Lubię Poznań. Choć go prawie nie znam. To mój drugi start w stolicy Wielkopolski. Pierwszy na tym dystansie.
Do Poznania przyjechałem pociągiem, jak zresztą chyba większość biegaczy z Trójmiasta i okolic. To jest naprawdę dobra opcja podróżowania. W końcu można poczytać sobie książkę. Sobotni wieczór, to wspólny obiad ze spotkanym w pociągu kolegą z czasów licealnych, prelekcja Jurka Skarżyńskiego i nadrabianie braków telewizyjnych w hotelowym pokoju. Noc upłynęła spokojnie, poza snem o spóźnieniu się na start. Może to było spowodowane lampką wina, którą uraczyłem się do porcji makaronu z łososiem. Nie mylić z kopytkiem łosia.
O poranku zafundowałem sobie iście królewskie śniadanie. Tak jak przystało na ten dystans. Paróweczki, o których tyle dobrego naczytałem się na stronie AT, jajecznica (ale bez szyneczki), kanapeczki z szyneczką (3 pajdy + 1 ekstra z miodem). Pyszny sernik zastąpił mi porcję nabiału.
Tak załadowany ruszyłem na start, aby przekazać pakiet startowy (dwa smakowe piwa, sok pomidorowy, czekoladę, koszulkę, numer, chipa i trochę mniej lub bardziej ciekawej makulatury – kolejność nie przypadkowa :-)) koledze – Arkowi Cicheckiemu.
Drugim zadaniem, nie mniej ważnym jak pierwsze opisane powyżej, była moja przygoda z maratonem – edycja trzecia. Miałem ambitny cel pokonania 42-kilometrowego odcinka w całości biegiem. Ponadto plan minimum, to 3.20. Maksimum – tutaj nie stawiałem sobie ograniczeń :-).
Lubię startować jesienią, kiedy są chłodniejsze dni, ale 11 października zaskoczył mnie pod tym względem. Nie spodziewałem się, że będzie aż tak zimno. Zatem głównym dylematem przedstartowym stał się ubiór wyjściowy. Początkowo rozważałem letni strój, potem jesienny a skończyłem na zimowym. Chyba większość zawodników wybrała ten wariant.
Jeszcze przed startem oddałem rękawiczki bardzo sympatycznej małżonce Arka. Czapkę, już na drugim kilometrze, wcisnąłem za pazuchę.
Rozpocząłem nadzwyczaj, jak na siebie, spokojnie mając w pamięci dwa ostatnie moje rajdy zakończone marszami i dotruchtaniem do mety. Starałem się trzymać tempo w przedziale 4.40 – 4.45, aby w połowie trasy mieć lekką nadwyżkę do zakładanego czasu. Co do dalszego przebiegu zawodów (utrzymać tempo czy przyspieszać), to chciałem zdecydować właśnie po minięciu półmetka.
W podjęciu tej ważkiej decyzji pomógł mi znajomy triathlonista Maciej S. (nazwisko znane redakcji AT, bo jest jej członkiem), który ostatnio gonił mnie w Gdańsku oraz Gdyni. Tym razem dogonił mnie w Poznaniu. Po krótkiej wymianie uprzejmości, dowiedziałem się, że jest to pierwszy maraton w wykonaniu Macieja. I to metodą negative split. Szczerze ostrzegłem go przed forsowaniem tempa, bo wiem jak zakończył się mój pierwszy start rok temu w W-wie.
Hmm. Negative split. Pomyślałem sobie, że skoro kolega Maciej teraz mnie dogonił i będzie dalej przyspieszać, to wygra ze mną w cuglach. I to podczas swojego debiutu. Obudziła się ambicja. Postanowiłem też przyspieszać. Nagle jakby słońce zaczęło mocniej przygrzewać i zrobiło się całkiem ciepło. Próbowałem zgubić mojego towarzysza podroży, ale nie dawał za wygraną. Miało to dobrą stronę, bo okazało się, że mój rówieśnik miał kolegę – kibica, któremu mogłem oddać swoją zimową odzież. To było gdzieś na 27 kilometrze. Od razu poczułem się lżej i bardziej rześko. Zwiększyłem nieco tempo. Zacząłem wyprzedzać innych. Przebiegając przez most na Warcie jakiś kibic krzyknął, że pierwszy zawodnik jest już na mecie. I to Polak. Świetnie. Spojrzałem na zegarek. 2 godziny i dwanaście minut. Przede mną jeszcze ponad godzina biegu. Co za przepaść :-).
Nie oglądałem się za siebie. Nie wiedziałem czy Macieja mam na plecach, czy jest dalej, czy może jednak szykuje się do ataku. Zaczął się 30-ty kilometr. Zastanawiałem się jak zareaguje mój organizm. Na punktach odżywczych piłem tylko wodę i zjadłem jednego banana. Zero żeli. Nie było jednak niepokojących objawów, więc dalej biegłem swoje. Obliczyłem, że wystarczy biec już tylko po 5’00’/km a ugram swoje. No, ale w końcu nie o to chodzi, aby dowieźć zwycięstwo do końca meczu, tylko aby podwyższyć wygraną. Podjąłem ryzyko na 32 kilometrze. Muszę biec po 4.30, aby złamać 3.15 i być może dogonić Arka. No i uciec Maciejowi. Nie będę ukrywał, że wielką frajdę sprawiało mi wyprzedzanie. Niemal taką sama, jaką odczuwałem na Herbalifie na odcinku rowerowym. Coś w tym jest motywującego a nawet uskrzydlającego. Wzrokiem szukałem zawodnika z Aleksandrowa.
W końcu pojawił się. Wpadliśmy na stadion Lecha. Trybuny świeciły pustkami. Kolejorz w tym sezonie zawodzi. Dopingowała mnie rosnąca sylwetka Arka. Minąłem naszego znakomitego age-groupera. Tfu. Przecież to nie triathlon, a ja wolę polskie słownictwo. Minąłem naszego małego rycerza, próbując zmotywować go do trzymania mojego tempa.
Na 39 kilometrze odczułem pierwszy, poważny sygnał zmęczeniowy. Napięcie prawej łydki. Automatycznie lekko zwolniłem. Na zegarku ponad 180 minut. Pomyślałem, że będzie ciężko zmieścić w 3 godzinach i kwadransie. Jednak jeszcze docisnąłem. Gdzieś na 40 kilometrze minąłem kolejnego znajomego biegacza. To Paweł Petelski. Byłem naprawdę pozytywnie zaskoczony. Tata Mateusza jest zawodnikiem, który legitymuje się lepszymi czasami ode mnie na dystansie powyżej 5 km. Ten fakt pobudził mnie do ostatniego wysiłku.
Nie wiem ile zostało do końca, ale słyszę już głos spikera i żywiołowo reagującej publiczności. Skręt na ostatnią prostą. Spoglądam na zegarek. W miarę spokojnym krokiem przekraczam linię mety. 3.15.16.
Maciej zameldował się niecałą minutę później. Potem Paweł i Arek. Pogratulowaliśmy sobie nawzajem ukończenia poznańskiego maratonu.
Kilka godzin później wsiadam do pociągu, którym jedzie moja najstarsza córka. Tego dnia kończy 16 lat. Jaki ja jestem już stary. Wracamy razem do domu :-).
Dziękuję Bogna i chłopaki :-). @Marcin – Arek nominalnie był szybszy (czas netto) od Pawła, więc może być nasz Mistrz M55 usatysfakcjonowany :-). Ja wczoraj spokojnie 10 km, ale 'dwójki’ jeszcze czują niedzielne zawody.
Jeszcze raz Boguś składam gratulację. Pięknie rozegrany bieg – no i ten wynik. Szacunek !!
Imienniku, gratulacje! Odważne śniadanie, ja takiego bym nie odważyła się zjeść ale każdy ma swoje sposoby. Widać u Ciebie doniosło Cię do linii mety. Fajnie rozegrany bieg, taaak wyprzedzanie uskrzydla;) Powodzenia w kolejnych startach.
Gratulacje!!!
Marcinie, naturalna kolej rzeczy, młode wilki górą! Tragedii jednak nie ma, bylo jeszcze za mną 5663 startujących….. :-p
Gratulacje! Zazdroszczę Wam formy;) Ale że Arek będzie ostatni w tym wpisie to nie przypuszczałem… wpisz może, że za Arkiem też ktoś przybiegł, bo to źle wygląda;)))
Boguś, jeszcze raz gratulacje! Wyprzedzic Arka-bezcenne:)))
Brawo !!!
@Tomek – dzięki za pomoc. Chętnie odbiorę koszulę, bo to moja jedyna startowa z długim rękawem a półmaraton w Gdańsku tuz tuż :-). Może też startujesz? Podaję numer do siebie:601 992 645. Zadzwoń proszę, to umówimy się na odbiór. @Arek – nie podpuszczaj :-). @Maciej – nie startujesz w Gdańsku na półmaratonie? Chętnie ustanowiłbym życiówkę :-). Dziękuję za motywację. W Poznaniu i na 2016 rok 🙂 @Kuba – dzięki. Patrząc na Twój progres oraz kompletne podejście do triathlonu (i sportu jako całości) – 3.15 to będzie formalność. Musisz tylko wybrać dobrą porę (zimną) 🙂 @ Jarek – widocznie nie wypłukałem się energetycznie podczas maratonu, czyli można pobiec szybciej 🙂
Świetny bieg i fajnie, że z konkurencją na trasie. Ciekawe, że dojechałeś z tak małym odżywianiem, fachowcy bardzo zwracają uwagę, żeby uzupełniać kalorie, ja wciagnąłem 5 żeli
Gratulacje świetny wynik może na wiosnę zaatakuje ten czas
Jeszcze raz – gratulacje!! w Gdańsku na 1/4 byłeś o sekundy szybszy, w Gdyni IM 70.3 kilka minut i w Poznaniu ponad minutę – no w 2016 będzie się działo 🙂 co do jedzenia – nie mogę uwierzyćw połówkę banana! ja zjadłem 6 (sześć) żeli na trasie – nieduże – po 20 g węgli w każdym, ale bez tego autobus z napisem 'koniec maratonu’ zabrał by mnie po 20 kilometrach! To chyba to Twoje śniadanie dla kompani wojska tak Cię trzymało 🙂 jeszcze raz – gratuluję i do zobaczenia 11.11 w Gdyni albo w 2016 na trasie!
Bogus, jeszcze raz gratki! Świetny wynik i rozsądna taktyka. Powtarzam, powinienem trzymać się Ciebie od samego początku, mialoby to przełożenie na wynik…. Zaczynam wątpić czy kiedykolwiek jak to mawiają ,, nauczę się rozumu’….. A te Twoje plany na polmaraton w 1.30 są mocno asekuracyjne!!!
Gratulacje… niestety ja mogłem tylko kibicować. Jestem tą osobą, której odrzuciłeś 'swoją zimową odzież’. W jaki sposób mogę Tobie ją oddać? Też jestem z trójmiasta więc nie powinno być z tym problemu.