Mistrzowskie zawody?

 

             Poznań – a właściwie Malta przywitała mnie tęczą.

 

IMG 1831

 

Ten niby bez znaczenia fakt, wprowadził mnie w wyśmienity nastrój. To tak jakby ktoś po prostu powiedział – Zobaczysz, będzie SUPER!

             

             No i rzeczywiście było prawie SUPER. Miałam SUPER podróż z Wrocławia do Poznania. W pociągu miałam przyjemność siedzieć i rozmawiać z Kasią Lipiec- Sidor oraz z jej mężem- Darkiem, niekwestionowanym guru triathlonowym. W przemiłym towarzystwie czas niezbyt długiej podróży minął błyskawicznie. Noclegi również okazały się rewelacyjne i jeśli kiedykolwiek wrócę do Poznania to jeszcze raz będę tam nocować. Niezmącona niczym cisza panowała przez trzy dni, więc odpoczęłam wyjątkowo wyśmienicie.

            W piątek po południu udałam się na Maltę zobaczyć jak wszystko wygląda. Pogoda zapowiadała ciepły weekend bez opadów, więc trochę się obawiałam powtórki z Suszu. Teraz już jednak miałam wbite do głowy, że jeden bidon na rowerze to śmierć na biegu. Postanowiłam więc pić „na zapas’. Na szczęście do zawodów miałam dwa dni i oprócz rozmyślań o nawadnianiu delektowałam się urokami maltańskiej okolicy. Jakby nie było, od razu przypominałam sobie rok poprzedni i swój pierwszy start w Poznaniu – wiatry, huragany, czy jak to nazwać i ogromnie wzburzone jezioro, w którym byłam przekonana, że dokończę mego żywota. Upłynął rok, a ja drugi raz w Poznaniu z jakże odmienną aurą. Ekstra! Całe rodziny kąpiące się w wyznaczonych miejscach zdawały się mówić, że woda jest ciepła i przyjazna. Pewnie tak jest, lecz jednak ja bardziej kocham pod stopami ziemię.

           Odebrałam pakiet startowy z jakże przydatnym plecakiem, przeszłam zahaczając o namioty wystawiennicze i  udałam się w poszukiwaniu stref zmian, by ogarnąć te informacje, które na stronie podawał organizator, a które nie do końca rozumiałam. Ulżyło mi, gdy okazało się, że nas jest więcej.

 

 

FullSizeRender-1

 

 

Sobota mi upłynęła leniwie w oczekiwaniu na przyjazd mojego syna- Adasia, dla którego  (po trzech latach) 

również był to drugi start w Poznaniu.

            Odprawa techniczna to początek chylenia się ku upadkowi mojego SUPER. Oczywiście świetnie, że jesteśmy tacy europejscy, znamy języki, jeździmy po świecie, ale chyba przespałam moment uchwalenia w Polsce języka angielskiego jako języka urzędowego. Rozumiem, że są zawodnicy z wielu krajów, lecz kiedy wychodzi prowadzący i mówi w ojczystym języku jedynie „Witam wszystkich’ to po prostu robi mi się przykro. Dla mnie to brak szacunku dla zawodników, którzy nie władają angielskim. Na szczęście już samo omówienie tras odbyło się równolegle w polskim i angielskim, więc mogłam jeszcze raz spokojnie wysłuchać i popatrzeć na znane mi mapki.

            Po odprawie technicznej był czas na wstawianie rowerów do strefy zmian. Kilometrowa kolejka do strefy rowerowej skutecznie nas zniechęciła i postanowiliśmy rowery wstawić przed pastą party- co okazało się bardzo dobrym pomysłem.

 

 

FullSizeRender-2

 

 

Pasta party w tym roku zaskoczyła pozytywnie –tradycyjnie był obecny makaron, ale pojawiło się ciasto

drożdżowe oraz racuchy.

                Stres przedstartowy zaczął mnie powoli dopadać,  tzn. stres przed wejściem do wody i przed

utonięciem. Na szczęście byliśmy umówieni z przyjacielem i w dosłownym znaczeniu „ubiliśmy’ stresowego

gada.

 

FullSizeRender

 

 

         Po raz pierwszy też dostrzegłam pozytywy startu w południe. Można dzień przed zawodami

siedzieć do 24tej i nagadać się do woli, bo rano nie trzeba się zrywać o czwartej, czy piątej by zdążyć

cokolwiek zjeść.  Więc było to SUPER!

 

 

IMG 1856

       

          Nadszedł dzień startu. Wyjątkowo spokojny poranek, a potem już tylko ostatnie wejście do

strefy rowerowej (przyklejanie żeli, włożenie bidonów do koszyków, sprawdzenie ciśnienia w kołach

i smarowanie łańcuchów), powieszenie worków z rzeczami do poszczególnych dyscyplin, no

i oczekiwanie w końcu na moją falę startową.

 

 

          Woda stresuje mnie i to ogromnie. Choć pralki nie było to początek w pływaniu zawsze jest

nerwowy i kosztuje sporo energii. Odległość do przepłynięcia ciągle wydaje się ogromna i zbyt

powoli się zmniejsza. Ale trudno- w tym roku muszę to zaakceptować, ale czy w przyszłym się

coś zmieni? Nie wiem. Płynęło mi się dobrze, nawet bardzo dobrze! Miałam wrażenie, że płynę

po Mistrzostwo Świata i mknę jak szalona do przodu. Jak się potem okazało to było tylko wrażenie.

Czas z wody wskazuje, że trenowałam zbyt leniwie w zimie.

         Rower  poszedł mi zgodnie z oczekiwaniami. Nie powiem, by mnie zachwycił, lecz na tę ilość

czasu poświęconą treningom rowerowym, można powiedzieć że jestem zadowolona. Jechało mi się

bardzo dobrze, sędziowie rzeczywiście jeździli z dużą częstotliwością, choć się zastanawiałam, czy

wlepiają kary za drafting. Najdziwniejszym dla mnie jest fakt, że najczęściej widziałam draftujących

na super wypasionych rowerach czasowych. Nie rozumiem tego. Kupić sobie rower za 15-30 tys., a

potem wozić się na kole innego zawodnika. Totalny bezsens, ale może jestem mało inteligentna i dlatego

tego nie pojmuję. Ja na swoim LAPIERKU powoli rozgrzewałam się do mającego nastąpić biegowego finishu.

         Na trasie rowerowej, po pierwszej pętli nie zauważyłam żadnej informacji o skręcie do mety. Byłam

tak tym przerażona, że pod koniec drugiej pętli zapytałam jakiegoś zawodnika o metę, a skoro wiedział

jak jechać to, w odpowiedniej odległości, zmierzałam za nim.

         Pamiętając również o odpowiednim nawadnianiu, piłam (jak nigdy) na potęgę. Wypity cały bidon

(750 ml) jest moim największym obecnie sukcesem. Na wszelki wypadek, na ostatnim bufecie chwyciłam

butelkę z wodą, lecz kieszonka stroju AT Teamu okazała się zbyt mała i cały czas się z nią mocowałam,

bo chciała wypaść. Na rowerze mi się nie przydała, lecz na pierwszych kilometrach biegu – skorzystałam

z jej zawartości. Czułam, że mam ogromne zapasy glikogenu  i energii. Poprzedniego dnia zjadłam

sporo makaronu, na rowerze wciągnęłam cały żel – więc wewnętrznie energetycznie mnie rozpierało.

 

         Niestety na biegu nie byłam w stanie przyśpieszyć, bo łapała mnie jakaś kolka i to w jelitach!

Nigdy czegoś takiego nie miałam. Owszem normalna kolka lub kolka wątrobowa- to są moi wrogowie

numer jeden, lecz pierwszy raz miałam do czynienia z kolką pojawiającą się w okolicy jelit. Niestety

sądzę, że to efekt tego mojego usilnego nawadniania się. Organizm nie przyzwyczajony to takiej ilości

płynu nie potrafił sobie z nim poradzić – pewnie brzmi to kosmicznie, ale tak sobie to wytłumaczyłam.

Pomimo, że czułam iż mogę biec szybciej, ze względu na pojawiający się ból biegłam niewiele szybciej

od tzw. wolnego wybiegania.  Na dodatek brak oznaczenia poszczególnych kilometrów nie ułatwiał sprawy.

Nie pamiętam, bym kiedykolwiek była na zawodach, na których nie ma widocznej kilometrówki. Jakbym

wiedziała, że nie będzie oznaczenia, to bym liczyła ile mi zostało.

 

Poza tym trasa biegowa- hmm, do urokliwych na pewno nie należała. Chyba ktoś zapomniał uprzedzić, że

to będzie normalny cross. Asfalt to tylko widziałam, gdy przebiegałam przez ulice! Totalny bezsens i brak

wyobraźni organizatorów, gdyż dopuścił do zawodów osoby niewidome z przewodnikiem. Współczułam im

ogromnie, bo to nie jest trasa dla niewidomego! Mój mąż  jest niewidomy i wiem, jak przeżywa w biegu

wszelkie nierówności terenu. Przewodnik nawet nie ma możliwości uprzedzić jak stawiać nogi.

Naprawdę – trasa biegowa to totalne nieporozumienie. Ani atrakcyjna (bieg przez pola i pomiędzy

śmietnikami), ani przyjemna dla biegaczy.

Tego dyskomfortu biegowego nawet nie zrekompensował, niby superfinish, na Placu Wolności.

Osobiście wolę Maltę. Nawet jeśli tych kółek by było kilka, to przynajmniej wszystko słychać, kto

wbiega i też informacja co się dzieje. A tutaj? W strefie finishera człowiek był odcięty od mety!

Szkoda, bo nie można było kibicować innym znajomym. Jednym słowem albo kibicowanie, albo wielkie „żarcie’.

 

        W strefie finishera czekał już na mnie Adaś. W sumie zakończył zawody dużo poniżej swoich

oczekiwań, ale na to złożyło się sporo elementów. Pierwszy z nich to prawdopodobnie zbyt mała pianka,

która tak go uciskała, że od połowy uniemożliwiała płynięcie. Drugi to w dziwny sposób odkręcony koszyk

do bidonu. Ledwo wyjechał okazało się, że nie miał górnej śrubki bidonowej (dziwne, bo rano wkładaliśmy

bidony do koszyków), więc ledwo uratował picie i naprędce, cały czas jadąc, próbował koszyk unieruchomić

 

 

taśmami użytymi do żeli. Po zawodach, okazało się, że nie była to jedyna osoba, która miała problem

z koszykiem. Jednej osobie zaraz na początku po prostu odpadł koszyk podsiołowy. Może to zbieg okoliczności.

       

         Wracając do strefy finishera kiedy z Adasiem popiliśmy i pojedliśmy, postanowiliśmy pojechać na

Malte i odebrać swoje rzeczy. Sprawdziliśmy wyniki i okazało się, że zajęłam trzecie miejsce, on w swojej

kategorii czwarte.  Na odprawie technicznej było mówione, że dekoracje są o 22:00, więc zostało nam

sporo czasu. Dopiero na Malcie okazało się, że „połówki’ były dekorowane o 19:00. Trudno.

Mój mąż dzwonił z gratulacjami, bo oczywiście siedział przy komputerze i szukał informacji o wynikach

i był ze wszystkim na bieżąco. Wiedział, że jestem trzecia. Kiedy chciał mi powiedzieć, jakie miałam

czasy z poszczególnych etapów, okazało się, że po weryfikacji byłam DRUGA!!! Do pierwszego miejsca

brakowało mi 5 minut.

 

       Lecz najważniejsze jest chyba na koniec.

Osoby, które zdobyły w swoich grupach wiekowych tzw. pudło na połówce dystansu, zdobyły tym

samym weryfikacje na Mistrzostwa Świata Challenge Family!!!

 

Jeśli organizator to potwierdzi – pojadę na Słowację na MISTRZOSTWA ŚWIATA –

THECHAMPIONSHIP 2017!

Woda w basenie będzie się tej zimy gotować pod moimi łapami. I czyż nie jest to wszystko SUPER?

 

Szkoda tylko, że poznańscy orgowie nie podali tej informacji uczestnikom. 

Powiązane Artykuły

25 KOMENTARZE

  1. Po raz kolejny mogę tylko pozazdrościć:) Gratuluję! No i te Mistrzostwa Świata!!!! Super!

  2. Małgosiu, dzięki za info. wypatruje do mnie i jakoś nie widzę, jutro napiszę maila pod wskazany adres… Ponoć niekoniecznie długi=się długi, jest alternatywa z połówką… Jak coś będę wiedział i się zdecyduję dam znać…

  3. Dziękuję za ciepłe słowa! DO ARKA – dzisiaj dostałam kolejny mail w sprawie mistrzostw: 'HI Malgorzata, congratulation for your second place at CHALLENGE POZNAN. The qualification codes will be send out in the beginning of next week. You will have then 30 days time to register for THE CHAMPIONSHIP. Please don’t hesitate to contact us, if you have any questions. All the best from the team at CHALLENGE FAMILY. With kind regards Nico Krohnfoth ’ Jeśli nie dostałeś takiego maila lub ktokolwiek z Was kto na połówce stawał na pudle to napiszcie na ten mail co podawałam wcześniej. Wprawdzie Słowacja to nie Hawaje i nie KONA – ale będą to zapewne wyjątkowe zawody! No i by było miło, gdyby ktoś napisał, czy sie tam też wybiera. Bo może ta Słowacja tylko mnie tak wciąga, że przez ostatnie godziny tylko o tym myślę. Hmm, chyba jestem monotematyczna, więc czas zamilknąć.

  4. Michale, napisałem, wysłałem do Naczelnego zgodnie z jego sugestią. Widocznie cenzura nie przepuszcza… 😉

  5. Wielkie gratulacje, i powodzenia na mistrzostwach świata!! Arek też żeś dorzucił do pieca jak trzeba – szacunek! Wybitnymi osiągnięciami, a w szczególności tymi na dużych międzynarodowych imprezach – trza się chwalić!! Po to są takie strony jak AT 🙂 Obojgu kłaniam się w pas 🙂

  6. Wielkie gratulacje, i powodzenia na mistrzostwach świata!! Arek też żeś dorzucił do pieca jak trzeba – szacunek! Wybitnymi osiągnięciami, a w szczególności tymi na dużych międzynarodowych imprezach – trza się chwalić!! Po to są takie strony jak AT 🙂 Obojgu kłaniam się w pas 🙂

  7. pracy ciężkiej to ja się nie boję, ale co do jej efektów…trudno przewidzieć. Niemniej jednak – nie poddam się bez walki 🙂

  8. Gratulacje !!! Życzę dobrych efektów zimowej pracy nad słabszymi stronami, bo jesteśmy tak mocni jak nasz najsłabszy punkt 😉

  9. Arek, ja w sumie to specjalnie pisałam o tych Mistrzostwach jeszcze zanim dostałam potwierdzenie. Ponieważ Poznań nie raczył podać żadnej informacji o tym, że osoby na pudłach z połówki (nie wiem czy inne dystanse, bo nie sprawdzałam) zdobyły tym samym kwalifikacje do tych mistrzostw (oczywiście Mistrzostwa Świata w ramach Challenge). W regulaminie Challenge Family jest napisane, że do 7 dni trzeba potwierdzić swój udział i wnieść opłątę. Tylko by to zrobić trzeba mieć kod od orga. Dlatego pisałam w tej sprawie i czekałam tylko na potwierdzenie. Tak na prawdę gdyby nie Kasia Sidor, która jest cudowną osobą i była w odpowiednim miejscu, a potem podzieliła się usłyszanymi wiadomościami to byśmy nic nie wiedzieli. Rzeczywiście nie rozumiem dlaczego wszyscy nie dostali takiej inforamcji na maile z gratulacjami itd, bo jak czytałam fora niemieckie, to po Roth zawodnicy zakwalifikowani byli tak informowani. Co kraj to obyczaj- te Mistrzostwa, to takie super niespodziewane pocieszenie po tym co widziałam w Poznaniu (było już tyle przykrych słów pod adresem poznańskich zawodów, że nie chce dodawać swoich). Poza tym- jaka MOTYWACJA, by nie zostać w tyle. No i fajnie, że to w kategoriach wiekowych! więc może nas z Polski spora grupa wyjechać. No i nie trzeba wydawać fortuny – co dla mnie ma ogromne znaczenie. Wydaje mi się, że osoby z pudła powinny pisać do faceta pod adresem: [email protected] Wydaje mi się, że nie ma co czekać, bo 7 dni upływają szybko, a mamy już czwartek! pozdrawiam

  10. Rzeczywiście wstyd z tym draftingiem parów z wypasionymi rowerami. Widziałem jeden pociąg i na dzieisieć rowerów to jeden tylko miał wartość niższą niż 7000. Nie lepiej zająć się panowie sportami motorowymi ? Tam można laską zaimponować… A kary były

  11. Brawo Małgosiu! Ostra z Ciebie kobitka! Weź flintę na MŚ i postrasz konkurencje, niech mają respekt 🙂 Ciekawe ale do mnie jeszcze nie przyszło żadne potwierdzenie….

  12. Gratulacje! Z tym wożeniem na kole to może być tak, że rower sam nie jeździ, a trzeba jakoś sobie (innym) wytłumaczyć po co kupiło się takie cacko. Więc jak się wozi na kole to prędkość większa, mniejsze zmęczenie i wszystko się zgadza 😉

  13. No i PRZYSZŁO POTWIERDZENIE!!!!!!!!!!!!!!!!!! JADĘ NA MISTRZOSTWA ŚWIATA NA SŁOWACJI THE CHALLENGESHIP 2017!!!!! które odbędą się 3 czerwca!!! SUUUPPPEEERR!! 'Hi Malgorzata, The code to register for The Championship will be send to you in the next days. Very sorry for the delay. All the best Nico Krohnfoth Challenge Family’

  14. Chłopaki- dziękuję za gratulecje! Ale napisałam o tym, bo czas goni, a poznański org nie pofatygował się, by ludzi o The Chempionship 2017 poinformować. Co do mojej 'twardości’ – ta raczej bym nie przesadzała, bo kultowy IM ciągle poza zasięgiem moich możliwości.

  15. Gratulacje – wskoczyc na podium w imprezie takiej wielkosci to naprawde wyczyn. Trzymam kciuki za potwierdzenie. W Poznaniu nigdy triathlonu nie robilem, ale 3 razy finishowalem na Malcie podczas maratonu i musze powiedziec ze to najlepsze miejsce na mete jakie w zyciu widzialem wiec rozumiem rozczarowanie ze nie tam sie wyscig konczyl :).

  16. Tomku, ja sobie też pogratuluję, jak tylko dostanę to oficjalne potwierdzenie. Autentycznie wkleję całe info!

  17. Tomek, nie sądziłam, że kolkę powoduje strzelba! Z jednej strony to takie proste, a z drugiej bym na to nie wpadła. Dzięki. Przynajmniej już wiem jak unikać kolki 🙂

  18. Małgosiu gratulacje ! Z tą kolką w okolicy jelit to mam podobnie jak biegam ze strzelbą. Myślę że to kwestia ucisku kolby, a ta Twoja do niewielkich nie należy jak widać na zdjęciu. Ale świetny pomysł- budzi respekt wśród wspózawodników. Tylko ja przerobię go na etap pływacki i zastąpię strzelbę kuszą. Szkoda że wcześniej na to nie wpadłem bo byłaby szansa na uwolnienie setek zdedykowanych na pełen dystans zawodników od sędziego który zagrodził drogę do wymarzonych metrów 800+ 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,701ObserwującyObserwuj
453SubskrybującySubskrybuj

Polecane