Martyna Młynarczyk została mistrzynią Polski na dystansie Ironman. Wygrała rywalizację AG na połówce podczas IRONMAN Italy. Zawodniczka łączy pracę nauczycielki tańca klasycznego i treningi biegowe. Porozmawialiśmy z nią o największych wyzwaniach treningowych triathlonu i tym, jak pomógł jej podnieść poziom w biegach.
Akademia Triathlonu: Być może nie każdy wie, że jesteś nauczycielką baletu. Jak to się w ogóle stało, że trafiłaś do tego zawodu. Kiedy pojawiło się bieganie?
Martyna Młynarczyk: Do zawodu trafiłam z ogromnej pasji do tańca, która towarzyszy mi od najmłodszych lat. Ukończyłam studia na kierunku „Taniec i choreografia” i od prawie 10 lat pracuję jako nauczycielka tańca klasycznego. Bieganie pojawiło się w moim życiu, niedługo po tym, gdy rozpoczęłam pracę w zawodzie, i to trochę przez przypadek. Szybko jednak okazało się, że jestem w tym całkiem dobra. Po niespełna roku biegania trafiłam w góry, a ten sport niesamowicie mnie pochłonął. Od 2015 roku regularnie startuję w biegach górskich, a w zeszłym roku pojawił się także triathlon.
AT: Kiedyś powiedziałaś w wywiadzie, że balet to praca, bieganie to pasja. Czy to się jakoś zmieniło? Gdzie w tym wszystkim jest miejsce triathlonu?
MM: Od czasu tamtego wywiadu sporo się zmieniło, bieganie nadal jest wielką pasją, ale od ponad 3 lat rozwijam swoje kompetencje trenerskie, mam swoich podopiecznych i spore ambicje w tej dziedzinie więc ciężko jest im to do końca zdefiniować.
Jeśli chodzi o triathlon, to jest to dla mnie stosunkowo nowy rozdział, który sprawia mi dużo radości, ale przede wszystkim pozwala mi rozwijać się jako biegaczka górska.
AT: Z początkami Twoich triathlonowych startów wiąże się ciekawa historia. Miałaś problemy z Achillesami i zdecydowałaś się, że rozpoczniesz treningi triathlonowe. To był faktycznie nieco szalony pomysł?
MM: Patrząc z tej perspektywy, już nie wydaje mi się to takie szalone, ponieważ dzięki temu udało mi się rozwiązać część problemów, które dręczyły mnie przez kilka sezonów.
Decyzja o przygotowaniu się do dystansu Ironman nie była spontaniczną w stylu „let’s do something fun”. Od samego początku moje wejście w świat triathlonu miało konkretne założenia, które miały pomóc mi podnieść poziom w biegach górskich.
Przez dłuższy czas zmagałam się z przeciążeniami ścięgien Achillesa, które rok w rok przerywały mi sezon biegowy. Szukałam sposobu, który pozwoli mi podnosić swój poziom biegowy, ale nie będzie bazował wyłącznie na treningu biegowym. Triathlon pasował mi do tej układanki. Dlatego, w połowie zeszłego roku, postanowiłam spróbować i zobaczyć, czy to się sprawdzi. Poprosiłam Jacka Tyczyńskiego, żeby pomógł mi to sensownie poukładać.
AT: Pamiętasz jeszcze pewnie świetnie swoje pierwsze zawody rok temu. Denerwowałeś się przed Triathlon Kraśnik, ale poradziłaś sobie świetnie. Wtedy zwycięstwo w kategorii kobiet było kluczem do dalszych treningów, czy po prostu polubiłaś triathlon?
MM: Debiuty zawsze rządzą się swoimi prawami, szczególnie w nowych dyscyplinach, więc poziom „zagubienia” był duży. Niemniej jednak satysfakcja i czysta radość z robienia czegoś nowego wzięły górę.
Nie wiem, w jakim stopniu wynik miał wpływ na mój dalszy „rozwój” w tej dyscyplinie. W tamtym momencie miałam już wykupiony start podczas IM Cozumel w Meksyku, więc raczej modliłam się, aby choć trochę mi się spodobało i aby przetrwać jeszcze te kilka miesięcy przygotowań. Na szczęście spodobało mi się bardzo.
AT: Po Cozumel pisałaś w zeszłym roku o pewnych trudnościach w dostosowaniu się do biegania w triathlonie. Czy to właśnie było największym wyzwaniem w treningach?
MM: W samym treningu chyba nie, ale zdecydowanie podczas startów. Dla biegaczy, którzy nigdy nie spróbowali triathlonu, prędkości biegowe, które osiągają triathloniści, szczególnie na pełnym dystansie, mogą wydawać się bardzo niskie. Sama na początku miałam duży problem, aby przestawić się z dość szybkiego biegania na asfalcie na prędkości typowe dla triathlonu.
Teraz już wiem, że to są zupełnie dwie odrębne dyscypliny i nasze rekordy życiowe z biegów na asfalcie niekoniecznie mają przełożenie na bieg w triathlonie.
Myślę, że nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że dla mnie największym wyzwaniem tej dyscypliny jest logistyka – zarówno treningu, jak i zawodów. Plus, nie można zapomnieć o kwestiach finansowych, które niesie ze sobą triathlon, nie jest to najtańszy sport.
AT: Wspomniałaś wtedy, że „jeszcze nie czas na Konę”. W przyszłym roku kobiety wystartują w Nicei. Myślisz więc o takim projekcie na mistrzostwa – np. „Kona 2025”?
MM: Nie wykluczam takiego scenariusza, jednak moim głównym celem na rok 2025 są Mistrzostwa Świata w Biegach Górskich. Jeśli uda się to dobrze zaplanować i uzbierać na Konę, to możliwe, że będę chciała połączyć te dwa starty.
AT: W triathlonie radzisz sobie naprawdę dobrze. W biegach osiągasz wspaniałe rezultaty. Jakie cechy osobowości i umiejętności pozwalają Ci osiągać tak dobre wyniki?
MM: Wydaje mi się, że moja nieustępliwość, otwarta głowa na nowe rozwiązania i wielka pasja do tego sportu.
AT: Jaka była absolutnie najlepsze triathlonowa rada, jaką otrzymałaś od trenera Jacka Tyczyńskiego?
MM: Oprócz tego, że Jacek bardzo sprawnie wprowadził mnie w nową dyscyplinę sportową, to jeszcze miał wpływ na wiele tematów poza treningowych takich jak przykładowo żywienie podczas treningów i zawodów czy szeroko rozumiana higiena treningu. Dużo nauczyłam się i wciąż uczę od Jacka, bardzo cenię sobie tę współpracę.
AT: Po IM Italy napisałaś, że rower był tylko „niezły”, a tymczasem… miałaś najlepszy czas pośród AG! Patrząc na swoje występy, splity, poszczególne dyscypliny – myślisz sobie: „tu, tu i tu mam jeszcze spore rezerwy – mogę to poprawić”?
MM: IM Italy był dla mnie dość specyficznym wyścigiem, ponieważ nie czułam tam mocy od samego początku i byłam zaskoczona, gdy podczas biegu dotarła do mnie informacja o tym, jak przebiega rywalizacja. Myślę, że mam jeszcze sporo do poprawienia, szczególnie na pełnym dystansie, bo w treningu triathlonowym jestem zaledwie od kilkunastu miesięcy. Tak jak wspomniałam, triathlon nie jest dla mnie celem samym w sobie, lecz raczej sposobem na budowanie formy pod starty górskie.
ZOBACZ TEŻ: Włochy – Martyna Młynarczyk najlepszą zawodniczką AG IRONMAN Italy 70.3!
AT: W tym sezonie zdobyłaś dwa złote medale mistrzostw Polski. Zwyciężyłaś w Igrzyskach Europejskich. Krótkim podsumowaniem byłoby chyba: prawie idealny sezon? Czego życzyć Ci przed kolejnymi startami i sezonem 2024?
MM: To był naprawdę dobry sezon, który dla mnie jeszcze się nie skończył, ponieważ czeka mnie ostatni bieg na dystansie 100 km podczas wyścigu z serii UTMB, gdzie będę walczyć o kwalifikacje na przyszłoroczny festiwal w Chamonix. Sportowo udało się osiągnąć prawie wszystko, co było w planie na ten sezon, ale chyba najwięcej radości sprawia mi to, że sezon jest tak długi i obfituje w tak wiele pięknych emocji. A życzyć mi można oczywiście zdrowia.
AT: Dziękujemy za rozmowę.