Odchylenie lewicowe w 3d.

 

Fotolia 86431175_S

 

 

Nie, nie. To nie będzie tekst o polityce. Nie będzie też o technologii trójwymiarowego obrazu. No to właściwie osochozi? Pomalutku…

 

Sezon startowy (w tym roku niezbyt wypełniony startami) zamknąłem z końcem lipca, epicką walką z pogodą oraz własnym, troszkę popsutym organizmem na dystansie długim Challenge Poznań (1/2 IM). W zasadzie cały sezon minął pod znakiem tej „popsutości’ organizmu, a konkretnie uporczywego bólu przyczepu ścięgna Achillesa. Ból pojawiał się po każdym bieganiu, by następnie, w ciągu 1 – 2 dni przejść bardziej w ból rozcięgna podeszwowego. Z normalnego biegania na treningach, mimo że w moim wykonaniu nigdy nie było szybkie, zrezygnowałem już na początku sezonu, na rzecz marszotruchtów – postanowiłem potestować metodę dra Phila Maffetone (MAF – Maximum Aerobic Function), czyli (upraszczając) trenować na tętnie wg formuły 180 – wiek. W moim przypadku – do 134 uderzeń na minutę. Przy tak niskim tętnie nie jestem w stanie ciągle biec, wychodzi taki „Galloway’ – trochę marszu, trochę truchtu. Zgodnie z teoretycznymi podstawami metody MAF oznacza to, że mój „system aerobowy’ jest słabo rozwinięty albo – innymi słowy – mam kiepską bazę tlenową. Nie ma co teraz roztrząsać samej metody (Mark Allen tak trenował i jakoś chyba dawał radę?), normalnie biegać i tak nie mogłem, więc co mi tam – wziąłem się za budowanie system aerobowego marszotruchtaniem.

 

Jakiejś specjalnej przerwy w treningach po sezonie nie miałem, zaledwie parę dni wypadło ze względu na infekcję. Wolumeny i intensywność (zgodnie z MAF) mniejsze ale cały czas był rower, marszotruchty i trochę pływania (trochę, bo jakoś nie po drodze mi na basen). Poprawiania się systemu aerobowego raczej nie zaobserwowałem, za to przyczep ścięgna Achillesa dokuczał mi dalej, jak najbardziej. No to wziąłem się za niego z całą zaciekłością – odpuściłem nawet marszotruchty, przeczytałem i przeanalizowałem „cały internet’ na temat metod leczenia kontuzji przyczepów Achillesa. A metody te są często – jakie to dziwne – kompletnie sprzeczne i wzajemnie wykluczające się, jak noszenie podpiętek vs. chodzenie boso. Spałem z nogą w plastikowej szynie naciągającej lekko ścięgno (tzw. „night splint’) wałkowałem, rolowałem, piłeczkowałem łydki, uda i stopy (zresztą dalej to robię). Miałem wrażenie, że chyba przeszło. Tak, przeszło do czasu wznowienia marszotruchtania. Z powrotem to samo. I to nawet bez truchtania – wystarczy dłuższy marsz.

 

Na dodatek, jak to w listopadzie, odezwała się rwa kulszowa. Poprzednie epizody, były dosyć dokuczliwe, ale szybko przeszły. Ten nie chce przejść. To nie jest jakiś wielki ból, ot pobolewanie w kręgosłupie lędźwiowym i promieniowanie do pośladka, dwugłowego uda, czasem do łydki, czasem mrowienie stopy. Dosyć nieprzyjemne w trakcie siedzenia (a robotę mam taką, że siedzę zdecydowaną większość dnia), jakby ktoś łapał kleszczami za dwugłowego uda. Zacząłem sobie uświadamiać, że wrażenia naciągnięcia dwugłowego uda, lekka bolesność łydki, podatność na skurcze podudzia i stopy, jakie odczuwałem w poprzednich latach to chyba nie było zmęczenie, czy nadwerężenie treningiem, ale dyskretne objawy rwy kulszowej. Zaraz, zaraz… wrażenie naciągnięcia mięśnia dwugłowego LEWEGO uda, bóle i skurcze LEWEJ łydki. Zgadnij, w której nodze dokucza mi przyczep Achillesa? Brawo! No i to jest właśnie „odchylenie lewicowe’… Nawet jeśli ten ból nie jest sam w sobie bólem o charakterze neurologicznym, to jest (moim zdaniem) bardzo wysoce prawdopodobne, że ma związek z rwą kulszową – jakimiś przykurczami mięśni lewej nogi, czy zaburzoną biomechaniką. Wziąłem się zatem za ćwiczenia „na kręgosłup’ wg McKenziego. Stosuję na tyle, na ile mogę (zalecane jest 8 serii w ciągu dnia – niestety w robocie nie bardzo się da). Efekty? Hm… I tu dochodzimy do 3d. Bo na razie wszystko, jak psu w d…! A że mam trzy psy…

 

Równolegle (a jakże, nieustająco) próbuję robić „wytop’ i kombinuję z dietą – chociaż wszystko w ramach low carb high fat i paleo. Na razie wnioski są takie, że mój organizm uparł się, że będzie ważyć 90-parę kilo i koniec. Czyli też 3d. Ale eksperyment ciągle trwa, będzie temat na odrębny wpis.

 

Wracając do wątku „odchylenia lewicowego’ – jak nie zrobię z tym (tylko jak?) porządku, to w ogóle nie ma mowy o bieganiu. Po prostu się nie da. Nie ma co nawet planować zawodów. Jeszcze trochę powalczę ćwiczeniami, ale tak, oczywiście, biorę pod uwagę oddanie się w ręce fachowca. Znam dobrego w Poznaniu, ale do Poznania jeżdżę ostatnio rzadko, więc gdyby ktoś mógł polecić jakiegoś mistrza w Warszawie (fizjoterapeutę), to bardzo proszę o info na [email protected] Równolegle muszę się „zalogować’ ze swoim kłopotem do systemu NFZ, żeby mieć finansowanie zabiegu chirurgicznego. Wolałbym tego uniknąć, ale jeszcze bardziej wolałbym móc normalnie biegać. Bo inaczej to zamiast TRI będzie odchylenie lewicowe w 3d 🙂

 

Obrazek – fotolia.


Tekst na moim blogu.

Powiązane Artykuły

9 KOMENTARZE

  1. Albin, dziwię się, że jeszcze nasi nadworni trefnisie obcowanie nie przerobili na penetracje… 🙂 A propos wspomnianej przez Ciebie książki, jak takową znajdziesz to daj namiary, kupie :-)))

  2. Arku, chyba rozumujesz zbyt linearnie. Jestem pewien, że znajdę jakąś książkę (albo przynajmniej bloga), z której wynikało, że trening nie jest potrzebny. A obcowanie – jak najbardziej 😉

  3. Tomus, zdradzę Ci tajemnice. Oprócz czytania i obcowania z wielkimi tri trzeba jeszcze trenować. 🙂

  4. Arku, do Łodzi mam co prawda dużo bliżej niż do Poznania, ale do Warszawy jeszcze bliżej i jestem tu codziennie, więc szukam w Wa-wie 🙂 No nie przesadzajmy z tą kolosalnością. Fakt, w ogóle nogi mam masywne, a uda (jak to uda) są bardziej masywne, niż np. łydki 🙂 Rzeczywiście, biegania raczej to nie ułatwia (prawa fizyki), ale na rowerze się wyrównuje – większe znaczenie ma ogólna masa układu 🙂 Swoją drogą przekonałem się (chociaż pozornie to oczywiste), że jak bardzo człowiek jest całością i jak różne elementy naszego życia są ze sobą powiązane. Masz stresa, to trudniej 'chuść’ (kortyzol sprzyja odkładaniu tłuszczu), a łatwiej o kontuzję. Masz kontuzję, łatwiej o frustrację i stres itd. – to też może być temat na odrębny wpis. Tomku – przeciwnik został zidentyfikowany i trzeba go pokonać. Na ten cel alokuję zasoby 🙂 Doły zostawiam górnikom. Swoją drogą, to dosyć dziwne, że specjaliści od eksploracji dołów nazywani są u nas górnikami… Ktoś to chyba zreszta zauważył i stworzył jeszcze bardziej abstrakcyjny konstrukt – 'górnik dołowy’. Ja za to – nawiązując do terminologii kolarskiej – będę chwilowo trochę bardziej 'góralem nizinnym’ 😉

  5. Ty się Arek nie zasłaniaj prześmiewcami. Koledzy cały sezon zmarnowali czytając porady treningowe na stronach AT, niektórzy nawet wydali ciężką kasę żeby obcować z gościem który nauczył się triathlonu od kangurów a Ty trzymałeś swoje 'udane’ metody treningowe i strategię wyścigu w sekrecie i łoiłeś i starszych i młodszych równo.

  6. Marek i Tomek -prześmiewcy i trefnisie! Faktycznie, te moje hasła wyglądają co najmniej średnio…. hihi….

  7. No i poszło z tym Arkiem. Najpierw spocone tyłki. Teraz kolosalne uda! Albin współczuję. Mam nadzieję że przez zimę jakoś wyjdziesz z tego dola.

  8. To nieciekawie! W Łodzi to moglbym Ci jakiegoś fachure polecić….. Faktem jest, że pamietam twoje kolosalne uda. Musi to wszystko wazyc …..

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,784ObserwującyObserwuj
20,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane