Siostry Sudak: „Rywalizujemy bardzo często, nawet w najgłupszych sytuacjach”

Zuzanna i Magdalena Sudak to triathlonowe rodzeństwo, które stanęło ostatnio na dwóch najwyższych stopniach podium Mistrzostw Polski na dystansie supersprint. Siostry przyznają, że rywalizują ze sobą nie tylko na zawodach.

Jak zaczęła się ich triathlonowa przygoda oraz jakie jest ich największe nietriathlonowe marzenie? Poznajcie kilka ciekawych faktów z ich prywatnego życia.

Kamila Stępniak: Chyba pierwszy raz w historii triathlonu zdarzyło się, że rodzeństwo zajęło dwa pierwsze miejsca na Mistrzostwach Polski. Mówiłyście, że czekałyście na to 6 lat. Jakie to uczucie dzielić podium z siostrą?

Magdalena Sudak: Wyjątkowe. Wiele razy stawałyśmy już razem na podium, ale jeszcze nigdy na zawodach tej rangi. To cieszy.

Zuzanna Sudak: Niesamowite. Tuż przed startem rozmawiałyśmy o możliwościach potoczeniu się wyścigu, ale jednogłośnie stwierdziłyśmy, że nieważne, która z nas wygra, ważne, żeby te dwa miejsca należały właśnie do nas.

KS: Supersprint jest bardzo szybki i dynamiczny – żeby walczyć o podium, wszystko musi naprawdę „zagrać”. Kiedy czułyście, że to jest ten wyścig, kiedy uda Wam się zdobyć podium?

MS: Gdy schodząc z roweru, usłyszałam, ile mamy przewagi, uwierzyłam, że jest to możliwe. Już po pływaniu miałyśmy bardzo dobrą sytuację, bo wiedziałam, że jako siostry będziemy lepiej współpracować na rowerze.

ZS: Nieskromnie przyznam, że byłam pewna swojego biegania. W momencie więc gdy zobaczyłam, że wyruszamy na rower razem z Magdą – tak jak planowałyśmy, to wiedziałam, że medal jest w zasięgu. Oczywiście nigdy nie lekceważę rywalek – podczas wyścigu wszystko się może wydarzyć, więc do samego końca nie byłam pewna. Ale w tamtym momencie najważniejsze było realizowanie założenia, w którym wiedziałyśmy, że Magda może potrzebować większej przewagi po rowerze nad resztą zawodniczek.

ZOBACZ TEŻ: Agata Litwin: „Jestem kobietą, więc mam większę empatię i chęć rozmowy”

KS: Razem na podium i razem na wyścigach. Czy świadomość, że na trasie jest siostra, ułatwia rywalizację, czy dodatkowo ją utrudnia?

MS: To zależy. Są starty, kiedy zastanawiam się, gdzie jest Zuzia, jak sobie radzi i czy mogę jakoś jej pomóc. Nie powiedziałabym jednak, że jest to utrudnienie.

ZS: Mi zdecydowanie ułatwia. Przede wszystkim działa to na mnie motywująco. Nie raz Magda wykazała się szczególną troską wobec mnie, oglądając się na mnie na rowerze, pomagając lub dając mi rady. Nieraz jest to również korzystne po wyścigu. Możemy miedzy sobą ocenić trudność lub charakterystykę rywalizacji. Wiemy, że nasze spostrzeżenia będą szczere.

KS: Jak trenujecie? Czy wykonujecie razem takie same jednostki, czy każda z Was wychodzi na trening osobno, by „wreszcie od siebie trochę odetchnąć”?

MS: Często robimy treningi razem. Najrzadziej wychodzimy razem na bieg. Wynika to z tego, że to tam czujemy największe dyskomforty. Gdy jedna ma gorszy dzień, ciężko jest biec i uśmiechać się, rozmawiać.

ZS: Zwykle trenujemy razem. Od momentu kontuzji Magdy trochę się to zmieniło. Przebywała więcej na obozie. Mniej, a nawet w ogóle nie biegała, więc pojawiła się drobna różnica poziomów i charakterystyki treningów biegowych. Resztę treningów wykonujemy razem.

KS: Czy poza treningami i startami na co dzień też ze sobą rywalizujecie?

MS: Rywalizujemy bardzo często, nawet w najgłupszych sytuacjach. Zuzia często się na mnie za to denerwuje. Kiedy wygram, nie śmieję się z niej, ani nie czuję się lepsza. Po prostu muszę to zrobić: szybciej, więcej, lepiej. Ale nie rywalizuję tylko z Zuzią. Jak mogę, to rywalizuję, z kim się da – nawet jeśli nikt o tym nie wie. Do tych sytuacji należą wszelkiego rodzaju gry planszowe i karciane. Czasem nawet to, kto szybciej zje.

ZS: Staram się nie rywalizować, ale niestety czasami zdarzają się między nami takie sytuacje, kiedy nie da się tego uniknąć. Od dziecka byłyśmy porównywane, pomimo starań rodziców, aby temu zapobiec. Naturalne jest, że każda z nas chce wypaść jak najlepiej w oczach innych.

KS: Czego najbardziej nie lubicie w przygotowaniach do startu?

MS: W całym przygotowaniu nie lubię zimy. Bardzo wcześnie się ściemnia, brakuje słońca – to bardzo mnie dołuje. Jeśli chodzi o okres tuż przed startem, to często zdarzają mi się spadki siły. Już teraz lepiej sobie z tym radzę, ale kiedyś nie byłam pewna, czy mam po co jechać na zawody, skoro tak źle się czuję. Mój kolega nazwał to oszczędzaniem energii (jak w przypadku telefonów). Teraz zawsze, kiedy na treningach biję rekordy na najwolniejsze pływanie, to się z tego śmiejemy.

ZS: W dłuższych przygotowaniach najbardziej nie lubię zimy – i nie odnoszę się tutaj do treningów, tylko do temperatury i krótkiego dnia. Za to treningi w tym okresie najbardziej mi odpowiadają.  W bezpośrednim przygotowaniu przed startem (w tygodniu przed) nie lubię odpuszczania i tego, że nie mogę się sprawdzić.

KS: Jak zaczęła się Wasza przygoda z triathlonem? Kiedy to było?

MS: Gdy zdecydowałam, że czas skończyć ze sportem i czas zająć się nauką, pojawił się trener Czarek. Dowiedział się od mojego trenera pływania, że zamierzam zrezygnować z treningów i zaczął zachęcać mnie do tego, bym spróbowała swoich sił w triathlonie.

ZS: Moja przygoda zaczęła się od pływania. Gdy chodziłam do podstawówki, moja klasa została zmieniona na profil sportowy. Wtedy trafiłam na wspaniałego trenera, który nauczył mnie pływać i to lubić. Z czasem zmieniłam klub i trafiłam do G-8 Bielany. Tam przez 4 lata trenowałam pływanie. Jednak w międzyczasie Magda zmieniła dyscyplinę na triathlon. Zaczęłam z nią jeździć na zawody i z czasem zainteresowałam się tą dyscypliną.

KS: Którą część wyścigu najbardziej lubicie?

MS: Ja strefy zmian – wychodzą mi one dosyć dobrze, więc sprawiają mi przyjemność. Szczególnie gdy widzę, że wyprzedzam inne zawodniczki.

ZS: Jako dyscyplinę najbardziej lubię pływać, ale podczas wyścigu najbardziej czekam na bieg. Na tym etapie wiem, że jestem tylko ja i dalsza rywalizacja zależy już właśnie ode mnie. W przeciwieństwie do pływania czy roweru, gdzie mogą wydarzyć się sytuacje losowe/niezależne ode mnie, takie jak wywrotka czy podtopienie.

KS: Czy posiadacie swój własny rytuał przedstartowy?

MS: Teraz już nie. Kiedyś dzień przed startem kilka razy wkładałam i zdejmowałam buty startowe. Nie robiłam tego dynamicznie, tylko siedząc na łóżku.

ZS: Ja nie mam.

KS: Od wielu lat Waszym trenerem jest Czarek Figurski. Czy jest coś, co zmieniłybyście w Waszej współpracy?

MS: Komunikację. Obydwoje z trenerem mamy problemy, żeby rozmawiać. Jeśli dwie takie osoby się spotykają, zaczyna być ciężej.

ZS: Nie. Zawsze powtarzam, że wciąż się docieramy z trenerem. Ja się zmieniam, on również. Kiedyś udręką był dla mnie brak komunikacji ze strony trenera. Teraz się to zmienia. Dla mnie jest to bardzo ważny aspekt. Ważne jest, aby trener poznał i zrozumiał fizyczność i mentalność zawodnika – u nas się to sprawdza. Czasem mam wrażenie, jakby znał mnie lepiej, niż ja siebie samą.

KS: Macie swoje „siostrzane dziwactwa”? Coś, co tylko Wy potraficie zrozumieć?

MS: Obydwie musimy chodzić po lewej stronie. W zależności, która wygra walkę o miejsce albo gorzej się czuje, dostaje przywilej lewej strony. Zabawne jest to, że wiele naszych znajomych jest już tego nauczona i sami wybierają miejsce po prawej stronie.

ZS: Dla wielu dziwactwem jest to, że musimy chodzić/biegać/jeździć po lewej stronie. Natomiast dla mnie, naszym wspólnym dziwactwem jest dokręcanie, gdy mamy „bombę”. Polega to na tym, że gdy źle się czujemy, to wykonujemy daną jednostkę, bez względu na założenie – najmocniej, jak tylko jesteśmy w stanie to zrobić.

KS: Jeśli mogłabyś zmienić jedną rzecz u swojej siostry, co to by było?

MS: U Zuzi – mniej kompleksów, jest naprawdę niesamowita, ładna, mądra, a nie wierzy w siebie tak, jak powinna.

ZS: Wcześniej wspomnianą (dla mnie bardzo ważna) komunikację. Magda często podczas sytuacji, w której towarzyszą jej emocje, zamyka się w sobie. Ja wolałabym porozmawiać, wyjaśnić i iść naprzód.

KS: Co najbardziej podziwiacie u siebie nawzajem?

MS: Sumienność. Nieważne, co się dzieje, Zuzia zawsze zrobi trening lub przygotuje się na uczelnie.

ZS: U Magdy najbardziej podziwiam waleczność. Nigdy się nie poddaje. Ta cecha towarzyszy jej na treningach i zawodach. W tym roku miewa wiele trudnych momentów i pomimo tego pnie się w górę.

KS: Czy zdarza się, że musicie wzajemnie „wyciągać” się na trening? Która z Was jest bardziej sumienna pod tym względem?

MS: Ciężko powiedzieć. Często zdarza nam się przekładać godzinę treningu. Popularne jest u nas powiedzenie: „to co, nie idziemy”? Zawsze osoba pytająca patrzy się wymownie z nadzieją. To oczywiście nic nie daje, bo na trening i tak wychodzimy.

ZS: Myślę, że jesteśmy tak samo sumienne. Zdążają nam się kryzysy i przesuwanie godziny wyjścia w nieskończoność. Wiemy jednak, że jak jest coś do zrobienia, to nie ma tego, że się nie chce. Zdecydowanie motywująco działa na nas fakt, że nie musimy robić tego same. Często jedna z nas rzuca godzinę, o której chce wyjść i wtedy nie ma odwrotu.

KS: Studiujecie, trenujecie – z jakimi wyrzeczeniami dla Was wiąże się triathlonowe życie na uczelni?

MS: Zdecydowanie mniej znajomości, które są ważne przy studiowaniu. Mniej wyjść ze znajomymi i spotkań z rodziną. Ciężej jest zaplanować randkę z chłopakiem.

ZS: Przede wszystkim brak znajomych i czasu dla nich. Ja przez dwa lata na studiach nie zawiązałam żadnej znajomości. Zwykle na uczelnie „wpadałam” i po zakończeniu zajęć od razu „wypadałam”. Spotkania integracyjne odbywały się w terminach, gdy nie mogłam lub nie powinnam wychodzić, bo kolejnego dnia miała odbyć się ważna jednostka treningowa.

KS: Jaki jest Wasze największe nietriathlonowe marzenie?

MS: Moim jest zbudowanie swojej marki i założenie rodziny.

ZS: Może wydawać się zabawne, ale chciałabym rozwijać się w branży cukierniczo-piekarniczej – w formie hobby oczywiście. Najbardziej interesujące wydają się dla mnie pracownie cukiernicze, gdzie produkcja odbywa się hurtowo.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,773ObserwującyObserwuj
19,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane