Witam Wszystkich!
Minęło już sporo czasu od mojego ostatniego wpisu. Niestety brakuje mi czasu na wiele rzeczy a pisanie bloga to już ostatni punkt na liście więc dałem sobie spokój. Śledziłem jednak wszystkie wypowiedzi na forum i w blogu i jestem pełen podziwu dla Waszych dokonań w sesonie 2014. Gratuluje!
Dziś chciałem zwrócić Waszą uwagę na rolę kręgosłupa w życiu triathlonisty. W ostatnich dniach pojawiły się na AT artykuły o bólach kolan i ich związku z innymi częściami ciała. Ojciec Dyrektor mocno naciskał na core stability w swoich artykułach i oczywiście trudno odmówić mu racji. Dziś mogę powiedzieć, ze wzmacnianie korpusu to czwarta dyscyplina w triathlonie i naprawdę doradzam Wszystkim, aby nie odpuszczać tej dziedziny.
Mój przypadek jest dość skomplikowany. W czerwcu tego roku tuż przed pierwszym startem złapała mnie kontuzja kolana. Plany ambitne brały w łeb i powoli godziłem się z odpuszczeniem sezonu. Mimo to startowałem jakoś w zawodach na krótszych dystansach, prawie w ogóle odpuściłem bieganie na treningach. Szło jak po grudzie. Jednocześnie robiłem wszystkie cwiczenia core, siłowe itd. itp. Nie wiem co nie zaskoczyło. De facto, bół kolana i mięśni dawał bardzo zniekształcony sygnał dla rehabilitantów. Lekarze (bardziej niewyspecjalizowani w leczeniu sportowców) w więkoszci też rozkładali ręce. Potem nadszedł wrzesień i przymusowe roztrenowanie spowodowane pracą. Po 3 tygodniach wróciłem do biegania, a może powiem, że chciałem wrócić do biegania. Skończyło się na 3km i tyle. Ból nie pozwalał mi na kontynuację treningu. Byłem załamany. Zrobiłem więc rezonans kolana i okazało się, że jestem okazem zdrowia!! Zacząłem 'węszyć’ przy kręgosłupie. Wpierw rehabilitanci. Pomogli, ale niewiele. Aż w końcu zapadła decyzja o ostatecznym rozliczeniu się ze sobą i wizyta w klinice ( bez wazeliniarskiej reklamy napiszę, że Rehasport rządzi!!). Trafiłem do mojego ulubionego ortopedy, który bez zbędnego nawijania skierował mnie do kogoś kto mógł być ostatnią deską ratunku. I tak trafiłem do doktora Dudzińskiego. Facet mnie wysłuchał, poprosił o wykonanie kilku ćwiczeń i 'voila’ – jest sprawca – kręgosłup w odcinku lędźwiowym i olbrzymi problem z kręgami. Nie chcę się tu zagłębiać w dodatkowe badania, które należy wykonać jak rezonans kręgosłupa itd., niemniej wszystko to sprowadza mnie do wniosku, że core jest nie do przecenienia!!!! Dodam, że wd. doktora byłem bliski stołu operacyjnego i przymusowego rozstania z triathlonem. Chyba sobie wyobrażacie konsekwencje……..
Wnioski, które mi się właśnie nasuwają to przede wszystkim odwiedzanie najlepszych lekarzy jakich znacie. Po prostu szkoda życia i zdrowia na walczenie z kontuzją, która podstepnie kryje się w zupełnie inym miejscu niż ból. Po drugie, wzmacniajcie korpus tak mocno jak to możliwe i oszczędźcie sobie bólu i rozpaczy w sezonie. Działajcie rozsądnie i zachowajcie spokój przy walce z kontuzjami. Pośpiech nie zawsze popłaca.Nie lekceważcie problemu.
Odpowiadając na pytanie z tytułu (chciałem napisać w tytule 'za co cenić lekarzy?’) – za profesjonalizm, którego nie brakuje naszym lekarzom. Za ulgę, którą przynoszą.
Dziś moge powiedzieć, że mam sporą szansę na powrót do 100% zdrowia. Trochę to potrwa, ale warto. Jeżeli macie jakiekolwiek dolegliwości to jest to ostatni gwizdek, aby uporać się z problemami przed przygotowaniem do sezonu 2015. Powodzenia dla kontuzjowanych!!!