17 lat od debiutu w maratonie, 17ty maraton, życiówka w Poznaniu.

Małe podsumowanie roku jako wprowadzenie do tematu.

Zaczął się od trzesienia ziemi – złamanie trzonu kregowego. Pełna blokada treningowa i badania dla ustalenia przyczyn. Od marca lekko rower stacjonarny, od kwietnia truchciki biegowe i dość normalny trenng na rowerze.

Na tej watłej bazie nagły pomysł ze startem w Suszu. Fajne miejsce, fajne chłopaki i fajnie, że dobrałem tempo, które mnie nie zmasakrowało.

Trzy tygodnie później ćwiartka w Gdańsku i zaskakująca dyspozycja, 2:28 i pierwsze miejsce w M55. Po tym wzrosły oczekiwania co do Gdyni, że nie będzie to tylko start na zaliczenie. Rower rzeczywiście był niezły 2:38, ale na biegu poległem. Jednak nie da się startować po symbolicznym treningu biegowym. 5:30 czyli 11minut gorzej niż rok wczesniej. Ale trzeba próbować dalej, czyli szybki pomysł na połowkę w Malborku. I tutaj satysfakcja częsciowa, nie z wyniku, ale z podjęcia na rowerze walki ze sztormowym wiatrem i poprawy biegu o 7 minut do Gdyni.

Jak nie kijem to pałką. Jest 5 tygodni do maratonu w Poznaniu, czyli można zrobić pierwsze kilkanascie dni prawdziwego treningu biegowego w tym roku.

W Poznaniu troche obaw ze względu na lekko arktyczną pogodę i rozważania jak się ubrać przy spodziewanej sporej różnicy temperatur. Śniadanie to ostatnio przepis Chrissie Wellington po moim liftingu, tzn. porcja ryżu brązowego z masłem orzechowym i miodem i dodatkowo bananem, ale zblendowane – tak lepiej wchodzi wczesnym rankiem. Plan był na tempo od początku 5’05-10, po 5-10km spróbować przejść na 5’00-05. Około 7km zaplątałem się w grupę balonika 3:30. Zawsze unikałem takich grup, źle znosiłem tupot tłumu, lubiłem biec po swojemu. Ale obawa, że na trasie za częsta walka o bieg solo może mnie sporo kosztować spowodowała, że udało mi się przestawić psychę – biegnę z balonikiem. Wyłączyłem komputer przetwarzajacy dane na bieżąco, wyłaczyłem myślenie, tylko balonik i czasami refleksja, że jednak daję radę trzymac to tempo. Być może to by się udało, mimo że moja forma na pewno nie była na łamanie 3:30. Około 35km był odcinek dość wąskiej trasy w parku i zostałem w tyle grupy, na zakretach zrobiło się ponad 100m i przy stadionie nie udało mi się dogonić grupy. Wyjście na ostatni prosty odcinek 4km miało być próbą łapania grupy. Silny wiatr przeciwny mnie złamał. Tempo spadło na 5’20-30. Wyszła niemożność trenowania siły biegowej w tym roku, nie miałem narzedzi. W grupie ten wiatr byłby mniej dotkliwy. 3:31:39 na mecie i wielki banan na twarzy. Ponad 6minut szybciej niż Orlen w zeszłym roku. Tylko szkoda , że szybsi koledzy 😉 tak szybko pili piwo na mecie, ze nie udało się spotkać 🙁

Długo walczyłem by rok, który miał być na rekreacje i przetrwanie przyniósł wynik ważny w moim sportowym życiorysie. Za dwa tygodnie jeszcze półmaraton w Gdańsku i potem badania kontrolne chorobowego podłóża mojego złamania, abym z czystym sumieniem mógł planować normalne treningi i starty w przyszłym roku.

Powiązane Artykuły

13 KOMENTARZE

  1. Nie prowokować mnie tu! Już raz mi Boguś tyłek skopał, wystarczy w tym sezonie bo się rozochoci… :-))) Powodzenia w połówce….!

  2. Jakoś nie czułem wyzwania w pólmaratonie przez te lata, zresztą ten pierwszy był w zeszłym roku, głownie jako intensywny element w ciągu treningowym(1:38 w Żarnowcu), pierwszy start na 10km też był przy 10 maratonach na liczniku po dwuletniej przerwie w maratonach. Czyli przy 1:28 stawiasz piwo 😉

  3. 17 lat od debiutu, 17-sty maraton a dopiero drugi półmaraton? A to ci dopiero będzie historyczne wydarzenie :-). Będę trzymał kciuki (już na mecie) za Twoje 1.35. Mój plan minimum 1.30, a co więcej ugram, to zobaczę na trasie :-).

  4. Boguś, spróbuję atakować 1:35, ale nie wiem czy utrzymam to tempo do końca, to bedzie mój drugi pólmaraton w zyciu 😉 , Ty pewnie na 1:28

  5. Gratulacje Jarek. Jest życiowka, jest powód do świętowania :-). Na jaki lecisz czas w półmaratonie? A swoją drogą, to piwo na mecie było mocno rozwodnione, ale te smakowe z pakietu startowego bardzo dobre 🙂

  6. Dzięki, dzięki :))) jest bardzo super i nadal mam banana na twarzy, chociaż w formie z zeszłej jesieni pewnie bym rozdzierał szaty na tą 1’39 😉 . Ale mam nadzieję, że druga część powiedzenia 'co mnie nie zabije to mnie wzmocni’ jeszcze przede mną. @Marek, trochę Ci zazdroszczę, że ze starej 🙂 dobrej 🙂 szkoły wyniosłem mniej pisarskiej swady, chociaż to pewnie po prostu nie ten talent co Twój 🙂 i koledzy musza sie zadowolić bardziej suchym wpisem 😉

  7. Jarek, piękna walka z przeciwnościami losu i piękne zakończenie sezonu! A piwko z pewnością będzie jeszcze okazję wypić….

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,706ObserwującyObserwuj
454SubskrybującySubskrybuj

Polecane