Pływanie to chyba bolączka większości amatorów tri. Niby każdy w nas moczy tyłek w wakacje, ale prawie 2 km na wodzie otwartej to raczej nikt wcześniej nie machnął. Oczywiście każdy kto się bierze za triathlon wie, ze trzeba się sprzedać na basenie. No wiec tak tez sprezalam się ja. Trzaskając te baseny wzbudzalam w sobie samozachwyt, ze ja jednak jak się wzięłam za siebie to potrafię tymi łapami pomachać. Ba, nawet miałam samozwańcza teorie , ze ja to w rękach mocna jestem, a nogi mnie ograniczają. No właśnie, miałam…
Wraz z nowym semestrem na basenie zaczęłam pływać z trenerem. No i pierwszy szok. Haloooooo panie trenerze ja do triathlonu potrzebuje kraula a on po tym jak zobaczył moja ’ technikę’ to mi każe pływać grzbietem. Lekcja druga to moje mocne strony. Taaaaaa moja teoria o mocnych rękach poszła się gonić po pierwszych wymagających ćwiczeniach.
A tak na serio to po raz kolejny przekonuje się, ze specjalista to specjalista i oddanie się w ręce kogoś kto się na tym zna jest bardzo dobrym posunięciem. Godzinka na basenie ucieka szybko, a pływanie na grzbiecie jest ku memu zaskoczeniu miły, odpoczynkiem. Nie bez znaczenia jest tez fakt, ze komentuje moje leniwe nogi, albo ze się odbijam i nie odpycham się odpowiednio pod woda. Po takich komentarzach nie da się następnego basenu płynąc tak samo słabo 🙂 tak wiec na razie pływam pod jego okiem krótko, ale jestem przekonana, ze efekty bedą, bo pracuje nad moimi słabościami o których nie miałam pojęcia i przykręca delikatnie śrubę przez co sprezam się podczas ćwiczeń.
Wnioski są proste, jak się ma możliwości to warto korzystać z opieki trenera. To na pewno dodatkowy wydatek (i dlatego nie mam trenera tri tylko pływania) ale jeśli uda się go jakoś wkomponować to efekty na treningach na pewno będzie widać. Wpis wyszedł trochę jak 'oda do trenera’ ale po prostu takie mam wrażenia 😉
Ja w zeszłym roku korzystałem z pomocy trenera na basenie i faktycznie coś w tym jest ze szybko rozwiewaja się wyobrażenia o tym jak to się dobrze pływa 😉 warto mieć fachowca obok siebie, tym bardziej jeśli ma się gorącą głowę i nie mówię tylko o plywaniu…
W pływaniu trener to podstawa :-). A jeżeli chodzi o wody otwarte,to jest znacznie lepiej niż można się spodziewać po treningach w basenie. Oczywiście jak człowiek nie boi się głębokości 🙂
No jasne, że pływanie z trenerem/instruktorem robi różnicę. Mnie się wydawało, że umiem pływać. Że w sumie to pływam świetnie! No kraulem trochę mniej, ale tylko dlatego, że 'nie mam czasu’ potrenować 😉 Jak zacząłem mieć czas na trening do triathlonu, to się okazało, że z kraulem jest dramat, że więcej niż 25m to w ogóle 'nie da się’. Potem, trochę się podciągnąłem i dało się nawet sporo więcej niż 25m, ale czułem cały czas, że to kompletnie nie o to chodzi. A jeszcze potem, zamiast postępu przyszedł regres – coraz trudniej było mi pływać kraulem i coraz więcej musiałem przeplatać dystanse żabą albo dokładać pull-buoya, żeby dać radę. W tym roku (pod koniec zeszłego) zacząłem ćwiczyć z instruktorem, w małej, triathlonowej, początkującej grupie. I się dowiedziałem (albo zrozumiałem z przekazu nie wprost) tego, co od dawna czułem 😉 że słaba (albo prawie brak) rotacji, że nogi beznadziejnie, że 'chwyt wody’ do d…y, że pływam 'pospinany’ i nierozciągnięty. I dopiero teraz, pomału, zaczynam 'wypływać na powierzchnię’ 🙂
Hehe… znam to z autopsji! Też popadałem w jakieś samozadowolenie odnośnie mojego ,,stylu’ ale całe szczęście czułem, że jednak to jeszcze nie to! Poprosiłem kolegę trenera aby rzucił okiem i wskazał na ewentualne niedociągnięcia! I zaczęło się…. !!! ,,Dlaczego Arku nie pływasz kraulem tylko dokładanką!? ’ i inne bleble…. No jak bym w ryło dostał 🙂 Nabrałem pokory i ,,rzeźbie’ od nowa…. 🙂