Wielkie mi halo! Ale jeszcze przed dwoma miesiącami sam siebie podziwiałem za 2 tygodnie bez fajki. Tak czy owak można coś podsumować. Miałem śmigać duathlon w Sieroszewicach. No, ale z powodów niezależnych, co jasne, start musiał być odwołany. Więc maszynerię wyrywającą się do startu zdecydowałem wykorzystać wczoraj w teście Coopera. Przygotowanym jak należy, na stadionie AWF. Wszystko się pięknie poukładało: wiosenny deszczyk, znaczy leje, 7 stopni, no to po drodze się rozgrzeję, a droga marzenie – 8km wałów powodziowych, no to dodatkowo oblukam stan wody na Odrze. Jak tak sobie lecę, to zwykle w głowie fajnie się bełta. A tym razem, nagle: odwołają czy nie odwołają? Cholera, nie znam regulaminu. Która opcja wygra? „…w trosce o zdrowie i bezpieczeństwo uczestników, test został odwołany..’ czy też – „…test odbędzie się bez względu na warunki pogodowe…’ W końcu jest stadion. I bardzo dobrze, bo już się troszkę wyziębiłem. I co widzę? Kilkoro ludzików chlupchlupchlupie po czerwonej bieżni. I od razu się człowiekowi gęba śmieje. Załapałem się do biegu w samo południe (czyli słoneczko powinno być w zenicie?) i dawaj, znowu ta matematyka: jedno kółko, drugie, trzecie… Słyszę, że już tylko minuta do końca, ale kozaka, który na pierwszym okrążeniu odskoczył na 200m przed resztą już i tak nie dojdę, chociaż zostało mi ledwie 50m. Chyba ciut za dużo wody w butach i przez to straciłem świeżość w kroku 🙂 Muszę pogodzić się z wynikiem 2850m. Łyk wody i znowu na wały (jest bezpiecznie). I w ten sposób zrobiłem krótkiego longa i wyrobiłem średnią tygodniową 35km, co mnie bardzo cieszy.
No i co z tym podsumowaniem? Moja bogata wiedza na temat niepalenia rozciąga się od opinii, że potrzeba 10 lat, żeby organizm post-palacza odzyskał parametry podatności na raka właściwe nie-palaczowi, po opinię, że wystarczy miesiąc, aby krew osiągnęła pełną zdolność transportowania tlenu. No i, co najważniejsze, zapewniano, że rzucając jaranie jestem do przodu o 10%, jak nie więcej, z wydolnością. Biorę sobie licadło i widzę, że zyski kręcą się w okolicach 5%. Znaczy, że połówki maratońskiej w tym roku chyba jeszcze nie zrobię poniżej 1:32. Co jeszcze? Nie odczułem jakiegoś tsunami energii. Poza tym gdzie łupało, tam nadal łupie. Ale subtelności pozytywne są, i owszem. No i psyche mocno do przodu. Wchodzę sobie na http://www.runbayou.com/Wavacalc.htm i tam wychodzi, że przeskoczyłem już z Local Class do Regional Class. Czyli, że spoko mogę już wyskoczyć na start do Oławy, czy nawet Wałbrzycha. Fajna stronka 🙂
Trochę mi szkoda rozstawać się z największym asem w rękawie. Wprawdzie rezerwy w tri są, nawet je widzę, ale trudniejsze do wydobycia. No bo o ile do niepalenia wróciłem po ledwie 40 latach, to kraulem nie umiem pływać już od 58.
To całkiem długo nie pływałeś kraulem. Można wręcz powiedzieć, że zapomniałeś jak to się robi 😉
Oby tak dalej – z tym papierochami 🙂
A co mam nie wiedzieć. Zechciej tylko Arek zauważyć, że tu o starcie było.
To Ci powiem chłopie, że Ty chyba blogów nie czytasz!? Ostatnio bardzo lansowane są do treningu gumofilce! Nie wiem jaki wpływ maja na ,,świeżość kroku’ ale z pewnością stopy byłyby suche…. :-)))