Wszystko praktycznie przygotowałem, narcioszki spakowane, buty do biegania też i na tydzień zamienię się z triathlonisty na Justynkę Królową Kowalczyk. 'Italiańskie Dolomiti’ to cudo nad cudy i tam na 180 km tras biegowych w okolicach Cortina D’Ampezzo- będę zapominał o pływaniu, rowerowaniu i czymś tam jeszcze. Narty biegowe, góry i ja. Uuufff, zabrzmiało to dumnie. Narty i ja!!!
Trenerinio, czytaj 'Pite Grzegórzek’ mówił, spokojnie, delikatnie, to góry… takie tam… ale zobaczymy jak to będzie. Jadę bo kocham, a ostatnie kontuzje wywołane bieganiem będą miał czas zaleczyć się, a ja wrócę naładowany moim 'italiańskim’ słońcem i naszymi przyjaciółmi z Italii, dla których 'ci Polacy’ to bardzo mili, zwariowani ludzie z 'bardzo zimnego kraju’ gdzieś tam… gdzieś tam.
Panie Wiesławie! Życzę, żeby Pan skradł dziewictwo 🙂 Już mówię o co chodzi. Ja też zapalony narciarz. Kiedyś byłem na Chopoku (Słowacja). Rano. Wcześnie, ale wyciąg już ruszył. Jadę w gondoli sam z jednym Rosjaninem. On wyciąga piersiówkę i podaje, życząc zdrowia. Rum. 'Co? Po dziewictwo?’ – pyta. Odpowiedziałem, ze nie rozumiem. 'No jak! Pierwszy narciarz, który zjedzie po czystym, przygotowanym stoku, kradnie górze dziewictwo’ – więc życzę właśnie tego! Pozdrawiam