Przepis na święta Tomasza Marcinka jest bardzo prosty – zrobić treningi, napisać treningi, zjeść i iść spać. Najlepiej w świątecznych skarpetach, przy zapachu choinki i pomarańczy
ZOBACZ TEŻ: Mateusz Grzybek: „Śmigam po słonecznej Barcelonie, a w słuchawkach Mariah Carey”
Nikodem Klata: Choinka żywa czy sztuczna? Która gości w Twoim domu?
Tomasz Marcinek: Żywa, zdecydowanie. Zawsze lubiłem ten zapach. Do tego pomarańcze i po treningu się odpływało.
NK: Kto w Twoim dzieciństwie przynosił prezenty 24 grudnia? Mikołaj, Gwiazdor czy może Aniołek? Czy w rejonie, z którego pochodzisz są jakieś charakterystyczne świąteczne tradycje, które kultywujesz?
TM: Żaden z nich! U nas – Dzięciątko (może być Aniołek). Ja kultywowałem zawsze jakiś jebitny trening jak pamiętne 6 x 1500m z Wilkowieckim i kilkoma osobami za czasów smsu, czy też 100 x 100m. Więc tradycyjnie jakiś secik na psychę się wrzucało.
NK: Świąteczne wybieganie czy świąteczne kolędowanie – co przychodzi Ci łatwiej? Jak wyglądają treningi w czasie świąt?
TM: Nigdy nie zaśpiewałem kolędy. U nas w domu się nigdy nie śpiewało (jestem za to wdzięczny). Trening standardowo – wychodzę i robię. Raczej z moim organizmem to normalne. Nie jestem typem człowieka, co siądzie i będzie w spokoju przechodził przez ten okres. Nie ogarnia mnie jakoś magia świąt.
NK: Jaka potrawa wigilijna jest najlepszą podkładką pod świąteczny trening? Która z nich jest Twoją ulubioną, a której nie lubisz ?
TM: Zupa rybna to chyba najgorsze co mogłoby trafić na stół u mnie (śmiech). A najlepsza to moczka, zdecydowanie! Jadłem to jeszcze długo po świętach na obozach.
NK:Grinch nienawidził świąt. A czy jest coś, co denerwuje Ciebie w tym okresie?
TM: Cały pęd tego okresu. Każdy goni w imię dobrego i trafionego prezentu, zamiast skupić się na człowieku.
NK: Gdybyś miał gwarancję, że Mikołaj przyniesie Ci jedną rzecz, o którą poprosiłeś go w liście, to co by to było?
TM: Dzięciątko jakby wpadło, to mogłoby mi dać pierwszą piłkę do gry w piłkę, którą tak przeorałem, że pękła mi w rękach, jak byłem dzieckiem. Generalnie to listu nigdy nie pisałem i nigdy o nic nie prosiłem.
NK: „Kevin sam w domu” w święta – tandeta czy tradycja? Jakie są Twoje ulubione sposoby na spędzanie świątecznego czasu?
TM: Kevina kiedyś się oglądało tradycyjnie! Jak spędzić ten czas? Prosto! Zrobić treningi, napisać treningi, zjeść i iść spać.
NK: Czy zdarzyło Ci się kiedyś, zamiast prezentu pod choinką zobaczyć rózgę? Jeśli tak, to co przeskrobałeś?
TM: Rózgi nigdy nie dostałem. W dzieciństwie zazwyczaj cały rok byłem niegrzeczny, to
bym chyba musiał dostać ich tysiąc, żeby się wyrównało.
NK: Czy okołoświąteczna playlista treningowa uwzględnia świąteczne hity takie jak „Last Christmas”? Co sprawia, że zaczynasz czuć nastrój świąt?
TM: Słucham wszystkiego, więc pewnie jakiś bajerant z tego typu piosenką wleci przy okazji, ale żeby specjalnie ją włączyć to raczej bez szans.
NK: Skarpetki to dobry pomysł na prezent? Jaki był najlepszy i najgorszy prezent, który dostałeś na święta?
TM: Pewnie, że tak! Widzę wtedy taką troskę o drugą osobę. Ile by ich nie było, babcia zawsze nam je dawała i to chyba najlepsze wspomnienia z tym związane. Najlepszy prezent, jaki dostałem w życiu to też właśnie te fusekle. Reszta nie ma dla mnie znaczenia.
NK: Jaki jest Twój sposób na spalenie świątecznych kalorii?
TM: Ja inaczej podchodzę do tematu. Nie liczyć kalorii. Wyciszyć się w tym okresie. Przytyj kilo, dwa, trzy. I tak masz później czas do sezonu, żeby to zgubić. Najgorsze to pilnować tego, bo trener patrzy i pilnuje. W święta często czytam na tablicy na Facebooku: „zrobiłem trening, będzie miejsce na pierogi” (śmiech). Trenuj tak, żebyś każdego dnia mógł sobie zjeść i nie szykował specjalnie miejsca na pierogi! Jesteśmy triathlonistami, a nie anorektycznymi osobami z kontuzją i wypaleniem psychicznym. Dajcie luz i jedzcie jak BESTIA! Wszystkiego dobrego.