Wpadając w ramiona apatii – felieton Marka Strześniewskiego

Kolejne restrykcje znikają szybciej niż miejsca pracy. Niby można już trenować, ale przecież nie wszędzie. Baseny i fitnessy pozamykane i jakoś niezręcznie od razu lecieć do lasu czy na szosę, kiedy przez wiele tygodni tak przyjemnie narzekało się, że nie można. 

Dodatkowo zniechęcają napływające jak ławica kiełbi informacje o kolejnych odwołanych zawodach. Wygląda na to, że najbliższe zawody triathlonowe w Polsce odbędą się na przełomie listopada i grudnia.

Co zrobić, kiedy wychodząc z kwarantanny wpadasz w ramiona jej siostry apatii?

Mam na taką ewentualność sprawdzoną strategię: idę na kilka godzin do dużego sklepu ze sprzętem sportowym.

Najbliższym sklepem spełniającym moje wymagania jest Decathlon w Piasecznie. Kilkugodzinny bliski kontakt z bogactwem wystawionego sprzętu i osobami wymieniającymi profesjonalne uwagi, wpływa na mnie inspirująco i motywująco. Wam też może pomóc.

Przed wejściem okrycie wierzchnie należy zostawić w samochodzie lub wyrzucić do śmietnika, jeśli jest stare, niemodne lub krępuje ruchy. Swoboda ruchów w sklepie tego typu jest kluczowa!

Ja zaczynam od ping-ponga. Zawsze się znajdzie jakiś małolat z aspiracjami, żeby poniżyć starszego. Nie przejmujmy się jego wyższością techniczną. Każdą piłkę staramy się ściąć jak najmocniej celując w głowę przeciwnika. Punktów za to nie ma, ale każde trafienie znakomicie poprawi nam samopoczucie. A oto przecież nam chodzi.

Jeśli nie ma nieletnich, zawsze możemy poprosić kogoś z personelu. Są chętni, życzliwi i łatwiej w nich trafić, bo są więksi. Czasem mogą coś doradzić, chociaż kilka razy zdemaskowałem luki w ich przygotowaniu zawodowym.

W trakcie jednej z poprzednich wizyt, kiedy szukałem natchnienia i motywacji podszedł do mnie młody człowiek.  Właśnie na stoisku wędkarskim wywijałem dynamicznie wędziskiem do połowu gruntowego. Odziany był stylowo w kamizelkę nawiązującą tematycznie do stoiska, nieśmiały zarost i lekką nadwagę, która ciekawa świat nieśmiało wyglądała mu spod kamizelki.

Zadał nieśmiertelne pytanie początkujących sprzedawców:

– Czy mogę pomóc?

– Oczywiście – odpowiedziałem. – Proszę uprzejmie mi powiedzieć, czy ta wędka nadaje się na łowiska posiadające rozwiniętą linię brzegową z licznymi spłyceniami i zatoczkami. Szczególnie chodzi mi łowiska, gdzie roślinność wynurzona porasta strefę litoralu przerywanym pasem, zaś zanurzona występuje na nie więcej niż 35% powierzchni dna łowiska?

Przedłużające się milczenie eksperta w kamizelce przerywane było jedynie rytmicznymi świstami wędziska, którym nie przestawałem machać. Nawet nadwaga cofnęła się pod kamizelkę przed wagą sytuacji.

– Sprawdzę i zaraz do pana wrócę….

„Zaraz” musi jeszcze trwać, bo więcej go nie widziałem.

Stoisko wędkarskie jest także dobrą opcją, jeśli do sklepu musimy iść z dzieckiem (lub dziećmi) lub/i żoną/mężem (lub mężami/żonami). Treść w ostatnim nawiasie jest konieczna, ponieważ Akademia Triathlonu jako portal nowoczesny, postępowy  i otwarty na wszelkie opcje, nie dyskryminuje czytelników ze względu na poglądy religijne, polityczne czy preferencje w zakresie trenowanych stylów pływackich. Poprawność polityczna nakazuje przypuszczać, że wśród klikających i czytających znajdują się zwolennicy poligamii czy nawet bigamiści. Ich również gorąco zanęcamy do lektury.

A zatem, kiedy jesteśmy na stoisku wędkarskim w dowolnej konfiguracji osobowej i chcemy jeszcze porównać haczyki nr 5 wszystkich wiodących producentów, a osoba towarzysząca chce się oddalić na stoisko ze strojami plażowymi (alarm czerwony! alarm czerwony! – do ceny opalaczy trzeba będzie doliczyć wcześniej czy później koszty wczasów gdzieś w tropikach) lub pojeździć na hulajnodze (alarm żółty! alarm żółty! – koszty zniszczonych towarów), możemy wdrożyć procedurę zabezpieczającą. Błyskawicznie uzbrajamy wędkę w kołowrotek z grubą żyłką. Na koniec żyłki doczepiamy kotwiczkę na suma lub dorsza. Kotwiczkę wbijamy w kołnierz osoby towarzyszącej i uruchomiamy mechanizm blokujący w kołowrotku. Następnie jedną ręką trzymamy wędkę, a drugą spokojnie segregujemy haczyki nr 5 w poszukiwaniu pożądanego kształtu. Jeśli osoba towarzysząca próbuje się oddalić, lub – nie daj Boże – wyjść ze sklepu bez naszej akceptacji, blokujemy kołowrotek.  Teraz osoba towarzysząca towarzyszy nam w lekkim oddaleniu, ale to my kontrolujemy dystans oddalenia.

Odpocząć można w sekcji z namiotami. Umożliwi nam to bogata selekcja rozkładanych łóżek turystycznych, karimat i śpiworów. Kiedyś wczołgałem się do trójki z tropikiem i zasunąłem suwak. Wyszedłem po krótkiej drzemce odświeżony i gotowy do dalszych eksploracji.

Można też poprosić pracownika o prezentację zastosowania kuchenki gazowej na wysokości powyżej 6 tys. metrów n.p.m. Szeroki asortyment zup w proszku gwarantuje, że dopasujecie coś do swoich upodobań kulinarnych. Jeśli jednak nie, to zawsze można zjeść batonik (jeden, dwa, trzy…- niepotrzebne skreślić) lub wchłonąć żel energetyczny. Opakowanie bierzemy ze sobą, aby rozliczyć się przy kasie.

Jeśli chcemy się zmęczyć i zrzucić kilka kilogramów, sugeruję wizytę w sekcji wodniackiej. Wybieramy piankę do pływania lub nurkowania, najlepiej 3 numery za małą. Następnie idziemy do przymierzalni. Wbicie się w tak dobrany sprzęt jest czasochłonne i morderczo męczące. Większy opór stawiają pianki do nurkowania, ponieważ są wykonane z grubszego neoprenu. Jeśli założymy płetwy i czepek pływacki i wyjdziemy z przymierzalni, to z łatwością nawiążemy kilka nowych, ciekawych  znajomości.

Jeśli po zdjęciu pianki – uwaga! często schodzi razem z bielizną – nadal nie czujesz się zmotywowany czy odchudzony, to możesz podreptać do sekcji z wyposażeniem siłowni. Znajdziecie tam mnóstwo, mnóstwo żelastwa oraz fikuśne maszyny o nieznanym nikomu bliżej przeznaczeniu i warto tu spędzić kilka minut.

Podstawowym wyposażenie każdej szanującej się siłowni jest lustro, waga i miarka krawiecka. Tę ostatnią proponuję zabrać z domu. Otóż zostało potwierdzone empirycznie, że wystarczy uporczywie i wielokrotnie pozować przed lustrem, przyjmując rozmaite acz profesjonalne pozy, aby rozwinąć przepiękną muskulaturę. Szczególnie przydatne są takie figury jak: „Dzbanuszek”, „Amfora” czy „Wschód słońca”. Upragnioną wagę ciała da nam częste wchodzenie na wagę, a harmonijny rozwój systematyczne mierzenie kluczowych części ciała miarą krawiecką.

Ważyć się należy o różnych porach dnia i nocy, a na wagę wskakujemy szybko i znienacka. Zaskoczona waga za którymś razem poda upragniony ciężar ciała, a nawet jeden trafny pomiar jest ważny i załatwia sprawę. Początkującym podpowiadam, że skutecznym sposobem redukującym wagę ciała jest wchodzenie jedną nogą lub podpieranie się o elementy małej architektury.

Kiedy zaczną gasić światła możemy wrócić do przygotowanego wcześniej namiotu lub udać się do kasy. Po dniu pełnym wrażeń wśród entuzjastów aktywności fizycznej oraz fachowego personelu spać będziecie jak ochroniarz-emeryt na parkingu. A jutro albo na trening, albo z powrotem do sklepu.

Marek Strześniewski
Marek Strześniewski
Absolwent Uniwersytetów Warszawskiego i Jagiellońskiego oraz University of Illinois w USA. Od końca lat 90-tych prowadzi w Polsce założoną przez siebie firmę doradczą IMPACT Management. Ponad 300 zrealizowanych projektów koncentrowało się na zagadnieniach efektywności indywidualnej i organizacyjnej, optymalizacji kosztowej, dynamizacji sprzedaży oraz wdrażaniu strategii. Od 10 lat trenuje biegi długodystansowe i triathlon, gdzie wykorzystuje techniki zarządzania czasem i wyznaczania celów. Ukończył między innymi maratony w Nowym Jorku, Berlinie i Amsterdamie, oraz zawody triathlonowe na dystansie IRONMAN w Kopenhadze. Felietonista, bloger i ekspert Akademii Triathlonu w dziedzinie zarządzania czasem i efektywności indywidualnej.

Powiązane Artykuły

6 KOMENTARZE

  1. Plotka głosi, że w tym roku nie będzie zawodów triathlonowych, a w związku z tym nie trzeba się martwić o zamknięte baseny. Alternatywą są nartorolki, można je polubić.

    Stachu.

  2. Co racja, to racja: wymówki się kończą, zostały tylko te baseny zamknięte, a pogoda będzie w najbliższych dniach iberyjska, więc nie ma jak się wywinąć od biegania czy pójścia na rower. No chyba że będziemy udawać, że to wcale nie jest nam niezbędne dla naszego zdrowia psychicznego…
    Swoją drogą taki duży sklep to świat i ludzie. Za pacholęcia szlo się do takiego sportowego i gapiło się na pięć rodzaje piłek (w tym dwa rodzaje pingpongowych) przez pół godziny, a teraz można chwycić, pograć i nikomu to nie przeszkadza!
    Ale jest jeden problem, o którym Szanowny Felietonista zapomniał: jak już wyjdziemy z tej apatii, to nic nas nie powstrzyma od pójścia na trening… I co wtedy?

  3. Redaktorze, to bardzo niebezpieczna ścieżka. Dasz małolatowi wygrać w pingla, to potem jego ojciec będzie chciał, żebyś mu odpuścił w triathlonie. Aż strach pomyśleć, na co może liczyć matka …

  4. Znam ten sklep. Przynajmniej raz w tygodniu leczyłem się tam z apatii 🙂 Teraz już wiem, dlaczego na stoisku z szachami (bo zapomniał Pan dodać, że grywa pan po mistrzowsku w te klocki) oraz na stoisku z ping pongiem słychać było płacz dzieci. Mogłeś chociaż raz dać wygrać dzieciakowi! 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,703ObserwującyObserwuj
453SubskrybującySubskrybuj

Polecane