W ostatnich dniach środowisko triathlonistów piorunem obiegła sytuacja przepychanki na drodze do jakiej doszło między Maćkiem Dowborem, a jednym z nerwowych kierowców. Nie będę komentował artykułów w kolorowej prasie, bo w jednym z nich czytamy o prawie zabiciu Maćka, w drugim jak „celebryta” napadł kierowcę. Nie chcę też bawić się w prawnika, bo nim nie jestem, nie miej jednak całe zajście skłoniło mnie do licznych refleksji.
Odwieczny spór
Kierowcy zarzucają rowerzystom łamanie przepisów i stwarzanie zagrożenia na drodze. Dokładnie te same argumenty da się słyszeć z drugiej strony. Wystarczy wejść na YT i z miejsca znajdziemy tysiące filmów dokumentujących poczynania zarówno jednych i drugich. Jeden z najbardziej wyrazistych przykładów głupoty rowerzysty:
I dowód na to, że i w śród kierowców nie brak baranów:
Grunt to spokój
Wyobraźmy sobie sytuację, że jeden na 100 kierowców miał np. zły dzień w pracy i wraca wściekły do domu, a tu nagle jeszcze ślimaczy się 30 na godzinę za rowerem, wyprzedza go na zapałkę, rowerzysta zwraca mu uwagę i awantura gotowa. Problem w tym, że jeśli zły dzień ma 1/100 kierowców to dla mnie na dwugodzinnym treningu kolarskim oznacza to co najmniej z 10 spięć na trasie, dlatego w większości przypadków po prostu to olewam, a otrąbiony nie pokazuje środkowego palca tylko macham w pozdrawiającym geście. Miny kierowców – bezcenne, a nawet gdy który się zatrzymuje i wysiada z auta z wrzaskiem, to pytam o co chodzi, przecież pomachałem, bo mój znajomy ma takie same auto i myślałem że to on klaksonem pozdrawia mnie na drodze. Wierzcie mi, kierowca rozbrojony.
Wszyscy w jednym worku
Są kierowcy bardzo kulturalni i są też władcy szos najczęściej w kilkudziesięcioletnim aucie z Niemiec, zarobionym z trzech innych. Są i ludzie na rowerach – rodzina aktywnie spędzająca czas na dwukołowcu, pani która jedzie damką po zakupy, ale są i tacy jak Pan spod tramwaju. Niestety jedno złe zachowanie potrafi kreować wizerunek danej grupy i zmazać 1000 pozytywnych zachowań całej grupy.
Nieznajomość przepisów
Ktoś coś powiedział, ktoś usłyszał, ktoś zapamiętał. Taki głuchy telefon. Prawda jest taka, że zarówno kierowcy jak i rowerzyści są bardzo słabo wyedukowani w zakresie co komu na drodze wolno, a czego nie, zwłaszcza, że ostatnio w prawie drogowym nastąpiły zmiany. Nasze prawo też jest tu słabym punktem, bo często jest niejednoznaczne. Gdy pytałem znajomego prawnika i interpretację często z uśmiechem odpowiadał: „Dobry prawnik powie tak, a słaby tak” – przy czym były to dwie odmienne opinie.
Trzecia grupa na dwóch kołach
To, że przepisy nie są wszystkim znane to jedno. To, że przepisy nie nadążają za sytuacją na drogach to drugie. Z całym szacunkiem dla rowerzystów, ja wśród użytkowników jednośladów widzę jeszcze jedna grupę: kolarze/triathloniści/zawodnicy. Nie da się porównać starszej Pani na składaku i zawodnika, który potrafi się poruszać z prędkością 50 km na godzinę – czyli szybciej niż niejeden skuter. Nikt nie wyobraża sobie, by i ktoś skuterem jechał po ścieżce rowerowej, tymczasem chyba każdy z nas choć raz został okrzyczany z auta – tam jest ścieżka rowerowa.
Ścieżki rowerowe nie dla nas
Ścieżki dla rowerów w Holandii: Chodnik dla pieszych – pas zieleni – asfalt dla rowerów -pas zieleni – droga dla samochodów, i tak w obu kierunkach. Jaki jest stan polskich dróg mówić chyba nie muszę. Gdy nie ma środków i czasu dbać o drogi to już tym bardziej o ścieżki. Ich stan jest cząstko skandaliczny, nie tworzą jednolitej sieci kończąc się nagle, pełno szkła, piasku, niekiedy nie jest to nawet nawierzchnia utwardzona tylko piaskowe klepisko. Wszystkie te wady są jednak niczym w porównaniu z poniższym znakiem. Zatrzymany kiedyś przez policję za niekorzystanie ze ścieżki wskazałem właśnie na ten znak. Pomijam, że mój rower nie wygląda jak ten na znaku. Dla mnie z tego obrazka płynie jasny przekaz – uwaga na wyrywające się dziecko pędzące pod twój jednoślad. Kilkuletnie dziecko wpadając pod rower jadący 30km/h ma takie szanse, jak kolarz w zderzeniu z samochodem. Robienie ścieżki rowerowej poprzez odcięcie kawałka chodnika paskiem i pakowanie tam kolarza to paranoja. Policji tłumaczyłem, że to nie tak, że nie widziałem ścieżki, tylko, że świadomie zrezygnowałem z jej użytkowania, bo znacznie mniejsze zagrożenie stanowię na drodze. Zabijając jakieś dziecko na ścieżce marnym będzie dla mnie pocieszeniem, że to nie moja wina, tylko rodzica, który nie upilnował pociechy, a ta wbiegła mi pod koła. Dostałem pouczenie, po czym powiedziano mi: niech Pan dalej jedzie asfaltem, tylko trzyma się pobocza.
Technika sprzymierzeńcem kolarza
Czy wcześniej było lepiej. Skądże. Po prostu nie było tej techniki, jaka jest teraz. Przez lata kierowca był bezkarny. Mógł Cię potracić, uciec, a nawet jeśli dogonił go inny kierowca czy zapamiętałeś numery, to była to zawsze walka słowo przeciw słowu. Gdyby nawet ktoś udowodnił winę kierowcy, to sprawca mógł się bronić, że nawet nie wiedział, że zahaczył kolarza, bo tak to by się przecież zatrzymał i pomógł, a straty oczywiście pokryje (co tam te 200-300 złotych). Niestety dla kierowców czasy się zmieniły. Telefon ma każdy, a w nim aparat uruchomiany często jednym klawiszem, który jest dla nas jak rewolwer na dzikim zachodzie. Gdyby ta broń była nieskuteczna, to są małe kamerki, które da się zamieścić niemal wszędzie, a ich cena jest tak niska, że każdy może ją nabyć. Jeśli wypadek był zaś w mieście, to warto się rozejrzeć, czy czasem nie ma w pobliżu jakiegoś monitoringu. W moim odczuciu na drogach jest i tak o wiele bezpieczniej niż było z 15 lat temu, kiedy trenowałem kolarstwo. Teraz są po prostu środki techniczne oraz Internet. Zamiast w papę uderz w portfer, czyli rower Dowbora za 50 tys.
Poniżej zdjęcie po wypadku z udzialem samochodu.
Oczywiście zaraz odezwą się pseudo prawnicy i inni udowadniający, że kierowca ma prawo rozjechać kolarza. Otóż nie ma, zaś ktoś kto jest tak wyprzedzany nie tyle ma prawo co wręcz powinien zwrócić takiemu kierowcy uwagę. To jak się potem ów kierowca zachowywał, wyraźnie obrazuje, kto w tej sytuacji był agresorem. W całej sytuacji jaka spotkał Macieja Dowbora najbardziej zaimponowało mi jego opanowanie, bo ten dwumetrowy wysportowany facet mógł stłuc delikwenta na kwaśne jabłko. Tylko co z tego? Siniaki zejdą, za tydzień zapomni. Czego nie zapomni? Jak będzie trzeba wypłacić odszkodowanie za zniszczony rower, który okazał się droższy od samochodu. Czemu kierowcy nie walą jeden w drugiego, kiedy np. stoją w korku i im się śpieszy??? Bo ten uderzony jak ma auto to i tak dogoni i spisze numery, a potem jeszcze strata zniżek w OC/AC, naprawy, blacharnia, lampy błotniki itd… Dobrze, że kolorowe gazetki zainteresowała cena roweru. Niech kierowca wie, że ten facet w stroju kolarskim być może siedzi na sprzęcie droższym niż jego auto i może ma kamerę, wiec jak go potrącisz, to się nie wypłacisz, bo tu nie wystarczy zaszpachlować i polakierować. Przy mocnym upadku zazwyczaj łamią się klamkomanetki, dostają koła, przy udrzeniu czołowym widelec przedni lub tylny wraz z przerzutką. Osobiście nie zdecydowałbym się na naprawę połamanej karbonowej ramy czy kół, jest to tak zwana szkoda całkowita, a daną cześć trzeba wymienić w całości, czyli koszty idące w tysiące, jeśli nie dziesiątki tysięcy. Także kierowco, zanim kopiesz kolarzowi rower, dobrze się zastanów, bo niszczysz nie tylko kosmicznie drogi sprzęt, ale dokonujesz dla nas profanacji takiej jakbyś w meczecie chciał spalić koran. Nie dziw się więc, że kolarz jest gotów zrobić tobie to samo, co zrobiłeś z jego rowerem, tym bardziej wyrazy uznania dla opanowania Maćka.
Wyprzedzanie na zapałkę/gazetę/żyletkę – pamiętajmy, że nie trzeba zahaczyć kolarza, już sam podmuch wiatru może go przewrócić.
Jak to jest w innych krajach?
A jednak się da. Im bardziej na zachód i południe tym dla kolarza lepiej i nie myślę tu wcale o pogodzie. Rok w rok latam zimą pojeździć w Hiszpanii. Spotykam się tam z zupełnie inną kulturą na drodze. Nikomu się nie spieszy. Gdy pieszy podchodzi do pasów auta zatrzymują się. Trąbienie na kolarza?Tak bywa, krótkie „pik pik pik” z informacją, że będę Cię zaraz wyprzedzał oraz przyjazne pokiwanie/pozdrowienie w trakcie manewru. Zjazd, kręta droga, nagle auto, które porusza się w tych warunkach wolniej niż rower… co robi – zjeżdżą na pobocze i daje Ci migaczem sygnał, że możesz je bezpiecznie wyprzedzić. Może jest to efekt ostrzejszych przepisów i egzekwowania prawa, w myśl którego mijanie kolarza na styk, to takie same przestępstwo, jak przejazd przez krzyżówkę na czerwonym czy 100 km/h w obszarze zabudowanym. Może to spokój południowców i ich maniana, a może to, że tam każdy ma w domu kolarzówkę i dziś siedzi za kółkiem, ale za godzinę będzie już siedział na siodełku.
Filip Przymusiński
Wielokrotny medalista Mistrzostw Polski na różnych dystansach.
Ogólny wniosek z tego wszystkiego jest taki, że w Polsce ogólnie, a w stolicy szczególnie nie ma warunków do normalnego (czyli bezpiecznego i niezakłócanego) treningu na rowerze. (Do łyżwiarstwa szybkiego też z resztą nie ma toru).
Najlepszym rozwiązaniem (choć prędzej mi chyba włosy odrosną) byłoby zbudowanie zamkniętego toru/trasy do treningów i zawodów, na podobnej zasadzie, jak działa Nuerburgring. Wstęp za opłatą (ale i z opcją karnetów i abonamentów) i po podpisaniu regulaminu z konsekwencjami; np. 3 pasy szerokości 2m, ruch jednokierunkowy z opcją dwukierunkowego, jeżeli będą asymetryczne podjazdy. Jestem zupełnym amatorem roweru i pracownikiem budżetówki, ale np. 2000 PLN rocznie bym odłożył za luksus jazdy w bezpiecznych warunkach (roczny karnet na ring to ok. 1600 EUR). To nie jest jakoś dużo. Myślę, że warto by o tym pomyśleć, być może na taki projekt mogą być dotacje UE.
Nawierzchnia pod rower i dobrany sprzęt do odśnieżania, nikt nam kolein nie narzeźbi, nie rozjedzie w cholerę, piaskiem / solą nie posypie (chyba, że będziemy chcieli), studzienki kanalizacyjnej nie wypierdzieli 10cm w górę albo 20 w dół, nie opecka wodą przy wyprzedzaniu, psa/dziecka między koła nie wpuści, po pijaku nie spłaszczy. Naprawy zlecane do wykonania nocką ciemną. Tylko siąść na sprzęt i naparzać.
A przecież były przed wojną (malutkie, ale jednak) Dynasy.
Bo w przeciwnym wypadku możemy się cofnąć do opisywanego przez Witolda Rychtera przedwojennego (i chodziło chyba nawet o I WŚ) przewodnika dla rowerzystów pragnących zwiedzać podwarszawskie okolice: zalecanym wyposażeniem był m.in. mały rewolwer do obrony przed psami i duży kij na właścicieli.
Poza tym bardzo mi się tekst podobał, popieram i pozdrawiam.
Kiedyś jeździłem blisko prawego skraju jezdni, ale stwierdziłem, że to tylko prowokuje kierowców do nie zachowania należytej odległości przy wyprzedzaniu. Teraz jeżdżę środkiem prawego pasa i każdy, kto chce mnie wyprzedzić jest zmuszony do zwrócenia na ten fakt uwagi……być może kierowcy więcej przeklinają, ale jest to w gruncie bezpieczniejsze i dla mnie i dla nich….a każdy z nas jest takim samym użytkownikiem jezdni.
Ad: Ścieżki rowerowe nie dla nas
W tym wypadku to Policjanci wykazali się nie znajomością przepisów. Ten znak (C-16/C-13) oznacza drogę dla pieszych i rowerzystów. A zgodnie z ustawą rowerzysta ma obowiązek jazdy po drodze dla rowerów (znak C-13). W szczególności w artykule 33.1 Prawa o ruchu drogowym te pojęcia występują w różnych kontekstach.
Dodatkowo ustawodawca zaznaczył w ustawie, że Droga dla rowerów jest fizycznie oddzielona od pozostałych pasów ruchu.
Ja swój wypadek miałem dosłownie w drugim tygodniu przygody z tri… i karbonowe widełki poszły w…. Ale najgorsze, z mojej perspektywy, jest jeżdżenie z młodzieżą… Ta odpowiedzialność za młodzież, upilnowanie, aby byli ostrożni – to jedno, a na to ma się w sumie jakiś wpływ. No ale za kierowców nie odpowiadasz, a im ciągle się nie tylko spieszy, ale wydaje się, że zawsze zachowują odstęp, że rowerzysta nie ominie dziury przed sobą itp itd. I w sumie ich trochę rozumiem, bo moje podejście do rowerzysty z punktu widzenia kierowcy zmieniło się w momencie zakupu roweru. PozTRIawiam i życzę bezpiecznej jazdy: kierowcom i rowerzystom.
Ja nauczony doświadczeniem, nie raz byłem wyprzedzany na centymetry starałem się zawsze zostawiać jak najwięcej miejsca. Dla tego jeździłem bardzo blisko krawędzi dla mojego „bezpieczeństwa”. Niestety to bezpieczeństwo okazało się zgubne i od trzech tygodni leczę mój połamany obojczyk. A dzisiaj odbyły się najważniejsze dla mnie zawody w sezonie w Suszu. I obiecałem sobie, że jak już usiądę na rower, to już zawsze będę trzymać metr od krawędzi i niech sobie trąbią.
Ci, którzy kiedyś ze mną trenowali wiedzą, jak nerwowo potrafię zareagować na chamstwo kierowców czy innych uczestników ruchu drogowego. Ale Filip ma rację, że grunt to spokój. Sytuacja, którą opisał o „rozbrajaniu” kierowców uśmiechem jest najlepszym przykładem tego, jak powinniśmy się zachować, ale są też sytuacje, w których naprawdę trudno się opanować. „Rozbrajanie” dobrym i spokojnych zachowaniem stosuję bardzo często w innej sytuacji. Delikatnie mówiąc…wkurzają mnie kierowcy, którzy paląc papierosy wyrzucają niedopałek przez okno. Skoro już palą, to mogliby śmiecić w swoim samochodzie – zakładam, że mają popielniczki. Kiedy na światłach widzę, że taka osoba wyrzuca papierosa, podjeżdżam, podnoszę niedopałek, pukam w okno i podaję mówiąc: „Przepraszam, coś panu/pani wypadło”. Mina tych ludzi bezcenna. Kiedyś jedna kobieta była tak zakręcona, że wrzuciła niedopałek, który jej podałem do swojej torebki. :-)))