Lubię triathlon w Borównie.

Lubię triathlon w Borównie.

 

Dlaczego ? Może dlatego, że tam był mój pierwszy start w 2010 na poważnym dystansie. Albo dlatego, że zawsze jest chłodno. Albo dlatego, że wczoraj był trzeci raz ( w zeszłym roku jako Jacek Nowakowski – dzięki Jacek za miejscówkę ) i czuję się tam prawie jak u siebie. A może dlatego, że jest fajny nocleg i jedzenie w Czarnym Koniu …

Pewnie ze wszystkich tych powodów po trochu, a jeszcze kilka innych by się znalazło.

 

Wczoraj przed startem mimo lekkiego podziębienia czułem spokój i pewność, że będzie dobrze. Plan – złamanie 5h, ale pod warunkiem, że na biegu łydki będą ok. Po pewnym półmaratonie w Radzyminie dwa tygodnie temu, na którym postanowiłem wypróbować bieganie w startówkach – mocno dokuczają. Za miesiąc kluczowy maraton w Berlinie, więc nie mogę przegiąć.

 

Start zaplanowany na 11. Ustawiam się z boku stawki, żeby mieć wolne pole do pływania przed sobą. Od rana mocno wiało. Start opóźniony – wiatr zwiał bojki, trzeba przestawić. Przestawili. Patrzę i widzę, że nadal są daleko. Nic to, jedziemy z koksem. Nauczony wcześniejszymi przykrymi doświadczeniami płynę bez kompresji, założe na T1. Poczatek spokojnie, do pierwszej bojki czuję w rękach lekką blokadę, potem już luz. Mijam kolejnych zawodników, płynę rytmicznie – jest dobrze. Czuję, że płynę szybko dlatego jestem lekko zdziwiony gdy na wyjściu z pierwszej pętli kontroluję czas – 18min – powinno być mniej. Postanawiam lekko przyspieszyć, jest rezerwa mocy. Druga pętla to spora niespodzianka płynę szybciej a bojki ciągle daleko. Czy to psychika płata figle ? Kiedy dopływam do drugiej bojki po nawrocie widzę, że to nie psychika, to wiatr. Bojka odpłynęła, a kolejna jeszcze dalej. Płynę do niej a ona ciągle ucieka. Jest śmiesznie. Widzę, że cześć „zawodników’ postanowiło ją olać i płynie prosto do mety. Trudno, płynę dalej w kierunku bojki – Ironman to Ironman. Mijam bojkę i gonię tych co ją olali. Duża satysfakcja kiedy ich mijam. Jednak droga do brzegu się dłuży … dopływam, wychodzę z wody i nie mogę uwierzyć własnym oczom : GPS zmierzył 2740m zamiast przepisowych 1900m na tym dystansie. Czas 40min. Dobrze bo to ładny czas na dystansie 2740m, źle bo maleją szanse na 5h.

Teraz tylko spokojnie, zmiana T1 z pływania na rower to kluczowy moment – żeby wszystko zabrać i zacząć spokojnie rower. W Borównie jest spory kawałek do przebiegnięcia od brzegu jeziora do roweru, więc tętno i tak skacze. Z wizytą w TOITOI zajmuje mi ponad 5min, to zdecydowanie za długo – muszę w przyszłości nad tym popracować. Znów szansa na 5h się trochę oddaliła. Wsiadam na rower, tętno 165 – duuuużo za dużo, staram się zacząć bardzo spokojnie, ale widzę że nic to nie daje, tętno cały czas pod 160 a kolejni zawodnicy mijają mnie. Trudno, trzeba jechać. Rozkręcam się, stabilizuję tętno na 155-156 ( miało być max 150 ) i jadę. Już parę dni przed startem czułem, że rower będzie dobry. Czuję moc w nogach. Kręcą bez wysiłku przy prędkości 36-37 km/h po płaskim a momentami powyżej 40. Mijam kolejnych zawodników, co jeszcze bardziej mnie nakręca. Przestaję przejmować się tętnem. Na przeprawie w Myślęcinku, gdzie piękny asfalt na pozostałej części trasy zmienił się w z górki/dziurawo/łatano/wyboisto/szutrowo/brukowaną nawierzchnię wykorzystuję swoje umiejętności endurowo/crossowo/supermotowe i wyprzedzam kolejnych zawodników wrzeszcząc na nich „leeewaaa wooolnaaaaa’. O dziwo rower wytrzymuje świetnie moje brutalne traktowanie. Podjazd biorę na spokojnie nie chcąc podbijać tętna, a na płaskim rura. Patrzenie na licznik pokazujący 40km/h i więcej to miód na moje rozkołatane serce 😉 Nauczony bolesnymi doświadczeniami z IM w Zurichu piję mało ale regularnie, to samo z jedzeniem. Zero problemów pod tym względem. Zbliżam się do końca trzeciego okrążenia i myślę o moich łydkach. Na razie nie bolą, ale jak będzie na biegu … ? Czas roweru 2:36. Nieźle, szczególnie biorąc pod uwagę stały mocny wiejący z boku wiatr. Na szczęście na rowerze wiatr nie wpłynął na długość trasy i pozostało dobrze zmierzone 90km 😉

 

Zjazd na zmianę T2, ktoś mi chce zabrać rower – co jest ? Okazuje się, że to wolontariusz odstawi za mnie rower w boksie – super pomysł. Biegnę zrzucić kask i zmienić buty, wskakuję na wizytę do TOITOI i ruszam na trasę biegu. Szybka ocena sytuacji czy jest nadal szansa na 5h – jest 3:24 pozostało mi na półmaraton 1:36. Życiówkę mam 1:30, więc teoretycznie możliwe, ale to oznacza bieg w tempie 4:30. Zaczynam pierwszy kilometr od 4:30. Drugi 4:25. Czy łydki dadzą radę ? Niestety czuję je i nie dają mi spokoju. Walczę z myślami czy warto zaryzykować, czy dać spokój. 5h w Borównie czy maraton w Berlinie w 3h – co jest ważniejsze ? Jednak pada na maraton i biegnę do końca utrzymując tempo w granicach 4:50. Piękna trasa biegowa i finisz na stadionie Zawiszy kończę mocnym akcentem wyprzedzając na ostatnich metrach Marcina Sowińskiego.

 

Wynik 5:06. Życiówka z zeszłego roku poprawiona o 34 min. Dzięki Marcin Florek z Labosport !!! Okazuje się, że zajmuję 27 miejsce w generalce i 7 w kategorii M40-49 – jest dobrze. Do pudła w kategorii wiekowej zabrakło … 6 min !!! Cholewcia !!! Uprawiam triathlon dla siebie, walczę z sobą, ale stanąć na pudle to by było coś !!!

 

Lubię triathlon w Borównie. Dlaczego ? Bo wrócę tam za rok stanąć na pudle !

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

  1. Właśnie widziałem po mojej prawej jakiegoś twardziela, co cisnął na uciekającą bojkę. Myślałem, że w ferworze walki nie zorientował się, że bojkę wiatr porwał 🙂 Też byłem mocno zdziwiony, że zamiast 16 min na nawrotce jest grubo powyżej 17min. Teraz wiemy dlaczego.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,097ObserwującyObserwuj
419SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze

The slider with the ID of 5 is empty.