Marna dycha” a cieszy!”

O losie przewrotny i niesprawiedliwy ! Przypominają mi się biadolenia niektórych blogerów ! A to o braku motywacji… o tym jak dobrze im w stanie słodkiego lenistwa… i szukaniu wymówek aby odpuścić trening…

W mordę jeża, irytujące to trochę! Tu, z drugiej strony człowiek chciał, palił się a nie mógł!

Z achillesem nie ma przelewek, przerwa musiała być. I tak szczęście w nieszczęściu, że nie poddałem się sugestii pierwszego pseudo fachowca (takich powinno się wysyłać na przymusowe douczanie! ), który radził gips na dwa miesiące! Wysoce prawdopodobne, że po takiej ,,kuracji’ mógłbym pożegnać się ze sportem! Nie będę odkrywczy twierdząc, że trafienie na właściwą osobę to w dzisiejszych czasach jak wygrać los na loterii. Faktem jest, że szczęściu trzeba pomóc… szukać, rozpytywać, zbierać opinie…

Udało się! Jak mogą różnić się spojrzenia na ten sam problem (czytaj kontuzje)!? ,,Gips?! W żadnym razie!…’ Mało tego, pływanie i rower (umiarkowanie) wręcz wskazany! Oczywiście w tym konkretnym przypadku. Dzięki temu nie straciłem zbyt wiele, jakąś bazę udało się budować trenując trochę mniej intensywnie dwie pozostałe dyscypliny. Po dwóch miesiącach pierwsze biegi 30 minutowe, stopniowe adaptowanie ścięgien . Wychodzenie na zewnątrz wydawało się bez sensu, za krótko, biegałem na taśmie.

Nuda, nuda, nuda!!!

W końcu dzisiaj nadszedł ten dzień, pierwsze 10km! Wydawało się , że aż tyle i tylko tyle! Nie o dystans tu jednak chodzi. Dawno nie miałem takiej frajdy! W końcu co jest kwitesencją biegu? Dla mnie bynajmniej to pokonywanie przestrzeni dające namiastkę jakieś wolności, okazję zespolenia się z przyrodą, czerpanie z niej garściami …. Po długim czasie ,,zapuszkowania’ w chałupie w końcu pobiegłem na torfowiska. Piękny rezerwat, oddalony zaledwie 2 km od domu. Wydeptane, znajome ścieżki, usłane ściółką stanowiącą wspaniałą amortyzację, dzisiaj okryte puchową kołdrą… cisza jak makiem zasiał, słychać tylko miarowy, własny oddech. Dzisiaj przerywana charakterystycznym stukotem dzięcioła…. Drzewa… wyniosłe sosny, piękne brzozy, dostojne dęby, tudzież mniej urodziwe olchy…. Nozdrza niemalże rozwala czystym powietrzem ! Cieszę się chwilą, pewnie podobnie jak pies urwany z łańcucha… w sumie niewiele potrzeba do szczęścia…

 

20150125 130311_resized

 

20150125 130337_resized

Niby człowiek to istota stadna, zdarza się biegać z kimś , sporadycznie z grupą, też fajnie… jednak lubię te swoje samotne wycieczki. Sam na sam ze swoimi myślami, rozkoszuje się przyrodą, czuje jak nogi niosą i niosą, kompletnie nie interesuje się ile km wskazuje Garmin… mam wrażenie, że ograniczenia nie istnieją!

Rozpędziłem się… mam namyśli to ostanie zdanie!!! Hehe… Do takiego stanu, który był już mi dany, będzie znowu trzeba dochodzić stopniowo, wybiegać swoje… narodzić się niczym Feniks…. Mam nadzieję, że wystarczy czasu do sezonu! W końcu kilku gorącokrwistych, nie wytrzymało, już rzuciło rękawiczki! Lubię takie wyzwania! Czy się komuś podoba czy nie, podzielam zdanie szanownego Profesorre – ,, sport bez rywalizacji traci swój urok’!

Oby tylko nie popuścić zbyt mocno wodze fantazji i poddać się chęci rywalizacji za wszelka cenę… o kontuzje przy naszych obciążeniach tak łatwo! Dotkliwie się o tym przekonałem….

 

Borem i lasem…. 🙂

Powiązane Artykuły

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,710ObserwującyObserwuj
457SubskrybującySubskrybuj

Polecane