35 Maraton Warszawski

Miałem sporo wątpliwości, czy zdecydować się na start w 35 Maratonie Warszawskim. Był co prawda w ogólnym planie na ten rok, ale był w nim także Orlen Warsaw Marathon, który odpuściłem, nie mogąc z powodu nękających mnie dolegliwości zrealizować odpowiedniego programu treningowego. Ostatecznie, w konsultacji z trenerem, zdecydowałem się spróbować. Wdrożyliśmy dosyć intensywny plan, który określiłem w jednym poprzednich wpisów: „Jak w 5 tygodni dogonić Szosta’ 😉 O ile w zeszłym roku sporo klepałem kilometrów, robiąc długie wybiegania do 30 – 35 km, tak teraz zrobiłem kilka ok. 18 – 24 km, ale za to z narastającym tempem, do tego bieganie w 2 i w 3 zakresie. Plan początkowo nieźle wchodził, potem trochę gorzej – bardziej intensywne bieganie nasiliło dolegliwości – ból w pachwinie i podbrzuszu oraz w dole pleców. Wątpliwości wróciły, ale skoro zapowiedziałem na blogu, że pobiegnę, to nie mogłem się już wycofać 🙂

 

Impreza – moim zdaniem – świetna. Nie mam żadnych uwag krytycznych. Super organizacja, bardzo dobra pogoda, bardzo fajna trasa, oprawa i kibicowanie.

Noc przed startem – jak zwykle – przespana raczej słabo. Jakieś dziwne sny, w których nie mogę trafić na start albo gubię drogę w trakcie biegu 🙂 W rzeczywistości na start jednak trafiłem, chociaż z powodu czekania w kolejce do Toi – Toi-a, nie zdążyłem ustawić się tam, gdzie chciałem, tj. pomiędzy pacemakerami na 4:10 i 4:20 i ruszyłem pomiędzy 4:20 a 4:30. Pogoda fajna, biegło się przyjemnie. Gdzieś ok. 15 km towarzystwo, na początku dosyć rozgadane i wesołe, jakoś dziwnie ucichło. Ok. 20 km pierwsze osoby maszerują, niektórzy wyraźnie zmagali się ze skurczami mięśni nóg. Mnie ciągle biegnie się bardzo sympatycznie. Od 25 km powinienem przyspieszyć. No i trochę przyspieszam, ale… bolące miejsca zaczynają coraz mocniej dokuczać. Kolejne kilometry robią się jakby coraz dłuższe 😉 Przy punktach żywieniowych mocno zwalniam, trochę maszeruję, piję sporo izotonika, wody, jem banany. „Silnik’ ciągle działa dobrze, ale „układ napędowy’ coraz bardziej szwankuje. Ale biegnę, wyprzedzam coraz więcej maszerujących zawodników, próbuję uśmiechać się do kibiców, macham do nich, pokazuję uniesiony do góry kciuk, przybijam piątki. Przy trasie coraz więcej biegaczy próbujących rozciągać odmawiające posłuszeństwa mięśnie. Na 38 km robi się naprawdę ciężko. Motywuję się – jeszcze trochę, do tego zakrętu, do tego znaku. Pachwina pali żywym ogniem, nogi robią się, jak z drewna. Wiem, że na 4:15 nie ma szans, na 4:20 też już nie. Ale ciągle mogę poprawić czas z ubiegłorocznego debiutu (4:29). Tylko czy dam radę? Dam radę. No zes…m się, a i tak dam radę! Więcej nie odpuszczę! Po 40 km zaczynają łapać mnie skurcze łydek, trzęsą mi się, pulsują. Boję się, że zaraz mnie trzepnie tak, że nie zrobię ani kroku dalej. 42 km – w głowie ni stąd ni z owąd słyszę… szantę 🙂 „na spacer weźmiesz żonę swą i zapomnisz wszystkie chwile złe’.  Ze wzruszenia aż mi wilgotnieją oczy… a może to od wiatru? 😉 no i płynę wiaduktem, w dół, ale nie do „Starej Maui’, tylko na nowy Stadion Narodowy 🙂 Ze zwyczajowego sprintu do mety nici – skurcz. Ale co tam – choćby na rękach, ale dobiegnę. Rąk nie trzeba było używać. Dobiegłem. 4:26:17. Jest. Nowa życiówka. Ja wiem, że d…y nie urywa. Ale jest moja, zrobiona „w trudzie i znoju’, w pocie i bólu i nikt mi jej nie odbierze! 😉 W tym naprawdę fatalnym dla mnie roku, kiedy każda próba poprawienia się w bieganiu kończyła się katastrofą, to dla mnie duża rzecz. Daje nadzieję. Odpocząć, naprawić „układ napędowy’ i będzie dobrze 🙂

 

Na ten spacer z żoną trzeba będzie poczekać – jakoś słabo mi się dzisiaj chodzi 😉 Być może okazją ku temu będzie „Biegnij Warszawo’ za tydzień, które raczej potraktuję właśnie, jako spacer z żoną. No chyba, że doznam nagłego przypływu mocy 🙂

 

Jak widzicie epicką walkę ze sobą można toczyć także w okolicach 4:30. Każdy ma swój Everest. Ważne, żeby go zdobywać! Szykującym się na 3:30, czy 3:00 będę serdecznie kibicować! A co – czemu tylko ja mam się tak męczyć? 😉

Powiązane Artykuły

13 KOMENTARZE

  1. Jakub – wiem o tym, oczywiście. Ale on już na 1 km miał jakieś 150m różnicy, więc przypuszczam, że do mojego kluczenia po trasie jeszcze trochę dodał od siebie 🙂

  2. Zegarek wcale nie oszukuje, trasa zawsze jest mierzona po optymalnej traijektorii, a my biegnąc zawsze gdzieś nadrobimy, ato zbieg po picie, a to krzaczki itp. 😉 Ja zawsze ustawiam ok.400-500m więcej aby mieć pewność, że dobiegnę w zamierzonym czasie. @Marcinie powodzenie w Poznaniu i zdobycia Korony

  3. Fajnie to opisałeś. Poczułem ból tego magicznego dystansu. Gratuluję życiówki i walki o metę. Wspaniale! Ukłony dla Ciebie, a @Jakubowi gratuluję Korony. Ja zawalczę o nią za 2 tyg. w Poznaniu. Tymczasem ruszyły zapisy na Berlin…

  4. Tempo sprawdzałem na zegarku (i pulsometrze w jednym) z GPS. Ale chyba trochę, skubany, kantował. Zmierzył w sumie prawie 43 km.

  5. gratulacje, życiówka jest życiówką i tyle. Ja w tym roku odpuściłem już Warszawę, skończyłem sezon maratonem we Wrocławiu. Też walczyłem o nowy rekord, ale niestety przegrałem z kontuzją mięsnia dwugłowego. chciałem się poprawić o kolejne 15min. a tu pech i straciłem 7 do rekordu. Tak czy inaczej w przeciągu roku udało mi się nadrobić 30minut od debiutu w Wawie 2012, a na osłodę zdobyłem Koronę Maratonó Polskich.

  6. @Andrzej, rozumiem, że udajesz się na start do Kona :-). Tam też pewnie są fajne plaże. Pozdrów je od nas, początkujących triathlonistów. Może kiedyś tam dotrzemy 🙂

  7. Gratulacje ! Życiówka to zawsze ŻYCIÓWKA . Za około 14-15 godzin będę przelatywał na wyspą Maui w drodze do Kona(Big Island). Maui to mała wysepka obok Big Island , wysepka o najpiękniejszych plażach.

  8. Walka godna podziwu! Tak naprawdę im dłużej biegniesz, tym dłużej 'cierpisz’, czyli wysiłek osób z dłuższym czasem jest często większy niż osób biegnacych poniżej 3 godzin. A swoją drogą 'Płyńmy w dół do Starej Maui’ to piękna, choć nieco zapomniana, szanta. Mnie zawsze wzrusza ten fragment o dziatwie i żonie…Gratulacje!

  9. Co by nie napisać czy powiedzieć dokonałeś milowego kroku w kierunku IM 2015! Kolejny maraton będzie łatwiejszy, wiem to z teorii (na praktykę przyjdzie czas w przyszłym sezonie) :-))) Ponoć tego trzeba się po prostu wyuczyć… Gratuluje!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,389ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze