Klaudia Petters: „Wola walki i serce wygrało ze zmęczeniem”

Na mistrzostwach świata World Triathlon na Ibizie zdobyła podwójne złoto, jednak jej droga do sukcesu nie była łatwa. Żeby dotrzeć na start musiała… złapać stopa. Klaudia Petters o problemach logistycznych, woli walki i planach na przyszłość.

ZOBACZ TEŻ: Klaudia Petters i Kinga Bazan mistrzyniami świata AG w duathlonie!

Na mistrzostwach świata World Triathlon rozgrywanych na Ibizie Klaudia Petters zdobyła dwa złote medale, wygrywając kategorię wiekową w duathlonie oraz na długim dystansie. W rozmowie z Akademią Triathlonu opowiada o problemach, z którymi musiała się zmierzyć, aby osiągnąć sukces.

Nikodem Klata: W rozmowie po mistrzostwach Europy mówiłaś o tym, że masz nadzieję na podium w duathlonie. Okazało się, że zdobyłaś mistrzostwo świata, a Twój czas był drugim pośród wszystkich zawodniczek. To więcej niż oczekiwałaś czy może podświadomie miałaś w głowie tytuł mistrzyni świata, ale nie chciałaś zapeszać?

Klaudia Petters: Myślę, że każdy wie, ile znowu było osób w mojej kategorii… Więc powtarzałam trochę plan z mistrzostw Europy, który delikatnie zmodyfikowałam, czyli tym razem za cel postawiłam sobie czas open w pierwszej trójce. Jak widać, spełniłam ten cel bardzo dobrze. Chociaż w pewnym momencie wyścigu pogodziłam się z czwartą lokatą. Pomyślałam: „czwarty czas na MŚ? Super, czego chcieć więcej?”. Ale miałam wrażenie, że to nie jestem ja. Ja zawsze walczę do końca. Na szczęście nie trwało to długo. Przemówiłam do woli walki, że wyścig cały czas trwa.

NK: Po duathlonie przyszedł czas na długi dystans. Jakie było Twoje nastawienie przed wyścigiem? Zdobycie tytułu mistrzyni świata w duathlonie Cię dodatkowo podbudowało czy może nałożyło większą presję?

KP: Duathlon mnie zdecydowanie podbudował. Na długim nie wiedziałam, co mnie czeka. To był debiut na tym dystansie, więc nie czułam się tak pewnie. Przez długi czas mówiłam, że chce po prostu przeżyć i jakoś dotrzeć do mety. Chyba ten dystans mnie po prostu trochę przerażał.

Ale w dzień startu ogarnął mnie spokój. Pisałam do chłopaka, który denerwował się za mnie: „Paweł kategorię wygram, spokojnie. W Open mi trochę tyłek złoją”. Ja wiem, jak to wygląda – zadufana w sobie, ale tak nie jest. Po prostu wiara i pewność mi jest potrzebna. Nie stresuję się wtedy i jakoś lepiej idzie.

Źródło: Facebook

NK: Na długim dystansie zdeklasowałaś rywalkę i zdobyłaś kolejne złoto. Spodziewałaś się tego po swoim debiucie na tym dystansie? Jakie były założenia na ten start?

KP: Tutaj było więcej kobiet w mojej kategorii, więc na open nie było takiej presji. Tak jak mówiłam – chciałam ukończyć, debiut na nowym dystansie zawsze chcę po prostu ukończyć. Ale w momencie, kiedy wystartowałyśmy i widziałam, że jestem w czołówce, zaczęłam wierzyć w wysokie miejsce wśród wszystkich kobiet. 

Na tym dystansie jestem gówniarą, więc naprawdę nie spodziewałam się, że jestem w stanie rzucić wyzwanie starszym. Ale i tak przez ten dystans, w którymś momencie nie myślałam o niczym innym, oprócz tego, że chcę dotrzeć do mety nieważne jak. Tutaj nie nałożyłam aż takiej presji.

ZOBACZ TEŻ: Ibiza – Petters mistrzynią świata AG, wicemistrzostwo Wiśniewskiego i Szymonika!

NK: Jak sama przyznajesz, lubisz, kiedy jest intensywnie, ale czy nie obawiałaś się, że po mocnym starcie w duathlonie organizm odmówi Ci posłuszeństwa na długim dystansie?

KP: Trochę na pewno, ale te starty były w dobrej kolejności. Po długim pewnie bym nie dała rady. Dałam też sobie dużo luzu tydzień po starcie w duathlonie. Normalnie dużo szybciej i więcej bym zrobiła w takim tygodniu, ale wyszłam z założenia, że jedynie regeneracja coś da i już i tak nic nie wytrenuję.

NK: Jakie to uczcie zostać podwójną mistrzynią świata? Oswoiłaś się już z tą myślą?

KP: Ja chyba dalej nie oswoiłam się z mistrzostwem Europy, więc myślę, że trochę jeszcze zejdzie. Wpadając na metę, w obu przypadkach był płacz, bo byłam niewiarygodnie szczęśliwa. Tego nie da się opisać słowami. To było spełnienie marzenia. Dalej mam wrażenie, że po prostu śnie.

NK: Na świeżo po wyścigu, mówiłaś, że najwięcej problemów sprawiła Ci cała otoczka – logistyka, organizacja, odbiór pakietów, ale jeśli chodzi o sam wyścig, to nie masz sobie nic do zarzucenia, bo być może jesteś zbyt szczęśliwa, żeby to zrobić. Czy po kilku dniach zauważyłaś coś, co chciałabyś poprawić?

KP: Chyba dalej jestem na to zbyt szczęśliwa. Nie umiem się skupić na błędach podczas wyścigu, bo są zbyt małe w porównaniu do tych logistycznych. To one są na pierwszym miejscu do poprawy, bo to wszystko to była momentami partyzantka. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób to wszystko poszło tak dobrze, podczas gdy dookoła cały czas coś się waliło.

Poprawiłabym jedynie pierwszą pętlę w duathlonie, bo tam psychicznie zadziało się coś złego. Ewidentnie się poddałam i przysnęłam na pierwszej pętli, ale jeszcze nie doszłam dlaczego. Nie poznawałam tam samej siebie. A w triathlonie dużym błędem były przełożenia. Jednak korba 53/39 na tę trasę to było nieporozumienie.

Źródło: Facebook

NK: W jednym z wywiadów powiedziałaś, że „cudem wystartowałaś” w mistrzostwach, bo… musiałaś łapać stopa…

Klaudia Petters: Mieszkałam 30 km od Ibizy, do której jeździły busy. Samochód zarezerwowałam. Był wieczorem w sobotę do odbioru w Ibizie, bo w miejscu, gdzie mieszkałam, nie było wypożyczalni. O 10.30 miał być bus, więc na spokojnie. Po czym okazało się, że bus nie jeździ, bo zawody. Tylko że trasa busa z trasą wyścigu się nie pokrywała, a kartek ani informacji nigdzie nie było, więc kto mógł to przewidzieć… Jedyne rozwiązanie, żeby dojechać po pakiet to stanąć przy drodze i łapać stopa…

Na szczęście zatrzymały się dwie panie i odwiozły mnie praktycznie pod miejsce wydawania pakietów, ale stresu co się najadłam to moje. Naprawdę miałam wizję niewystartowania z powodu busa. Zaczęłam się przez to śmiać, że jak już dotrę na start, to na pewno wygram, bo najtrudniejsza część za mną.

NK: O swoim starcie w Wenecji mówiłaś: „rzuciłam na szale wszystko i dowiozłam to do mety. Jak sama przyznajesz, w Hiszpanii podczas duathlonu: „sama nie umiesz określić, tego, co zrobiłaś”. Co to znaczy?

KP: Nie wiem co się stało na drugiej i trzeciej pętli roweru. Jechałam na takiej mocy, jakiej czysto teoretycznie nie powinnam móc utrzymać. Kiedy wyszłam ponownie na 2. miejsce, doprowadziło do tego, że rzuciłam na szalę jeszcze więcej. 

Zresztą teraz myślałam nie tylko o rodzicach, ale i o chłopaku. Chciałam, żeby był dumny, bo wiedziałam, jak bardzo się stresował i jak bardzo wierzył, więc nie mogłam go zawieść. Ale skąd wzięłam tyle siły, nie jestem w stanie powiedzieć. Tutaj chyba wola walki i serce wygrało ze zmęczeniem.

NK: Który z tych dwóch startów był dla Ciebie trudniejszy? Duathlon czy długi dystans?

KP: Zdecydowanie długi dystans. 7 godzin na trasie, a trasa do łatwych i przyjemnych nie należała. Duathlon miał łaskawą trasę. Tam jedynym problemem było słońce. Na triathlonie na szczęście pogoda się udała, bo było brzydko i chyba najchłodniej w ciągu dwóch tygodni, ale trasa to były cały czas górki, gdzie kończyły się przełożenia, a na bieganiu podbiegaliśmy 3 razy pod zamek. To właśnie ten ostatni podbieg mnie zabił. Do mety dotarłam siłą woli.

Miałam podczas tego startu parę kryzysów – na pływaniu, kiedy nie widziałam boi i miałam wrażenie, że pływam w kółko, na rowerze ok. 90 km już brakowało sił, dodatkowo użądliła mnie w szyję osa, która napędziła mi trochę strachu, że jak zacznie to puchnąć, to nie będę w stanie nabrać oddechu. Do tego odwijała mi się owijka, co było frustrujące.

Bardzo bałam się biegania, że to będzie 30 km walki o przetrwanie. Na szczęście pierwszą połowę dystansu biegło się dobrze. Problemy zaczęły się jakieś 7 km przed metą na ostatnim podbiegu, kiedy to złapała mnie przysłowiowa bomba. Ostatnie 5 km nie wiem jak przetuptałam. Błagałam wtedy w myślach, żeby to już się skończyło. Na duathlonie nie było takich kryzysów.

Źródło: Facebook

NK: W naszej rozmowie przyznałaś, że marzy Ci się dystans pełnego Ironmana w Malborku i to tam chciałabyś zadebiutować. Złoto na Ibizie zmotywowało Cię do pełnego Ironmana?

KP: Te kryzysy mnie zdemotywowały. Obiecałam sobie podczas tych ostatnich 5km, że odpuszczę Malbork, ale wiadomo jak to jest. Do mety mówi się: ,,nigdy więcej,, a za chwilę człowiek zapomina. Ja chyba już zapomniałam, jak bolało i znowu myślę o pełnym.

Jeszcze dodatkowo w tę stronę pcha mnie odwołanie mistrzostw Polski na 1/2. Chcę coś w tym roku jeszcze osiągnąć i naprawdę walczę ze sobą w kwestii Ironmana. Z jednej strony boję się, bo mam duży szacunek do tego dystansu, a z drugiej strony bardzo chcę.

Nadal czekam na jakiś zapalnik. Może, że koledzy z klubu mnie zapiszą… Jak już będę na liście, to na pewno wystartuję. Najtrudniej mi samej się przełamać. Chyba chciałabym, że ktoś po prostu mnie wrzucił na listę startową.

NK: Kiedy rozmawialiśmy pod koniec marca, zapytałem o Twój powrót do PRO. Odpowiedziałaś wtedy, że: „prawdopodobnie do tego wrócisz”. Passa sukcesów sprawiła, że jesteś o krok bliżej tej decyzji?

Klaudia Petters: Nadal nie do końca jestem w stanie określić, co daje licencja PRO, tym bardziej, że odwołano Poznań, a to były zawody, gdzie aby wygrać pieniądze trzeba było mieć licencje. A teraz? Wszędzie jest kategoria Open, więc licencja nie ma znaczenia, oprócz tego, że znowu dostanę zakaz pływania w piance, ale to jest trochę strzelanie sobie w kolano. Naprawdę chciałabym, żeby ktoś odpowiedział, co na tych dystansach daje licencja, bo ja po prostu nie wiem i nie rozumiem jej sensu.

Nikodem Klata
Nikodem Klata
Redaktor. Dziennikarz z wykształcenia. W triathlonie szuka inspirujących historii, a każda z nich może taką być. Musi tylko zostać odkryta, zrozumiana i dobrze opowiedziana.

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,710ObserwującyObserwuj
457SubskrybującySubskrybuj

Polecane