Triathlon w Malborku – metamorfozy. Wywiad z Marcinem Waniewskim.

Jest rok 2009. Początkujący dziennikarz telewizyjny porywa się na triathlon i po kilku miesiącach przygotowań, jeszcze przed swoim poważnym debiutem na olimpijce w Londynie, zalicza zawody w Malborku. Nie ma stroju triathlonowego, butów triathlonowych, specjalistycznej pianki i wszystkich tych gadżetów i akcesoriów, którymi otacza się teraz, starając się chociaż wyglądem przypominać prawdziwego triathlonistę. Kiedy przyjeźdża do Malborka jest potwornie zimno. Tak zimno, że organizatorzy zastanawiają się przez chwilę nad odwołaniem pływania, ale w końcu zapada decyzja o skróceniu dystansu ze sprintu do supersprintu. Tak kojarzą mi się moje pierwsze triathlonowe zawody – to był pierwszy etap  mojej kariery jako triathlonisty amatora, kiedy niewiele wcześniej waga przestała pokazywać prawie 103kg. Deszczowe chmury, zimny wiatr i niska temperatura wody – trzeba przyznać, że to mało wymarzone warunki na debiut. Ale atmosfera była gorąca. Tuż po przyjeździe na miejsce, w okolicach prowizorycznie zrobionego biura zawodów, uwija się jakiś łysy gość. Energiczny, stanowczy – taki „dynamit” chciałoby się powiedzieć. Po głosie poznaję, że to ten sam facet, z którym w ostatniej chwili załatwiałem pakiet startowy. Zapisy były już zamknięte, ale na „Telewizję” udało mi się wydębić ostatni numer. O tym, że facet jest stanowczy i bezwzględy przekonuję się krótko po zawodach, kiedy nie chce wydać mi roweru ze strefy zmian…zgubiłem numerek, a zasady były jasne! Teraz trzeba było udowodnić, że ten rower, to mój rower. „Morda” z telewizji nie pomogła. „Panie! Tu ludzie mają rowery o wartości samochodu!” – strofuje mnie „łysy” . Dopiero po jakimś czasie odzyskuję swoją maszynę. Od tego czasu minęło 5 lat. Dziś znowu jestem w Malborku. Czuję ogromny sentyment do tego miejsca i ogromną sympatię do twórcy tego zamieszania. Kilka godzin temu razem z gościem, którego żartobliwie nazwałem „łysym”, wyszedłem na trening 10km. Marcin Waniewski przez wiele lat sam organizował zawody vis a vis Zamku Krzyżackiego. Dziś współpracuje w tym zakresie z firmą Labosport i razem robią świetne zawody. Przeczytajcie krótką rozmowę. 


Grass, Szołowski: Marcin, skąd wziął się pomysł na te zawody i to w dodatku 1999 roku kiedy Triathlon nie był jeszcze dyscyplina olimpijską?

Marcin Waniewski: Pomysł wziął się z potrzeby chwili. Po założeniu klubu chcieliśmy być rozpoznawani. Ludzie wtedy w ogóle nie kojarzyli, co to za dyscyplina sportu. Po drugie chcieliśmy stworzyć możliwości pokazania „naszych zawodników” na swoim podwórku.

 

Grass, Szołowski: Jak wtedy wyglądała organizacja?
Marcin: Patrząc z obecnej perspektywy była bardzo amatorska, oparta na dobrej woli bardzo wielu osób, głównie moich kolegów i koleżanek z ówczesnej pracy – szkoły Gimnazjum Nr 3. Traktowali mnie jako takiego nieszkodliwego wariata. Pomagali wszyscy…dosłownie wszyscy i to za „dziękuje”. Pakiety startowe robione były w prywatnych domach, a numery startowe w szkole na zajęciach z Techniki. Jednak wspominam te czasy z dużym sentymentem. 

 

Grass, Szołowski: Ile osób wtedy startowało?

Marcin: W pierwszej edycji 60 osób, ale z każdym rokiem ilość się zwiększała. Już w drugiej edycji była to przeszło 100- ka, w 2010 roku było to już 250 osób!

 

malbork1

 

Grass, Szołowski: A co takiego się stało, że w 2011 postanowiłeś nie organizować jednych z najbardziej popularnych zawodów w Polsce?

Marcin: Wypalenie…nie dawałem już rady. Za dużo kosztowało to mnie i całą moją rodzinę (bo zaangażowani byli wszyscy – od żony, przez rodziców do babci, u której w domu była np. kontrola antydopingowa). Z tego miejsca chciałbym podziękować Witoldowi Rumińskiemu i Michałowi Orłowskiemu „moim” v-ce prezesom, którzy nie byli widoczni, a odwalali większość czarnej roboty (fakturowanie, pisma, pozwolenia itd.)

 

malbork2   malbork3 

 

Grass, Szołowski: Co wpłynęło zatem na zmianę decyzji?

Marcin: W 2011 roku na zawodach biegowych zaczepił mnie Marcin Florek i zaczął namawiać żeby zrobić te zawody wspólnie. Muszę przyznać, że nie było to dla niego łatwe zadanie, uważałem, że chłopaki (Filip dołączył do Marcina i założyli firmę Labosport) nie wiedzą na co się porywają i znowu zostanę z tym wszystkim sam, obarczając całą rodzinę.
Egzamin zdany celująco. Zawody przeniesione na inny poziom organizacyjny, o którym wtedy nawet nie myślałem. Nie bez znaczenia jest też fakt, że udało się pozyskać sponsorów, bo jak wcześniej wspomniałem, romantyczne czasy wolontariatu stanowiły pewien problem w wejściu na inny poziom, zabezpieczeniu zawodów itd.

 

Grass, Szołowski: Czyli jesteś osobą spełnioną?

Marcin: Zdecydowanie tak. W sferze prywatnej mam rodzinę, dwójkę wspaniałych dzieciaków i kochającą żonę. Jako trener udało mi się zdobyć kilka medali Mistrzostw Polski, a jedna z moich podopiecznych, Małgorzata Szczerbińska, zalicza się do czołówki krajowej i głęboko wierzę, że jeszcze pokaże pełnie swoich możliwości. Jako zawodnik (choć to teraz traktuję trochę zabawowo), udało mi się wystartować na Mistrzostwach Świata w Las Vegas, a przede mną jeszcze MP w Szczecinku, w sferze zawodowej coś, o czym mogłem pomarzyć – pracuję w szkolę z basenem (więc wszystko mam na miejscu) i zajmuje się treningiem personalnym zarówno pod kątem pływania, jak i prowadzę amatorów chcących spróbować swoich sił w triathlonie. Cenię sobie te relacje i nigdy nie myślałem, że moje hobby zacznie przynosić do domu realny wkład finansowy. Nie liczę też przyjaciół i kolegów, których poznałem dzięki tej fantastycznej przygodzie jaką jest sport.

Dzięki za rozmowę i widzimy się na zawodach!

Powiązane Artykuły

9 KOMENTARZE

  1. Wspaniały, doprawdy… I żeby mieć pełny obraz „zawodnika“, należy dodać, że – mając rodzinę, dzieci – pałał uczuciem do innej kobiety, proponując jej wspólne życie w pewnym ciepłym kraju ze stolicą w Madrycie. Żona zapewne wiedziała, nieprawdaż…? Hipokryta… żeby nie użyć wulgaryzmów…

  2. Jest rok 2013 i jestem w Malboru takze ja… debiutuje tak jak Lukasz 5 lat temu… stojąc z Łukaszem w okolicy startu wczoraj kątem oka widziałem Marcina przejeżdżającego samochodem… niby nic a jednak wiele;)))

  3. zawsze podziwiałem Marcina za jego zaangażowanie i poświęcenie w osiąganiu celu. Marcin jest świetnym gościem i ikoną polskiego triathlonu. Swoim zaangażowaniem zaraził nawet Magdę, swoją żonę, a to już nie lada wyczyn! Ja zresztą też się zaraziłem 🙂
    Łukasz, nie przestawaj pisać artykułów – są świetne!

  4. Lubię czytać takie fajne wspomnienia, czy to Łukasza – czy to Marcina. Pozdrawiam i życzę sukcesów w Malborku. Miejsce zobowiązuje 🙂 A w roku 2009, to i My – rodzina Miłkowskich – poznaliśmy jednego, takiego triathlonistę 🙂
    P.S.
    Łukasz, pisz więcej i częściej.

  5. Ja tez pamiętam, ze w moim debiucie w Suszu być przed tym Łysym było moim celem na mecie. Wtedy jednak raczej w sferze marzeń…

  6. :-)) Paweł, odwagi mi nie brakuje, ale bez przesady :))) strój kapitalny!

  7. Pelen szacunek i podziw dla Marcina! Pozdrawiam i zycze powodzenia w MP w Sczecinku (i do zobaczenia) 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,298ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze