Ostatni, piękny akt sezonu: 2013 Halv Ironman Fredericia

Uwaga, znowu będzie długo…ale

wiedząc, że wielu z Was czeka start w Gdyni, oddaję do użytku moje przeżycia z zawodów w duńskiej Frederici. Może w ten tydzień zmniejszonego obciążenia i motywowania się znajdziecie czas przez to przebrnąć. Może ktoś znajdzie coś co się przyda itd.

 

Krótki wstęp

 

Tym razem nie mój debiut, a debiut imprezy. Pierwszy długi dystans we Frederici. Urocze miasteczko zwane duńskim miastem triatlonu.

Mimo przygotowania 500 miejsce, zawody wyszły w sumie kameralne, 120 zawodników (w tym 20 zawodniczek). Sami 'Age Groupers’. Może to nic dziwnego. Dzień wcześniej w tym samym miejscu odbywały się mistrzostwa Danii Elit, Juniorów i Age Groups na dystanie sprinterskim. Takie małe zawody mają jeden olbrzymi plus. Każdy czuje się naprawdę ważny. Każdy zagaduje, wspiera się, nikt nie ginie w tłumie itd. to jest bezcenne.

Pogoda…zapowiadał się upał i był upał, ok. 12 było już 27 stopni.

 

Slajd1

Plac boju.

 

Po debiucie, zakończonym w m/w 5h25min, moim planem było złamanie 5h. Plan ambitny, zwłaszcza, że przygotowania między zawodami nie były idealne, ale nie były też złe. Ale od początku.

 

Między zawodami


5 tygodni odstępu. Pierwszy tydzień po debiucie…ciężko było się ruszać. Udało się raz wyjść na basen, raz pobiegać i raz przejechać na rowerze. Drugi tydzień to wyjazd służbowy. Zero treningów, za to 'troszkę’ Porto + steki itd. Wróciłem o 3 kg cięższy co bardziej niż przypuszczałem odbiło się na formie biegowej. Następne dwa tygodnie to już ciężkie treningi. Rower i pływanie 'szły’ dobrze. Bieganie niestety też…szło. Realizowałem treningi na tętno, widząc, że moje czasy są ok. 10-15s/km słabsze niż przed wyjazdem. Nie mniej nastawienie pozytywne. Miałem w końcu jakieś doświadczanie! Tym razem, moja uwaga poszła rówież w stronę żywienia. Debiut to za dużo żeli/batonów (do takich przynajmniej doszedłem wniosków). Cierpienie na bieganiu i bieganie za krzakami to coś czego przede wszystkim chciałem uniknąć. Tym razem zabrałem mniej żeli i zero batonów. Powinno być lżej na żołądku…i wyprzedzając fakty było.

 

Zawody

 

Start o godzinie 10 w Małym Bełcie – cieśnina na Bałtyku. Upału jeszcze nie było, 23 stopnie. Ani jednej chmury czy choćby chmurki.

 

Dwie rundy po 950 m z przejściem przez brzeg i molo. Plan to 40 min (debiut na 44:30 min). Start spokojny. Byłem dobrze ustawiony, równo na bojkę, ale z boku całej grupy nikt więc specjalnie nie przeszkadzał…prócz niezliczonej liczby meduz. Już kilka chwil po starcie twarz miałem całą poparzoną, nie pierwszy raz zresztą. Nawigowanie bez problemów, krótkie rundy i duże bojki. Pierwsza runda ok. 19 min. Samo przejście w połowie dystansu mimo, że to tylko kilka metrów, to szok dla organizmu. Zrobiło mi się bardzoo gorąco, poczułem silny puls, aż zakręciło się w głowie. Z powrotem do wody i już było ok. Na koniec pływania Garmin pokazał 2.06 km.

Czas oficjalny 38min33s i 60 miejsce. Czas zgodnie z planem, a nawet ciut lepiej (to zdecydowanie mój najlepszy wynik w życiu!). T1 w 4 min (250 m podbiegu na wał do rowerów) to norma, tutaj nic nie straciłem i nic nie zyskałem.

 

Planem na rower były 2h40min. Trasa to 3 rundy po 30 km. Oprócz zgrzytów organizacyjnych, od czasu do czasu samochody na trasie (raz nawet przez to musiałem się zatrzymać) jechało się dobrze. Jak to w Danii, wiało, płaskiego nie było (860 m pionowego wzrostu i tyle samo spadku wysokości na 90 km). Dobra jakość dróg, ale każda runda z trzema nawrotami.

 

Pierwsza runda to raczej spokojna jazda. Zawsze sobie mówię, że przez pierwsze 30 km nie mam prawa 'poczuć’ nogi, ma być miękko i przyjemnie. Tak też jechałem i chyba spadłem kilka pozycji. 30-60 km to utrzymania tempa i ewentualne dociśnięcie. Uwierzcie, z moich obserwacji (ledwie dwóch i na poziomie jaki prezentuje) to wystarczy żeby zacząć przesuwać się w górę stawki. Na koniec drugiej rundy nogi już 'czułem’. Trzecia runda to już walka o utrzymanie tempa i nie zajechanie się (w każdym razie nie za bardzo). Tutaj już tylko wyprzedzałem. Z 60 miejsca po pływaniu awansowałem na 30, większość z tego przypada właśnie na 60-90 km, wyprzedzając całą masę imponujących sprzętów, o których mogę pomarzyć…

Czas 2h35min06s, średnia 34.8 km/h (o 10 min lepiej niż ostatnio, przy podobnej trasie) to absolutne rekordy życiowe.

Czas T2 1min21s = pełne zadowolenie + coś dla żołądka = Coca Cola w ręce ;), i do tego awansowałem o 1 miejsce na 29 pozycję.

Jak wspomniałem, po błędzie debiutanta, odżywiałem się mniej, jedynie żelami…Na tyle uważałem, żeby nie zjeść za dużo…że zjadłem za mało. Na całej trasie 5 żeli po 38 g (21 g węglowodanów) + normalne (dla mnie) ilości wody i izo po 0.8 l. Co do żeli, to nie zdawałem sobie sprawy, że zjadłem jedynie 5 (z czego jeden prawie cały został na rękawiczkach i kierownicy…). Dopiero na mecie opróżniając speed bag’a 'odnalazłem’ 2 niewykorzystane + 1 rezerwowy żel – w czasie jazdy myślałem, że widzę tylko jeden – rezerwowy, żel…).

 

Bieg to 3 rundy po 7 km. Miało być tempo 4min20s/km, czyli półmaraton na ok. 1h32min30s.

Trasa wzdłuż plaży, zero drzew i cienia… Nawierzchnia 70% asfalt (ścieżka rowerowa) + 30% gruz/kamienie w piachu na wysuszonej, twardej ścieżce (jakaś stara budowlana droga chyba)…i to słońce.

Przede wszystkim, po zejściu z roweru wiedziałem, że problemów żołądkowych tym razem nie będzie! To wielkie zwycięstwo! Początkowo, nogi chciały się kręcić równie szybko jak na rowerze, więc pierwszy kilometr na 4:03. Nie przerażało mnie to jakoś, robiłem treningi po 3-4 km na 3:40/50, ale wiedziałem, że trzeba zwolnić. Zwolniłem do założonych 4:20 choć nie czułem się rewelacyjnie. Brak powera w nogach i kończące się rezerwy sił były ewidentne. Trzymałem 4:20 przez 3.5 km aż do pierwszego 'nawrotu’, gdzie okazało się, że biegłem z… wiatrem. Pod wiatr tempo spadło do 4:40 i już wiedziałem, że do samej mety półmaraton będzie półmaratonem bólu i cierpienia. Co prawda stał ktoś z wężem z wodą (korzystałem za każdym razem), była woda i izotoniki do picia (korzystałem za każdym razem z obu)…ale brakujące 1 – 2 żale i temperatura robiły swoje. Co chwilkę ktoś przystawał, a nawet schodził z trasy. Co kilka chwil biłem się z myślami o zrobieniu tego samego. Nawet miałem myśli typu  'to ostatni raz!’ i 'tak być nie może!’ ale 'parłem’ do przodu. Z wiatrem udawało się zbliżyć do tempa 4:30. Przechodziłem jedynie przez strefy żywienia – zawsze tak robię. Nogi tracące resztki energii, piekące i obolałe stopy, jak nie od gorącego jak piec asfaltu to od gruzu, a do tego widok opalających się ludzi (choć gorąco dopingowali, a co niektórzy nawet chlapali wodą) nie pomagały. W pewnym momencie byłem już tak zmęczony, że było mi wszystko jedno, co i dlaczego boli. Na 19 km tempo już powyżej 4:50, a ja traciłem kontrolę nad nogami. Po prostu traciłem kontakt przeczuwajać, że z kolejnym krokiem złożę się jak scyzoryk. Na 20 km podszedłem jeszcze po izotonik. Kilka minut później skończyło się!

Czas biegu 1h36min24s. Niby poniżej założeń, ale one nie brały pod uwagę pomyłki przy żelach, upału ani kamienistej nawierzchni. Mega zadowolony i już wiem jak obejść problemy żołądkowe. Wciąż nie jest idealnie, tym razem za mało, ale dużooo lepiej.

 

Czas końcowy to (mój) wielki sukces i czas moich marzeń – na pewno się nie spodziewałem –

4h54min59s i 18 miejsce Open…

 

Slajd2

Obrazkowy skrót zdarzeń. Najwierniejsi kibice. Na górnym lewym zdjęciu przygotowanie energy drinka dla Taty…czyli skąd się wzięły rodzynki w moim bidonie…

 

…Nie spodziewałem się zwłaszcza przy drugim starcie w życiu. Co prawda celem było 5 h…no ale to był ot tak rzucony cel, powiedziałbym pod publiczkę, który mógł się zrealizować lub nie. Podobnego zmęczenia nie czułem nigdy, ale dziś, dwa dni po,  jest ból, ale poruszam się normalnie i za chwilkę idę pływać.

 

Wygrał Allan Jackobsen. Znany duński age grouper (m.in. 10 w Open w Ironman Lanzarote 2013, regularnie jeżdżący na Hawaje) z czasem powyżej 4h20min. Bez rewelacji, ale (chyba) odpuścił bieganie bo biegł z tempem 4:15 (a może to ten upał?).

 

Podziału na grupy wiekowe praktycznie nie było. Organizator sobie (chyba) zażartował i zrobił podział od 18 do 39 lat, gdzie było 80% zawodników, a później co 5 lat w górę (i tak w M40-44 było 7 zawodników, a w kolejnych już co najwyżej 3.). Taki sam podział dla 20 startujących Pań. Troszkę to bezsensu jak na mój gust…ale przyjechałem 'dokopać’ i sprawić radość sobie, i to się perfekcyjnie udało.

 

Ostatnie kilka zdań

 

HIM we Frederici to dla mnie ostatni start w sezonie. Po dwóch półmaratonach i dwóch HIMach i wielu treningach moje ciało i umysł zaczynają mówić dość. A z tym żartów nie ma i trzeba powiedzieć pas. Do tego dużo obowiązków służbowych, troszkę zaniedbana rodzina itd. To jednak wyżej na liście priorytetów. 

 

Powodzenie w nadchodzący weekend i w pozostałej części sezonu!

 

Michał

Powiązane Artykuły

31 KOMENTARZE

  1. to i ja obecny w 2015 na IM :)) w sumie plan miałem na 2016-2017 ale jak taka doborowa ekipa sie szykuje to zabieram sie z Wami :))))

  2. @Arek – jakbyś był taki słaby jak ja tez byś marudził, Ty jestes mocny to jestes wyluzowany:) jakby jedynym moim problemem na Gdynie było czy ukończe w 5:00 czy 5:10 tez bym był;))) IM w 2015 nie mam w planie…ale dziekuje za zaproszenie:)))

  3. Ok Panowie i mam nadzieje Panie, po wakacjach mozemy zrobic maly rekonesans i cele na 2014 i 2015. Konkretnie wypiszemy imprezy – wszystko za i przeciw. Kto będzie chciał to się podłączy. Ja na pewno chciałbym zaatakować impreze z serii IM70.3 w Europie. Póki co trzymajmy się Gdyni, bo dopiero w poniedziałek większość z nas powie czy to ma sens:)

  4. Michał dobrze kombinuje… Tylko proponuje aby nad kwestią pochylić się po wakacjach…. Wyjeżdżam i nie będę miał dostępu do kompa. Zresztą jak coś zadecydujecie to wchodzę w ciemno… A co do Marcina to jak najbardziej trzeba go zabrać ( chociaż maruda) :-)))

  5. Myślę, że damy radę. Marcinie S. Ty też dasz radę, pomożemy;)! Proponuję by jakoś po sezonie zrobić małą (lub lepiej dużą!) listę osób, głosowanie gdzie jedziemy i już w 2014 grupową rezerwację (o ile to możliwe). W ten sposób odwrotu nie będzie. Nie wiem czy jest do takich głosowań jakiś program w necie, ale jakby co mogę zrobić skoroszyt na google disc i udostępnić. A może da się coś takiego zrobić wewnątrz strony AT? Jak Marcin napisał, trzeba być czujnym. Zdecydowanie jest moda na tri i miejscówki potrafią zejść na prawdę szybko.

  6. Takie deklaracje niemalże publiczne są bardzo dobre! Motywują do pracy! Super paczka się szykuje… :-))) Mam nadzieję, że podołamy jakoś organizacyjnie… Idę o zakład, że jak dowiedzą się moi ziomale to też będą zainteresowani… Myślę, że przed Gdynią nie ma co sobie głowy zawracać….ale po jakoś to trzeba będzie ogarnąć i złapać idee… dla Napaleni na IM Team! :-))) Marcinie S zaprawdę powiadam Ci wyluzuj członki…. :-)))

  7. No no no mocna grupa sie szykuje:) wszyscy łykający 70.3 z palcem w nosie… łącznie z tymi debiutującymi w Gdyni z przewidywanym czasem na mecie ok. 5 h;))) dodam jeszcze IM Frankfurt ale trzeba być czujnym, bo np na 2014 rok Frankfurt i Klagenfurt już są wyprzedane:) moje osobiste typy na IM to Kalmar, Kopenhaga i Frankfurt ale rok debiutu bliżej nie określony;)))

  8. Hm…. IM też mam w (trochę marzeniowych) planach na 2015. Do tego czasu chyba się w końcu nauczę pływać? 😉

  9. o Challenge Roth też myślałem;) Podobno organizacyjny numer jeden i odpowiednik IM Kona w kalendarzu Challenge

  10. Arku, daj spokój;) nikt w pesel zaglądał nie będzie i na pewno wszyscy docenią Twoją obecność. Swoją drogą, już mi takiego smaka zrobiliście, że odwrotu nie ma (a jeszcze się wahałem czy aby na pewno IM to dobry pomysł);) Obie propozycje, Kalmar i Klagenfurt jak najbardziej mi odpowiadają. Jeszcze jakieś pomysły? Może trzeba jakiś internetowy planning zrobić, teraz lub po sezonie, i poddać pod głosowanie?

  11. To i ja coś dorzucę 🙂 Kiedyś myślałem o Roth. Ale to Challenge jest. Szczerze mówiąc w tej kwestii to bym poszedł za głosem większości. Generalnie rybka mi to jest. Natomiast fajnie by to było ciągnąć wspólnie. Bo to motywacja do pracy jest. Nie wiem jeszcze, jakby to miało wyglądać bo każdy jest rozsiany w różnych częściach Polski i Europy. Więc wiadomo, że ja nie wpadnę po Michała rano i nie pojedziemy razem na basen popływać. Nie wiem, trzeba by wspólnie nad tym pomyśleć. Chodzi mi tylko o to, żeby nie było to tak, że mówimy sobie 'OK. IM dajmy na to Klagenfurt 2 15′ i koniec, każdy idzie swoją drogą tylko działamy razem. Jakieś relacje, treningi, może jakiś obóz z AT, wspólne zawody mniejsze w przyszłym roku. Heh, no nie wiem, bałagan w głowie ale jedno wiem na pewno. Arek w team’ie musi być bo inaczej to sensu nie ma ;))

  12. Widzę, że szykuje się niezła paka. W sumie nie widzę przeszkód, aby w 2015 zaliczyć pełnego IM. Sądzę, że coś tu zmajstrujemy.

  13. ja jestem otwarty na propozycje. Mamy rok czasu, żeby coś zorganizować 🙂 Jestem za!

  14. Hmm… mamy podobne plany!!! Przygarniecie jakiegoś dziadka? 🙂 Ponoć w Klagenfurcie Austria jest fajna atmosfera i zawodnicy chwalą…. Stosunkowo blisko… :-)))

  15. Moim zdaniem świetny pomysł ze wspólnym debiutem w IM 2015! Z mojej strony, jestem otwarty na sugestie. Zaproponowałbym IM Kopenhaga (do tej pory Challenge). Podobno rewelacyjna atmosfera, płaska trasa rowerowa i brak upału gwarantowane;). Ale chętnie się dostosuję, choć po ostatniej relacji nie piszę się na Zurich!;) Oczywiście nie musi być seria IM, może być coś mniejszego.

  16. a może uda się taki plan zrealizować, że jakąś większą grupą byśmy tego IM zrobili?! coś na wzór radiowej akademii triathlonu. Nie wiem, luźna myśl ale może można by coś w tym temacie przedsięwziąć…

  17. Również planuje podejść do IM w 2015…. tak podpowiada rozsądek. Z drugiej strony PPESEL goni…. chociaż profesor uspokaja i twierdzi , że mamy czas 🙂 Mmarcin ….. Ty już wiesz co do…. :-)))

  18. Wszystkim bardzo dziękuję. Nawet nie wiecie ile inspiracji i motywacji brałem z Waszych wpisów. To jest właśnie siła AT. @MD: Na pewno się uda. Mój plan na IM to też 2015. Co do przyszłego roku na pewno możemy coś zgrać. Jakbyś planował Aarhus daj znać wykombinuję pobyt;) @MS: Mimo tej rzekomej młodości;) nauka pływania przychodzi trudno (zwłaszcza z alergią na chlor). Ale dzięki temu wiem, że jeszcze będę się poprawiał. Jak w Gdyni nie będzie wiało, to będzie dużo pięknych wyników…hmm, a właściwie czemu nie same takie? Mam nadzieję, że po wypadku śladów już nie i jesteś gotowy dać z siebie wszystko? Wiesz, Arek nie śpi!, ale jego dętki też mają powietrze;) @PP: Fakt, żele na prawdę potrafią swoją słodkością zemdlić, ale jak się dobrze popije wodą to jest OK. We Frederici wziąłem praktycznie 4 (na rowerze). To jednak troszkę mało. Ale zależy jakiego rozmiaru są te które bierzesz Ty.

  19. Wow! Jestem pod wrażeniem! Gratuluje startu i wyniku! Złamanie 5 h w drugim starcie na 70.3 – pięknie!:) 32 lata… młodość młodość młodość;))) W Gdyni tez będzie kilka dobrych wyników… a przynajmniej jeden;)))))

  20. Spoko idea z tym 70.3 w Aarhus. No ale spokojnie, najpierw niedziela i raczenie się Gdynią. Natomiast fajny pomysł z maratonem. Ja w sumie z tego wyszedłem ale chcę te biegi kontynuować. W tym roku mam zamiar pobiec we Wrocławiu i Poznaniu i spiąć koronę maratonów. Ale przyszłym roku chętnie się dostosuję 🙂 A docelowo marzeniem by było zrobić IM. Ale to w moim przypadku przyszły rok też za wcześnie. 2015 to tak by chyba rozsądnie było. No nic, może za pośrednictwem AT uda się gdzieś tam kiedyś spiknąć. Pozdrawiam i ogromne gratulacje za Twój ostatni występ. Wspaniały wynik !!!

  21. Cały czas mną szarpią emocje więc odpowiadam na gorąco. Z żołądkami trzeba faktycznie uważać, a co gorsze jednej recepty dla wszystkich nie ma. Polecałbym książkową ilość żeli/węglowodanów na kg masy na h minus 1 żel (choć to prawie jak zaklęcia;)). I pamiętajcie o porządnym przepiciu tego wodą. Myślę, że jedzenie przed samym biegiem, 20-30 min przed, to nie jest dobry pomysł. Na biegu jeżeli już coś jeść to tylko tzw. strzały. HIM to wciąż nie IM i jeżeli zjadło się ciut za mało, to lepiej niż ciut za dużo, a i tak uda się skończyć i to może nawet w dobrej formie (piszę choć IM nie ukończyłem i na pewno nie jestem na to gotowy). Marcinie, Twoje widełki są takie jakie ja miałem na debiut, czas zresztą również, i chyba powinny takie być za pierwszym razem. Dużo zależy od warunków danego dnia. Morze to jednak możliwość prądów, może być jakaś fala. Mieszkałem wiele lat w Gdańsku. Wg mnie, przy normalnej aurze, z pływaniem rano w zatoce nie powinno być kłopotu. Do tego organizacja – bojki itd. na pewno będzie dobra. Tor łatwo utrzymać na podstawie czepków przed sobą o ile nie jest się w czubie, ale wtedy umie się na pewno dobrze pływać i problem prostego pływania znika. Co do przerwy, dla mnie oznacza ona mniej treningów ale nie całkowity brak. Na pewno dam odpocząć mięśniom a później zacznę je wzmacniać;) Przyszły rok to wciąż HIM, i dorzucę gdzieś maraton. Wciąż mam zapasy w każdej dyscyplinie. Właściwie to pierwszy rok, i to nawet nie cały, jakichkolwiek ukierunkowanych treningów, a na rowerze i pływalni jakichkolwiek. Do tego te treningi, jak dla większości z nas, są całkowicie samodzielnie, czyt. samodzielnie układane i realizowane. Na pływalni wciąż czuję awers do wody, więc jest tutaj pole do poprawy. Wciąż, nie ukrywam, myślę o zbliżeniu się do 4h30min, choć to funkcja tylu zmiennych. Najważniejsze to mieć czas na trening i nie (z)robić sobie krzywdy. Mam jeszcze duży zapas w postaci technologii. Stary rower, średnie koła, tania pianka, nie jestem zadowolony z butów biegowych, wciąż nieidealna strategia, zmiany i żywienie. Ale nie będę póki co szukał drogi na skróty (np. nowy rower itd.), jeszcze nie ten poziom, choć pokusa jest olbrzymia…. Do tego starty planuję raczej w Danii, a tutaj, może nieskromnie to zabrzmi, nie ma warunków na rekordy. Trasy rowerowe nie są szybkie, masa górek, góreczek, a od czasu do czasu jakieś 5 km podjazdu i zawsze wiatr. Wyjątkiem są okolice Kopenhagi, tam jest płasko, ale za to nie ma HIM i jest to dla mnie daleko. W każdym razie IM na przyszły rok nie planuję. Prawdopodobnie ukończyłbym (jakoś), ale to nie jest to o co mi chodzi. Co do spotkania, to dużo może się w przyszłym roku zmienić. Ironman przejął (ze skandalem w tle) zawody w Aarhus od serii Challenge, więc za rok będzie 70.3 IM Aarhus. Wierzę, że ktoś z AT się skusi na slota itd.! Może Ty? A może mi uda się wyskoczyć na jakieś zawody poza Danię. Pozdrawiam raz jeszcze, będę na pewno śledził relację (ma być w końcu na żywo)

  22. Faktycznie ,,piękny akt’… super relacja a przede wszystkim super wynik! Z drugiej strony jak człowiek poczyta te wszystkie relacje czy felietony ile to naszych startuje w różnych zakątkach świata….. Fanów tri przybywa… 🙂

  23. Michał, dzięki! Ja z reguły przyjmuje mniej zeli, bo sa dla mnie za słodkie i wolę jechać na izo. Czytałem w książce Friela, że niektórzy jadą całego IM70.3 tylko na płynach i jest ok. Planuje maks. 4 zele na rower i moze płynne żele na bieg – maks.2. Zastanawiam się też nad pływaniem – jak to rozegrać, ale pewnie nogi naturalnie wyłączę po ok. 1km.

  24. Kurcze Michał dobry jesteś !! Ale już po Twoim półmaratonie w tym roku widać było, że z choinki się nie urwałeś. Dobrze było przeczytać Twoją relację przed Gdynią. Adrenalinka znowu skoczyła. Fajnie zresztą piszesz. Dla mnie to będzie 1. triathlon więc nie mam kompletnie pojęcia na co mnie stać. Jak ujrzę metę to będę szczęśliwy ale celuję coś w coś między 5:00 a 5:30. Widełki spore, zresztą nie wiem czy i tak to się uda ale nie mam pojęcia jak to się wszystko je. Teraz Michał przerwa a jakieś plany na przyszły rok? Może uda się gdzieś Ciebie spotkać bo ja muszę równać do lepszych 😉

  25. gratulacje, pięknie 🙂 ja też się boję o żołądek zwłaszcza po tym co mi zafundował w Ełku 😉 Będzie dobrze 🙂

  26. Po takich doświadczeniach jak nasze, uwierz mi, tych problemów bałem się najbardziej. Jak zszedłem z roweru bez burzy w żołądku cieszyłem się jak dziecko;) Ale do rzeczy, co u mnie zdało egzamin. Przede wszystkim, nie polecam batonów z ziarnami itd. to nie ma prawa się strawić i pozostanie na żołądku. W ogóle batony są 'ciężkie’ i mimo, że przy 3.5 h treningach nic mi nie było, nie zaryzykuję ich nigdy więcej. To jest jednak inna intensywności i trzeba narządy odciążać a nie obciążać (choć może ktoś z medyków się wypowie). Nie jadłem też nic 10 km po starcie roweru i na 15 km przed biegiem. Jedynie popijałem izo i wodę. Na trasie starałem się wciągnąć jeden żel co 10-15 km (ważę 77 kg), ale w ferworze walki można zapomnieć. Chyba raz walczyłem z podjazdem i powiedziałem sobie, że wezmę żel na górze, a później był zakręt…i zapomniałem itp. Nie oszczędzaj się za bardzo na pływaniu i rowerze, nie myśl tylko o biegu, bo wtedy może być już za późno lub co innego może stanąć na drodze (żołądek). Pamiętaj , żeby na pływaniu skupić się na pracy rąk i ciągnąć nogi. Trzymaj je razem, żeby zmniejszać opory itd. Na rowerze rozkręcaj się do samego końca i leż na kierownicy jak długo się da. Zawsze jest pokusa docisnąć na początku, gdy widzisz, że zaczynają Ciebie wyprzedzać. Ale 90 km wystarczy, żeby wyjść na swoje. Bieg to zdradliwy początek, co już pewnie wiesz z krótszych dystansów, ale co może się zemścić na długich. Nogi chcą trzymać kadencję z roweru (ja tak mam) i można się zagotować, a zwolnienie nie jest wbrew pozorom takie proste. Jak zszedłem do 4:20 czułem się jakbym szedł, żeby po 3 kolejnych kilometrach nie móc utrzymać 4:30…Ogólnie, zabawa jest super, a wachlarz przeżyć i odczuć pełen. Czego życzę wszystkim, trzymając za Ciebie kciuki. Sorki, że przydługo…

  27. Wynik super. Widzę, że nawet mocni biegacze mają problemy na połówce. Oj w Gdyni będzie cięzko! Sądzę, że dla AT maniaków najgorsze będzie właśnie odżywianie. Totalnie nie mam pojęcia ile żeli zjeść przede wszystkim na rowerze tak aby na biegu nie stanąć z niedojedzenia lub przejedzenia. Obliczenia z cwiartki pewnie wezmą w łeb, bo to zupełnie inna zabawa:)

  28. Rewelacyjny czas! Ciężka trasa rowerowa i upał na pewno nie pomagał. Gratulacje! W Gdyni też chcę złamać 5h i też boję się o żołądek najbardziej 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,710ObserwującyObserwuj
457SubskrybującySubskrybuj

Polecane