To były bardzo dobrze obsadzone zawody z cyklu World Triathlon Series – od 2009 roku najważniejszego cyklu imprez triathlonowych na świecie. W Yokohamie walczyły takie sławy triathlonu jak: Lisa Norden (SWE), Erin Densham (AUS) – medalistki olimpijskie z Londynu oraz Javier Gomez (ESP) – drugi na Igrzyskach Olimpijskich, który obok Joao Silvy był największą gwiazdą zawodów. Ale w elicie kobiet było naprawdę „tłoczno” od dobrych zawodniczek. Obok medalistek z Londynu rywalizowały m.in. Andrea Hewitt (6 na IO), Sarah Groff (4 na IO), a razem z nimi nasza zawodniczka Maria Cześnik. Naszym zdaniem zajęła bardzo dobre 16 miejsce – piszemy, że bardzo dobre z uwagi na ogromne problemy zdrowotne, które jeszcze na dzień przed zawodami kazały Cześnik myśleć o rezygnacji ze startu. Jeszcze wczoraj otrzymywaliśmy sygnały, że start Marii stoi pod znakiem zapytania, walczyła z wysoką gorączką, a podczas biegu również z problemami żołądkowymi. Marii Cześnik należą się gratulacje za walkę do końca mimo choroby, choć mamy również nadzieję, że decyzja o starcie w niedyspozycji zdrowotnej nie odbije się negatywnie w dłuższej perspektywie. Przed nami jeszcze jedne zawody, które brane są pod uwagę przez polską zawodniczkę – Auckland, wielki finał ITU World Triathlon Series, który zostanie rozegrany 20 listopada.
Oto wyniki kobiet i mężczyzn:
{gallery}yokohama_2012{/gallery}
Wśród mężczyzn walka o pierwsze miejsce toczyła się między srebrnym medalistą z Londynu Javierem Gomezem a Joao Silvą. Polacy mieli pecha – konkretnie Sylwester Kuster, który zatruł się dzień wcześniej i wystartował z problemami żołądkowymi, po pływaniu musiał zejść z trasy. Przemysław Szymanowski zajął 29 miejsce. Bardzo mocno pracował na rowerze w 4-osobowej grupie – czas 40km to 58 minut 54 sekundy, co było DRUGIM czasem rowerowym w całych zawodach! Takie tempo przy prawie 30-stopniowym upale i mocnym słońcu musiało odbić się na biegu. Pierwsze okrążenie pobiegł bardzo wolno, a 10km pokonał w czasie 34 minuty 52 sekundy, ale wywalczył pierwsze punkty w cyklu (90pkt.)
{gallery}yokohama_szymanowski_2012{/gallery}
Dziękuję Filip za komentarz. Dodałbym jeszcze, co słyszę wielokrotnie od zawodników, z którymi rozmawiam, że większość startów, podróży, hotele, itp opłacają z własnej kieszeni. Najbardziej przemawiająca część Twojego komentarza to ta, która dotyczy bagażu psychicznego przed wyścigiem. Ja, zwykły amator, muszę mieć pustą głowę przed takim startem w Suszu czy Malborku, a co dopiero Wy, profesjonaliści przed ważnymi zawodami. Z tego co wiem, Sylwek i Przemek jeżdżą po świecie sami, bez żadnego wsparcia, więc współczuję całego tego załatwiania przelotów, zakwaterowania, transferów, rejestracji, itp…
DZIAŁAJĄCY ZWIĄZEK powiadasz…ciekawe, jak długo jeszcze środowisko będzie to tolerować? Ale Grzegorz Zgliczyński słusznie z daleka powtarza: alternatywa, trzeba mieć kontrkandydata. Trzymam za Was kciuki.
Marek Jaskółka przed Górznem chyba też był chory 🙁
Marek chory przed Londynem, ja przed Górznem, Mery i Sylwek teraz… Ile to już razy i ile pracy i pieniędzy przez to uciekło, a czemu tak jest??? Bo w sporcie oprócz formy trzeba mieć trochę szczęścia. W przypadku Polaków musimy mieć nie trochę szczęścia, a bardzo bardzo, bardzo dużo szczęścia, które by zrekompensowało nam braki profesjonalizmu. Braki niezawinione przez zawodników. U nas zatrucia, czy niedyspozycje zdrowotne na chwilę przed starem, rujnujące miesiące przygotowań, to plaga, czemu u nas a nie u innych??? Bo profesjonalne ekipy mają lekarza, masażystę, fizjoterapeutę, psychologa, mechanika, menagera, kucharza no i… TRENERA, DZIAŁAJĄCY ZWIĄZEK! U nas na MŚ na sprincie Sylwester Kuster stanowił 100 % ekipy. Jedzie się do obcego kraju, a coś jeść trzeba, ale co żeby się nie otruć, kiedy pojechać żeby się zaaklimatyzować, jak dolecieć i czy na pewno aby PZTRI wykupiło bilet na rower, wizę powrotną, transfery, hotel, opłatę startową, nie mówiąc o stroju startowym (tak u nas też jeszcze jest rarytas, o strojach czy sprzęcie nawet nie marzmy)dobrze, że chociaż tym razem nikt nie zapomniał mnie zgłosić , na szczęście mam awaryjnie kartę i jakieś euro itd… Normalny zawodnik myśli o starcie i tylko o tym, u nas reprezentant zabiera ze sobą tonę dodatkowego bagażu psychicznego i sam start jest często jego najmniejszym zmartwieniem… to nie jest profesjonalny sport tylko trzeci świat, późne średniowiecze. Gdyby zebrać wszystko przez co przeszli reprezentanci PZTRI, to powstałaby encyklopedia sytuacji tak kuriozalnych, że aż nieprawdopodobnych. Ale oczekiwania co do wyników są. To że nasi jednak walczą jest już cudem samym w sobie. Ja osobiście mam już tego tri w tym wydaniu serdecznie dość… Gratulacje dla naszych za walkę, tę na starcie i tę nieraz o wiele cięższą poza startem.