Witam wszystkich.
Obserwuję AT od pewnego czasu ale głosu nie zabierałem, bo nie miałem o czym opowiadać w temacie triathlonowym. Wreszcie zadebiutowałem i kilka słów na ten temat znajdziecie poniżej.
ALE JAK I DLACZEGO?
Wszystko zaczęło się jakieś 7 miesięcy temu.
Sylwester, toasty i logowanie do strony London
Triathlon oraz wykupienie pakietu startowego. Czemu Londyn? Bo jest dalej niż
Olsztyn, bo trzeba kupić bilety lotnicze i hotel wczesniej, bo to wielka
impreza i odwrót nie jest taki prosty. No dobrze…..czytałem książkę o małpach ale to wcale nie jest próba podlizania
się Ojcu Założycielowi …..Jarząbek
RAPORT OTWARCIA
Nie będę tutaj koloryzował, że byłem wtedy w kategorii 100kg plus bez sportowego doświadczenia i pojęcia o
bieganiu czy rowerze. Było tak:
– pływanie,największe obawy, wtedy potrafiłem pływać żabką
– rower, nie było źle, głównie MTB ale co tam….to tylko grubsze koła
– bieganie, tak sobie, zacząłem biegać w październiku 2013.
Do tego moje 80kg i 174cm, a więc kształty lekko zaokrąglone.
To był 1 stycznia, a potem zapomniałem o logowaniu na chwilę (jakieś 2 miesiące).
PRZYGOTOWANIA
Moje przygotowania były raczej spontaniczne. Kilka podstawowych pozycji z tematyki treningu
przyswoiłem ale moje treningi miały bardzo dynamiczny charakter (w obszarze
czasowym), bez stałego planu. Dwuletnie dziecko, praca wymagająca podróżowania,
zmiany w życiu prywatnym i kilka innych elementów w tym samym czasie skutecznie
utrudniały walkę ale też przyczyniły się do dużo lepszej organizacji czasu:
– basen blisko przedszkola/pracy,
– hotele w delegacjach ze spinningiem lub blisko basenu,
– zestaw biegowy zawsze gotowy w walizce,
– poranne jazdy na rowerze przed pracą lub nocne (te drugie mniej lubię, po spotkaniu z sarną).
Z basenem zwlekałem do ostatniej chwili. Tak to jest, jak czegoś nie chce nam się zrobić
to pewnie jest właśnie to co szczególnie powinniśmy zrobić. Skończyło się indywidualnymi lekcjami z pewną
bardzo szybką (w wodzie) kobietą. Jej porady i ćwiczenia skutkowały dużo
większym progresem niż te wszystkie gadżety, książki z cudownymi metodami,
które wsześniej pokupowałem.
Bieganie nie wychodziło mi najlepiej, wspomnę tylko rezonans magnetyczny z powodu
podejrzenia złamania zmęczeniowego i powtarzające się „shin splits’, wizyty u
terapeuty. Prawdopodobnie zacząłem za ostro i za dużo.
W lipcu osiągnąłem wagę 72.5kg, wzrost się nie zmienił.
START
Do Londynu wybrałem się kilka dni wcześniej pod pretekstem wycieczki rodzinnej. Moja dieta przed
zawodami nie była zbyt wyszukana. Tytułowe F&C i lokalne piwo. Nerwy miałem
poszarpane jak przed egzaminem na prawo jazdy, masakra jakaś. Perspektywa pływania
strasznie mnie męczyła psychicznie, nawet nie zdążyłem przetestować pianki w
basenie, a co dopiero w wodach otwartych. Otchłań, Kursk, ciemność……..miałem w głowie.
Dzień przed startem pojawia się ból gardła i temperatura (niewinne 37.5), wiec stawiem na
aspirynę i jakieś tabletki do ssania. Na dodatek start mam w jednej z ostatnich
grup (a jest ich około 20 bo liczba uczestników to kilkanaście tysięcy).
Przed startem rower gotowy i poobklejany batonami, buty rowerowe nie wpięte, bo miałem wątpliwości czy uda mi się w
stresie sprawnie wskoczyć na rower. Wbiłem się w neopren i dostałem jaskrawy
czepek London Triathlon. Stres, stres,stres.
Start był z wody, więc szanse na pralkę mniejsze, chociaż tyle. Wskoczyłem i pierwsze wrażenie to
uczucie, że nogi mam nad wodą. Panele wypornościowe na medal. Większość
przepłynąłem kraulem ale zielona woda, wiatr i inni zawodnicy powodowali że od
czasu do czasu płynąłem żabką, głównie po to aby zorientować się gdzie jestem.
Wychodząc z wody byłem w euforii, że się udało. Czas 33:45.
Dłuuuuuga strefa zmian, w której spędziłem ponad 4 minuty trochę mnie zaskoczyła ale sprawdziłem
czasy najlepszych i nawet im zajmowało to ponad 3. Po prostu, wielka hala i do
tego schody po drodze.
Rower najlepiej wspominam. Jak wsiadałem to miałem takie poczucie lekkości
jakbym właśnie zrobił dobrą rozgrzewkę i nic męczącego wcześniej. Wstąpił we mnie rowerowy
szatan i cały czas starałem się wyprzedzać, zignorowałem tętno i leciałem w
strefie 80%+ większość czasu. Drafting na tej imprezie był niedozwolony ale
udało mi się wykręcić średnią powyżej 37km/h, czas 1:04:42.
Bieg rozpocząłem dość wolno ale stopniowo przyspieszałem. Pierwsze 3.3km to
16min, kolejne lepiej o jedną minutę i wreszcie trzecie okrążenie to 14min. Ostatnie 100-200m
to sprint, nie wiem czemu, po prostu jak już wpadać na metę to z przytupem. Chciałem sprawdzić
ile mogę jeszcze z siebie wykrzesać, a wyprzedzanie ludzi na ostatnich
50m…..bezcenne. Bieg to 44:58 min.
Czas końcowy 2:30:35g w tym około 7min w strefach zmian.
EPILOG
Czy wystartuję znowu w Londynie? Nie wiem, raczej nie. Czy Londyn to był dobry wybór na debiut. Tak,
jeśli ktoś potrzebuje dodatkowej motywacji to odległa lokalizacja pomaga. Do
tego warto dorzucić rozgłoszenie swoich planów wśród znajomych, abonament na
trening i mamy gotowy koktajl motywacyjny.
Ja już się zaraziłem triathlonem. Wyciągnąłem wnioski z moich błędów i w następnym sezonie
postaram się ich nie powtorzyć, tylko popełniać nowe. Pozostaje już tylko gonić
Dowbora, capnąć Grassa, być jak Mkon.
Pozdrawiam,
Piotr.
Dziekuję za gratulacje. Co do organizacji nie mam porównania bo to był mój debiut. Natomiast okoliczności przyrody takie sobie, do tego wyprawa z Austrii do Londynu to jednak są pewne koszty. Obecnie mieszkam w Wiedniu i myślę, że znajdę w 'okolicy’ kilka fajnych imprez na dystansie 70.3: St. Polten, Zell am See, Klagenfurt etc.
Ja rowniez gratuluje, zwlaszcza roweru bo trasa nie byla latwa. Virgin London Triathlon to tez moj pierwszy triathlon ale z duzo gorszym wynikiem. W pazdzierniku zaczne swoj 8my maraton i to on byl dla mnie glowna impreza w tym roku (mam realna szanse poprawic swoj rekord) ale juz wiem ze za rok zmienia sie priorytety :). Trening trzech dyscyplin jest duzo ciekawszy niz tylko biegania a poza tym mam co poprawiac. Za rok chcialbym sprobowac przygotowac sie do IronMana 70.3 w Gdyni (jesli uda mi sie zapisac) a w miedzyczasie poprawic swoj czas na dystansie olimpisjkim. Tak jak wspomnial Swiezak, nie mam odniesienia w Triathlonach ale maratony w Polsce mialy duzy lepsza atmosfere niz wszystkie te ktore zrobilem poza, stad pomysl Gdyni. Z Londynem- super organizacja, a myslac jakie to musza byc koszty warty swojej ceny w odniesieniu do tego co oferuje, na pewno warto sprobowac.
I ja startowałem w Londynie! Po pierwsze gratuluje wyniku. Same zawody takie sobie, wrażenie robi wielka strefa zmian cała reszta przeciętna. W Polsce organizowane sa o wiele fajniejsze starty. Dlatego moje wyjazdy na zawody to Londyn –> Polska. Maprawde Panowie i Panie nie mamy sie czego wstydzić a wrecz przeciwnie mamy sie czym pochwalić! Pozdrawiam i wszystkich wybierajacych sie do Londynu na ściganie zachecam i polecam sie jako przewodnik.
Częściej startuj, częściej pisz bo obie rzeczy potrafisz. Do boju Biało-Czerwoni!!
Gratuluje dobrego debiutu! No i rower z dobrej stajni. 😉
Fiu, fiu…. ,,dogonić Dowbora, capnąć Grassa’… ambitnie jak na początek… :-))) Powodzenia!
Gratuluję ukończenia, fajny wynik. Najlepszą motywacją jest zapisanie się na zawody;) Wytrwałości w treningach i powodzenia w kolejnych startach.