Marcin Ławicki urodził się równo 26 lat temu, 21 czerwca 1986 roku. WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO OD AKADEMII TRIATHLONU! Ostatnie 9 lat swojego życia Marcin poświęcił triathlonowi. Kolejne, najlepsze lata mogą być jeszcze przed nim, mimo, że i tak już ma na swoim koncie sporo sukcesów. Do najważniejszych należą dwa brązowe medale Mistrzostw Polski: w duathlonie i crossduathlonie. W tym roku Marcin postara się zaskoczyć wszystkich, albowiem przekwalifikuje się na dystans długi w triathlonie. O to, by mu się to udało zadbają jego trenerzy: Filip Szołowski i Tadeusz Ławicki, ojciec Marcina, maratończyk. Na co dzień Marcin reprezentuje barwy Akweduktu Kielce. Dużo czasu spędza jednak z zawodnikiem innego klubu, Filipem Przymusińskim, z którym jak twierdzi sam Marcin, „Można konie kraść”. Ba! Już nawet byli podejrzewani o kontrabandę… Marcin opowiada o wspólnej podróży z Filipem do Hiszpanii: „Jedziemy samochodem do Hiszpanii na obóz. Ponad 30 godzin w samochodzie we dwóch, można było się w takiej trasie poznać jeszcze lepiej, a z Filipem nie idzie się nudzić. Wracając z Hiszpanii, zajechaliśmy do małej hiszpańskiej mieściny i wykupiliśmy od ludzi na targu wszystkie możliwe pomarańcze i mandarynki, ponieważ każdy z nas chciał zabrać trochę Hiszpanii do domu, wiec uzbierało się tego ponad 140 kg. :). Ludzie na targu pytali, czy to jakaś kontrabanda.”
I tak dwóch czołowych polskich triathlonistów wracało ze zgrupowania do kraju. Najśmieszniejsze, jak relacjonuje Marcin, było układanie się do snu w busie, gdzieś w Szwajcarii. Bus niestety nie dał rady dojechać z pomarańczami do Polski. Wszyscy utknęli pod Dreznem, a już wtedy podróż wynosiła ponad 40 godzin. Zapraszamy zatem na obszerny wywiad z Marcinem Ławickim. Dowiecie się więcej o, być może, przyszłym mistrzu Polski na dystansie długim…
A.T.:Filip Przymusiński napisał, że najchętniej spędziłby taki obóz z Tobą… jak myślisz, dlaczego?
M.Ł.: :-)) tak z Filipem ostatnio jesteśmy mocno zaprzyjaźnieni, trenujemy od ponad roku razem na obozach. Dwa razy byliśmy w Hiszpanii, kilka razy w Szklarskiej… trenuje mi sie z nim bardzo dobrze, choć nie ukrywam że Filip trenuje bardzo mocno i dużo i czasem dotrzymać mu kroku, to nie lada wyzwanie.
A.T.: Jak wygląda Twój typowy dzień?
M.Ł.: Pobudka 5:20, o 6 jestem juz w wodzie do 7:30 i tak pływam przez 5 dni w tygodniu, koło południa rower około 60-80 km. O 17.00 bieg, zależnie od okresu przygotowań jest różna intensywność treningów i różna objętość. Ale tak wygląda 80 % sezonu przygotowawczego.
A.T.: Ile godzin dziennie poświęcasz na poszczególne dyscypliny w triathlonie?
M.Ł.: Pływanie około 1:10 do 1:30, rower staram sie jeździć minimum 1:40, w weekendy jest to dłuższy trening – około 4 godzin, i bieg około 1:00 do 1:30.
A.T.: Jak wygląda Twoja dieta?
M.Ł.: Staram sie uważać na to co jem, szczególnie w okresie startowym, ale jem zdrowo, nie ma to jak obiadek u babci 😉 .. oczywiście zdarzają się szybkie posiłki, tzn. MC Donald’s czy KFC, po ciężkim tygodniu treningu, organizm po prostu domaga się zjedzenia „czegoś niezdrowego” 🙂
A.T.:Kiedy zacząłeś trenować triathlon i dlaczego właśnie ta dyscyplina?
M.Ł.: Triathlon zacząłem trenować 9 lat temu, będąc po klasie gimnazjalnej, profil lekkoatletyczny. Nie byłem perspektywicznym zawodnikiem, więc trener nie był zainteresowany moją osobą. Byłem w klasie z Miłoszem Kuszczakiem – trenerem Akademii Triathlonu, a jego tato prowadził już sekcję Tri w Lubinie, więc Miłosz wraz ze swoim świętej pamięci ojcem dał mi propozycję wyjazdu w czasie wakacji na obóz triathlonowy. I tak to sie zaczęło.
A.T.: Gdybyś nie był triathlonistą to…
M.Ł.: Nie poznałbym tylu wspaniałych ludzi.
{gallery}lawicki{/gallery}
A.T.: Jakie jest Twoje najlepsze wspomnienie związane ze startami w zawodach?
M.Ł.: Każdy start jest fajny, lubię adrenalinę, kocham rywalizację. Najlepsze wspomnienia i przeżycia są ze startów międzynarodowych – Puchar Europy, Mistrzostwa Europy U23, Akademickie Mistrzostwa Świata… piękna przygoda.
A.T.: Która z trzech dyscyplin triathlonu jest Twoją ulubioną?
M.Ł.: Powinienem powiedzieć bieganie – ponieważ ojciec był zawodowym biegaczem (2:13:20 w maratonie)… ale jednak kolarstwo lubię najbardziej.
A.T.: Jak spędzasz dzień przed ważnymi zawodami?
M.Ł.: Odpoczynek – najczęściej staram się czymś zająć, żeby nie myśleć o starcie – jakiś film, bądź spotykam się ze znajomymi, którzy nie mają na co dzień do czynienia ze sportem.
A.T.: Gdy naprawdę nie chce Ci się wyjść na trening, to jak się motywujesz?
M.Ł.: Ostatnio nie mam takiego problemu, sam się motywuję, bo wiem, że tylko ciężka praca da mi sukces, poza tym motywuje mnie bardzo mocno mój ojciec, który zawsze jest gotowy na wyjście na trening biegowy, nawet w mrozie i śnieżycy, a do pływania, motywuję sie nawzajem z bratem, który też zaczyna przygodę z triathlonem.
A.T.: Jak spędzasz dni w których nie trenujesz?
M.Ł.: Niewiele ich jest, ale jak się już taki zdarza, to przede wszystkim czas spędzam z narzeczoną Anią, a jak jest rzeczywiście więcej takiego czasu, to robię rzeczy, na które normalnie nie mam czasu.
A.T.: Czy żałujesz czegoś w swoim sportowym życiu?
M.Ł.: Niczego nie żałuję. Brakuje mi może sukcesu potwierdzającego ciężką pracę i wyrzeczenia przez te lata trenowania… ale odczucie moje jest takie, że niczego nie żałuję.
A.T.: Twój sportowy idol.
M.Ł.: Tato – Tadeusz Ławicki, Lance Armstrong.
A.T.: Ulubione miejsca na treningi pływackie, kolarskie i biegowe.
M.Ł.: Uwielbiam Szklarską Porębę – doskonałe miejsce na trenowanie wszystkich trzech dyscyplin, no i Calpe w Hiszpanii, tam będę zawsze chętnie wracał nawet na wakacje.
A.T.: Gdybyś mógł spędzić obóz treningowy z jakimś słynnym triathlonistą, to z kim byś go spędził?
M.Ł.: Miałem przyjemność trenować z Markiem Jaskółką, dzięki tym obozom 4 lata temu przebiłem sie do czołówki i po tych właśnie obozach powołano mnie do kadry. Bardzo dobrze mi sie z nim trenowało, ostatnio trenuję z Filipem Przymusińskim pod okiem Filipa Szołowskiego i to są właśnie ludzie, z którymi mogę i chciałbym bardzo chętnie trenować… są dla mnie wzorami do naśladowania. A do tego są to wspaniali, bezkonfliktowi ludzie, więc obozy z nimi to czysta przyjemność.
A.T.: Jakie są Twoje najlepsze sposoby na zregenerowanie się po trudnym wyścigu?
M.Ł.: Po startach chodzę się odprężyć na basen do jakuzzi, masaż i parę dni luźnych treningów.
A.T.: Jakie – poza triathlonem – jest Twoje największe hobby?
M.Ł.: Sport to moje hobby, nie mam czasu na inne. Triathlon pochłania całe dnie, a między treningami nie za wiele się chce.
A.T.: Najlepsza rada jaką usłyszałeś od trenera to….
M.Ł.: Usłyszałem, ale nie od mojego trenera, miałem przyjemność uczestniczyć w treningach Pana Wernera Urbańskiego z Poznania i bardzo mocno utkwiły mi słowa które powiedział: „..jeszcze na naszym podwórku zaświeci słońce” .. mocne słowa.
A.T.: O czym myślisz na kilka sekund przed startem?
M.Ł.: Zaskoczyło mnie to pytanie… chyba o niczym nie myślę, chyba po prostu jestem skupiony na tym co zaraz będę robił.
{gallery}lawicki2{/gallery}
A.T.: Jakie są Twoje ulubione zawody: w kraju i za granicą.
M.Ł.: Jeżeli chodzi o organizację to Susz, a jeżeli chodzi o miejsca, które lubię i chętnie do nich wracam to – Szczecinek, Sława. Za granicą za wiele się nie ścigałem, ale akurat miałem okazję startować w Chicago USA – to tamta organizacja i klimat tego startu bije wszystkie nasze nawet europejskie na kolana.
A.T.: Jak triathlon wpływa na Twoje życie osobiste?
M.Ł.: No właśnie… to jest pytanie, na które wiele mam do powiedzenia. To pytanie powinno być zaraz na początku jako jedno z najważniejszych. Bo triathlon daje dużo radości, dużo uczy człowieka na każdym poziome – od amatora po zawodowca – bez względu na to jaki dystans sprint czy ironman się robi. Ale daje też porządnego kopniaka w tyłek. Prawda jest bolesna, bo bez pieniędzy w tym sporcie można powiedzieć że jesteśmy nikim, chodzi mi tutaj głównie o czołówkę kraju. Ja, mając sponsora, 4 lata temu zrobiłem milowy skok, z zawodnika robiącego tłum na zawodach, zacząłem przebijać sie w błyskawicznym tempie do czołówki, a nawet stawałem na podium obok najlepszych. Wystarczyły trzy zagraniczne obozy, rower i pieniądze na odżywki i naprawdę psychicznie człowiek jest dowartościowany, finansowo spokojny i pewny siebie. Od dwóch lat niestety nie mam sponsora nie z powodu moich wyników sportowych, ale z powodu problemów finansowych samego sponsora i niestety cały czas borykam się z myślą, czy nie zakończyć przygody z triathlonem. A nie jestem typem człowieka, który chodzi i żebra po firmach i instytucjach o sponsoring, po prostu nie umiem tak robić. Jestem już po studiach mam 26 lat i niczego się w życiu nie dorobiłem. Przykre jest to, że zaraz po sezonach 2010 i 2011 rzucałem treningi i myślenie o triathlonie i szukałem sezonowych dorywczych prac, aby móc przetrwać i zarobić na kolejny sezon. Dzięki pracy przez 3 miesiące po sezonie 2011 jako monter elektrowni słonecznej w Niemczech byłem w stanie wyjechać w tym roku na miesiąc na obóz do Hiszpanii i lekko podreperować budżet, ale to tylko na chwile. Niestety takie są realia polskiego triathlonisty i nie tylko mnie taki problem dotyczy. Wielu bardzo dobrych zawodników pokończyło przygodę z triathlonem przez problemy finansowe. Sport jest bardzo drogi, a pieniędzy na sport mało, a proszę mi uwierzyć, że strasznie ciężko jest zerwać z tym nałogiem jakim jest triathlon. A jak Triathlon wpływa na moje życie osobiste? Daje mi cholernie dużo radości, satysfakcji że to robie, i świetną zabawę na najwyższym poziome podczas startów… ale naprawdę jest ciężko.
A.T.: Jaki był Twój najgorszy wyścig w karierze?
M.Ł.: Pierwszy, na którym mi bardzo zależało jako młodemu zawodnikowi, czyli 9 lat temu na Olimpiadzie Młodzieży w Ostrzycach, gdy miałem kraksę na rowerze. Nieprzyjemna sytuacja bardzo stresująca dla młodego zawodnika. Mocno to utkwiło mi w głowie.
A.T.: Jakie jest Twoje marzenie sportowe?
M.Ł.: Nie mam już marzeń sportowych… chcę po prostu dobrze wypaść w tym sezonie na połówce w Suszu, aby potwierdzić moją mocną pracę, poświęcenie i wyrzeczenia.
A.T.: Jakie są Twoje plany startowe na rok 2012?
M.Ł.: Będę startował tylko w Polsce. Najważniejsze imprezy to Susz i Górzno.
A.T.: Kto według Ciebie pojedzie (z Polski) na Igrzyska w Londynie?
M.Ł.: Słyszałem o ostatnim incydencie, związanym z wysyłaniem (red. w zasadzie niewysyłaniem :-)) polskich zawodników na Serię MŚ do Madrytu, i wierzę że Marek Jaskółka pojedzie! Życzę mu tego z całego serca. Nadzieja teraz w PKOLu. No i dwie dziewczyny, Marysia i Aga – one pojadą na pewno! Powodzenia!!!!
A.T.: Kto wygra IO Londyn 2012?
M.Ł.: Któryś z braci Brownlee, nikt im chyba nie podskoczy.
A.T.: Jakie Twoje cechy pozwoliły ci osiągnąć ten stopień zaawansowania w sporcie jaki obecnie reprezentujesz?
M.Ł.: Wytrwałość i upór – jak już mówiłem, ciągle borykam się z brakiem funduszy na trenowanie i nie mogę ułożyć swojego życia prywatnego tak jak trzeba (a narzeczona wiecznie czekać nie będzie)… to chyba do tego trzeba być cholernie upartym… bo innego wyjścia nie widzę. No i wytrzymywać wszystkie niepowodzenia, kłody rzucane pod nogi i ciągłe kombinowanie jak tu przeżyć kolejny miesiąc.. nie jest lekko.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę, aby zdobyte medale ważyły jeszcze więcej, niż hiszpańskie pomarańcze!
No to teraz będzie najcięższy okres. Triathlon super ale 50tys. osób nie zapłaci po 50EUR na zawodach żeby nas oglądać. Odnaleźć się w życiu zawodowym i odnosić sukcesy w triathlonie pracując na pełen etat to jest nie lada wyzwanie dla każdego z nas!!! Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego Marcinie, dziękuje za mile słowa.
PS. Marcin tego nie lubi robić więc powiem ja: Jest tu może ktoś kto może by tak chciał zasponsorować Marcinowi w ramach urodzin obóz w wysokich górach????
100 lat Marcin!!!