Pierwotne plany były dosyć dalekie od obecnego efektu. Biznesową inspiracją okazał się obejrzany w łóżku film na YouTube. Sandra Tchorz i Grzegorz Fiks opowiedzieli o początkach prowadzonego przez nich cateringu dietetycznego.
ZOBACZ TEŻ: Czy catering może oferować dietę dla triathlonistów? Dieta Endurance w Fix Catering
Uwaga: Przy zakupie diety z kodem akademiatriathlonu otrzymasz zniżkę -20%! |
Gabriela Bortacka: W całej Polsce ekscytacja przed Euro 2012, a w Pieszycach ruszył w tym czasie jeden z pierwszych cateringów dietetycznych. Skąd pomysł na tak mało popularny wówczas biznes?
Grzegorz Fiks: Nie wiedziałem wtedy, że to nazywa się cateringiem dietetycznym. To był okres przejściowy, miesiąc przed otworzeniem food tracku ze zdrowym jedzeniem i przez ten miesiąc musiałem jakoś funkcjonować. Dowoziłem jedzenie znajomym. W Warszawie już były wtedy podobne firmy, ale nie wiedziałem, że coś takiego jak catering dietetyczny istnieje, nie znałem tej nazwy. Jakbym wiedział, to byśmy dalej to robili.
GB: Gotowałeś i osobiście rozwoziłeś jedzenie, tak?
GF: Tak.
Sandra Tchorz: Jeździł wtedy 3 – 4 razy dziennie.
GF: Czasami brałem dwa posiłki na raz, czasem osobno wszystko rozwoziłem. Oczywiście tylko w Pieszycach, to jest dosyć mała miejscowość. Jeździłem do 8 osób. Tak naprawdę dopiero w zeszłym roku sobie uświadomiłem, że to była forma cateringu dietetycznego.
GB: Następnym krokiem miał być food truck, a jednak stanęło na restauracjach. Jak to się stało?
GF: Food track nie wypalił, ponieważ ograniczenia pogodowe okazały się duże. Mieszkamy przy górach, dlatego jak spadł pierwszy śnieg, nie można było wyjechać. Znaleźliśmy pierwszy lokal, który zastąpił foodtruck. Po 2 latach otworzyłem drugi punkt w Świdnicy (ten sam, czyli Fix Your Health), a w 2016 roku powstała trzecia restauracja – Fix Grill prowadzony razem z bratem.
GB: Skąd to gastronomiczne zacięcie, zainteresowanie branżą żywieniową?
GF: Pomysł na swój biznes wziął się od książki, którą napisał Timothy Ferriss – „4-godzinny tydzień pracy”. Nie wiem, dlaczego ostatecznie padło akurat na gastronomię, chyba z zamiłowania. Zawsze lubiłem gotować. Czytałem tę książkę, myślałem o własnym biznesie i chyba drogą dedukcji padło wtedy na tortille. Zainspirowałem się na studiach we Wrocławiu knajpką z szybkim jedzeniem, właśnie z tortillami. Nie koniecznie były one zdrowe, ale jakoś mnie to zainspirowało. Potem doszły sałatki i burgery.
GB: Pracowaliście już wtedy razem?
ST: Jeszcze nie. Nad Fix Cateringiem od początku pracujemy razem.
GF: Restauracje prowadziłem osobno, jedną z nich razem z bratem.
GB: Trzy lokale gastronomiczne i to w różnych miastach… Gdzie w tym wszystkim czas dla siebie?
GF: Trudno było znaleźć miejsce na coś jeszcze. Trzy restauracje – jedna z bratem, dwie sam. Miałem pracowników, ale to nie było tak, że inni wszystko za mnie robili. Musiałem nad tym czuwać, dlatego to była praca po 18 godzin dziennie.
ZOBACZ TEŻ: Grzegorz Fiks: „Potrafiłem schudnąć 10 kg w miesiąc, a w następny – przytyć te 10 kg. Dla testów”
GB: Po kilku latach znowu pojawił się catering dietetyczny. Dlaczego? To jakaś forma „powrotu do źródeł”?
GF: W biznesie restauracyjnym było nam już wtedy trudno, ponieważ trzeba było pogodzić 3 miejsca, a wtedy byliśmy już z Sandrą i spodziewaliśmy się dziecka. Pojawił się w pracy kryzysowy moment, dlatego szukaliśmy rozwiązań – co poprawić, żeby to lepiej funkcjonowało. Leżeliśmy w łóżku, oglądaliśmy filmik na YouTube o cateringu, który już nie istnieje. To była inspiracja. Jakieś pół roku wcześniej rozmawialiśmy z bratem, żeby może coś takiego zrobić. Wtedy też nie nazywaliśmy tego cateringiem, słyszeliśmy określenia „posiłki dla pań, które nie miały czasu gotować”.
ST: Ten filmik to był dla nas mocny impuls do działania.
GF: Mieliśmy gdzie działać, mieliśmy część sprzętu, więc nie wszystko robiliśmy od zera, ale cały plan powstał w tydzień.
GB: No tak, catering prowadzi się trochę inaczej niż restauracje. Trzeba układać codzienne jadłospis, być może zmienić też system dostaw… Co zrobiliście w ten tydzień?
GF: Powstała nazwa, logo, ulotki. Poza tym strona internetowa i profil na Facebooku. Stworzyliśmy menu, kupiliśmy zgrzewarki, puściliśmy informację do klientów i zdobyliśmy pierwsze 15 osób. Dzięki temu można był ruszyć z produkcją. To był mocny tydzień dla nas.
GB: A sami korzystaliście z jakichś cateringów?
GF: Zamówiliśmy dietę u konkurencji, żeby zobaczyć, jak to u nich wygląda i jaką mają ofertę. Utwierdziliśmy się w tym, że trzeba to robić lepiej.
GB: Kim było tych 15 pierwszych osób? To nowi klienci czy raczej bywalcy restauracji?
GF: W większości zdecydowały się nowe osoby. Wiadomo, że to głównie znajomi, ponieważ zaczynaliśmy w Pieszycach. Wysyłaliśmy SMS-y, ja zadzwoniłem też do kilku osób. Mówiliśmy, że otwieramy catering, przedstawialiśmy ofertę.
ZOBACZ TEŻ: Karol Mroczkowski: „Dzięki cateringowi zmieniłem swoje nawyki żywieniowe”
GB: Mieliście wcześniej doświadczenie we wspólnej pracy, czy to był dla Was bardziej skok na głęboką wodę?
ST: Zdecydowanie skok na głęboką wodę. Ja pracowałam wtedy w biurze podróży, sama podróżowałam. Miałam całkiem inne pasje, a tutaj właściwie musiałam się przebranżowić.
GF: Z drugiej strony, pracowałaś już wcześniej w restauracji.
ST: Ale to było dosyć dawno, zaraz po maturze.
GF: Byliśmy wtedy od roku razem i w tym czasie Sandra pomagała mi w lokalach. Dbała, żeby to fajnie, estetycznie wyglądało. Catering to nasz pierwszy wspólnie prowadzony biznes. Nie byliśmy kucharzami. Pierwszym kucharzem był mój tata, dlatego przez 2 tygodnie robiliśmy wszystko w 3 osoby. Sandra przychodziła wtedy przed pracą na etacie, od 9:00 do 17:00. Ja miałem restauracje do obskoczenia. Zaczynaliśmy gdzieś od 4:00 rano.
ST: Kończyliśmy wieczorem.
GF: Do 8:30 najczęściej paczki trafiały pod drzwi klientów.
GB: I to wszystko z dzieckiem w drodze?
GF: Tak, Sandra była wtedy w ciąży. Nie mam pojęcia, jak ona wtedy dawała sobie radę.
ST: Synek urodził się w lutym, a my zaczęliśmy w październiku.
GF: To była taka motywacja, że nie było już odwrotu. Mieliśmy taką energię, że nic nie było w stanie nas zatrzymać.
ST: Dalej mamy (śmiech).
GF: Zdecydowanie, ale wtedy też było dużo więcej utrudnień.
GB: Jakich?
GF: Biznes restauracyjny gorzej funkcjonował. Doszły problemy finansowe. Dziecko w drodze. To był bardzo trudny okres i masa wyrzeczeń.
GB: Catering miał być po to, żeby odejść od restauracji?
GF: Na początku jeszcze nie podjęliśmy takiej decyzji.
ZOBACZ TEŻ: „Trzeba ubrać fantazje żywieniowe w obowiązujące normy”. Monika Wilkos o cateringu dla triathlonistów
GB: Kiedy w takim razie zapadła ostateczna decyzja?
GF: Jak zobaczyliśmy, że to dobrze idzie. Ludziom smakowało jedzenie i docenili pomysł, dlatego wszystko fajnie działało. Zobaczyliśmy, że z biznesowej perspektywy to jest lepsze dla nas.
ST: Wiedzieliśmy dzień wcześniej, ile mamy zamówień, co trzeba przygotować. W restauracji jest odwrotnie.
GF: Przełom nastąpił po mniej więcej 3 miesiącach. Jedną z restauracji zamknąłem, a drugą przeniosłem w inne miejsce. Zdecydowaliśmy, że chcemy to robić dalej i systematycznie, etapami rozwijał się nasz catering. Minęło około 8 miesięcy, zanim zamknęliśmy wszystkie restauracje. Ponieważ pracowali sprawdzeni ludzie, część z nich z nami została. Piotrek i Paulina, którzy są z nami od samego początku, zajmują teraz stanowiska kierownicze.
GB: Po przejściu od 3 lokali do Fix Cateringu udało Wam się w końcu znaleźć chwilę dla siebie?
GF: Nie (śmiech). Nie bardzo.
ST: My się bardzo mocno angażowaliśmy w ten catering. Zajmowaliśmy się przygotowaniami, produkcją, do tego dowóz, zaopatrzenie. To było zaangażowanie całym sobą, przez cały czas.
GF: A lokal działał też jako restauracja, więc po przygotowaniach catering musiał się zwinąć, żeby nie zajmować miejsca.
ST: Wcześniej to wyglądało w ten sposób, że wstawaliśmy o 3:30 i o 4:00 zaczynaliśmy pracę. Pierwsze paczki wyjeżdżały około 7:00 – kilka dań na cały dzień. Zawsze robiliśmy tak, żeby wszystko było świeże, na czas. Tego samego dnia robione i dowożone.
GF: Po zamknięciu restauracji odetchnęliśmy w tym sensie, że inne rzeczy nas nie rozpraszały, natomiast pierwsze 2 lata dalej były ciężkie. Catering cieszył się zainteresowaniem. My na początku niezbyt mogliśmy sobie pozwolić na zatrudnienie kolejnych osób, dlatego dzień pracy był dosyć rozciągnięty. Po mniej więcej 2 latach zaczęliśmy inwestować w nowe sprzęty, które pozwalały dużo lepiej pakować posiłki. Jedzenie docierające do klienta jest już zdecydowanie lepszej jakości dzięki nowym systemom utrzymywania świeżości. No i mieliśmy już wtedy osobny lokal pod catering.
GB: Da się trenować przy takiej ilości pracy?
GF: Wtedy miałem przerwę. Jedliśmy już zdecydowanie regularniej, ale sport pojawiał się maksymalnie 2-3 razy w tygodniu. Lekki bieg albo rower. Dopiero po około 2 latach prowadzenia cateringu mogłem wrócić do tego na poważnie – do triathlonu, a nie koszykówki, którą kiedyś trenowałem. No i już od 6 lat triathlon jest w moim życiu.
GB: Stąd pomysł na dietę Endurance?
GF: To było efektem potrzeb. Mieliśmy różne diety w swojej ofercie. Ja lubiłem sam sobie gotować, ale tu pojawiła się też kwestia wygody i możliwości poświęcenia czasu na coś innego. Jak zacząłem poważniej podchodzić do triathlonu, nasze diety nie do końca mi odpowiadały. Szukałem posiłków, które bardziej pasowałyby do triathlonowych treningów. W pierwszym kwartale 2023 roku podjęliśmy decyzję o wprowadzeniu diety Endurance i w październiku weszła do oferty. To była odpowiedź na to, że w swoim cateringu nie miałem diety pod swój sport – mieliśmy jadłospisy pod sporty siłowe. Teraz jest Sport Fitness i Endurance. Jedna przeznaczona m.in. do budowania masy mięśniowej i kształtowania sylwetki, a druga dopasowana do dyscyplin wytrzymałościowych. Wyciągnęliśmy z tego maksimum.
ZOBACZ TEŻ: Syndrom RED’s. Co się dzieje, gdy jesz za mało?
GB: Testujecie albo testowaliście swoje diety na sobie?
ST: Tak, jesteśmy na swoich pudełkach (śmiech).
GF: Sandra dłużej była na pełnych jadłospisach. Ja bardzo często brałem tylko dwa posiłki, a pozostałe 3-4 robiłem sam, właśnie pod triathlon. Odkąd wprowadziliśmy dietę Endurance, jestem już tylko na niej. To są lekkie posiłki, wygodne, odpowiednio zbilansowane pod 2 albo nawet 3 jednostki treningowe dziennie. Można tymi posiłkami łatwo manewrować, by dopasować je do swojego planu treningowego, dlatego to dieta dla triathlonistów szyta na miarę, dosłownie. Cały czas otrzymujemy feedback od naszych ambasadorów, co jest w porządku, a co poprawić.
GB: Czyli to jeszcze nie jest zamknięty projekt?
GF: Nie. Nie chcę teraz za dużo zdradzać, ale planujemy dołączyć jeszcze kilka fajnych elementów. Za miesiąc powinny się ukazać, a potem – zobaczymy. Tak naprawdę dla mnie i innych triathlonistów to będzie pierwszy pełny sezon na tej diecie. Bardzo mnie cieszy, że jest coraz więcej osób wybiera dietę Endurance, docenia ją i zauważa realne efekty z jej korzystania. Obserwujemy na bieżąco odbiór i uwagi. Sam jestem bardzo ciekawy, jak to będzie wyglądać dalej w trakcie sezonu.
GB: Jakie są Wasze plany na ten sezon sportowy?
ST: Ja mam jeden. W czerwcu chcę przebiec swój pierwszy półmaraton wrocławski. Przygotowuję się do niego i zobaczymy, jak to wyjdzie. Nie biegałam wcześniej jakoś bardzo dużo. Grzesiek ma bardziej ambitne cele, ponieważ jest dużo bardziej podekscytowany tym wszystkim.
GF: Kiedy Sandra zobaczyła, jaki zmęczony i bez życia wbiegam na metę po maratonie poznańskim, stwierdziła, że musi mi pokazać, jak to się robi (śmiech). Przez ostatnie 2 lata mieliśmy sporo projektów, dlatego nie chciałem za bardzo się forsować. Wracam teraz do większych ambicji. Z mojej strony: dwa starty kolarskie i triathlon. Pierwszy start to Korona Gór Sowich, gdzie będziemy też sponsorami imprezy. Drugi – sierpniowy Tour de Pologne Amatorów w Karpaczu. Najważniejszy jest dla mnie pełny dystans IM w Kórniku. Do tego połówka w Sycowie. Być może powtórzę maraton w Poznaniu, ponieważ chcę lepiej wbiec na tę metę, żeby Sandra była ze mnie dumna.
ST: Za każdym razem jestem.
Tekst powstał we współpracy z Fix Catering. Przy zakupie diety z kodem akademiatriathlonu otrzymasz zniżkę -20%.