To będzie jego trzeci start w St. George w ciągu 13 miesięcy. Rok temu Mariusz Pirek uzyskał w MŚ IRONMAN 70.3 najlepszy wynik wśród Polaków rywalizujących w AG. „Do trzech razy sztuka” – napisał przed zawodami w mediach społecznościowych, a na zakończenie naszej rozmowy powiedział, żeby życzyć mu zdrowia i odrobiny szczęścia.
ZOBACZ TEŻ: Aleksandra Jędrzejewska: „Prędzej wystartuję w ekstremalnym triathlonie górskim niż na pełnym dystansie”
Akademia Triathlonu: Minie zaraz rok od chwili, gdy pisałeś o tym, że ostatni trening odpuściłeś 2 lata temu. Nadal nie chodzisz na „wagary”?
Mariusz Pirek: Szczęśliwa passa wciąż trwa. W grudniu miną dokładnie 3 lata od niewykonania zaplanowanego treningu. Sam plan był czasami zmieniany, by dostosować go do możliwości, ale przez ostatnie lata nie zdarzyło mi się nie wykonać zaplanowanego treningu z lenistwa itp. Triathlon jest moim hobby już od 9 lat, a regularne treningi stały się naturalną częścią mojej codziennej rutyny. Do tego stopnia, że w okresie roztrenowania czuję się raczej zagubiony.
AT: Tematem przewodnim tej rozmowy jest start w MŚ IRONMAN 70.3 w St. George. Zanim jednak do niego przejdziemy, musimy zapytać Cię o Konę. Byłeś tam już kilkakrotnie, ostatni raz w tym roku. Co sprawia, że ciągle tam wracasz?
MP: Myślę że powrót do Kony po trzech latach przerwy tylko potwierdził, że klimat tego miejsca jest niepowtarzalny. Mistrzostwa świata IRONMAN w St. George w maju tego roku były równie dobrze zorganizowane, z równie zaciętą konkurencją wśród zawodników PRO, ale brakowało tego czegoś…
Wyświetl ten post na Instagramie
Ciężko to „coś” w prosty sposób zdefiniować, ale myślę, że chodzi o magię miasteczka Kailua-Kona, które po prostu żyje tymi zawodami. W knajpach można zjeść „Frodissimo | Jan’s Pancakes” czy „No Limit | Lionel’s Steak”. Wzdłuż Ali’i Drive co chwilę jest rozstawiony jakiś tematyczny stand. Co chwilę też ktoś wspomina o kultowych miejscach jak: Energy Lab, Palani Road czy Hawi. W ogóle cała wyspa Hawai’i jest bardzo ciekawa i różnorodna. Poza plażami i typowym wakacyjnymi oazami jak Waikoloa można na przykład z poziomu morza w dwie godziny wjechać samochodem na szczyt wulkanu, na wysokość 4300 metrów.
AT: Gdybyś miał porównać pod względem atmosfery dwie wyjątkowe imprezy, w których wziąłeś udział w tym roku: Challenge Roth oraz MŚ w Konie, to gdzie bawiłeś się lepiej?
MP: Zdecydowanie wybieram Konę. Roth oceniam jako bardzo dobre zawody, choć szczerze mówiąc, nie zapamiętałem ich jakoś wyjątkowo. Być może jest to kwestia nazbyt rozbudzonych oczekiwań, z którymi tam jechałem. Oczywiście Challenge Roth jest godne polecenia, ale pewnie nie będę chciał tam wystartować ponownie.
AT: W MŚ na długim dystansie byłeś w top-3 Polaków AG z najlepszymi czasami. Jak sam oceniasz swój start? Co udało się zrealizować, a co nie wyszło?
MP: Start oceniam jako dobry. Pływanie w okolicach równej godziny było zgodne z założeniami i zrealizowane z lekkim oszczędzaniem się. Rower pojechałem z mniej więcej zaplanowaną mocą i udało mi się zjeść i – co niemniej ważne – przyswoić wszystkie żele i napoje. Bieg przebiegał zgodnie z planem tak do 15 km. Później tempo spadło i wynik na mecie odbiegał od planu o kilkanaście minut. Mam już pewne pomysły, co zrobić, by za rok biec zgodnie z planem do końca. Jestem dobrej myśli.
AT: Z Kony poleciałeś prosto do St. George. Czy te drugie mistrzostwa świata (średni dystans) są dla Ciebie równie ważne?
MP: Priorytetem były zawody na Hawajach, ale mistrzostwa w St. George traktuję również poważnie. Będzie to start taki bardziej „z rozpędu”, bo niewiele można już wytrenować przez trzy tygodnie po pełnym dystansie. Na pewno będę chciał się pokazać z jak najlepszej strony.
AT: Startowałeś w tym miejscu w ubiegłym roku. Byłeś najlepszym Polakiem AG. Zająłeś 10. miejsce w swojej kategorii wiekowej, a to wszystko osiągnąłeś w bardzo trudnych warunkach pogodowych (burza, gradobicie, porywisty wiatr). Możesz podzielić się jakimś wspomnieniem tamtego dnia?
MP: Rzeczywiście start w zeszłym roku zaskoczył wszystkich pogodą. Zamiast spodziewanych upałów były burze z gradem i porywisty wiatr. Samo miejsce i trasa zawodów bardzo mi się wtedy spodobały. Trasa rowerowa była pagórkowata, ale bez wielkich podjazdów. Udawało mi się dużo zyskiwać na zjazdach. To tu wykręciłem swój rekord prędkości na rowerze (wciąż aktualny) – jechałem wtedy 90 km/h. Bieg był bardzo wymagający, szczególnie przez bardzo brutalny zbieg.
W tym roku trasa biegowa wydaje się znacznie przyjemniejsza, ze zbiegiem, na którym nie trzeba będzie hamować. Myślę, że mogą to być dużo szybsze zawody.
Wyświetl ten post na Instagramie
AT: Jak wyglądało Twoje życie w St. George przez ostatnie 2 tygodnie? Trasę wyścigu chyba znasz już bardzo dobrze?
MP: Tak, trasy znam już dobrze. Jest to moja trzecia wizyta w St. George w czasie ostatnich 13 miesięcy, więc zarówno rowerem jak i samochodem poruszam się po okolicy już bez nawigacji. Jeśli chodzi o treningi, to bezpośrednio po Konie były to jednostki głównie regeneracyjne. Później pojawiło się tylko kilka akcentów, ale myślę, że mojemu trenerowi – Tomkowi Kowalskiemu z Trinergy – chodziło bardziej o pobudzenie, niż o budowanie formy.
AT: Przyjmijmy, że w tym roku nie będzie burzy ani wichury. Co może być dla Ciebie największym wyzwaniem w trakcie tego wyścigu?
MP: Chyba największym wyzwaniem będzie ochrona od zimna jeszcze przed startem, a potem w pierwszych godzinach wyścigu. W tak suchym klimacie mogą pojawić się bardzo duże różnice temperatur w ciągu dnia. Od przymrozków rano do upałów po południu. By sobie z tym poradzić, planuję w T1 założyć gumowe rękawice kuchenne, które zapewnią ochronę od wiatru. Wciąż do przetestowania jest pomysł z włożeniem plastikowej folii pod strój startowy.
Dziękujemy za rozmowę.
ZOBACZ TEŻ: Gdzie obejrzysz Mistrzostwa Świata IRONMAN 70.3 w Utah?