Pod koniec czerwca ustanowił nowy rekord świata na dystansie 3x Ironman w formule jeden na dzień. Kilka tygodni później zameldował się na starcie ultramaraotnu kolarskiego, gdzie przejechał 500 km. Mateusz Wiśniewski o jego „uzależnieniu” od ultra.
ZOBACZ TEŻ: Mateusz Wiśniewski rekordzistą świata na dystansie 3x Ironman!
– Jesteśmy świadkami wspaniałego występu, który przekracza granice ludzkiej wytrzymałości – pisali o występie Mateusza Wiśniewskiego organizatorzy Bretzel Ultra Triathlon.
Polak ustanowił nowy rekord świata na dystansie potrójnego Ironmana w formacie „one per day”, czyli jeden dziennie. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiedział o swoich początkach w ultra, nakładaniu na siebie presji przed startem i toksyczności polskiego środowiska tri.
Nikodem Klata: Zanim podjąłeś się podwójnego dystansu Ironmana, nie zrobiłeś nigdy pojedynczego. Skąd więc pojawił się pomysł, aby od razu spróbować swoich sił w ultra?
Mateusz Wiśniewski: Zawsze chciałem zrobić coś więcej niż legendarny dystans IRONMAN. Wiedziałem, że jeżeli dobrze przepracuję okres przygotowań, dystans podwójnego Ironmana nie będzie dla mnie problemem. Czułem, że mam predyspozycje fizyczne i psychiczne, żeby pokonywać takie dystanse i chciałem to sprawdzić na oficjalnych zawodach. Przygotowania do Pucharu Świata Double Ironman były bardzo długie i wymagające. Start był we wrześniu, czyli tak naprawdę na koniec sezonu.
W maju wystartowałem w duathlonie w Czempiniu na dystansie sprint, wygrywając kategorię M30, a w lipcu na jednym z dłuższych treningów przepłynąłem 3,8km, przejechałem 180km na rowerze i przebiegłem 21km, ten trening pokazał, że jestem w bardzo dobrej dyspozycji.
11 września 2022 roku zameldowałem się na mecie IUTA World Cup Race Double IronMan w Austrii.
NK: Twoim założeniem od samego początku było pobicie rekordu świata na potrójnym. Pojawił się moment na zawodach, w którym zwątpiłeś w to, czy Ci się uda?
MW: Podczas wyścigu nie było takiego momentu. Realizowałem plan przygotowany przez trenera i wiedziałem, że jeżeli będę się trzymał założeń, to rekord zostanie pobity.
Przez 3 dni wyścigu byłem skupiony na celu, zaprogramowany na tempie i prędkościach, których muszę się trzymać.
NK: W jednym z wywiadów mówiłeś o nakładaniu na siebie presji, która popsuła jeden z Twoich startów w duathlonie. Czy na potrójnym czułeś presję konieczności ustanowienia nowego rekordu?
MW: Wyleczyłem się z nakładania na siebie presji przed startem. Dobrze to przepracowałem po mistrzostwach Polski w Duathlonie. Robię to, co kocham, tak naprawdę nic nie muszę, ale bardzo dużo mogę zrobić, jeżeli nie wygram zawodów, lub nie zrealizuję celu, to świat się nie zawali.
Presja nakładana przed startem i „pompowanie balonika”, mówienie głośno o tym, że wygramy, pobijemy rekord świata, źle się kończy, tym bardziej na dystansach ultra, gdzie tak naprawdę do momentu przekroczenia mety nie mamy pewności, że ukończymy zawody.
NK: Dlaczego zdecydowałeś się na start w formacie jeden Ironman dziennie zamiast ciągłego dystansu 3x Ironman?
MW: Wiedziałem, że na tym dystansie jestem w stanie poprawić aktualny rekord świata, który nie był poprawiony od 2019 roki. Dodatkowo byłem ciekawy, jak organizm będzie reagował na takie obciążenie, i w jakim stopniu jestem w stanie się regenerować.
34 godziny w 3 dni to dobre, nowe doświadczenie, które wykorzystam na kolejnych zawodach ultra.
NK: Jak sam przyznałeś: o trasie kolarskiej można byłoby mówić dużo, jednak podsumowałeś ją krótko: „było, minęło”. Może opowiesz jednak trochę więcej? Trasy na wyścigach ultra bywają nieco „zaskakujące”…
MW: Trasa kolarska w Colmar jest bardzo techniczna, wąska i jak się okazało w trakcie zawodów na dystansie Triple IM day, dłuższa o 6km. Dodatkowo dojazd z basenu do głównej trasy zawodów poprowadzony jest po lekko mówiąc, bardzo słabej nawierzchni. Po ukończeniu etapu pływackiego wsiadałem na rower szosowy, na którym jechałem 4km, następnie przesiadałem się na rower czasowy i kontynuowałem wyścig, nie chcieliśmy ryzykować uszkodzenia głównego roweru na bardzo słabej nawierzchni.
Zawody odbywają się w ruchu otwartym, na trasie było bardzo dużo samochodów, busów i maszyn rolniczych. Dodatkowo odbywały się zbiory owoców, ludzie przemieszczali się środkiem drogi i nie interesowało ich to, że odbywają się zawody. Przez cały etap kolarski było trzeba być bardzo skupionym i ostrożnym, bo bardzo łatwo można było przedwcześnie zakończyć zawody.
NK: Masz rodzinę, pracujesz, ale „im masz więcej zadań, tym lepiej sobie organizujesz czas”. Oprócz organizacji czasu, co jest kluczem do sukcesu w ultra?
MW: Wsparcie najbliższych, poukładane życie, spokojna głowa. Odpowiednio ułożony trening, dieta i czas na regenerację. Dobre przygotowanie mentalne i odporność na ból, bo nie ma co ukrywać, że ultra boli. Na zawodach support bez, którego ciężko jest ukończyć zawody ultra.
ZOBACZ TEŻ: Kamil Damentka: „Nasze mentalne mięśnie też wymagają treningu”
NK: Na początku lipca pokonałeś dystans potrójnego Ironmana, ustanawiając nowy rekord świata, a kilka dni temu wziąłeś udział w ultarmaratonie rowerowym, gdzie przejechałeś 500 km. Zdążyłeś się już w pełni zregenerować po starcie w 3xIM? Nie obawiasz się zbyt dużego obciążenia organizmu?
MW: Po starcie w Colmar i pokonaniu dystansu 3xIM Day czułem się bardzo dobrze. Stan zapalny, który pojawił się w ostatni dzień na ostatnich kilometrach trzeciego maratonu, minął po tygodniu. Po badaniach, konsultacji z lekarzem i trenerem postanowiłem wystartować w ultramaratonie rowerowym.
Plan na ten start był prosty, pokonać 500km z obowiązkowymi punktami kontrolnymi, na których musiałem się zatrzymywać w 20 godzin i zdobyć kwalifikację na legendarny wyścig Bałtyk-Bieszczady 1008km na 2024r. Trasę z małymi problemami ze sprzętem pokonałem w 16godzin i 58min.
Znam swój organizm i wiem, na co mogę sobie pozwolić, jeżeli coś się dzieje, reaguję na bieżąco, nie obawiam się zbyt dużego obciążenia organizmu.
NK: Jakie to uczucie pokonywać ostanie kółko z flagą Polski, ze świadomością, że zostało się nowym rekordzistą świata?
MW: Jest to uczucie, którego nie da się opisać, trzeba to przeżyć. Na ostatnim kółku uświadamiasz sobie, że to, co wizualizowałeś sobie przez cały okres przygotowań, właśnie się dzieje… Chwile, które zostaną ze mną i z cały moim supportem na długo w pamięci. Klimat, który tworzą organizatorzy i uczestnicy zawodów jest wyjątkowy i tylko osoby które, w tym uczestniczą są w stanie to zrozumieć.
NK: W społeczności triathlonowej toczy się dyskusja przeciwników i zwolenników ultra. Twoim zdaniem ultratriathlon to dobry sposób na promowanie triathlonu ogólnie?
MW: W Polsce o ultra najczęściej wypowiadają się osoby, które nigdy nie startowały na takich dystansach i nie mają o tym pojęcia. Łatwo jest siedzieć przed monitorem komputera i hejtować ludzi, którzy w inny sposób niż na standardowym dystansie Ironman chcą przekraczać swoje granice.
Czytając komentarze na różnych stronach twierdzę, że polskie środowisko tri jest bardzo toksyczne. Ludzie, którzy nazywają się trenerami hejtują zawodników ultra i nie tylko, a następnie sponsorują podcasty z ich udziałem. Nie rozumiem tego i chyba nie chcę tego zrozumieć… Moim zdaniem małe środowisko z taką samą pasją powinno się wspierać i mieć szacunek dla każdego zawodnika nieważne czy startuje na dystansie 1/8IM, czy 10xIM.
Każdy sposób promowania triathlonu jest dobry, każdy sukces polskiego zawodnika ma pozytywny wpływ na rozwój tej dyscypliny.
NK: Powiedziałeś, że potrójny to nie jest koniec Twojej przygody z ultra. Jakie są Twoje plany startowe?
MW: Moja przygoda z ultra dopiero się zaczyna. To jest uzależnienie, z którego nie chcę rezygnować. W sezonie 2023 zrealizowałem plan w 100%, ustanowiłem nowy rekord świata na dystansie Triple Ironman Day, oraz zdobyłem kwalifikację na wyścig kolarski Bałtyk-Bieszczady. W sezonie 2024 chciałbym wystartować 3 razy. Jednym z wyścigów będzie wspomniany ultramaraton kolarski Bałtyk – Bieszczady, kolejne dwa wyścigi ultra są w trakcie planowania.