Jak wygrać z zimą? – Marcin Konieczny

Jestem betonem, żeby nie powiedzieć zatwardziałym tradycjonalistą. Mój opór przed nowościami jest powszechnie znany. A opór przed „modami” to już w ogóle. A jak moda staje powszechnie obowiązującą niepisaną normą, to już mam wysypkę. O wyjazdach w „ciepłe” pisałem już na łamach Akademii Triathlonu w zeszłym roku („Dlaczego lubię trenować zimą?”), ale muszę napisać jeszcze raz, jako że zarówno w procesie mentorskim, jak też obok, trafiają zapytania typu: czy jak nie pojadę na tydzień do Calpe, to jest szansa na wynik w 2016? Moja odpowiedź zawsze jest taka sama: ja nie jadę, a o wynik nie martwię się w styczniu. Martwić się będę w kwietniu, a jeżeli start A zaplanowałem na październik, to nawet w styczniu nic jeszcze nie będzie stracone. Powtórzę tezę z zeszłorocznego felietonu: stać cię – jedź, ale nie na tydzień. A jeszcze lepiej trenuj, a nie kombinuj.

 

Jednak zamiast po raz kolejny przekonywać, że prawdziwe żelazo wykuwa się w brudzie i znoju, a nie w słonecznych okolicznościach przyrody, chciałbym zwrócić Państwa uwagę na to, jak warto sobie ułatwić trenowanie tutaj. A właściwie tu i teraz. W pełni zimy! Nie wiem jak w innych częściach Polski, ale w Olsztynie śniegu mamy do pół łydki. I tak jak nie stanowi to żadnego problemu w przypadku treningu na basenie i rowerze (ja naprawdę kocham trenażer), to już przy bieganiu warto sobie pomagać. Jak? Najprostszymi i najskuteczniejszymi metodami.

 

Metoda 1 – sprzęt.
Miej najlepszy sprzęt na jaki cię stać – mawiał Darek Sidor. Jednocześnie na jego blogu znalazłem kiedyś inspirację nt. wyposażenia swoich butów w kolce w postaci wkrętów. Lekko modyfikując ten wynalazek na jeden ze startów w ramach CityTrail wkręciłem, a właściwie przebiłem podeszwy starych butów biegowych wkrętami, włożyłem dwie wkładki i… jakoś dało radę. Teraz się zcwaniłem i mam pro buty do biegania z zamontowanymi od razu kolcami (jeden z modeli Salomona) i naprawdę lód mi nie straszny. A już taki ubity śnieg jak dzisiaj w Łazienkach – dla mnie to autostrada. A mówimy o bieganiu w okolicach 3:35/km. Naprawdę daje radę! Do tego dobra kurtka biegowa – i to najlepiej taka, co to ją można zmieść na czas odcinka tempowego i wsadzić za gacie a potem na przerwie założyć na grzbiet.

 

mkno stycze2016

 

Metoda 2 – dopasowuj trening do stanu nawierzchni.
Jak dla mnie przesuwanie treningu o jeden dzień (mocno/słabo śnieży, mróz, chlapa) nie ma znaczenia. Wszystko można ustalić i zaplanować. W ostateczności można lekko zmodyfikować sam trening czyli zamiast np. Bc2 14km polecieć 2×7 albo 3 x 5km. U mnie biegowe treningi akcentowe odbywają się zimną zwykle w:
zwykłych miejscówkach – jeśli nie ma błota pośniegowego.
drogach wyjazdowych z miasta (albo wcześnie rano albo późno, kiedy ruch mniejszy),
na odśnieżonych ulicach Miasta (niedawno biegałem 10×1000 na Myśliwieckiej)
W ostateczności, jeśli naprawdę nie ma gdzie, idzie się…brrrrrr… na bieżnię do siłowni.

Ale ten ostatni przypadek to dla mnie – jak to się mówi – kosmos! Zaletą jest to, że wystarczy dobrze nastawić prędkość – nie tak jak w Bułgarii, kiedy to ustawiłem 17,4km/h zamiast 17,14 – i można katować nawet „tysiączki”.

 

Metoda 3 – sam sobie przygotuj nawierzchnię do biegania.
Oczywiście nie mówię o czystym asfalcie – no chyba, ze ktoś posiada zaprzyjaźnionego kierowcę solarki. Mówię o metodach chałupniczych. Jak dla mnie do treningów typu podbiegi, zabawa biegowa, fartlek albo szybszy cross wystarczy… ślad samochodu. A jak się da namówić kolegę, co to ma samochód terenowy albo quada… i jeśli da się namówić do pociągnięcia za sobą opony – to już prawie autostrada się robi. Mamy taką pętlę w Lesie Miejskim w Olsztynie (1100m) i jak tylko za mocno napada to sam wielokrotnie ją „odśnieżałem” w taki właśnie sposób.

Innym sposobem, chociaż tutaj mam dziwne skojarzenia z chomikiem, można zainwestować w czyn społeczny i za pomocą łopaty, odśnieżyć pierwszy tor na stadionie lekkoatletycznym. Trzeba tylko mieć „układ” z zarządzającym. My w Olsztynie mamy ☺. Wtedy BC2 12km staje się nie tylko treningiem fizycznym, ale i mentalnym.

 

Wracając do początku. Trenowanie w cieple jest przyjemniejsze – bez dwóch zdań. Ale nie dajmy się zwariować. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. I niemaniemogę!
Pozdrowienia!

Powiązane Artykuły

5 KOMENTARZE

  1. Hahaha, podoba mi się hało „trenuj, a nie kombinuj”, mogłoby widnieć gdzieś obok „nie ma nie mogę” 🙂

  2. Nareszcie tekst o tzw. normalności. Już zwątpiłam, czy bez worka pieniędzy triathlon w ogóle jest dla mnie. Dzięki za podpowiedź jak zrobić buty z kolcami 🙂

  3. A można jeszcze zmienić bieg na biegówki, dla triathlonisty jeszcze lepsze niż sam bieg jak mówi trenejro, a kolce, no problem, można kupić nakładki na buty, taniej niż nowe salomony.

  4. Dwa razy byłem na takim wyjeździe, tylko w marcu. Można mieć różne oczekiwania… Z pewnością jest to fajny reset i możliwość poznania ciekawych ludzi. Można także mówić o aspekcie turystyczno-poznawczym. A sportowo? Istnieje zagrożenie ,,zajeżdżenia” się…. U mnie coś nie tak z ,,beretem”. Wszystkie treningi traktowałem niemalże jak wyścigi. Po całym ,,zgrupowaniu” bardzo długo dochodziłem do siebie… W tym roku nie jadę, zobaczymy po wynikach….

  5. Tak jakby ten tydzień w cieple dał naprawdę więcej niż solidnie przepracowany tydzień w Polsce, ale jak ktoś ma kaskę i chce się wygrzać to proszę bardzo :-)) Ja tą kasę wolałbym zainwestować w sprzęt.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,702ObserwującyObserwuj
453SubskrybującySubskrybuj

Polecane