Wszystko tak mnie boli, że nie śpię od czwartej rano, więc nie ma co marnować czasu, tylko trzeba wyrabiać normę. Może Ojciec Dyrektor zaliczy mi felieton pisany w nocy „podwójnie” ? Dziękowałem już na swoim profilu facebookowym osobom najważniejszym (rodzinie, trenerowi, sponsorom). Tutaj jednak chciałbym podziękować wszystkim za akcję „wszyscyjestesmyMKONami”. A w szczególności Krzyśkowi Dietrichowi i Piotrkowi Nowakowi za jej wymyślenie.
Nadaje się to wprawdzie na oddzielny felieton pt:” Jak radzić sobie z presją”, ale to może innym razem. 8:48:05. No i co więcej mogę napisać? Jestem przeszczęśliwy, a jednocześnie przerażony, bo wiem, że nic więcej w tym temacie się nie zdarzy. Obiecywałem sobie, że to są moje ostatnie zawody na tym dystansie, gdzie ścigam się o czas. Doszedłem do ściany (a nawet jedną nogę wystawiłem na drugą stronę), zemdlałem, zmartwychwstałem, ale nie chcę tego powtarzać. Od teraz w Ironmanie ścigam się tylko o miejsca, bo cel ciągle aktualny. Nie będę zamęczał czytelników relacją typu „minuta po minucie” – skupię się może na najważniejszych dla mnie momentach tego wyścigu.
Pływanie
Tutaj zakładałem 1h05 (razem z T1). Popłynąłem kiepsko. Pomimo tego, że pływanie było w grupach (pierwsza fala to 300 osób), to nogi jakie złapałem, po prostu za wolno płynęły. Dopiero mniej więcej w połowie dystansu uświadomiłem sobie, że w tejże grupie poza PRO płyną też Państwo z wyższych niż moja kategorii wiekowych i może po prostu płynę za jeszcze lepszym „pływakiem”, ale pomyślałem sobie trudno – najwyżej się nie uda. Odrobiłem za to na T1. Pomoc wolontariuszy w spakowaniu pianki do worka, szybkie wskoczenie na rower i jazda.
Rower
Tutaj działo się dużo, ale nie najwięcej. Po pierwsze zakładając kask, nie mogłem znaleźć okularów. Dopiero po rozkręceniu się i włożeniu prawej nogi do buta zorientowałem się, że są one w… bucie lewym. Na szczęście się nie połamały, na szczęście nie musiałem stawać, żeby je wyjąć, na szczęście… Na rowerze oczywiście dwie kanapki, kilka żeli no i swój isotonic na pierwsze 60 km. Plan był taki, aby całość pojechać na 260 watów z czego pierwsze 30’ 250 potem górka – czyli np. 265, a potem ostatnie 45 znowu na 250. No i nic z tego nie wyszło. W Roth są górki – trasa bardzo podobna do najszybszej na jakiej na razie w Polsce jechałem, czyli w Brodnicy. „Tam” – czyli w stronę nawrotu jechaliśmy pod wiatr i 265 watów jakie kręciłem, dawało mi średnią ledwie 36 z kawałkiem. Trochę się przestraszyłem, ale ufałem watomierzowi. Jadąc do Roth te 265 watów dało już 38,5km/h. Wiedziałem, że drugą pętle trzeba ostrożniej. Mocno chłodziłem nogi, jadłem, piłem, czekałem na bieg. Oddzielną historią jest Solar Berg (podjazd ok. 500m), o którym mogę powiedzieć tyle: na pierwszej pętli super. Szpaler ludzi na 5cm od zawodnika, który wprawdzie mocno zagęszczał powietrze, ale i super motywował. Na drugiej pętli (kiedy dołączali kolejni zawodnicy) – przekleństwo. Nie było jak wymijać, a kibice niestety nie schodzili z drogi. Druga pętla przejechana na 255 watów z czego ostatnie 20, to już tylko dokręcanie do T2. Tam bardzo szybka zmiana – tak szybka, że zapomniałem zdjąć garmina z roweru (wolontariusze zabierają rower).
Bieg
Wiedziałem, że jest gorąco i duszno. Nie miałem zegarka. Pierwszych 5km nie wiem, po ile biegnę. Pytam się ludzi, która jest godzina, żeby mniej więcej ustalić, ile już mam na liczniku. Wiem, że rower poszedł dobrze, ale wiem też, ze wszystko rozstrzygnie się na biegu. Schodzę z roweru tuż przed Mistrzynią Świata, a po pierwszych 3 km widzę zeszłoroczną zwyciężczynię, czyli Caroline Steffen. Mistrzyni wyprzedza mnie jak furmankę. Za Caroliną postanawiam biec. W zeszłym roku wygrała z czasem 8:40 wiec pewnie w tym roku też złamie 9h. Tym bardziej, że na rowerze jest supportowana przez Crisa McCormaka. Co chwilę rzucam mu – „Weź mi też pokibicuj, to ja pokibicuję ci w Poznaniu”. Wtedy jeszcze miałem siły. Na 5km biorę od kolegi zegarek i zaczynam liczenie, bo zegarek bez międzyczasów. Biegnie mi się coraz gorzej. Bieg w Roth nie należy do najprzyjemniejszych. Dużo odsłoniętych miejsc, bieganie po szutrze, gdzie noga ucieka strasznie, punkty odżywcze zamiast obiecanych „co 2km” trochę rzadziej. Poza tym dwie walczące o 1 miejsce zawodniczki są nagrywane przez ekipy telewizyjne na motorach, które strasznie kurzą. Ale pierwsze 10km jakoś idzie. Staram się trzymać swoje tempo 4-4’07/km. Widzę, że wszystkim ciężko – Caroline cierpi, więc ją wyprzedzam. Na 15km dostaję udaru. Dosłownie. Biegniemy wzdłuż kanału na patelni. Mimo, że mam czapkę dostaję zwrotów głowy, biegnę od prawej do lewej, więc postanawiam włączyć tryb „hawajski”, czyli przez każdą strefę przechodzę ładując w siebie na maksa płynów i oblewając się jak miss mokrego podkoszulka. Caroline robi to samo. Ale jest z przodu. Na 21km planuję zejść z trasy. Nie dam już rady, nie mam siły i w ogóle. Ale tłumaczę sobie tak: wystarczy drugą połówkę pobiec po 5’/km i tak złamię 9h.
I tak się oszukuję, dając sobie nagrodę albo w postaci bufetu albo w postaci kolejnego zaliczonego kilometra. Od 34km biegnie ze mną kolega – Daniel, który przyjechał z nami specjalnie żeby zadbać (tak jak to robi w Olsztynie) o mój stan fizyczny przed startem. Ktoś z Was ma takich kumpli? Ja mam! Ale jego motywacja nie działa na mnie, bo powoli przestaję słyszeć. Górki podchodzę. Wbiegamy do miasteczka. Tutaj po uliczkach jeszcze 2km. Moje ciało przestaje reagować na chęć dobiegnięcia. Każda zmarszczka staje się Golgotą. Stosuję zasadę 100 kroków biegiem 20 kroków marszem. Ludzie kibicują jak szaleni. Wtedy przypomina mi się filmik, jak to Panie czołgaja się do mety i myślę sobie, że tak to się skończy. Wbiegam, a raczej zataczam się na dywan, tam jeszcze 300 metrów. Nic nie słyszę. Ktoś mi wkłada kwiaty do ręki, ale nie potrafię ich utrzymać. Wszyscy się drą. Ja zataczam się coraz bardziej. Chyba mam więcej kwasu mlekowego niż krwi. Wiem, że łamię 9h, ale jeszcze 50 metrów. Na mecie padam i natychmiast zabierają mnie pod 2 kroplówki, obkładają lodem, bo mam 39 stopni. Dziewczyny przerażone, ja przerażony, ale zajmują się mną profesjonalnie. Leżę 1h, a potem… podchodzę do Caroline, która też leży pod kroplówką. Mówi – „Masz na stroju z tyłu napisane: „Always lead, never follow” (hasło serii Volvo Triathlon Series), dzisiaj nie dałam rady – dziękuję!” Potem krótkie pożegnanie z Macc’ą, który obiecał, że da ognia w Poznaniu, a za namiotem lekarskim już tylko gloria i chwała.
Zrealizowałem swój cel. Kosztowało mnie to bardzo. Nie chcę oglądać kopii streamingu z mety – wystarczą mi zdjęcia. Tygodnie po 35h treningów odchodzą na razie w przeszłość. Coś się skończyło. Teraz czas na odpoczynek i zaczynamy akcję Rugia 2014!
P.S. Oczywiście dostałem ochrzan za to, że kwiatów nie doniosłem do mety. A jakże!
Wyniki z wizualizacją trasy – kliknij.
Participant
name |
Konieczny, Marcin (POL) |
age group |
M40 |
number |
153 |
club |
IM2010/HOUSE OF SKILLS/BIKE ACADEMY TEAM |
best time |
race info
split | time | place |
---|---|---|
Swim | 01:02:45 | 271 |
Trans 1 | 00:01:42 | 38 |
Bike | 04:39:19 | 23 |
Trans 2 | 00:01:07 | 5 |
Run | 03:03:14 | 16 |
totals
place (M/W) | 14 |
place (ag) | 2 |
time total (brutto) | 08:48:05 |
splits
Split |
time of day |
time |
diff |
min/km |
km/h |
---|---|---|---|---|---|
Swim Finish |
07:32:46 |
01:02:45 |
01:02:45 |
16:31 |
3.63 |
Bike Start |
07:34:28 |
01:04:27 |
01:42 |
– |
– |
Bike 4,5km |
07:41:33 |
01:11:31 |
07:04 |
01:34 |
38.35 |
Bike 37km |
08:34:25 |
02:04:24 |
52:53 |
01:38 |
36.74 |
Bike 70km |
09:25:40 |
02:55:39 |
51:15 |
01:34 |
38.63 |
Bike 88km |
09:53:38 |
03:23:37 |
27:58 |
01:33 |
38.83 |
Bike 120km |
10:45:03 |
04:15:01 |
51:24 |
01:37 |
37.35 |
Bike 153km |
11:38:00 |
05:07:58 |
52:57 |
01:37 |
37.28 |
Bike 172km |
12:06:02 |
05:36:01 |
28:03 |
01:29 |
40.87 |
Bike Finish |
12:13:47 |
05:43:45 |
07:44 |
00:59 |
61.24 |
Run Start |
12:14:54 |
05:44:52 |
01:07 |
– |
– |
Run 3,7km |
12:29:05 |
05:59:03 |
14:11 |
03:51 |
15.65 |
Run 12,5km |
13:04:59 |
06:34:58 |
35:55 |
04:05 |
14.70 |
Run 21,5km |
13:44:25 |
07:14:23 |
39:25 |
04:23 |
13.70 |
Run 25,6km |
14:02:37 |
07:32:36 |
18:13 |
04:34 |
13.18 |
Run 28,5km |
14:16:54 |
07:46:52 |
14:16 |
04:46 |
12.62 |
Run 31,5km |
14:30:23 |
08:00:21 |
13:29 |
04:30 |
13.34 |
Run 39,7km |
15:07:10 |
08:37:08 |
36:47 |
04:30 |
13.38 |
Run 40,05km |
15:08:53 |
08:38:52 |
01:44 |
04:56 |
12.19 |
Finish |
15:18:07 |
08:48:05 |
09:13 |
04:18 |
13.96 |
… jednak z tymi 70 czy nawet 50 procentami to mit:
http://www.theguardian.com/science/2008/dec/17/medicalresearch-humanbehaviour
Czyli przez głowę ucieka tyle samo ciepła ile przez każdą inną część ciała. Kurde, myślałem, że tylko tv kłamie, a tu w książkach takie bullshity. No ale jeśli będziesz walczył o mistrzostwo świata, to może każdy kawałek ciała będzie miał znaczenie 😉
@mKon, pewnie nie czytałeś Gallowaya :), więc śmiało mogę przytoczyć wypowiedź, ze podobno 70% traconego ciepła (trochę mi ciężko w to uwierzyć, ale nawet niech to będzie 50%) przechodzi przez czubek głowy (ciemię), więc tylko powinno się głowę polewać wodą i nie zasłaniać jej.
Mam jeszcze jest taki link, gdzie podają „patenty” na chłodzenie: http://www.runners-world.pl/zdrowie/Bieg-w-pelnym-sloncu,4998,3.
Ewentualnie następnym razem podpytaj się McCormacka 🙂
chapeau bas , Marcin, chapeau bas! Pozdrawiam serdecznie.
@ Wojciech. Zastanawiałem się nad tym. Wprawdzie czapkę moczyłem ciągle ale może coś jest na rzeczy. Potem i tak przestałem ją czuć 😉 Gratulacje dla wszystkich startujących w Poznaniu. Znam ten ból 🙂
MKon, a czy przypadkiem bieg w czapce nie spowodowal pogorszenia wymiany ciepla i przez to miales udar? No chyba ze tam miales worek z lodem 🙂
@Konrad. Dla NAS amatorów. Do nich sie zaliczam!
Dziękuję, że mówisz też o swych potknięciach, bólu, marszu, kroplówkach…. To ważne dla nas amatorów, że można popełniać błędy i walczyć do odcięcia..
Zrobić swojego pierwszego IM, w tym samym miejscu i czasie kiedy Marcin swoim wyczynem wpisywał się w annały polskiego triathlonu – bezcenne :-))) To co zrobił ten koleś to Mistrzostwo Świata! Widząc jak go „nosi” bezpośrednio przed zawodami czułem, że tylko jakieś nieszczęście może mu pokrzyżować plany.
Marcin, raz jeszcze wielki szacun :-))) To była prawdziwa przyjemność i zaszczyt móc obcować z Mistrzem 😉 I w tym wszystkim co piszą inni nie ma przesady, jesteś super sportowcem i fajnym kolesiem 😉 Tak jak Ci powiedziałem, do niedzieli podziwiałem Twoje osiągnięcia, od niedzieli jesteś moim idolem 😉
@Łukasz – Tobie również gratulacje, miło było zamienić słówko po polsku w trakcie tej trudnej walki.
Wielkie gratulacje Marcin, za postawienie celu bliskiemu marzeniom, wyznaczenie środków do jego realizacji i w końcu determinacji na drodze do jego osiągnięcia. Duża rzecz. Well done! Szacunek!
Niezależnie od powyższego zmień proszę MKon na MKoń bo Watty i czas na rowerze są dostępne tylko najbardziej jurnym ogierom!
Wielkie gratulacje! Walia 2016? Tam planuje debiutować na długim dystansie w tym samym roku! Może uda spotkać sie mistrza 🙂 Jeszcze raz gratulacje i do zobaczenia.
Niesamowity wynik! Gratulacje od ekipy serwisowej Shimano!
Wychodzi mi że to 3 czas w historii polskiego Ironmana! czy ktoś może to potwierdzić ?
MKon – jesteś moim fanem. W tv pokazali fragmenty z Roth, ale bez MKona – Redaktorze Maćku doedukujże współpracowników – coraz częściej pokazują tri – chociaż golf i snooker bardziej porażają dramaturgią 🙂
MKon – jesteś moim fanem. W tv pokazali fragmenty z Roth, ale bez MKona – Redaktorze Maćku doedukujże współpracowników – coraz częściej pokazują tri – chociaż golf i snooker bardziej porażają dramaturgią 🙂
O Man!!! Wielkie wielkie wielkie gratulacje!!!!
Jeszcze raz gratilacje ogromne! I nie zdziw się jak w Poznaniu będziesz dawał więcej autografów od Macci… Dziś wszyscy Triathlonisci w Polsce są MKONami :)))
Marcin, zanim się ogarnąłem i doszedłem do siebie to pomyślałem, MKon pewnie śpi, nie będę budził mistrza. Gratulacje składam więc oficjalnie teraz – jesteś absolutnym mistrzem, szacun jak stąd do Roth i z powrotem.
Chylę czoła i mam nadzieję na ponowne spotkanie w Gdyni 🙂
PS. Rafał – Tobie również gratuluję, wciągnąłeś mnie równo.
Dziękuję za gratulacje. Żaden ze mnie cyborg ani inny tam bohater po prostu jak to powiedziała żona Darka Sidora mam chyba uszkodzony gen masochizmu 🙂
Właśnie dzisiaj w samochodzie rozmawialiśmy z żonką, ze to była właściwie ostatnia szansa na 9h. Jakby się nie udało to byłoby słabo. Za rok nic – żadnego IM bo w 2016 Walia a tam trasa kosmiczna a w 2017 jak dobrze pójdzie Walia to Hawaje. I gdzie tu po raz kolejny łamać te 9h. Ale się udało. Dziękuję jeszcze raz za kibicowanie!
Ciągle nie chcę oglądać streamingu ale ponieważ koledzy w pracy się dopominają to moze ktoś, coś…
@ Siwir. Co do pasma to najlepsze (ale i najbardziej bolesne) jest rolowanie się na boku właśnie. Jak nie masz wałka to 2 l. butla z zamrożoną wodą da radę. A kolego Dowbor i pozostali koszulkę z mkonem można nabyć u Maćka Zywka w Tripower (Huub Polska). Dochód idzie na Synapsis!
@ Panowie od autografów i sciskania prawic – bez przesady 😉 Do zobaczenia na zawodach. W Gdyni nie wystartuję ale będę kibicował (to też mi dobrze ostatnio wychodzi). Zapraszam jednak do Chodzieży, Mrągowa i Rugii. Tam się pościgamy 🙂
Gratulacje!!!!!
Gratulowałem już wczoraj i dalej nie mogę wyjść z podziwu 🙂 Coś niesamowitego! Pełen szacunek! Wynik, walka i determinacja godna uznania – niewątpliwie będzie (bo powinna być!) podawana za wzór w wielu książkach o TRI. Wyraźny dowód na to, że niemożliwe nie istnieje! Ból minie a radość i chwała bezcenne!
Coś takiego powinno się puszczać w wiadomościach sportowych w tv.
WIELKIE GRATULACJE!!!!!!!!!!!
Dołączam się do gratulacji. Coś absolutnie niesamowitego. Ktoś tu wspomniał o cyborgach. MKon to nie cyborg, co najwyżej cyborg mógłby nosić imię MKon 🙂
Brawo! Wrażenia i radość chyba nas Wszystkich jest nie do opisania!! Marcin, z tego co czytam, jedną nogą byłeś w piekle a drugą w niebie pomimo 35h treningów tygodniowo!! Wielkie gratulacje. Zastanawiam się tylko „gdzie był” zwycięzca tych zawodów z czasem under 8h…….
czapki z głów !!! poprostu nie wiem co pisać mega wynik i ten opis biegu … GRATULACJE!!!
Marcin, jeszcze raz wielkie wielkie gratulacje!!! Oglądanie na żywo jednak nie oddało całego obrazka… Twoja relacja to wspaniałe dopełnienie tego co zrobiłeś!!! Jesteś niesamowity!!! Szczerze pozytywnie zazdroszczę takiej postawy i woli walki.
Marcin! Ty cyborgu ! Wielkie gratulacje za wynik i oczywiście ogrom wykonanej pracy włożonej w ten sukces. „Pain is temporary – pride is forever”. Ból niedługo minie… 🙂
Wczoraj miałem dłuższą zakładkę bieg wypadł w tym samym czasie jak Twój maraton, no i po 20km odezwało się lekko pasmo niestety, ale pomyślałem Marcin na pewno daje radę to ja też muszę. Dzięki za motywację… choć kolano dzisiaj boli…
Marcin – kiedy będzie można zrobić sobie z Tobą zdjęcie i wziąć autograf? Chciałbym Ciebie przedstawić mojemu 6-letniemu synowi. Czapki z głów!! 🙂
Czyta się z zapartym tchem! Z jednej strony współczucie z uwagi na upał i trimęczarnie a z drugiej ogromny podziw!!! Jesteś Wielki Marcinie. K !!!
Duże, wielkie i ogromne gratulacje!!!
chcialem sie tylk dla ciekawosci spytac: czy ktos mierzyl poziom Midi-chlorianow u MKona?
Czapki z głów. Szacunek Maestro.
Gratuluję co tu dużo mówić wynik nie osiągalny dla zwykłego śmiertelnika 🙂 podziw i szacunek oraz delikatna zazdrość odnośnie supportu rodziny i znajomych.
Chyba jeden z nielicznych felietonów, który ściska za gardło. No comment, gratulacje!
i jeszcze jedno…kilka dni temu miałem trening rowerowy, podczas którego 1h45min jechałem na mocy w przedziale 250-270 watów. Nie mam pojęcia jak można tak cisnąć przez 180km?!!!! Średnia na poziomie 38km/h w Ironmanie, to jest kosmos. I jeszcze w tym czasie jeść dwie kanapki? :-))
Guru Sruru superstar!!!! Chyba sobie wydrukuję koszulkę, ze Cię znam 😉
Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie jaką musiałeś stoczyć walkę z samym sobą. Za to właśnie podziwiam i pełen szacunek. BRAVO. WIELKIE uściski dla twojej żony i dzieci że akceptują i pomagają!!!!!!!!
Tu żadne słowa nie są potrzebne …….
ponieważ żadne tego wysiłku nie oddadzą …….
żeby zrozumieć trzeba dotknąć
Wielkie Gratulacje
pozdrawiam kg
Masakra jakaś! Gratulacje! 🙂
Jestes niesamowity !!! Gratulacje !!!!
Dałeś z siebie wszystko. Wielki wynik, gratulacje.
Jesteś inspiracją i motywacją. DZIĘKI.
PS. streamingu z mety faktycznie lepiej nie oglądaj 😉
Gratulację:) razem z narzeczoną oglądaliśmy relacje, widzieliśmy jak przekraczasz metę z niesamowitym czasem i … padasz, chwilę strachu nam napędziłeś. Wspaniały czas, na pewno inspiracja dla wielu osób na długo, mega! Być jak MKON (może jakieś koszulki?:)
Marcin bravissimo! Ogladalem „na zywo” i musze powiedziec, ze Twoj finisz dostarczyl mi takich emocji, jakich nie dostarczylo mi zadne wydarzenie sportowe w ostatnich latach (no moze zwyciestwo Wisly z Schalke 4:1, ale to bylo dawno i…)!!! bylem caly w „geslakach”. Jestem pelen podziwu. Jestes inspiracja i wzorem dla wielu z nas! Mam nadzieje ze bede mogl kiedys poznac cie osobiscie i pogratulowac tego finiszu!!!!!!!
Brawo! brawo! brawo! Znakomita relacja po jeszcze lepszych zawodach. Czytając znałem wynik, ale i tak się denerwowałem, jak dasz sobie radę na biegu! Gratuluję i pozdrawiam!
Ja pier….! O k….! Tutaj trzeba użyc mocnych słów na włożony wysiłek, emocje i wynik. To już chyba nie było umieranie na raty, tylko jak ładnie napisałeś: umarłeś i zmartywchwastałeś. Niesamowite! Proponuję rozpocząć projekt: „Być jak MKon” , gdzie „jak” robi dużą róźnicę, ale wzór jest 🙂
Jestes WIELKI!
Gratulacje !!! z początku tygodnia świetny motywujący felieton :))))
Przeczytałem na bezdechu! Gratulacje Marcin jeszcze raz!!!
Marcin! Nie wiem co napisać… gratulacje ogromne… końcówkę śledziłem na żywo po powrocie z Górzna… jestem z Ciebie dumny;))))
Doskonała „relacja”! Przeniosłeś mnie do Roth. To tam zrobiłem swojego pierwszego Ironmana i miałem okazję przypomnieć sobie tamtą trasę. Zrobiłeś doskonałe zawody! Jak napisał na FB Mikołaj Luft, czas godny PRO! I powtórzę raz jeszcze: jesteś inspiracją i motywacją – zamierzam to wykorzystać 24 sierpnia w Kopenhadze. Dzięki.
P.S. Felieton zaliczony podwójnie! 🙂