no i po sezonie…
obiecałem sobie (na pamiątkę) i kilku osobom (bo nie ma kiedy pogadać) kilka słów nt. 1/2 Castle Tri Malbork, przy okazji jest okazja do podsumowania sezonu.
Malbork to świetne zawody. Miałem okazję wystartować tu po raz drugi i moja opinia się nie zmienia – naprawdę warto. Nie wiem co takiego jest w tych zawodach – na pewno nie pogoda, bo trzeci rok z rzędu padało i było po prostu zimno, zapewne klimat – i nie chodzi tylko o sam zamek, który robi różnicę – klimat tej imprezy to więcej niż Zamek.
Klimat tworzą ludzie, dla których wrzesień nie straszny, najczęściej ostatnie zawody w sezonie, na twarzach zmęczenie wymalowane nie tylko tymi zawodami ale kończącym się sezonem. Zaryzykuję, że dla większości nie jest to start A, może z wyjątkiem tego roku – w końcu na dystansie 1/2 to były Mistrzostwa Polski pod egidą Polskiego Związku Triathlonu. Start na zamknięcie sezony, a skoro to koniec to nie ma kalkulacji, że treningowo, że w ramach przygotowań – jest 100% tego na co organizm pozwala, tego co zostało na koniec tri-sezonu.
W Malborku byli też rycerze. Zawsze są i to też 'robi’ klimat. Żelazo obok żelaza 😉 Są na starcie, są na trasie, są na mecie. Sympatycznie, niecodziennie, klimatycznie. Płaszcze z białym krzyżem widoczne 'na mieście’, skrzyżowane miecze na mecie zostają w pamięci.
Ale do rzeczy.
W ubiegłym roku wynik w granicach 4:54 oraz tegoroczny wyścig w Gdyni, gdzie udało się w końcu złamać 5 godzin a także poczucie, że 'jestem w gazie’, dawały nadzieję na wynik w granicach 4:50. A to w 2016 r. dało by podium w M45…
Tyle tylko, że Mistrzostwa Polski ściągają 'TUZy’ polskiego tri. Amatorskiego również :). Lista startowa mojej kategorii z MKONem na czele mówiła, że pudło jest zajęte w tym roku, jednak TOP 5 cały czas było w zasięgu… Z takimi cichymi kalkulacjami stawałem na starcie.
Pływanie w tym roku to czysty dramat u mnie. Biorąc jednak pod uwagę, że z przyczyn rodzinnych pływanie leży od kwietnia realnie niczego innego spodziewać się nie mogłem. W Malborku najgorszy czas z moich wszystkich dziesięciu 'połówek’ – 44:23 i to czas o 10 minut gorszy od średniej TOP 10 w M45. DZIESIĘĆ MINUT! 295 wynik na 375 startujących 79% było lepsze ode mnie, a woda w Nogacie na końcu stawki do przejrzystych nie należy 😉 Po wyjściu z wody i spojrzeniu na zegarek wiedziałem, że plany poszły w … las.
Udało się poprawić T1, buty wpięte w pedały i bieg na bosaka to świetna rzecz. Nareszcie T1 przyzwoicie 37 czas – zmieściłem się w 10% najlepszych – tu jest dobrze.
Rower. No niby w porządku, na miarę obecnych możliwości, czas porównywalny z zeszłorocznym przy mniejszym nakładzie treningowym, średnia ok 36 km/godz, ale…… jednak tu też spory niedosyt – miało być szybciej – poniżej 2:30. Trasa świetna – płaska, z dobrym lub przyzwoitym asfaltem. Niestety mżawka i zimno, nie do tego stopnia aby się dodatkowo ubierać, ale zimno.
Jak zwykle u mnie najbardziej zmarzły mi stopy…
W tym sezonie – od startu przygotować w listopadzie 2016 do startu w Malborku spędziłem na rowerze ok 144 godziny. To mało, o prawie 10% mniej niż rok wcześniej. Mniej jazdy ,ale lepsze koła (wciąż wierzę w aerodynamiczne zalety dysku, na którym jeżdżę w tym roku) – w efekcie podobne wyniki jak 2016 r.
W T2 zabawiłem nieco dłużej, bo postanowiłem odzyskać czucie w prawej stopie. Ciepła ślina i masaż dłońmi czyni cuda! :), minuta stracona, ale bieg rozpocząłem świadomie stawiając kroki.
Bieganie to moja najmocniejsza strona w Tri. Udało się ponownie wykręcić dobry czas półmaratony, niewiele gorzej niż w Gdyni – nieco poniżej 1 godziny i 35 minut. Jak zwykle nie było łatwo i bieg nie należał do rozrywkowych. Bieganie w Malborku to w tym roku dwie pętle po nieco ponad 10 km, przez mostek na Nogacie, park, dziedziniec zamku z zabytkowym brukiem, fragment fosy gdzie robią fajne zdjęcia 😉 i bulwar nad Nogatem. Jest spoko, sporo kontaktu z rywalami, dobre punkty żywieniowe i świetni wolontariusze. Motywacją było ukończenie z czasem poniżej 5 godzin i się udało.