Martyna Lewandowska: „Chciałabym, aby moja historia zainspirowała chociaż jedną osobę”

Martyna Lewandowska startuje w zawodach triathlonowych od dwóch lat. W zeszłym roku zdecydowała się stworzyć markę sportową, chociaż wcześniej związana była z pracą w korporacji. Dzisiaj mówi, że chciałaby być inspiracją dla innych kobiet, które chcą wyjść poza strefę własnego komfortu.

ZOBACZ TEŻ: MŚ IRONMAN 70.3 Lahti: ponad setka zawodników z Polski na listach startowych

Akademia Triathlonu: Historia Twojego projektu ma swoje korzenie w tym, że chciałaś pracę połączyć z pasją do sportu. Pewnego dnia pomyślałaś, że bierzesz sprawy we własne ręce?

Martyna Lewandowska: Dokładnie tak było. Dwa lata temu w swojej poprzedniej pracy byłam mocno zmęczona systemem, a dodatkowo czułam, że korporacja nie jest miejscem dla mnie (dodam, że nadal pracuję na etacie). Widząc mojego narzeczonego Macieja, który pracuje jako trener i wiedząc, ile mu to przynosi satysfakcji, stwierdziłam, że pora skończyć narzekać tylko wziąć sprawy w swoje ręce.

AT: Taka decyzja musiała jednak trochę kiełkować w Twojej głowie. Zrobiłaś wtedy research i pomyślałaś: „To może się udać!”, bo czegoś podobnego do RaceReady właściwie nie ma na rynku?

ML: W zasadzie pomysłodawcą był Maciej. To on zauważył, że na rynku nie ma izotoniku z kofeiną, natomiast żele z ich dodatkiem są bardzo popularne. Ja w większości swoje treningi wykonuje z samego rana i nie piję wtedy kawy. Brakowało mi sprawdzonej formuły, która pobudzi mnie do porannej aktywności, a nie będzie wiązała się z wcześniejszym zrywaniem z łóżka. Izotonik z kofeiną sprawdza się w takich sytuacjach idealnie. Zabieram bidon do auta i śmigam w tym czasie na basen czy stadion. Co mnie bardzo cieszy to fakt, że kofeina w takiej formie nie wiąże się z problemami jelitowymi. Podłapując sugestię Macieja, stwierdziłam, że chcę zaryzykować i spróbować stworzyć dobry produkt na rynku.

AT: Od pomysłu do gotowego produktu minęło sporo czasu. Wspominasz, że było to długie osiem miesięcy testów…

ML: W momencie decyzji nie byłam świadoma, jak zawiły jest to proces. Na początku bardzo długo szukałam producenta, który byłby w stanie podjąć się produkcji na małą skalę. Później bardzo długo trwało uzgadnianie receptury i testowanie próbek. Zależało mi, żeby było to smaczne, dobrze się rozpuszczało, nie zaklejało i żeby przy tych kryteriach również miało dobry skład. Wszystkie te kwestie musiały jeszcze dodatkowo spełniać wymagania Głównego Inspektoratu Sanitarnego. RaceReady przede wszystkim ma za zadanie uzupełniać utracone podczas wysiłku elektrolity, ale również dodawać energii.

AT: Na stronie wspominasz, że jest to efekt pracy „jednej zdeterminowanej kobiety”. Sesje zdjęciowe, promocja, zamówienia… czy wszystkim zajmujesz się sama?

ML: Jako że RaceReady jest moją poboczną działalnością wszystkim zajmuję się sama. Nie miałam budżetu na stronę internetową czy osobę od marketingu. Żeby wprowadzić projekt w życie, musiałam wszystkim zająć się solo. Czasami brakowało mi osoby, która wiedziała, z czym to się je i która mogła mnie delikatnie pokierować. Na szczęście żyjemy w takich czasach, w których wiele informacji możemy znaleźć w internecie, a jeśli na naszej drodze trafią się dobrzy ludzie to i oni chętnie dzielą się swoim doświadczeniem i wiedzą.

AT: Myślisz czasem, że Twoja historia z pomysłem na biznes mogłaby też być inspirująca dla innych kobiet, które chcą realizować pasje i pomysły, ale boją się zrobić pierwszy, najtrudniejszy krok?

ML: Bardzo chciałabym, żeby moja historia mogła być zapalnikiem, chociaż dla jednej osoby, która czuje, że nie jest w odpowiednim miejscu. Wierzę, że można żyć, robiąc rzeczy, które się lubi i być przy tym spełnionym. Na pewno ciężkie jest wyjście ze strefy komfortu i spróbować postawić na siebie. Sama bardzo się bałam, nadal się boję, ale właśnie z tego powodu nadal pracuję na etacie, a RaceReady prowadzę równolegle. Nie trzeba od razu rzucać się na głęboką wodę. Będzie to okupione sporym zaangażowaniem i prawdopodobnie rezygnacją z części wolnego czasu, ale na pewno warto spróbować.

AT: W tym sezonie między innymi byłaś 2 OPEN podczas IM Warsaw 5150, wygrałaś w Żninie, zajęłaś 8. miejsce w mistrzostwach Polski, a teraz jeszcze 3. miejsce na sprincie w Gdyni. Jesteś zadowolona z postępów, które robisz? Jak oceniasz ostatnie miesiące?

ML: Ten sezon jest bardzo ciekawy. Na pewno zebrałam cenne doświadczenie, a starty na krótkich dystansach pokazują mi, że każda sekunda ma znaczenie. Bardzo cieszy mnie progres, to zasługa mojej ciężkiej, ale i też mądrej pracy. Czuję, że trening, jaki serwuje mi Maciej, jest bardzo przemyślany. No i widać efekty. Na imprezach, na których miałam możliwość brać udział w zeszłym roku, odnotowuję znaczne postępy (np. Gdynia ponad 3’ szybciej). Mimo to jednak nadal mam wrażenie, że dalszym ciągu raczkuję w triathlonie. Wierzę mocno, że najlepsze jeszcze przede mną.

AT: Czy jesteś szczególnie zadowolona z któregoś startu? Był taki, który określiłabyś mianem idealnego?

ML: Największą satysfakcję odczuwam po starcie na olimpijce w Warszawie oraz po sobotnim starcie na Sprincie w Gdyni. Mimo że w tym drugim o miejscu na podium decydowały sekundy, to mam poczucie, że dałam z siebie 100% tego dnia. Jakbym chciała być bardzo drobiazgowa, to mogłabym się ciut przyczepić do roweru, chociaż kto wie, czy byłabym wtedy pobiec na tym samym poziomie. Także nie rozpaczam, ale cieszę się z tego, co jest. Dziękuję Dziewczynom za świetną rywalizację i jeszcze raz gratuluję.

AT: W triathlonie jesteś od około 2 lat. Czy masz jakieś konkretne cele, które chcesz zrealizować? Może marzenia, wszak w mediach społecznościowych używasz nazwy „DreamofTomorrow”…

ML: Zgadza się. W triathlonie to mój niespełna drugi sezon. Wcześniej było samo bieganie i w obydwu tych sferach mam swoje małe marzenia. Bez nich pewnie ciężko byłoby mi utrzymać dyscyplinę. Na pewno dnia chciałabym wziąć udział w mistrzostwach świata na pełnym dystansie IRONMAN. Miałam okazję kiedyś być na Hawajach i bardzo chciałabym tam kiedyś wrócić w triathlonowej odsłonie. To jest jednak odległa przyszłość. Jeśli chodzi o biegowe marzenia, to marzy mi się móc kiedyś przebiec wszystkie sześć maratonów z serii World Marathon Majors.

fot. Martyna Lewandowska – Instagram.

AT: Twój kalendarz startowy w pierwszej części sezonu był mocno wypełniony występami. Jak wyglądają plany na drugą część?

ML: Potrzebowałam odpoczynku właśnie po intensywnej pierwszej części i musiałam zatęsknić za startami. Druga część sezonu będzie zdecydowanie spokojniejsza. Pierwszym występem była właśnie Gdynia, a w planie mam jeszcze na pewno jeden. Na jesień chciałabym pewnie pobawić się na kilku imprezach biegowych. Wisienką na torcie będzie grudniowy maraton.

AT: Dziękujemy za rozmowę.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,710ObserwującyObserwuj
457SubskrybującySubskrybuj

Polecane