Jak co roku, fundacja Nidzicki Fundusz Lokalny organizuje akcję charytatywną Świąteczne Bieganie. Do wydarzenia może przyłączyć się każdy, bo wystarczy sam spacer. Zasady są banalnie proste! W rozmowie z Akademią Triathlonu wytłumaczył je inicjator akcji Marcin Konieczny, znany jako MKON.
ZOBACZ TEŻ: Trenażer kontra plener. Jak trenować zimą?
Świąteczne Bieganie to akcja charytatywna, w której Nidzicki Fundusz Lokalny podejmuje się zakładu ze sponsorami. Jeśli uczestnikom 25 i 26 grudnia uda się pokonać (biegając lub spacerując) określoną granicę kilometrów, w tym roku 88 491, to sponsorzy wpłacają pieniądze dla fundacji, a ta przekazuje je na rzecz rozwoju edukacji młodych, zdolnych ludzi. O tym, jak wziąć udział, jak zarejestrować swój wynik oraz co jest sensem wydarzenia, opowiedział MKON.
Nikodem Klata: Czym zajmuje się Nidzicki Fundusz Lokalny?
Marcin Konieczny: To organizacja społeczna. Założyło ją kilkanaście osób, przyjaciół, którzy chcieli wspierać zdolną młodzież, która nie miała środków na to, żeby kontynuować naukę w szkołach ponadpodstawowych. Jak mówię o szkołach ponadpodstawowych, mam na myśli licea i studia. Ja jestem jednym ze współzałożycieli. Wymyśliliśmy sobie, że jeśli taki młody człowiek będzie chciał ze stypendium fundować sobie bilet miesięczny albo opłacić częściowo akademik to chcemy zbierać pieniądze i przyznawać stypendia właśnie na takie cele.
NK: Jaka jest geneza Świątecznego Biegania? Skąd wziął się pomysł, aby zorganizować akcję akurat w tym okresie?
MK: Ja mam bardzo silną idée fixe, że mamy w tym kraju problem z otyłością. Święta w naszej tradycji są świętami, gdzie tych kalorii przyjmujemy więcej, niż spalmy. W związku z tym wymyśliłem sobie, że może warto byłoby, nawet nie tyle odejść od tradycji, tylko dać sobie dzięki spacerowaniu albo bieganiu więcej przestrzeni w środku, żeby móc jeszcze więcej zjeść. No i jakoś naturalnie mi się to połączyło.
Najpierw to był prywatny zakład, czy uda mi się namówić tyle osób, żeby zrobić 1000 km, a potem pojawili się sponsorzy, którzy powiedzieli: skoro jesteś w stanie założyć się ze znajomymi, to teraz z nami się załóż. I tak pomysł funkcjonuje już 6 lat.
NK: Czy mógłbyś wytłumaczyć, na czym polega akcja? Jakie są zasady i założenia?
MK: Akcja polega na tym, żeby wstać od stołu w święta 25 lub 26 grudnia, przespacerować lub przebiec dowolną ilość kilometrów i to zaraportować. Wszystkie wyniki wrzucamy do worka, który nazywamy zakładem ze sponsorami i chodzi o to, żeby pobić zeszłoroczny rekord.
W treningach grupowych liczy się suma wszystkich kilometrów tzn. jeżeli rodzic idzie z dzieckiem w wózku, to liczy się kilometry i rodzica i dziecka, stąd też bardzo gorąco namawiamy wszystkich, żeby robili treningi grupowe. Udało nam się też namówić parę park runów do tego, żeby przesłali i zaraportowali kilometry. Mamy też sympatyków zza granicy i dużo osób stamtąd biega, więc umówiliśmy się ze sponsorami, że kilometry robione za granicą liczą się podwójnie. Aby ktoś, kto nie ma zerka sportowego, nie czuł się ograniczony, przyjmujemy, że 10 minut to 1 pokonany kilometr.
NK: Jak zarejestrować swój wynik?
MK: Wystarczy wejść na stronę Świątecznego Biegania i strona będzie prowadziła krok po kroku. Technicznie wygląda to tak, że wypełnia się formularz, w mailu zwrotnym dostaje się link do potwierdzenia kilometrów, który często wpada do spamu, więc warto sprawdzić ten folder. Żadnej filozofii tam nie ma.
NK: Czy w akcji mogą wziąć udział tylko biegacze? Inne aktywności również wliczają się do nabijanych kilometrów?
MK: Liczy się tylko bieg oraz spacer.
NK: Jak wyglądały poprzednie edycje? Na jakie cele zbieraliście? Każdego roku udawało się przekroczyć wyznaczoną granicę?
MK: W jednym roku mieliśmy cel specjalny, bo chcieliśmy wesprzeć jednego z naszych sympatyków w zakupie wózka elektrycznego, oprócz tego cały czas zbieraliśmy na stypendia. Każdego roku udawało się zrealizować wyznaczony cel. Sponsorzy solidarnie płacili po przegranych, bo podstawowa zasada jest taka, że dopóki nie zaraportujemy osiągniętego wyniku, to sponsorzy nie płacą.
NK: W tym roku założeniem jest pokonanie 88 491 km. Jednak akcji towarzyszy hashtag #lecimynastówkę. 100 000 kilometrów jest tegorocznym założeniem?
MK: Już w zeszłym roku, gdy patrzyłem na przyrost kilometrów, a przypomnę, że zaczynaliśmy od 1000, to wydawało się, że prędzej czy później te 100 000 km padnie. Natomiast ja mam takie przeświadczenie, że 88 000, które zebraliśmy rok temu, to już było naprawdę bardzo trudno zrobić. Zwłaszcza że pogoda była niesprzyjająca, w tym roku też ma tak być, w związku z tym pomimo szczytnego celu, żeby wstać od stołu, okoliczności przyrody mogą temu nie sprzyjać. Ja jestem bardzo ostrożny, natomiast hashtag funkcjonuje od zeszłego roku i te 100 000 jest naszym celem.
NK: W zeszłym roku w akcji wzięło udział ponad 4000 uczestników. Liczycie, że w tym w roku będzie więcej?
MK: Liczę na to, że będzie więcej. W zeszłym roku zaangażowało się bardzo dużo nowych osób, natomiast to zawsze jest loteria. Ja mam taką ambicję, żeby robić to raczej odruchem społecznym. Nie pojawiają się żadne płatne reklamy, nagrody ani konkursy w związku z tym, jeśli ludzie się zaangażują to to zrealizujemy.
NK: W poście na Facebooku napisałeś, że w tym roku miałeś już nie angażować się w akcję, ale naciągnąłeś zasady. Napisałeś też, że będzie to „ostatni taniec” – bierzesz udział w akcji ostatni raz?
MK: Tak. Z dwóch powodów. Po pierwsze, powoli chcę zamykać już MKONA w znaczeniu triathlonowym, czyli te wszystkie pomysły, które funkcjonowały na stronie MKON. Albo potrzebuje odświeżenia, albo oddania tego. W związku z tym trochę odcinam się od triathlonu.
Drugi, ważniejszy dla mnie powód jest taki, że to jest moment, w którym chciałbym oddać inicjatywę. Pracuję w wielu projektach związanych z sukcesją menadżerską, czyli zjawiskiem gdzie menadżer z jakiegoś powodu musi sobie znaleźć w swoim zespole sukcesora i zdaję sobie sprawę, że jedną z trudności w odnalezieniu odpowiedniego sukcesora jest bardzo silne osobiste przywództwo. Ludziom wydaje się, że bez ciebie organizacja zginie. Ja bym chciał tegoroczną akcją, gdzie angażuję się zdecydowanie mniej, gdzie zdecydowanie więcej aktywności jest po stronie stypendystów, trochę oddać projekt i jeśli nam się uda to dostarczyć dowodu, że beze mnie akcja nie zginie i jak sobie z tego triathlonu ucieknę, to spokojnie dalej w 2023 roku będzie można zorganizować Świąteczne Bieganie. Ja już będę wyłącznie patronem a nie organizatorem. W porównaniu do ubiegłych lat już teraz widzę bardzo wyraźnie, jak stypendyści uwijają się przy tej akcji i nie muszę aż tak mocno dookoła tego pilnować.
NK: Skoro to ostatnia edycja, w której bierzesz udział – idziesz na rekord?
MK: Nie sprawdzałem jeszcze TreaningPeak’a, ale jeśli dobrze pamiętam, to w poprzednich latach zawsze było tak, że trener jeden dzień świąt pisał mi albo wolny albo był tam trening rowerowy. Ponieważ teraz nie roweruję to prawdopodobnie będę miał dwa dni biegowe. Ale to nie będą akcje pt. „pierwszego dnia robię maraton i drugiego dnia robię maraton”.
NK: Chciałbyś zachęcić naszych czytelników do udziału w akcji?
MK: Oczywiście! Bardzo gorąco zachęcam czytelników Akademii Triathlonu, żeby po pierwsze samemu wziąć udział, a po drugie namówić jak najwięcej znajomych, bo tutaj chciałbym jeszcze raz podkreślić brak konieczności biegania. Wyobraźmy sobie typową wigilię, gdzie mamy 6 osób siedzących przy stole. Jeśli uda się ich namówić na 20-minutowy spacer pierwszego i drugiego dnia świąt to już mamy pokaźną liczbę kilometrów. Dla mnie przede wszystkim istotą jest to, żebyśmy zachęcali innych.
ZOBACZ TEŻ: Triathlon w walce o prawa kobiet. Historia Zeinab Rezaie
MKON, ależ to jest atencjusz i w sumie smutny koleś w tej swojej clownowatości
Pokonaj, mając pięć dych na karku, pełen dystans IM i wygraj open a potem komentuj. I podpisz się swoim nazwiskiem potem.