W czasie mazowieckich ferii spędziłem 2 tygodnie w górach, pierwszy tydzień w Beskidzie Niskim robiąc imprezę z której filmik jest poniżej, rozstawiałem tam punkty kontrolne będąc cały dzień na nogach, przecierając wszystkie szlaki, czasem po pas w sniegu godzine pod górę, do siódmych potów. Tydzień drugi to spokojne nabijanie kilometrów biegowych w Kościelisku, mozolne wybiegania po 15 – 20 km, 2 -3 treningi dziennie, zabawy w sniegu, sauny, mój peknięty pierścień dysku tak bardzo nie dokuczał. Po obozie niesiony wspaniałym progresem pobiegłem sobie na trening z założeniem avg hr <160, nowe butki (puma fass trail 250), dużo lodu i śniegu na drogach ale co tam, lece. Pierwsze kilometry poniżej 5min/km , to przeciez nie będę zwalniał, myśle sobie oby dyszkę szybciej polecieć, a jak już dobiegłem do 10 to może 12, może 15 ? to wymyśliłem że przestanę dociskać gdy tętno przekroczy 160 przy takiej prędkości lub prędkość wyraźnie spadnie. Nie wzrosło i nie spadła, dobiegłem do domu. 21,2 km avg 4’10’/km do dziś jestem zdziwiony 😉 Plecy nie odzywały się intensywnie do momentu spędzenia 3 dni w pracy za biurkiem….. w sobotę startuję w Mistrzostwach Polski w maratonach pieszych na Orientację na Roztoczu, dystans 50 km w terenie, jary wąwozy i to wszystko na orientację. Upodlenie połechce moje podbudowane EGO.
Ciężko będzie w tym roku, ale nowe kółko pomoże w łojeniu Twojego tyłka.