Magdalena Biskupska planowała w tym roku start w zawodach ultra. Musiała go jednak przełożyć, ale niedawno przekonała się, jak taka rywalizacja wygląda od kuchni, bo była w drużynie wspierającej Alicję Pyszkę-Bazan. Na czym polega praca supportu? Jaka jest atmosfera na zawodach i czego nauczyła się przed swoim startem? Opowiada w rozmowie z Akademią Triathlonu.
ZOBACZ TEŻ: Alicja Pyszka-Bazan rekordzistką świata na dystansie 2x Ironman!
Akademia Triathlonu: Zacznijmy może od początku. Jak to się stało, że w ogóle znalazłaś się w supporcie Alicji Pyszki-Bazan? Skąd pomysł na to, aby sprawdzić się w takiej nowej roli?
Magdalena Biskupska: Ala przyjechała do Janisza (Borczyka przyp. red.) na fitting do Wrocławia, chwilę po tym, jak wróciła z Hiszpanii z pomysłem podwójnego Ironmana. Zupełnym przypadkiem też wtedy wpadłam do studia. W trakcie rozmowy wyszło, że zależałoby jej, żeby Janisz z nią pojechał, bo zna jej rowery od podszewki i ma doświadczenie w supporcie w ultra tri… a ja w ramach żartu rzuciłam, że spoko, że go puszczę pod warunkiem, że zabierze mnie w walizce. “Ale przecież Ty masz swoje ultra?” – usłyszałam. Wtedy się przyznałam, że ja w tym roku ultra nie zrobię, a że lubię takie akcje, to chętnie jej pomogę. Szybki telefon do mamy, czy zostanie z dziećmi w tym czasie i wylądowaliśmy razem w Colmar.
AT: Wiemy już, że w tym roku nie będziesz mogła sama wystartować w 2x Ironman. Teraz kiedy jednak sama zobaczyłaś z bliska te zawody, jaka jest najważniejsza lekcja, która może przydać się na przyszłość przed Twoim startem?
MB: Tak, ja w tym roku w zawodach ultra nie wezmę udziału, ale mam nadzieję, że praca, którą wykonałam, nie pójdzie na marne i baza zostanie, a ja wykorzystam ją w przyszłości.
Faktycznie, bycie na tego typu zawodach jest niezłym doświadczeniem. Wiele wiedziałam, z opowieści Janisza „od kuchni”, ale przeżycie tego w realu nawet tylko jako pomoc osobie, która startuje, dużo daje. Dla mnie najważniejszą lekcją, jaką tam odbyłam, to chyba lekcja odżywiania… wiem już, że ja bym na tym w tym roku poległa… To jest coś, co muszę trenować (i już nawet podjęłam odpowiednie kroki). Megaważny jest zespół i zgranie z nim. Z Alą praktycznie porozumiewaliśmy się bez słów! I to jest kolejna ważna lekcja- dobrze dobrany, zgrany team!
AT: W jednym z postów, które zamieściłaś w mediach społecznościowych, tańczysz przy muzyce, aby za chwilę „wystartować” prawie sprintem z wodą dla Ali. Czy cała atmosfera zawodów i supportowania, była taka luźna, czy pojawiły się też bardziej wymagające momenty?
MB: Atmosfera była genialna! Mimo iż poza Jackiem (Bazanem – przyp.red.) i Janiszem nie znałam osobiście wcześniej osób z supportu Ali, to nadawaliśmy wszyscy na tych samych falach i mega się uzupełnialiśmy. W zasadzie, większych kryzysów nie było! Byliśmy naprawdę dobrze przygotowani, nawet za dobrze, a dobre humory towarzyszyły nam cały wyścig.
AT: W supporcie Alicji Pyszki-Bazan było Was kilka osób. Czy wyglądało to tak, że każdy z Was miał konkretne zadania?
MB: Teoretycznie każdy miał swoją działkę, ale bardzo mocno się zazębialiśmy, tworząc jedną spójną całość. Przykładowo, Tadeusz Sowiński odpowiedzialny był za dietę i jedzenie, ale nie raz ja czy Ania mu pomagałyśmy coś przygotować, czy rzucałyśmy pomysłami, co na triathlonie może wchodzić do gardła. Z Zenem Jaskiniowca rozmawialiśmy o triathlonowych demonach, żeby wiedział, czego może się spodziewać.
AT: Kiedy Alicja zakończyła rywalizację i poprawiła rekord świata, podziękowała i powiedziała, że „ultra to ludzie”. To musiał być wzruszający moment. Poczułaś wtedy, że to drużynowe osiągnięcie?
MB: To było zwycięstwo Ali, my tylko bidony podawaliśmy. Rzeczywiście był to bardzo wzruszający moment. Ostatnie kółko, które pokonaliśmy wszyscy razem, na długo zostanie w mojej pamięci. Każdy z nas włożył w te zawody swoje serce. Ala to mega doceniła.
AT: Niedawno rozmawialiśmy z Anną Bednarczyk. Zawodniczka powiedziała nam, że atmosfera na zawodach ultra jest zdecydowanie inna niż przykładowo na wyścigu Ironman. Mówiła między innymi o wyjątkowości, wielkiej rodzinie i pomaganiu sobie przez supporty i zawodników. Faktycznie dało się to odczuć podczas zawodów?
MB: To prawda. Tam jest taki magiczny, rodzinny klimat. To są małe zawody. Wszyscy ze sobą rozmawiają, uśmiechają się do siebie, jak ktoś pomocy potrzebuje to na pewno taką dostanie od innego zespołu. My sami poratowaliśmy na miejscu czy to lampkami, czy jedzeniem, czy hulajnogą. Współpracowaliśmy z innymi teamami. Tam nie ma raczej przypadków zawiści i to jest w tym wszystkim piękne.
AT: Dziękuję za rozmowę.