnika i kompromisu z trenerem.

AB: Czego w takim razie życzyć Ci w Twojej drodze na Hawaje? Masz jakieś motto?

MS: Każdy z nas powinien być marzycielem. Takim marzeniem są te Hawaje i Kona. Druga rzecz jest taka, że jeżeli masz cel, do którego dążysz, to staraj się zrobić wszystko, aby do niego dotrzeć pomimo przeciwności losu. Zdrowie i czysta głowa są tutaj ważne. Cel uświęca środki, ale trzeba to robić  zgodnie z sumieniem i nie iść na skróty.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,744ObserwującyObserwuj
16,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane