czas: 19 listopada 2013 roku godzina 21.58
miejsce: basen sportowy Wrocławskiego Parku Wodnego
okoliczności: pierwszy trening z serii 'wprowadzenie do sezonu dla średniozaawansowanych’
’Ehhh… Rok temu wszystko było takie proste… Wystarczyło powiedzieć kilku znajomym i rodzinie o planach triathlonowego debiutu a chęć zachowania resztek wiarygodności załatwiła sprawę motywacji. Niemal wszystko było nowe, ciekawe, owiane nutą tajemniczości. Mobilizująca obawa przed kolejnymi debiutami w imprezach kolarskich, biegowych, a na końcu triathlonowych wyzwalała dodatkowe podkłady zaangażowania i energii. A teraz? Debiut zaliczony, wyniki zadowalające a jednak gdzieś w głowie pojawia się pytanie czy warto poświęcić kolejny rok? Czy warto wstawać o 6 rano, gdy ciepłe łóżko kusi jeszcze godziną snu (a przecież później, w okolicach siódmej nawet minuty będą miały znaczenie). Czy moment, w którym pierwszy raz zanurzamy się w wodzie a całe ciało wstrząsa krótkie uderzenie zimna jest tym, dla czego warto zrezygnować z wieczornej transmisji meczu Ligi Mistrzów? Czy sobotnia zakładka treningowa musi się odbyć skoro piątkowy wieczór można spożytkować na wizytę w pubie i spotkanie ze znajomymi (czy oni mnie jeszcze pamiętają!)? No i gdzie do cholery są moje słodycze?! Ale przecież to ja sam chcę sobie udowodnić, że potrafię szybciej, dalej i wyżej… Ale czy na pewno? Wygrana w zawodach chyba mi jednak nie grozi, na Hawaje wybiorę się dopiero na emeryturze, a czy różnica pomiędzy miejscem dziewięćdziesiątym czwartym a siedemdziesiątym piątym da tyle radości, co ukończenie pierwszych zawodów? Po co trzy dyscypliny? Zamiast skupić się na jednej i mieć szansę na namiastkę 'kariery’ amatora, a w sprzyjających okolicznościach może nawet 'pudło’ w swojej kategorii wiekowej, ja dzielę czas na trzy, przez co pewnie nigdy nie osiągnę w nich takiego poziomu jakiego bym oczekiwał? Przecież nawet nie mam trenera. Kombinuję po omacku, nie wiem czy dobrze zrozumiałem rady Joe Firela. Poza tym skąd mam wiedzieć jak zaplanować treningi w sezonie, w którym przyjdzie się mierzyć na różnych trasach z różnymi dystansami w trzech zupełnie odmiennych dyscyplinach. Żeby to się nie skończyło tak, że gonię swój ogon i zwyczajnie tracę czas… A co z życiem rodzinnym. Żona i malutka córeczka co prawda śpią, gdy rano wychodzę na trening a wieczorny basen to 'tylko’ trzy wieczory tygodniowo, ale fakt pozostaje faktem – w domu jest mnie mniej niż powinno się tego oczekiwać od kochającego męża i ojca. Przecież sport to zdrowie! No rzeczywiście – waga mi spadła i wydałem majątek na nowe ubrania. Poza tym dopiero po miesiącu przerwy w treningach zapomniałem dyskretnym, ale jednak irytującym o bólu ścięgien i kolan. Czy ja nie mam na co wydawać pieniądzy? Rok temu udało się prześlizgnąć w piance z Lidla (wrrrr!) i pulsometrze, który od czasu do czasu pragnie mnie poinformować, że właśnie dostaję zawału serca, ale teraz to już przydałoby się coś bardziej pro. Trenażer. Pulsometr z GPS. Pianka. Nawet, jeśli podejdę do tematu ekonomicznie to dwie średnie krajowe polecą – czy nie sensowniej odłożyć te pieniądze na czarną godzinę? Na domiar złego okulary zaczęły mi parować… Wracam do do…’
GWIZDEK RATOWNIKA
Skok do wody. 100 metrów spokojnym kraulem. Pierwsza mikrodawka endorfin trafia do mózgu.
’Ohhhh. Jak bardzo mi tego brakowało.’
ps. Autor stukając w klawiaturę nie był w 100% poważny, jednak wczorajszy wieczór po raz kolejny uzmysłowił mi, że najtrudniejszy jest ten pierwszy… skok’
Fajne spisane prawdziwe przemyślenia. Właśnie umawiam się na niedzielne poranne dreptanie po lesie i szukam wymówek aby nie iść… ale już mi przeszło po tym tekście 🙂 Dzięki 🙂
Dzięki za pozytywne komentarze. No i poprawiłem datę. Niestety czasu nie da się wyprzedzić. 🙂
Świetne 🙂 Chyba jedak juz czas wstac z kanapy…
Fajny tekst.
Z pewnością każdemu z Nas trafiają się refleksje ,, po cholerę to wszystko’… U mnie przechodzą w momencie w biegnięcia do lasu… Czuć przyrodę, integrację wręcz symbiozę… A jak jest jeszcze power i łatwo przychodzi pokonywanie przestrzeni to sama radość…. 🙂
Szkoda, że ja nie przypomniałem sobie swojego wpisu wczoraj wieczorem gdy pozwoliłem sobie zasnąć usypiając córkę. Na szczęście dziś jest możliwość nadrobienia a ja po ponad 10 godzinach snu czuję się jak nowonarodzony. 🙂
Dzisiejszy proces wstawania na basen był trudny i bardzo bliski zakończenia niepowodzeniem. Po przestawieniu budzika, przypomniał się Twój wpis. Zerwałem się na równe nogi i pół godziny później zanurzyłem się w basenowej wodzie. Na szczęście była ciepła :-). Dzięki 🙂
Świetny wpis!
Świetnie napisane! Pisz więcej 🙂 rewelacyjnie się czyta!
Takie jest życie, znowu trzeba postawić sobie cel i go zrealizować. Tak na serio to mam totalną zawiechę motywacyjną, przedwczoraj tak miałem na siłowni, wczoraj na trenażerze, dzisiaj pływając, a jutro pewnie znowu na siłowni będzie to samo. Eeeeeeee tam przeczekam to 😉
Skąd ja znam te przemyślenia… :-):-):-). Gratuluję wyprzedzenia czasu 🙂