Bartłomiej Kubkowski chce przepłynąć Bałtyk: „Czekamy na pogodę – morze rozdaje karty”

Bartłomiej Kubkowski chce zostać pierwszym człowiekiem, który przepłynie z Polski do Szwecji. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o logistycznej części wyzwania, motywacji, a także ostatnich przygotowaniach do podjęcia próby. Co zdecyduje o tym, kiedy wystartuje?

Mówią na niego „Foka”. Bartłomiej Kubkowski od najmłodszych lat związany jest z pływaniem. Uwielbia też wyzwania, a takim będzie Ultra Baltic Swim. Jeszcze w lipcu chce pokonać odległość 170 km z Polski do Szwecji, płynąc dzień i noc bez odpoczynku. Zajmie mu to 60 godzin.  W naszej rozmowie opowiada o stronie logistycznej, ostatnim dużym sprawdzianie i tym, co napędza go do działania.

ZOBACZ TEŻ: „Woda miała 10 stopni, pomógł ciepły rosół”

Akademia Triathlonu: Podczas majowej próby, gdzie płynąłeś z Helu do Gdańska, temperatura wody była chyba największym problemem. Nie mogłeś otworzyć ust, aby cokolwiek zjeść. Poniekąd uratował Cię ciepły rosół. Czy to doświadczenie zmieniło Twoje przygotowania do wyzwania?

Bartłomiej Kubkowski: Jeżeli chodzi o tę ostatnią próbę, to woda była zdecydowanie największym wyzwaniem. Wiedziałem, że jeżeli ten trening pokonamy i uda nam się ten element zrealizować w 100%, to bardzo mocno doda mi to skrzydeł. Jednocześnie, gdyby to nie wyszło, to mocno by mi te skrzydła podcięło. Zmieniło to dużo, ale tylko na plus. Ta temperatura tutaj odgrywała kluczową rolę, a wiemy, że możemy się w lipcu spodziewać najniższej temperatury około 16 stopni. Był to fajny bodziec i walka z głową, a więc ta przeprawa była bardzo mocno pozytywna w kontekście całych przygotowań. Faktycznie było mi tak zimno w twarz, że stałe posiłki wypadały z ust – nie mogłem ruszać szczęką. Rosół zrobił robotę.

AT: Twoja próba oznacza również problem z wyziębieniem ciała. Morsować zacząłeś właściwie w tym sezonie. Wystąpiłeś w Mistrzostwach Świata w Lodowym Pływaniu, gdzie zająłeś 2 miejsce. Musiałeś przejść przyspieszony kurs dotyczący możliwości ludzkiego ciała i hipotermii?

BK: Zacząłem morsować w tym roku. Pływanie zimowe to też była dla mnie nowość. Zacząłem myśleć o hipotermii i tym, że mogę sobie nie poradzić z tym elementem. Faktycznie czekał mnie przyspieszony kurs. Znalazłem człowieka, który jest w tej dziedzinie najlepszy – Waleriana Romanowskiego. Ma rekord Guinnessa w najdłuższym kontakcie z lodem. W okolicy końca roku spędziłem pod jego okiem 3 dni. Siedziałem przez dwie godziny w bali wypełnionej lodem. Poznałem stan hipotermii, bo znajdowałem się w nim godzinę, a więc wiedziałem, z czym to się je i czułem większą pewność siebie.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Bartłomiej Kubkowski (@b.kubkowski)


Ze względu na to, że miałem wokół siebie ekspertów i ludzi, którzy mnie pilnowali, bezpiecznie wszedłem w ten świat. Lubię czerpać wiedzę od ludzi, którzy mają większe doświadczenie i dzięki temu mam też spokój na swojej głównej próbie. Tak naprawdę nie boję się wychłodzenia oraz hipotermii, bo temperatura wody i powietrza nie powinna być tak niska. Teraz w grę wchodzą inne czynniki. Można powiedzieć, że wychłodzenie mam już za sobą i staram się tym elementem nie martwić. Ostatnie mistrzostwa świata też były dla mnie ciekawym doświadczeniem. Cieszę się, że zdobyłem 2 srebrne medale. Jest to na pewno też nowa droga dla mnie, którą mogę podążyć i poszerzać horyzonty. To doświadczenie na plus, które będę kontynuował, bo podoba mi się atmosfera i stawianie swojego ciała przed tak dużym wyzwaniem – chodzi nie tylko na ściganie się, ale walkę z głową. Tutaj więc w grę wchodzą dwa elementy: fizyczne i mentalne.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Bartłomiej Kubkowski (@b.kubkowski)

AT: Wyzwanie, które zamierzasz podjąć to także dużo logistyki. Ile osób współpracuje z Tobą przy Ultra Baltics Swim. Każdy ma swoje zadanie?

BK: W mojej ekipie jest 10 osób. Każdy jest za coś odpowiedzialny. Mam mocnych ludzi. Jest osoba od pianki, od pogody, od mojej głowy, osoba odpowiadająca za jedzenie. Jest też ktoś odpowiadający za sprzęt na łodzi. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, ale zszokował mnie fakt, jak skomplikowana jest cała logistyka. Było sporo spotkań, widziałem się ze sponsorami, były wyjazdy, rozmowy, telefony i ponad 500 maili. To wszystko musiałem zrobić ja, a więc było naprawdę dużo pracy nad tym projektem. Ta praca zresztą ciągle trwa.

AT: Zapowiedziałeś, że start nastąpi w lipcu. Jakie dokładnie idealne warunki muszą zaistnieć, abyś zdecydował o rozpoczęciu?

BK: Czekamy teraz na odpowiednią pogodę. Morze rozdaje karty. Chcemy, aby fala była jak najmniejsza. Chcielibyśmy, aby słońce też było jak najmniejsze, aby znów nie iść w drugą stronę – zbyt duża temperatura spowoduje złe samopoczucie. Teraz czekamy. Wiemy, że do 18 lipca nie ma możliwości startu, bo są bardzo duże fale. Mam człowieka od pogody. Na 10-12 godzin przed startem dostanę informacje, że ruszamy i będę musiał być w tym czasie w Kołobrzegu.

AT: Czy nad przebiegiem wyzwania czuwała będzie osoba z Księgi Rekordów Guinessa – próbujesz ustanowić oficjalny rekord?

BK: Będę płynął z Kołobrzegu. Trasa się więc zmienia. Płyniemy z Polski do Szwecji. Będzie sędzia z certyfikatem Polskiego Związku Pływackiego. Zrezygnowałem z osoby reprezentującej Księgę Rekordów Guinnessa ze względu na koszty, które są kosmiczne. Całość będziemy jednak nagrywali. Może uda nam się zrobić relację, chociaż tutaj mogą przeszkodzić problemy z internetem.

Wszystko chcemy nagrać od A do Z, aby nikt nam nic nie zarzucił. Będziemy robili wszystko, aby to udokumentować. Będą zapisy z GPS i wszystkie dokumenty złożymy do Księgi Rekordów Guinessa. Nie jest to jednak dla mnie jakiś duży priorytet, aby ta organizacja to uznała. Bardziej jest to pewien życiowy cel, aby stać się pierwszą osobą, która tę trasę pokona.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Bartłomiej Kubkowski (@b.kubkowski)

AT: W jednej z rozmów powiedziałeś, że wzorujesz się na ludziach, którzy przełamują bariery – wymieniłeś Marcina Banota i przyjaciela Roberta Karasia. Od zawsze uwielbiałeś wyzwania. Czy tacy ludzie dają Ci dodatkową motywację?

BK: Do wyzwań i ciężkiej pracy motywuje mnie bardzo duże grono ludzi. Cały czas się powiększa. Od każdej osoby staram się coś wziąć, czegoś nauczyć, coś zaobserwować. Co robią? Jak trenują? Co jedzą? Jest to dla mnie bardzo duża inspiracja, doświadczenie i motywacja.

AT: Co w ogóle motywuje Cię do podjęcia tak ekstremalnej próby?

BK: Na pewno to, że będziemy zbierali pieniądze dla dzieci z fundacji Cancer Fighters. Mam nadzieję, że zbierzemy ich jak najwięcej. To będzie mnie trzymało w tej mojej małej walce, porównując z ogromną walką, które te dzieci toczą przez miesiące i lata.

Lubię wyzwania. Uwielbiam stawiać swoje ciało, a przede wszystkim głowę przed granicami wytrzymałości. Chcę je przekraczać i stawiać sobie cele, których sam się boję. Czuję strach, który mnie sam odrzuca. Po dwóch lub trzech dniach strasznie nakręca mnie to, że moja głowa nie podołała nawet samej myśli tak ekstremalnego wysiłku, a więc lubię te wyzwania, emocje i obawy. Kocham przekraczać granice i czuć na końcu tę satysfakcję. To mnie najbardziej napędza.

AT: Jesteś człowiekiem, który przełamuje i chce przełamywać bariery. Czy to jest tak, że po każdym wyzwaniu pragniesz czegoś więcej, czy raczej starasz się cieszyć sukcesami, nawet tymi mniejszymi?

BK: Tak, bardzo się również nagradzam za małe sukcesy. Stawiam sobie zawsze duży cel, do którego dodaję cele poboczne. Realizując je, przybliżam się do głównego celu. Muszę mieć coś takiego wyznaczonego. Po każdym zrealizowanym celu albo treningu czuję ogromną satysfakcję. Mija kilka dni, a w głowie pojawiają się już nowe pomysły i chęć stworzenia planu mniejszych celów i drogo do większego, na który codziennie pracuję. To swoisty kalendarz, który cały czas chcę mieć zapełniony.

Napędza mnie ta satysfakcja, radość, coś bezcennego – chwilowa radość na mecie. Tego nie można zapomnieć. Raz zrealizowany trening lub wykonany cel uzależnia. Chce się tego więcej. Chce się przełamywać bariery i robić większe projekty.

AT: Dziękujemy za rozmowę.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

  1. Co tu kryć.
    Niezły dzik.

    Czy tam rekin, delfin albo orka.

    No kozak i juz 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,784ObserwującyObserwuj
20,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane