Od zachwytów nad obłędną przyrodą do jazdy w deszczu i zimnie. Bartek Danek o skrajnościach Norsemana

Bartek Danek jest prawdziwym triathlonowym obieżyświatem. Brał udział w jednych z najbardziej prestiżowych imprez na świecie – Roth, mistrzostwach świata w Konie, a teraz Norsemanie. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o wyzwaniach związanych ze startem w norweskim wyścigu, ogromnym wsparciu supportu oraz skrajnie ciężkich warunkach rywalizacji.

ZOBACZ TEŻ: Bartosz Hoffmann: „Mistrzostwa świata i Europy w kategoriach wiekowych to czysto komercyjne eventy”

Akademia Triathlonu: Twoja przygoda z Norsemanem zaczęła się dość osobliwie. Zostałeś wylosowany, ale właściwie… wcale tego nie chciałeś?

Bartek Danek: Owszem, miałem inne plany startowe z głównym startem w IM Frankfurt. Zgłosiłem się, aby kiedyś w przyszłości mieć większe szanse (zgłoszenia są premiowane), ale … wyszło jak wyszło – nie żałuję.

AT: Wyścigów Xtri jest sporo. Gwarantują wielkie wyzwanie i niesamowite widoki. Czemu właśnie Norseman?

BD: Wybór był dla mnie dość oczywisty. Nie chodziło mi o zaliczenie „jakiegoś” Xtri. Dla mnie „matką” Xtri jest Norseman i dodatkowo nie lubię zimna, więc to było dodatkowym wyzwaniem. To były jedyne zawody Xtri, na jakie się zgłosiłem.

AT: „Ten wyścig nie jest dla ciebie. Nic osobistego, ale po prostu nie jest. Jest dla osób, które mają w sobie walkę. Odporność. I umysły silniejsze niż ciała.„ Tak organizatorzy „reklamują” Norsemana. Zgadzasz się z tym opisem?

BD: To na pewno ciężkie zawody i kryzysy fizyczne czy też mentalne są w zasadzie gwarantowane. Wsiadanie na prom w nocy, skok o poranku do ciemnej, zimnej i głębokiej wody, niemal 100% pewność, że podczas zawodów będzie zimno (blisko zero stopni), deszcz, wiatr i do tego przewyższenia na ponad 5 tys. metrów.

To nie są warunki dla każdego. I nie jestem przekonany czy przytoczony cytat to reklama – zwłaszcza że te zawody raczej reklamować się nie muszą. To raczej informacja, a nawet ostrzeżenie ze strony organizatora.

AT: Który z fragmentów Norsemana szczególnie zapamiętałeś? Czy któryś odcinek był szczególnie trudny lub będziesz wspominał?

BD: Te zawody to przechodzenie ze skrajności w skrajność. Nie zapomnę obłędnej przyrody norweskiej, która wielokrotnie powodowała zachwyt i spontaniczny uśmiech, widoku promu, gdy obróciłem się po skoku i unosiłem się na wodach fiordu, czy też pierwszego spojrzenia na Gaustatoppen na ok. 18 km.

Trudno będzie mi także wymazać z pamięci jazdę na rowerze ponad 40 km w deszczu, wietrze i w mokrym ubraniu, przy temperaturze ok. 5 st. C. Dodatkowo na stromych serpentynach, bez hamulców tarczowych i umiejętności… dotąd pamiętam smród hamulców.

Zresztą, ta jazda to był jeden z błędów, jakie popełniłem. W deszczu nie zauważyłem, że właśnie przejechałem 150 km trasy rowerowej i tym samym skończyła się opcja wsparcia od zespołu. Zatrzymałem się dopiero na ok. 155 kilometrze, prosząc o pelerynę i ciepłe rękawiczki, ale … support – zgodnie z regulaminem – odmówił pomocy. Oczywiście, nie nalegałem – zasady to zasady, nie wyobrażam sobie, że mógłbym je złamać. Chcę też wyraźnie podkreślić, że to są to zawody zespołowe, a ja miałem bardzo dobrze przygotowany support.

AT: Jakie są Twoje odczucia, co do tego, że wyścig kończył się bez wbiegnięcia na szczyt? Czy teraz nie czujesz, że musisz wrócić jeszcze raz, żeby Norsemana przeżyć w pełni?

BD: Rozumiem decyzję organizatora o zmianie trasy, kwestie bezpieczeństwa są jednak najważniejsze, a o słuszności decyzji szybko się przekonaliśmy. Cieszę się, że mogłem zrobić pełny dystans i skończyć na mecie, a nie zostać ściągniętym z trasy przez bus czy zmuszony do zakończenia zawodów już w rejonie Zombie Hill. Nie czuję, że nie przeżyłem „w pełni” Norsemana i jeżeli uda się wrócić to, aby jeszcze raz przeżyć tę przygodę, a nie tylko po to, aby skończyć na szczycie.

AT: Patrząc na Twoje zdjęcia wraz z supportującymi Marcinem Krasoniem i Marcinem Stępieniem można stwierdzić, że Norseman był też świetną zabawą. Wsparcie, piosenki, motywacja. Ci, którzy mówią, że odpowiedni support jest kluczem, wcale nie przesadzają, prawda?

BD: To jest w 100% prawda. Słaby support i kiepska współpraca mogą zaważyć na wyniku lub wręcz doprowadzić do poważnych komplikacji. To nie był przypadek, że o pomoc poprosiłem Marcina Krasonia, czyli doświadczonego triathlonistę i biegacza górskiego, oraz Marcina Stępnia, triathlonistę, który ukończył Norsemana 2 lata wcześniej. Mieliśmy kilka rozmów o planach na te zawody, wzajemnych oczekiwaniach, dogrywaliśmy szczegóły.

Jednym z doskonałych przykładów współpracy było to, że chłopaki doskonale wiedzieli, ile powinienem jeść i pić w trakcie zawodów, i nawet gdy nie miałem ochoty na przyjmowanie kolejnych żeli, batonów czy płynów (co było powodowane zimnem i deszczem), dostawałem od nich krótką, acz dosadną reprymendę z jednoczesnym nakazem jedzenia i picia, z czego mnie następnie rozliczali – lekko nie było, ale jestem im za to bardzo wdzięczny. Support wiedział, że chcę, aby te zawody były dla mnie przygodą. Celem była „czarna koszulka”, czyli ukończenie zawodów najdalej na 160 miejscu.

Marcin Krasoń, Bartek Danek, Marcin Stępień (fot. Bartek Danek).

Nie walczyłem o pudło, bo oczywiście było poza moim zasięgiem. Norseman to Mistrzostwa Świata Xtri, w których biorą udział zawodnicy z całego globu, w tym ci najlepsi, jak choćby były mistrz świata Ironman (Sebastian Kienle – przyp. red), no i oczywiście grono doskonałych Norwegów. To mocno obstawiona impreza. Ja chciałem poczuć czym jest Xtri, mieć frajdę i zabawę. Oczywiście nie obijać się, ale również nie doprowadzać się do skrajnych stanów. Udało się. Z T2 wyszedłem jako 58 zawodnik, a zawody zakończyliśmy na 40 pozycji.

Ciekawe może przy tym wydać się to, że w ramach przygotowań do zawodów, ani jednego treningu nie zrobiłem w zimnej wodzie, ani w górach. Wszystkie rowery i biegania to płaski obszar Lubelszczyzny i rejon Warszawy. Całość moich przygotowań to ogromna zasługa wspaniałej Pani trenerki Olgi Kowalskiej z Trinergy.

AT: Startowałeś między innymi w Roth, na Konie, teraz Norsemana. Były też inne zawody międzynarodowe. Co poleciłbyś osobom, które chcą wybrać się na swoje pierwsze zagraniczne zawody? Masz jakieś uniwersalne porady?

BD: Wszystko zależy od celu. Jeśli ktoś jest mocny i jedzie po pudło lub slota na Konę, to nie potrzebuje moich sugestii – ma trenera. Jeżeli natomiast ktoś dopiero rozpoczyna przygodę z triathlonem, to sugeruję:

  • Wybrać zawody z dobrą logistyką – czyli najlepiej Europa i samochodem,
  • Dobrać trasę i klimat pod swoje upodobania – jak nie lubisz jeździć w górach, to nie bierz górzystych tras, jak nie lubisz upału, lepiej zrezygnuj z zawodów w miejscach, gdzie na pewno będzie gorąco, etc.,
  • Przygotować i wziąć wszystko ze sobą – checklista się przyda.

Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał, że wciąż uważam, że najlepsze zawody IM na pełnym dystansie w Europie to Klagenfurt w Austrii. Przepięknie, a do tego doskonała organizacja i niespotykana w innych miejscach dbałość o komfort zawodników, zarówno przed jak i po zawodach. To również miejsce pełne atrakcji dla kibiców, więc warto wybrać się z rodziną lub przyjaciółmi.

AT: Logistykę takich zawodów musisz mieć zapewne w małym palcu. Czy wybierając się na podobne zagraniczne zawody, trzeba liczyć się z ogromnymi kosztami? Co byś poradził innym?

BD: Warto wszystko, co może się przydać, wziąć już z domu – aby na miejscu kupować już tylko imprezowe pamiątki. Norseman to inny poziom przygotowań. Przygotowując ekwipunek, trzeba pamiętać, że na miejscu praktycznie nic nie można kupić.

AT: Kilka miesięcy temu otrzymałeś od IRONMAN zaproszenie na MŚ w Nicei. Nie jesteś chyba jednak fanem decyzji o tym, że IRONMAN zdecydował się podzielić wyścigi. Czy Twoim zdaniem Kona straciła na swojej magii?

BD: Miałem zaproszenie na Mistrzostwa Świata do Utah i do Nicei, ale w obu przypadkach odmówiłem. Dla mnie jednak MŚ pozostaną w kolebce Ironmana, czyli na Hawajach. Kona nie straciła jeszcze magii, ale organizatorzy są na dobrej drodze, aby tak się stało.

AT: Za kilka dni wystartujesz w Lahti na MŚ na dystansie 70.3. Czy masz jakieś cele związane z miejscem w swojej grupie AG lub czasem, jaki chciałbyś osiągnąć?

BD: Lahti to też troszkę konsekwencja planowania zeszłego roku. Wziąłem slota i te zawody miały być dla mnie zakończeniem sezonu, a później „trafił” się Norseman. W tej sytuacji będę startował 3 tygodnie po Norsmanie, po jednak dość mocnym pełnym dystansie i organizm może jeszcze nie wrócić do formy. Jadę bardziej towarzysko i treningowo.

fot. Bartek Danek.

AT: W triathlonie jesteś już 10 lat. Roth, Kona, Lahti, Norseman. Zastanawiam się, czy odhaczasz cele ze swojej „bucket list”? Masz jeszcze jakieś triathlonowe cele lub wyścigi, na których koniecznie chciałbyś się pojawić?

BD: Te „konieczne” pojawiały się na bieżąco, bo zaczynając zabawę z triathlonem, nawet nie marzyłem o Konie czy Norsemanie, ale sądzę, że obecnie lista się wyczerpała. Zamierzam jeszcze wziąć udział w zawodach IM Barcelona i sądzę, że od dotychczasowego triathlonowego życia zrobię sobie przerwę. Może trochę pobiegam … plan mam na życiówkę w maratonie w Tokio w marcu.

Grzegorz Banaś
Grzegorz Banaś
Redaktor. Lubi Lionela Sandersa i nowinki technologiczne. Opisuje ciekawe triathlonowe historie, bo uważa, że triathlon jest wyjątkowo inspirującym sportem, który można uprawiać w każdym wieku. Fan dobrej kawy i książek Jamesa S.A. Corey'a.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,784ObserwującyObserwuj
20,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane