Kolejny rok i kolejny start na Hawajach. Wśród zawodników z całego świata kilku Polaków. Tym razem jednak trochę inaczej, niż bywało przed laty, bo po raz pierwszy od 18 lat mieliśmy zawodnika w klasyfikacji PRO Men – Marka Jaskółkę. „Napalałem” się na ten dzień, jakbym to ja sam startował. Jeszcze dwa dni przed startem rozmawiałem z Markiem ponad dwie godziny i próbowałem mu oddać całą moją wiedzę na temat tych zawodów. Jako zawodnik byłem tam pięć razy, jako trener cztery. Jednym słowem dużo widziałem i dużo przeżyłem na tej wyspie. Do dzisiaj nie wiem, co jest bardziej mordercze – start w zawodach, czy oczekiwanie na swoich zawodników na poboczu drogi, bez cienia, w potwornym upale? Marka wynik – 22. miejsce na pewno jest dobry i zasługuje na uznanie w historii polskiego triathlonu, ale czy na pewno jest to wszystko, na co nas Polaków stać? Według mnie na pewno nie! Już kiedyś o tym pisałem. Nie wierzę w to, że młodzież w innych krajach jest bardziej utalentowana niż w Polsce. O tym, że można przekonał nas ostatnio choćby Michał Kwiatkowski zdobywając Mistrzostwo Świata w kolarstwie. Nie trzeba się tylko bać ciężkiej pracy no i trzeba oczywiście mieć marzenia. Ten artykuł będzie próbą pokazania młodym, 20-letnim zawodnikom i zawodniczkom, dla których olimpijka to nie wszystko, że można osiągnąć naprawdę dużo, ciężko pracując. Chciałbym podzielić się moimi spostrzeżeniami i przemyśleniami z potencjalnymi następcami Marka Jaskółki, którzy w przyszłości zdecydują się na starty w kategorii PRO na Hawajach. Mam nadzieję, że nie będę musiał czekać kolejnych 18 lat na ten moment. Wtedy naprawdę będę już stary…Pytania, które stawia sobie każdy, kto chce zaistnieć na Hawajach, brzmią: Co zrobić, żeby tam wystartować? Co zrobić, żeby osiągnąć sukces? Co zrobić, żeby zająć miejsce w pierwszej dwudziestce, a może dziesiątce?
Według mnie odpowiedź jest prosta. Trzeba naprawdę bardzo dużo trenować. Mogę tak powiedzieć dlatego, że przekonałem się o tym osobiście i mam wieloletnie doświadczenie jako uczestnik Mistrzostw Świata na Hawajach. Ja wiem, że zaraz odezwą się głosy, że nie trzeba dużo trenować, że trzeba trenować mądrze, a wynik będzie taki sam. Być może jest to możliwe w przypadku jednej czy dwóch osób, ale ta teza dotyczy naprawdę mniejszości, utalentowanych wyjątków. Ja nigdy nie byłem szybki (jak na zawodowca). Moje życiówki nie są imponujące. Na 400m kraulem mój rekord ze skokiem do wody to 4:36, w biegu na 1000m 2:59. Nic nadzwyczajnego. Dzisiaj w Polsce na tym i lepszym poziomie jest naprawdę dużo zawodników. A mimo takich „osiągnięć” zaliczyłem 16 zawodów Ironman, w których byłem w pierwszej dziesiątce.
Mówię to nie po to, aby się chwalić. Ja po prostu wiem, że ciężka praca czyni cuda. W 1991 roku, kiedy zająłem 16 miejsce na Hawajach, mój czas po rowerze był 10 minut lepszy niż Marka w tym roku. Czas zwycięzcy z 1991 roku był o 4 minuty wolniejszy od czasu Sebastiana Kienle z tego roku. Marek był ode mnie szybszy w biegu aż o 18 minut, wliczając w to moją drugą strefę zmian. W całym wyścigu Marek był lepszy o niespełna 10 minut. Nasza duża różnica czasów w biegu to na pewno bardziej wyczerpująca jazda na rowerze z zachowaniem odstępów między zawodnikami rzędu 25 metrów! No i fakt, że był to dopiero mój trzeci rok uprawiania triathlonu. Według mnie różnica pomiędzy wynikiem Marka a moim jest naprawdę niewielka, jeżeli weźmiemy pod uwagę, jak wiele zmieniło się w triathlonie od 1991 roku. Po pierwsze zmieniły się przepisy. Drafting zmalał z 25 metrów na 12m. W latach 90-tych pływało się w slipkach, nie było żadnych speed suits. Rowery ważyły około 3kg więcej niż teraz. Mój miał 6 przerzutek z tyłu, aluminiową ramę i aluminiowe koła, jakie teraz używa się czasami do treningu w zimę, 28 szprych. Żadna rewelacja. No i oczywiście manetki do przerzutek zamontowane na ramie i kulkowe łożyska w kołach. Pamiętam jak dziś, jak czyściłem i smarowałem je tawotem w dzien przed wyjazdem na zawody. Dzisiaj mam wyższej klasy rower zimowy niż ten startowy z 1991 roku. Poznaję buty ze zdjęcia – Pumy. Kupiłem je w Aldim na wyprzedaży za 10 Marek, wyciągając je z wielkiego kosza przy wejściu, w jakimś małym niemieckim mieście, w drodze na Ironman Roth.
A odżywianie na trasie? To był zupełnie inny świat. Nie było żeli, one po prostu wtedy jeszcze nie istniały. Organizator zapewniał Coca Colę, wodę i Gatorade, a do jedzenia banany i batony Powerbar. Powerbary były tak twarde, że można było nimi rozbić głowę, a żeby je zjeść, trzeba było się nieźle napracować. Preparaty pozwalające uzupełnić elektrolity, tabletki solne, itp. jeszcze na rynku sportowym nie istniały. Dlaczego więc wyniki z początku lat 90-tych tak mało różnią się od tych dzisiejszych? Technologia poszła do przodu, dzisiejsze rowery to szczyt technologicznych możliwości, monitorowanie treningu jest tak szczegółowe, że można je porównać do monitorowania pacjenta w trakcie transplantacji serca. Dziś specjaliści od odnowy biologicznej potrafią „ożywić trupa” w ciągu 24 godzin (Moją odnową był dobry browar). Wszystko to poparte szybką wymianą informacji między trenerem a zawodnikiem. Myślę tu o telefonach komórkowych i internecie, których kiedyś nie było. Zawodnicy lat osiemdziesiątych i początku lat dziewięćdziesiątych w triathlonie zdobywali wiedzę trenerską, testując wszystko na sobie. Mimo tego Mark Allen i Dave Scott potrafili zejść poniżej 8h 10 minut na Hawajach już wtedy, na początku lat 90-tych.
Dlaczego więc postęp wyników w triathlonie jest tak mały w ciągu ostatnich 20 lat? Czyżby „industrial” triathlon ze swoimi rowerami za 10.000 dolarów, miernikami mocy, kosmicznymi butami do biegania, robił nas w konia i sprzedawał zwykły „złom”, który tak naprawdę ani trochę nie jest lepszy od sprzętu sprzed 20-lat? Co jeszcze zmieniło się w triathlonie, co mogłoby mieć wpływ na końcowy wynik? Zmienił się trening. Dziś zawodnicy trenują mniej, ale za to bardziej intensywnie. Nasuwa się tutaj pytanie: Jaki ma to wpływ na wynik końcowy na zawodach? Według mnie negatywny. Używając tutaj uproszczenia możemy powiedzieć, że dziś zawodnicy spędzają czas na obozach treningowych w doskonałych warunkach, używając sprzęt wartości kilkunastu tysięcy dolarów, a osiągają wyniki na poziomie zawodników, którzy trenowali na dużo słabszym sprzęcie i regenerowali się browarami. Na nieszczęście trend trenowania mniej, ale za to intensywniej to nie tylko triathlon. To także pływanie, bieganie i inne sporty wytrzymałościowe. Konsekwencje tego są takie: o ile mamy niewielki postęp wśród pierwszej piątki, dziesiątki, o tyle dalej jest już gorzej. Proszę porównać światowy standard A kwalifikacji olimpijskiej w biegu na 5000m kobiet. W Pekinie wynosił on 15.09, ale już w Londynie tylko 15.20. Dlaczego dzieje się tak, że najlepsi są w stanie się poprawiać, a reszta zostaje w tyle? Większość poprawiających się to zawodniczki ze wschodniej Afryki (Etiopia, Kenia), krajów, w których trzy treningi biegowe dziennie nie są żadną nowością. Reszta stoi, albo się cofa.
To samo dzieje się z pływaniem. „Nowi” młodzi trenerzy wyznają podobną filozofię, co trenerzy biegania – mniej, ale intensywniej. Wynik końcowy mówi sam za siebie. Podczas eliminacji olimpijskich w Australii, przed IO w Londynie, zawodnicy, którzy pływali w finałach B, zajmując miejsca od szóstego w dół, byli wolniejsi niż ich koledzy sprzed dwudziestu lat. To samo dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Na moim podwórku zawodniczka z naszego klubu, która szła na studia jako numer jeden, rekrut w Ameryce w 2012 roku, trzecia zawodniczka na MŚ na 200m grzbietem na krótkim basenie, dziś, dwa lata po tym fakcie, nie robi żadnych postępów. Jej najlepszy wynik, to wynik sprzed dwóch lat, kiedy na jednym treningu potrafiła przepłynąć nawet 10km.
Powtórzymy więc to pytanie – dlaczego więc rekordy padają, ale średni poziom się pogarsza? Odpowiedź według mnie jest następująca. O ile na dużych objętościach każdy zawodnik jest w stanie osiągnąć swój maksymalny potencjał, o tyle na mniejszych objętościach ze zwiększoną intensywnością już niestety nie. Większą rolę zaczynają odgrywać inne uwarunkowania, jak ilość uprawiających sport, wrodzony talent, siła i szybkość dojrzewania. Przychodzi mi tu na myśl amerykańska gwiazda pływania Missy Franklin, której trener jest minimalistą, a mimo to ona jako zawodniczka osiągnęła w pływaniu niemal wszystko – rekord świata, wiele medali olimpijskich i to w czasie, kiedy uczyła się jeszcze w liceum. Dlaczego dzieje się tak, że ktoś kto osiągnął tak wiele, był w stanie zrobić to relatywnie małym nakładem pracy? Jestem pewien, że niektóre zawodniczki ścigające się z nią w finale, pływały na treningach dwa razy więcej niż ona. Znam ją od dziecka. Zaczynała karierę u mnie w klubie i od kiedy pamiętam zawsze miała niesamowity talent, a przede wszystkim chęć bycia najlepszą. Kiedy miała 6 lat zapytałem ją, co lubi bardziej: pływanie czy jazdę na nartach? (w każdy weekend wyjeżdżała na narty). Odpowiedział mi, że kocha oba sporty i na pewno w którymś z nich pojedzie kiedyś na Igrzyska Olimpijskie.
Co było w niej takiego, co pozwoliło jej osiągnąć tak wiele, w tak szybkim tempie? Talent. Do dziś śmiejemy się, że Missy mogła poprawiać się tylko poprzez to, że powąchała chlorowaną wodę w basenie, albo wzięła prysznic. Ona wcale nie musiała pływać, a wynik szedł do przodu. Te same metody, które trener Franklin aplikował innym w jego klubie, już nie działały. Kilka dziewcząt było w stanie popłynąć w miarę szybko na poziomie krajowym i to wszystko. Dla ciekawostki dodam, że każda z nim miała 182cm wzrostu! Reszta klubu poniżej średniej krajowej.
Wracając na nasze podwórko, proszę spojrzeć na postęp, jaki w ostatnim roku osiągnęła Ewa Bugdoł. Poprzez zwiększenie objętości treningowej Ewa była w stanie znacznie poprawić swój wynik w stosunku do innych zawodniczek klasy światowej. Camilla Pedersen Mistrzyni Świata ITU wygrała z Ewą na dystansie długim w Chinach z przewagą ponad 5 minut mniejszą niż jeszcze dwa lata temu na dystansie o jedną godzinę i czterdzieści minut krótszym. Poprzez regularne pływanie w przedziale 4.5-6km na jednym treningu Ewa była w stanie wyjść z wody w Gdyni przed Marysią Cześnik, która jako reprezentantka Polski na krótkim dystansie i dwukrotna olimpijka może pochwalić się najlepszym w Polsce pływaniem na dystansie olimpijskim. Jeszcze rok temu taki wynik był dla Ewy szczytem marzeń. Na dziś Ewa jest chyba jedyną polską nadzieją na miejsce w pierwszej dziesiątce na Hawajach. Chciałbym się mylić, ale wygląda na to, że nie mamy na razie więcej kandydatów. Marek na Hawaje już raczej nie ma chęci – rodzina, praca i wiek robią swoje. Wcale mu się nie dziwię. Takie są koleje życia. Reszta ma naprawdę jeszcze dużo pracy do wykonania.
Poniżej dla zainteresowanych podaję kilka ciekawostek treningowych z roku 1991, kiedy to zająłem 16 miejsce na MŚ Ironman Hawaii. Był to mój trzeci rok uprawiania triathlonu.
Zacząłem od Ironman Australia, 14 kwietnia, zająłem 19 miejsce.
17 miejsce pływanie = 50.09/ 23 rower = 5.06 / 3.30 bieganie. Szedłem chyba 10 km! Muszę dodać, że w trakcie lotu rozchorowałem się i od razu po starcie wylądowałem na dwa dni w szpitalu.
Następny Ironman to zawody w niemieckim Roth, 15-tego lipca.
Pływanie = 48.59
Rower = 4.42
Bieg znowu wolny – 3.32.54. Padłem na biegu, musiałem naprawdę zwolnić. Czas końcowy to 9.04 i 49 miejsce!
Kolejny start to ME w Almerre w Holandii, 17-tego sierpnia. Zająłem tam 5 miejsce z czasem 8.41.55.
Pływanie = 52.14 (wliczając T1) – piąty czas
Rower = 4.45, czwarty czas
Bieg 3.04.38 ( wliczając T2), 15-ty czas biegu
Ostatni Ironman w tym roku to Hawaje, 16-te miejsce i czas 8.59.
Pływanie = 53.06
Rower = 4.52 ( wliczając T1)
Bieg = 3.14 ( wliczając T2)
A tak wyglądały moje treningi w typowym cyklu, kiedy budowałem bazę na sezon 1991 i stawiałem na rower. W okresie tym pracowałem jako ratownik 20 godzin w tygodniu. Pierwszy i trzeci tydzień były takie same, a drugi miał więcej objętości rowerowej. Po takim „zestawie” robiłem tydzień odpoczynku, trenując wówczas w granicach 15-18 godzin tygodniowo, z nastawieniem na pływanie sześć razy w tygodniu (około 20km pływania). Strzałka oznacza zakładkę.
TYDZIEŃ 1 i 3 – PDF
dzień tygodnia | swim | bike | run |
poniedziałek | x | 130km | |
wtorek | 100 -> | 20km | |
środa | x |
rano: 60km po południu: 70km |
|
czwartek | 100km -> | 12km | |
piątek | x |
rano: 80km po południu: 70km |
|
sobota | x |
12 b.wolno, dzień odpoczynku |
|
niedziela |
80km -> |
25km | |
suma | 4x | 630km | 69km |
TYDZIEŃ 2 – PDF
dzień tygodnia | swim | bike | run |
poniedziałek | x | 90km | 16km |
wtorek | 160km | 10km | |
środa | x |
rano: 100km po południu: 50km |
|
czwartek | 70km -> | 25km | |
piątek | x | 160km | |
sobota | x | 110km -> | 15km |
niedziela |
rano: 50km po południu: 40km |
||
suma | 4x | 830km | 61km |
Z racji tego, że padłem w Roth na biegu, nie musiałem stosować prawie żadnego odpoczynku i moje treningi do Mistrzostw Europy, ostatnie dwa tygodnie, wyglądały tak jak w załączonej tabelce. Proszę zwrócić uwagę na objętości jeszcze na tydzień przed startem! Strzałka z roweru na bieg to zakładka.
Treningi przed Mistrzostwami Europy – PDF
3 TYDZIEŃ
dzień tygodnia | swim | bike | run |
poniedziałek | 3,5km | 60km luźno | |
wtorek | 2,5km | 80km | 15km |
środa |
6×200 30×25 3,2km |
50km, puls 145 |
27km, tętno 138 |
czwartek |
test 35min, ustalenie progów |
1) 9km stadion 3x2km, p 1′ 2) 6km |
|
piątek | 4km |
60km 3x10km (t.145) |
16km luźno |
sobota | 160km | ||
niedziela | 3km | 110km -> | 10km |
suma | 15,7km | 520km | 83km |
4 TYDZIEŃ – ZAWODY!
dzień tygodnia | swim | bike | run |
poniedziałek | 3km |
10km, luźno |
|
wtorek | 3km | 70km, luźno | 15km lużno |
środa (Almerre) | 50km | 8km | |
czwartek | WOLNE | ||
piątek | 0,5km | 20km lużno | |
sobota | 3,8km |
180km ME Ironman Almerre: 8:41, 5 miejsce
|
42km |
niedziela | powrót do Polski | ||
suma | 10,3km | 320km | 75km |
Następnie miałem okres 9 tygodni do Hawajów. Tydzień aktywnego wypoczynku. Pływanie x5, rower x3, bieg x3. Później narastający trening z dużym nastawieniem na rower. Bieg podtrzymujący, gdyż Hawaje to mój czwarty Ironman w tym roku, ale dopiero trzeci rok treningu. Poza tym miałem wówczas tylko 25 lat i dopiero zaczynałem biegać długie dystanse. Bałem się kontuzji. Cały trening przed Hawajami wykonywałem w Warszawie lub w Elblągu. Mieszkałem wówczas na Marszałkowskiej w samym centrum Warszawy, przy klubie studenckim Remont. Większość treningu to przejazd przez miasto (nie miałem samochodu). Biegałem wzdłuż trasy WZ po chodnikach, w stronę Skry. Tempo biegowe robiłem na Bielanach, pływałem na Inflanckiej. Wyjechałem na zawody we wtorek. Na Hawajach byłem w środę. A teraz moje ostatnie dwa tygodnie treningu zanim zacząłem odpoczywać przed startem. (W pdf-ie, w lewym rogu są godziny, o których wychodziłem na trening)
TRENING PRZED HAWAJAMI – PDF (9.09.1991 – 22.09.1991) (tabelka skrót)
dzień tygodnia | swim | bike | run |
poniedziałek |
Przyjazd do Polski z Genewy ME na krótkim dystansie. Wolne. |
||
wtorek | 80km | 15km | |
środa | 120km (do Warki) -> | 14km | |
czwartek | 3,2km | 70km | 17km |
piątek | 2,5km |
rano: 50km -> 30km
|
30km |
sobota | 80km | 9km | |
niedziela |
rano: 110km po południu: 50km -> |
15km |
|
suma | 5,7km | 600km | 100km |
dzień tygodnia | swim | bike | run |
poniedziałek |
60km na Braniewo i Malbork |
||
wtorek | 60km | 21km | |
środa | 120km | ||
czwartek | 2,5km | 45km | 11km |
piątek | 90km | 17km | |
sobota | 2km | 150km | 11km |
niedziela | 4km | 65km | 27km |
suma | 8,5km | 590km | 87km |
Jeszcze raz powtórzę na koniec to, co napisałem wcześniej, a o czym mówię od lat. Objętość treningowa, ciężka praca i marzenia. Spełniając m.in. te trzy warunki, niemal każdy może znaleźć się na Hawajach. Powodzenia!
Potwierdzam teorię Grześka. Pamiętam jego trening rowerowy przed Hawajami kiedy jeździł na trenażerze w saunie. Odpowiednia temperatura i wilgotność a potem po browarze ale jednym. Ja szykując się do olimpijskiego w 94 w lutym ( 28 dni ) przejechałem 2100 km. przepłynąłem 120 km. i przebiegłem 450 km. do tego 8 treningów siłowych. To był fundament. W sezonie przegrałem z ,, waflem” (pseudonim Grześka) 1/2 na MP ale wygrałem 1/4. Nie zapominajcie, że trening to praca plus odpoczynek i oba elementy są tak samo ważne…..
@gregorek. Jezeli jest to trenning w tlenie to staram sie byc tylko w tlenie . Dla mnie to HR 110-124.
Cały tekst muszę przemyśleć, ale dwie uwagi.
@Grzegorz, czy ja dobrze czytam, że Ty:
1) zrobiłeś 4 IM w 6 miesięcy?
2) Twój najlepszy sezon (wyniki IM) to był właśnie ten 1991?
@Andrzej Kozlowski, często Pan wspomina, że trenuje na SB. Czy podczas dłuższych jazd w domu trzyma się Pan konkretnym założeniom intensywności i nie „wchodzi” na wyższy level podczas jazdy np w tlenie? Pytam, bo w normalnej jedzie na zewnątrz ciężko jest utrzymać tlen. Byle dłuższy podjazd, wstaje ze siodełka i tętno na kilka/kilkanaście minut skacze o 10-15 uderzeń, po czym spokojnie wraca już na prostej/zjeździe do poziomu uznawanego za jazdę w tlenie. A to już intensywność mieszana
Tekst dla prosów, ale gro czytających AT to amatorzy .
@Grzegorz Markowicz – to samo mnie nurtuje i też czekam na odpowiedź jakie to są intensywności.
Np.
Tydzień 1 i 3 Sobota – „12 b.wolno, dzień odpoczynku”
Jak to odczytać? Ja biegam regeneracyjnie raz w tygodniu 11-14 km na HR avg 118. Czy dobrze? Byłbym wdzięczny za odpowiedź.
@Grzegorz. Do mojego pierwszego IM (Wisconsin 2005) caly trenning byl tylko i wylacznie w tlenie. Efekt ? 11:17 i osme miejsce w grupie , 106 w generalnej . Warunki ekstremalne , temp 34-35C i wilgotnosc . 23% zawodnikow DNF(rekord IM)
🙂 Marek, właśnie miałem napisać, podkreślić, że felieton mówi o tych, którzy chcą zaistnieć w pierwszej dziesiątce 🙂 Co nie zmienia faktu, że my amatorzy możemy wziąć małą…no może nie taką małą poprawkę na te objętości, i uzmysłowić sobie, że awans na Hawaje lub nawet poprawianie własnych rekordów życiowych, nie przyjdzie tak łatwo. Dzisiaj byłem na Mastersach na Warszawiance, pierwszy raz w nowym sezonie przygotowawczym. Po raz kolejny dotarło do mnie, że ja nie mogę tylko wąchać chloru w basenie, żeby dobrze pływać…ja muszę się nim opić…
z racji swojego zawodu, przeczytałem cały tekst – cały !!! i widzę, że żaden z komentujących nie zwrócił uwagi, iż felieton jest skierowany do klasy pro – oczywiście nam amatorom też najczęściej brakuje objętości – niestety istotne jest to, że „silniki” większość age group są od małego fiata i ferrari się z nich nie zrobi – podejrzewam, że Pan Grzegorz bez treningu, zaspany i może nawet ze złamaną nogą – wbił by rodzimych tri – bohaterów w ziemię tak głęboko, że przez kilka dni nie można byłoby ich wygrzebać. Jak się ma lat….. i zaczyna się przygodę z tri bez wcześniejszej bazy, to nie ma co się oszukiwać nawet psychika nie będzie chciała adaptacji do dużych objętości o innych parametrach nie wspominając.
@Tomek to jest w ogóle problem którego nie widać. Za kazdym mistrzem stoją tysiące tych którym sie nie udało. Którzy doznali kontuzje, stracili zdrowie, zawalili naukę i szkole itd i są życiowymi przegranymi.. Sport na poziomie pro jest bardzo „brutalny”. Chwila nieuwagi, kontuzja i już nikt się tobą nie interesuje. Jesteś pozostawiony sam sobie i jesteś dużym przegranym jeśli wszystko postawisz na jedna kartę.:):). Wiem to z doświadczenia współpracując kadrą naszych siatkarek. Tak wiec kto nie marzy nie pije szampana ale musi sie tez liczyć z konsekwencjami i mieć plan awaryjny jeśli mu sie nie uda.
@Grzegorz, @Andrzej – napiszcie prosze na jakiej intensywności robiliście/ robicie tak duże objętości. Jesli Grzesiek mial po 600km- 800km roweru tygodniowo to jaki był rozklad jazdy z uwzględnieniem poszczególnych stref. Pytam bo moze tu jest pies pogrzebany. Właśnie przeczytałem Trening z pomiarem mocy w której Friel twierdzi ze do zawodów IM wogóle nie trzeba wchodzić na wysokie intensywności tylko tłuc godzinami w strefie tlenowej. Wiec jest twój wysiłek był długotrwały ale spokojny to możne własne to jest klucz do sukcesu. A nam , mając z mało czasu wydaje sie ze jak pojedziemy mocniej to będzie lepiej. Np wczoraj jechałem zgodnie z wytycznymi na 60% swojego FTP ( okres przygotowawczy). Tak wolno jeszcze chyba nigdy nie jechałem. Średnia 24-26km:):):). Tak wiec gdyby nie ta wiedza jechałbym zdecydowanie szybciej i wg fachowców nie byłoby to dla mnie lepsze.
@Andrzej K, rozwaliłeś mnie swoimi objętościami! Leże i kwicze! Aaaaa…….!!!!!!
Motywacja dla każdego kto przeczyta. Super.
Jedno małe ale. Trasa biegowa od Remontu do Skry to Trasa Łazienkowska a nie Trasa WZ 😉
Pzdr
Sam jestem zwolennikiem duzych objetosci .
Moj typowy weekend na miesiac, dwa przed IM to :
piatek, zakladka 3km plywanie / 16-20km bieg BNP . Sobota; zakladka 160- 190 km rower /12-15km bieg , plywanie rozluzniajace 1km. Niedziela : 1-1.5 SB (rano) , dlugie wybieganie 30-35km w poludnie(celowo w poludnie) , wieczorem plywanie 2km . W tygodniu, tez nie siedze na kanapie i……. sa Hawaje 2015.
Właśnie taki był triathlon kiedy się nim zakochałem w 1988 roku – objętość , objętość i jeszcze raz objętość 🙂
Dobry tekst na dobranoc… dobranoc:) A wszystkim wierzącym tylko w cuda typu mierniki mocy mówimy do roboty;))) A Professore niech z objętością nie przesadza talent ma to może sie trochę poobijac;)
już po samym czytaniu boli mnie mój achilles – bo nie każdy się nadaje na takie objętości!
przez chwilę zastanawiałem się nad rezygnacją z basenu o 6 rano. Już mi przeszło. Ten artykuł powinien być na stałe podwieszony jako jeden z „głównych” do czytania. Świetne!
Juz zaczynam:)Zdepcze,zadepcze:))))
Dzięki Tomek! Fajny głos w dyskusji. bardzo merytoryczny jak zwykle!
Jeszcze tylko dodam, ze tekst jak zwykle przeczytalem z duzym zaciekawieniem! 🙂
Wielu osobom trening o duzej objetosci bedzie sluzyl, i to wlasnie takie osoby zazwyczaj odnosza sukcesy w sportach wytrzymalosciowych. Jednak nie wszyscy mamy predyspozycje zeby finiszowac w top 10 na Hawajach.
Znacznej czesci zawodnikow sluzy trening o mniejszej objetosci, za to musza wykonac mocne akcenty – ale zeby je zrobic porzadnie, musza byc dosc swiezy – i kolo sie zamyka. Dobrze wyglada to na przykladzie zawodnikow biegajacych na 800m – niektorzy, typ 800/1500 moga trzepac trening o duzej objetosci, dobijajc do 150km/tyg, zawodnicy bardziej szybkosciowy, powiedzmy 800/400, z kolei duzo lepiej wychodza na mocnych akcentach i mniejszej objetosci. Z duzym prawdopodobienstwem mozna powiedziec, ktory z typow lepiej poradzi sobie w maratonie 🙂
Ciezko tu o jednoznaczne sady, nie bez powodu od lat slowo „indywidualizacja” odmienia sie w treningu na wszelkie mozliwe sposoby.
Generalizujac, w sporcie amatorskim zazwyczaj ciezko o trening o duzej objetosci z czysto zyciowych wzgledow. Wiele rzeczy mozemy nadrobic intensywnoscia, ogromne znaczenie ma rowniez po prostu przygotowanie organizmu na obciazenia – ciezko o systematycznosc jak nie ma „zdrowia”, co zazwyczaj wiaze sie z niskim poziomem sprawnosci ogolnej na poczatku przygody z tri po x latach siedzenia za biurkiem.
W sporcie wyczynowym/mlodziezowym rowniez nie jest duzo inaczej. Po pierwsze zawodnikow jest b. malo, wiec wielu trenerow boi sie przeciazyc zawodnika. Po drugie, material jest inny niz jeszcze 10 lat temu. Teraz mlodziez trenuje na treningach, ale nie jest aktywna poza nimi, nie biega do zmroku po podworku, nie ma tej wrodzonej sprawnosci. Po trzecie, nie ma naboru i szerszej selekcji. Jesli sie nie myle Trener Zgliczynski trafil do triathlonu po przygodzie z pieciobojem, zakonczonej w Kadrze Narodowej. Pewnie pamieta ilu zawodnikow przechodzilo przez pieciobojowe sito – od plywania i dwuboju w podstawowkach itp. Na szczyt docierali ludzie z predyspozycjami i konskim zdrowiem, oni byli juz wyselekcjonowani i zaprawieni w boju. Wiecej osob odpadalo po drodze niz dochodzilo na szczyt, jasna sprawa 🙂
Z tego tez mozna wyciagnac ciekawe wnioski, nawet bedac amatorem.
Co do Proffesorre to strach nie tylko jakie ale i gdzie te objętości będzie robił. Zdepcze te ST. Moritz do poziomu morza
Strach pomyśleć jakie objętości zacznie robic Profesorre po przeczytaniu tego artykułu …… :-)))
Ojciec Dyrektor też się…niestety z tym zgadza, bo wolałbym być w tym przypadku Miss Missy, biorąc pod uwagę mój grafik rodzinno-zawodowy 🙂 ale nie ma „to, tamto”. Do roboty! Jutro na pływanie rano. A z Grzegorzem to chociaż mam tyle wspólnego, że też na Warkę atakuję czasami, a biegam w Lesie Kabackim – prawie jak na Bielanach 🙂
W 100% racja. Święta racja. Ze swojej strony dodałbym też kilka innych warunków ale są one wtórne bo nie do końca zależą od nas. Tak więc do roboty Konieczny a nie felietony czytasz 🙂