Israman – triathlon dla twardzieli

Trzy lata po tym jak wystartowałem w zawodach triathlonowych nad Jeziorem Galilejskim (olimpijka), o czym pisałem w artykule „Holy Triathlon”, znowu przyleciałem do Izraela. Tym razem jako kibic i dziennikarz, z zamiarem opisania zawodów Israman na dystansie pełnym i połówki Ironmana, które odbyły się w piątek (26.01), w tych pierwszych kibicując również utalentowanemu Polakowi – Robertowi Karasiowi.

Niestety, o czym część czytelników AT śledzących naszego FB wie, Robert zaliczył upadek na trasie rowerowej i musiał wycofać się z zawodów… ale o tym za chwilę. Na początek o miejscu, organizacji i wynikach, a jest o czym pisać.

Israman to nie są zawody dla „chłopców i dziewczynek”. Ze względu na ukształtowanie terenu i warunki pogodowe jest to prawdziwe wyzwanie dla silnych fizycznie i psychicznie. Miejsce rozgrywania zawodów – Eliat na Morzem Czerwonym między górzystymi granicami trzech państw: Izraela, Egiptu i Jordanii. Trasa rowerowa prowadzi drogą numer 12 wzdłuż otoczonej zasiekami granicy z Egiptem, gdzie co kilka kilometrów napotykamy wojskowe posterunki. Klimat nieziemski, atmosfera tajemniczości, cicho i spokojnie. Słychać tylko wiatr…

Początkowy odcinek trasy rowerowej, zaraz po wyjeździe z miasta, to stromy podjazd, ze szczytu którego widać zatokę Akaba między półwyspami Arabskim i Synaj oraz dolinę Arava. Region znany jest z porywczego wiatru, a na całej trasie widnieją duże znaki drogowe ostrzegające przed cross winds, niczym na Hawajach. O sile tego wiatru przekonał się niejeden triathlonista, który starał się pokonywać zjazdy leżąc na lemondce. Czasami opanowanie roweru podczas porywistych podmuchów staje się niemożliwe. Ale zdarzały się osoby, które jechały na dyskach. Wieczorem po zawodach, w gronie dziennikarzy z Niemiec, UK i USA byliśmy zgodni, że jazda na dyskach powinna być na zawodach Israman zakazana (podobnie jak na Hawajach).

Na zawody Israman należy przyjechać z jednym założeniem – nie myślimy i nie walczymy o czas. Porównywanie wyników do tych, które osiągamy w „zwykłych” zawodach, nie ma żadnego sensu. Dość wspomnieć, że na tej trasie zawodnicy PRO rzadko kiedy łamią 10h. W ubiegłym roku pierwszy na mecie Dan Alterman osiągnął czas 10:09:00, drugi Dan Kony 10:26:03. Wśród kobiet najszybsze w 2017 roku były bliźniaczki z USA Laura (11:13:43) i Rebeccah (11:37:37) Wesser. Na dystansie połówkowym, znany polskim zawodnikom z zawodów Enea Ironman 70.3 Gdynia, Massimo Cigana osiągnął wynik (4:35:43). W tym roku wyniki (m.in. ze względu na mniej porywisty wiatr niż zwykle) przedstawiały się następująco:

  1. Till Schram (GER) – 9:39:20
    swim 52:28
    bike  5:33:07
    run   3:08:07

2. David Jilek (CZE) 9:59:22
swim 53:39:08
bike  5:50:17
run   3:08:27

3. Davies Hywel (GBR) 10:02:04
swim 54:36
bike 5:50:24
run 3:07:54

Kobiety

  1. Antonina Beznikov (ISR) 10:50:34
    swim 1:01:28
    bike 6:11:40
    run 3:26:14
    2. Simona Krivankova (CZE) 11:13:28
    swim 1:01:28
    bike 6:35:31
    run 3:24:22
    3. Carmen Macheritou (CYP) 11:19:03
    swim 52:16
    bike 6:8:50
    run 3:49:16

Na połówce dystansu Ironman (pełne wyniki tutaj):
1. Diego Van Looy (BEL) 4:41:46
2. Diederik Scheltinga (NED) 4:47:27
3. Roee Zo-Arets (ISR) 4:50:37

Kobiety:
1. Alice Hector (GBR) 5:03:58
2. Tara Grosvenor (GBR) 5:30:17
3. Irina Mazin (ISR) 5:53:59

Pływanie w Israman 

Zawody rozpoczęły się o godzinie 6.20. Jeszcze dwadzieścia minut przed startem można było odnieść wrażenie, że zawodnicy będą płynąć w ciemności, ale w pewnym momencie, jak na zawołanie, zrobiło się jasno. Słońce, którego tego dnia było jak na lekarstwo, wzeszło bardzo szybko. Było „chłodno” jak na Izrael, ale w końcu mamy zimę. Temperatura powietrza około 12 stopni Celsjusza. Woda 23 stopnie. Pływanie w piankach. Pętla 1900 metrów, zawodnicy z długiego dystansu pokonywali ją dwa razy, wybiegając z wody po pierwszej pętli.

Robert Karaś, który startował jako PRO z numerem 8: Pierwsza pętla była pod dużą kontrolą, ale każdy się sprawdzał. Za każdą bojką szły ataki. Pierwszy płynął Dan Alterman (zawodnik znany z wyścigów ITU), drugi Dan Kony i ja. Wiedziałem, że Dan Alterman jest mocny, wychodził z wody w grupie z braćmi Brownlee. W pewnym momencie zauważyłem, że Kony lekko odpuścił, wyprzedziłem go i zmniejszyłem dystans do Altermana do około 10 metrów. Wiedziałem, że zaatakuję nieco później, bo sporo ćwiczyłem wybiegów z wody, więc czekałem na koniec pierwszej pętli. Wybieg musiał lekko odciąć Altermana, czułem, że się do niego szybko zbliżam, wyprzedziłem go, a on nie złapał nawet nóg i bardzo szybko zrobiłem około 20-metrową przewagę. Później tylko ją powiększałem. Myślę, że mogłem wtedy płynąć po około 1.10 min/100 metrów. Dobiegając do T1 mialem nad drugim Altermanem około minuty przewagi.

Po wyjściu z wody zawodników czekał długi dobieg do T1 – około 500 metrów z plaży, przez parking i ulicę, przy której położone są hotele, aż do boisk centrum sportowego. Na tego, kto dzień wcześniej nie sprawdził trasy, czekała niespodzianka. Dzień przez zawodami wydarzyło się coś, co w tym regionie nie zdarza się często. Jak powiedział nam jeden z przewodników, tak mocnego deszczu nie było w Ejlacie od ponad dwóch lat. Intensywna burza z piorunami spowodowała lokalne podtopienia, a wybieg ze strefy zmian wyglądał tak:

Robert Karaś: No niestety wpadłem w tę wodę i zamoczyłem skarpety wybiegając z T1, ale nie było mi zimno. Wiedziałem, jaka będzie temperatura i chyba jako jedyny z zawodników PRO nie zdecydowałem się płynąć w stroju startowym pod pianką tylko w kąpielówkach. W strefie wytarłem się i założyłem suchy strój oraz ciepłą bluzę. Miałem duży komfort.

Trasa rowerowa w Israman 2018

Po wybiegnięciu z T2 i pokonaniu kilku kilometrów wyjazdu z miasta zaczynały się prawdziwe zawody – sprawdzian dla ciała i ducha. Wjazd na drogę numer 12 i kilkunastokilometrowy podjazd. Z każdym kilometrem wyżej spadała temperatura, a po dotarciu na wysokość około 800 m n.p.m., termometry wskazywały około 6 stopni Celsjusza. Wiało. Momentami mocno, choć nie tak jak zwykle. Od organizatorów dało się słyszeć określenia „Doskonałe warunki do ścigania. Prawie w ogóle nie wieje”. Ale kiedy jednak zawiało to porywiście i mocno.

Robert Karaś: Wyjeżdżając z T1 wiedziałem oczywiście, że jestem pierwszy i mogę spokojnie zacząć realizować taktykę. Miałem utrzymywać 270 watów, co przy mojej wadze 66kg jest bardzo dobrą jazdą, ale trzymałem około 260 watów, cały czas jadłem batony energetyczne, i czekałem.

Grass: Na co?

Aż mnie dogonią rywale. Wiedziałem, że są mocni na rowerze i wcześniej czy później zbliżą się do mnie, ale nie sądziłem, że dopadną mnie tak późno. Minęli mnie po 16 kilometrach podjazdu.

Grass: Do top 3 dołączył wtedy Till Schram, który popłynął 4 minuty wolniej od was, ale ostatecznie wygrał.

Tak, jechaliśmy razem, oczywiście w przepisowych odległościach, ale z kontrolą, no i na wypłaszczeniu dostałem pierwszy podmuch. Nie byłem w stanie jechać na lemondce. Tylko górny chwyt. Na pierwszym zjeździe miałem prędkość 80km/h, ale rower wpadał w mocne „turbulencje”, musiałem zwolnić. Między mną a Schramem i Danem Kony zrobiła się już minuta różnicy, ale nadrobiłem na kolejnym podjeździe. Niestety chwilę później, na kolejnym stromym zjeździe dostałem dwa razy silny cross wind. Z pierwszego się wybroniłem, ale drugi zdarzył się tuż przed zakrętem w lewo i niestety nic nie mogłem zrobić. Przewróciłem się. Upadłem na ten sam bark, na który już kilka razy spadałem, ale na szczęście oprócz drobnych potłuczeń nic się nie stało, rower również cały, więc po powrocie do Polski zaczynam treningi, bo sezon dopiero się zaczął. A te zawody na pewno czegoś mnie nauczyły i na pewno na kolejne ściganie będę bogatszy o doświadczenie.

Profil trasy rowerowej

Na większości trasy rowerowej jest dobrej jakości asfalt, ale na pewno nie należy do „szybkich”. Trzeba uważać na zjazdach i ostrych zakrętach. Trudność trasy rowerowej rekompensują widoki.

Bieganie… a raczej „Zbieganie”

T2 zlokalizowana jest w górach. Po pokonaniu około 16 kilometrowego odcinka obejmującego wyjazd z miasta i stromy podjazd mijamy T2, do której wracamy po pokonaniu odpowiedniego dystansu. Skromnie urządzona, bez namiotów do przebierania (podobnie jak w T1). Do dyspozycji mamy krzesełka ustawione vis a vis rozłożonych na wykładzinie worków z rzeczami na bieganie.

Po przeciwległej stronie T2, jeszcze na trasie kolarskiej, punkt żywieniowy wyglądał iście „wojskowo”, tak jakbyśmy byli na trasie jakiegoś ultramaratońskiego biegu, gdzie warto sięgnąć po coś więcej niż tylko żele i batony. W kotle czekała na zawodników gorąca zupa warzywna.

A tradycyjne punkty żywieniowe wyglądały jak wszędzie… no może oprócz otoczenia. Kilka wolontariuszek kibicowało samotnie, a zdjęcie zrobiłem tuż przed ostatnią nawrotką na trasie rowerowej.

Jeżeli na rowerze ktoś narzekał na podjazd, to czas „ponarzekać” na zbiegi. Pierwszy odcinek z T1 do miasta to dokładnie ta sama droga, którą wjeżdżamy w góry. Prawie 12 kilometrów zbiegania non stop (jest jedno wypłaszczenie po pokonaniu prawie 9km i później znowu w dół do miasta). Ten, kogo poniesie, może za to słono zapłacić kontuzją kolana. Poza tym pierwsze prawie 10 kilometrów, biegnie się w totalnej ciszy, w górach, słuchając tylko wiatru i uderzeń serca – prawdziwa medytacja w biegu.

Po wbiegnięciu do miasta, zaczynał się głośny doping i atmosfera znana wszystkim z ulicznych maratonów. Meta zlokalizowana jest około 300 metrów od plaży vis a vis jednego z większych hoteli w mieście.

  • Bez wątpienia warto przyjechać na zawody, poczuć klimat, zmierzyć się z wyzwaniem, jakim jest pokonanie trasy kolarskiej i biegowej.
  • Polecam przyjechanie tu z nastawieniem na zabawę, a nie w celu realizacji sportowych wyczynów – bicia życiówek na połówce lub pełnym dystansie… to niemożliwe! Warto przyjechać z rodziną i zamieszkać w jednym z hoteli wokół strefy startu i mety. W Eilacie czeka na was mnóstwo atrakcji z przepięknym delfinarium, możliwością nurkowania w rezerwacie koralowców, podwodnym obserwatorium i ogrodem botanicznym. Połączenia bezpośrednio z Polski na lotnisko oddalone od centrum o około 50km. Z Eilatu mamy blisko nad Morze Martwe (około 1,5 – 2h jazdy samochodem), a stamtąd około 100km do Jerozolimy.
  • Na pewno kiedyś zdecyduję się wystartować w zawodach, aby z pozycji zawodnika opisać wszystkie etapy zawodów. Jako kibic nie mogłem narzekać na brak wrażeń, a na pewno spokojniej podziwiać okolicę, dopingując do późnych godzin wieczornych tych, którzy walczyli na trasie dystansu pełnego. Jeżeli macie jakieś pytania – śmiało! Odpowiem w komentarzach pod tym artykułem. A na koniec jeszcze kilka zdjęć z zawodów Israman2018.

 

 

Powiązane Artykuły

2 KOMENTARZE

  1. Świetna recenzja tych trudnych, specyficznych, ale tez zapewne unikalnych zawodów. Kiedyś w Triathlete pisano ze w 2015 lub 2016 należały do 10ki najtrudniejszych zawodów triathlonowych na dystansach iron mana na świecie.
    Osobiście będę je pamiętał ponieważ rok temu „pochopnie”:ukończyłem tam połówkę iron-mana : mój pierwszy triatlon. O zgrozo !!! Co mi zajęło 7 godz. 11 min. Nigdy więcej nie zaczynałbym tymi zawodami mojej przygody z triatlonem, zaledwie po ok. 3 miesiącach treningów. Brak wiedzy i naiwność czasem prowadzą do takich rzeczy. Jednak kontynuuje triatlon, co tylko oznacza, że ISRAMAN nie tyko nie zniechęcił mnie, ależ dopingował do szerszego spojrzenia na te piękna dyscyplinę z pozycji amatora. Dla mnie najgorszy był wiatr na trasie rowerowej ( poza „frycowym” w T1 i T2). W zasadzie walczyłem od 70 km o przetrwanie. Biegło sie pięknie i faktycznie dopóki nie osiągniemy miasta cisza z wiatrem jest wszechotaczajaca. I do końca zapamiętam kiedy na jakimś 75 km zapytany zostałem przez mijającego mnie Izraelczyka: „Are you enojoying?” . Po pozytywnej, pomimo zmęczenia reakcji, usłyszałem „ that’s is important”. I chyba o te wspomnianą przez Łukasza zabawę tutaj także chodzi. Organizacja jak na Izrael, wyjątkowo dobra. Finisz, gdzie na ok. 100 m. przed meta moze dołączyć ktoś z rodziny, dobrze zorganizowany. Podobnie jaj i cała otoczka z wystawami, punktami obsługi rowerów itd. Oczywiście bliskość miejsc wymienionych przez autora stanowi świetne dopełnienie tych zawodów.

  2. Robert. Trzymałem na Maxa kciuki. Szkoda tej sytuacji. Myślę że ta wywrotka to wina roweru a dokładnie budowy ramy. Ona wygląda jak żagiel!!! Super rower ale zapewne na na płaską trasę bez osttzejszych zakrętów.
    Powodzenia w kolejnych startach!!!!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,299ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze