Lokalnie najlepiej

Na 1 maja zaplanowałem start w swojej rodzinnej miejscowości w IV Biegu Konstytucji 3 Maja. Chciałbym Wam o nim trochę opowiedzieć, by nie tylko pochwalić organizatorów, ale także zachęcić Was do brania czasem udziału w małych, lokalnych imprezach, bo naprawdę warto!

 

Aby pokazać skalę, jak bardzo lokalny jest to bieg, na wstępie muszę zaznaczyć, że Rdzawa – wioska z której pochodzę – liczy 230 mieszkańców, z czego pewnie większość wyjechała do pobliskiego Krakowa. Sama gmina jest również niewielka i liczy niespełna 5 tysięcy mieszkańców. Cztery lata temu, na fali wznoszącej się popularności biegania, ktoś wpadł na pomysł, aby zorganizować w majowy weekend Bieg i Marsz Konstytucji 3 Maja.

 

W pierwszych trzech edycjach liczba uczestników na starcie nie przekroczyła nigdy 30 osób. Czego można się spodziewać po wsiach, w których jak wychodzę pobiegać to ludzie pytają się gdzie się pali… W tym roku pogoda dopisała, a wraz z nią uczestnicy, którzy zaskoczyli organizatorów i przybyli w ilości 72! Rekord! Wynik cieszy tym bardziej, że większość uczestników to dzieci, które przyjechały z rodzicami, a także przyjezdni, którzy skądś usłyszeli o tej świetnej imprezie! Mówiąc o zaskoczonych organizatorach, muszę jednak pochwalić ich szybką reakcję i dokupienie prowiantu dla wszystkich uczestników. Każdy otrzymał tyle kiełbasek ile tylko sobie zażyczył! ^^

 

1

 

Sama trasa biegu – jak dla mnie zabójcza. 4.5 km w stylu anglosaskim. Na pierwszym, niespełna kilometrowym podbiegu, wspinamy się 130 m w górę. Potem trasa zamienia się w leśną dróżkę, która jak sinusoida prowadzi nas przez kolejne krótkie zbiegi i podbiegi. Następnie kawałek wypłaszczenia przed kilometrowym zbiegiem w dół (tym razem 130 m w dół), przeprawa przez rzekę (Tak, przed wodę! Toż to wieś, nie wszędzie są mosty) i finisz na 200 metrowym odcinku 2-3% w górę. Potem tylko padnięcie na murawę boiska sportowego i radość, że się przeżyło.

 

Na starcie wiedziałem o kilku mocnych rywalach. Przede wszystkim na radarze byli: zwycięzca z ubiegłego roku oraz inny biegacz, który ma na koncie Rzeźnika Ultra, kilkanaście maratonów i codziennie biega po tutejszych górkach, a rok temu był drugi. Z niepokojem spoglądałem także na rzesze przyjezdnych, których widziałem pierwszy raz w życiu, a ich rozgrzewka sugerowała, że nie przyjechali tu tylko na kiełbaskę.

 

Wójt gminy machnął flagą, a tutejszy proboszcz dał znak, strzelając z pistoletu startowego. Wiedziałem, że na początku pierwszego podbiegu wyjaśni się, kto przyjechał się ścigać. No i jesteśmy, pierwsze cięższe oddechy, bo nachylenie daje się we znaki, trzymam się zwycięzcy sprzed roku i próbuję się utrzymać. Spoglądam za siebie i widzę trójkę innych biegaczy. Cel był taki, aby do końca podbiegu trzymać się prowadzącego, ale po górach we Wrocławiu to nie bardzo jest gdzie biegać, więc już w połowie podbiegu zostałem kilkanaście metrów z tyłu.

 

2

 

Dobiegamy na górę, ciągle utrzymuję dystans, 30-40 metrów myślę jest do nadrobienia, ale nogi mówią: 'Tu się puknij!’ Odcinek przez las to prawdziwy cross, góra dół, góra dół. Za mną goniąca trójka, przede mną jeden uciekający i chyba już nie do złapania. Ostatni raz widzę późniejszego zwycięzcę na początku zbiegu. Nie wiem, jakim cudem pokonał go tak szybko, ale mnie dosłownie paliły się stopy. Szybkie ugaszenie ognia w rzece i finisz do mety. Nie dałem się już tego dnia złapać i z czasem 17:40 zameldowałem się na mecie. Poprawiłem rezultat z tamtego roku o ponad minutę więc jestem zadowolony, obroniłem poniekąd honor wioski i puchar za drugie miejsce został u nas. Na koniec otrzymałem zasłużony uścisk dłoni samego wójta.

 

3

 

Poniekąd, pewnie ze względu na swój rezultat, ale też za indywidualne podejście organizatorów do zawodników, uważam tę imprezę za świetną! Czasem w masowych biegach, gdzie jest się dla organizatorów tylko numerkiem, zatraca się ta frajda z biegania z innymi i rywalizacja. Wygrywa jakiś Kenijczyk, którego imienia nie potrafi wymówić żaden spiker, o pierwszym Polaku pewnie nikt nie słyszał. My biegniemy na czas, bo o rywalizacji o zwycięstwo możemy tylko pomarzyć. Gdy nie jesteśmy w formie na nową życiówkę, to start traktujemy treningowo, bez historii. Zapominamy. A może w takie dni warto wybrać się gdzieś, do mniejszej miejscowości, gdzie organizatorzy ucieszą się z większej frekwencji. My zobaczymy nowe krajobrazy i pobiegamy w okolicznościach trochę innych niż miejska ulica. Co o tym sądzicie? Biegacie w jakiś małych imprezach, które budzą w Was sentyment?

Powiązane Artykuły

5 KOMENTARZE

  1. Z lokalnymi zawodami to trzeba uwazac bo czesto przyciagaja zapalencow ktorzy naprawde sport lubia wiec konkurencja wysoka :). Gratulacje!

  2. Słuszne uwagi. My 5 lat temu w trochę większej gminie zrobiliśmy pierwszy bieg i zaczęliśmy od 160 uczestników. W ubiegłym roku w sumie pod 1000! Zapraszam na 15.08 do Aleksandrowa Łódzkiego. Polmaraton albo 5 km 🙂

  3. Gratuluję fajnego wyniku! Przyznam, że bardzo lubię tzw. 'lokalne’ imprezy, bo panuje na nich rodzinna atmosfera. No i ludzie biorący w nich udział, też zupełnie inna bajka. Dobrze jest mieć swój ulubiony bieg! Gratuluje!

  4. @Jakub Tak, są zapisy internetowe i elektroniczny pomiar czasu. Ponadto organizatorzy zawsze zostawiają możliwość zapisu tuż przed startem. Oczywiście bieg jest w pełni darmowy, 3 kategorie (do 12, do 16 i powyżej 16 lat), dla najlepszych puchary, a dla reszty dyplomy za udział. 🙂 Ponadto w tym samym czasie odbywa się też marsz z flagami na krótszym dystansie, ale też z wyjściem na górę. Tam czeka super punkt widokowy.

  5. No i namówiłeś 🙂 Jak tylko nic mi nie wypadnie i będę o tym pamiętał to za rok się melduję, w sumie to nie daleko ode mnie. Są zapisy internetowe? 🙂 Jak coś to przypomnij za rok. Swoją drogą super wynik jak trasę którą opisujesz, gratulacje

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,710ObserwującyObserwuj
457SubskrybującySubskrybuj

Polecane