Przezawody w Przechlewie!

To miał być lekki przerywnik w przygotowaniach do maratonu w Poznaniu. Fajna wycieczka w nieznane mi wcześniej miejsce. Nocleg na miejscu. Oderwanie od codziennej rzeczywistości w Trójmieście. To co zastalismy na miejscu przerosło nasze oczekiwania.

 

Nie będę wam pisał o tym wszystkim. Już bardzo dużo zawodników się wypowiedziało na temat tej imprezy. Napiszę jednym slowem: rewelacja!

 

To może pare zdan o moim starcie? Rano postanowiłem, że nie będę kalkulował i się oszczędzał. Chciałem na każdym etapie wyścigu dać z siebie maks, tak jakby to miała być moja ostatnia konkurencja tego dnia. Wiem, wiem – taktyka dosyć nierozważna. Czasem warto zaryzykować. Trzeba jednak mieć przeczucie, że da się radę. Ja czułem się znakomicie.

 

Pływanie zacząłem mniej więcej w polowie stawki. Do pralki już się przyzwyczaiłem, więc nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Po prostu płynąłem (o ile moj styl można tak nazwać) swoje. Pierwszą połowę dystansu przepłynąłem zachowawczo. Drugą natomiast – na maksa, do zajechania. Powiem wam jedno, u mnie nie ma róznicy czy płynę na maksa czy nie. I tak jest to takie samo tempo 😀

 

Wyszedłem z wody, patrzę na zegarek a tam ponad 20min. Kasia mi krzyczy, że jestem 100. Słabiutko, pomyślałem. Później okazało się, że pływania było troszkę więcej a z wody wyszedłem 80. Do pierwszego straciłem jakieś 6min, więc popłynąłem to, na co mnie aktualnie stać. Jestem zadowolony.

 

Dosyć szybka zmiana na rower i jedziemy. Tutaj wykonałem na 100% swoje postanowienia (cały wyścig 'w ryj’). Cisnąłem od początku tyle ile miałem w nogach. Jak zwykle wyprzedzałem po kolei wszystkich, którzy lepiej pływają 🙂 Na pierwszej nawrotce policzyłem sobie ilu zawodników jest jeszcze przede mną. Wyszło mi, że jestem już w pierwszej 20. Czyli było dobrze, a nawet bardzo dobrze. Teraz jest miejsce aby wspomnieć o jednej sprawie. Właśnie mniej więcej od 1 nawrotki, zacząłem się zastanawiać kiedy osłabnę. Cały czas kręciłem tak mocno, jak nigdy w życiu. Nie było momentu, żebym odpuścił. Po pierwszej pętli byłem już 14 (dokładna informacja dzięki Kasi :)) i dalej wyprzedzałem. Już nawet przestałem czuć ból w udach. Po godzinie jazdy miałem na liczniku 39km. Mimo swojej wagi (i wagi roweru), czułem się na tych lekkich podjazdach jak ryba w wodzie. Widziałem, że jestem znacznie szybszy nawet od zawodnikow z czołówki. Fajnie wrażenie. Przed samym zejściem z roweru zadałem sobie pytanie: ile Ty człowieku po takim mocnym rowerze jesteś w stanie pobiec? To była jedna wielka niewiadoma. Do T2 wbiegłem 5 albo 6. W sumie wbieglismy razem z innym zawodnikiem – spytał się mnie na ile biegnę – powiedziałem, że nie wiem, może na 40min. Serio nie wiedzialem. Jakoś tak mi wolno poszło w T2 i wybiegem na 6 miejsu ze stratą 10m do piątego i 4min do pierwszego.

 

Szybko tę stratę odrobiłem. Dobrze mi się biegło przez pierwsze metry. Ale dalej zadawałem sobie pytanie: ile jeszcze tak pociągnę? Jednak to co sobie powiedziałem przed startem, robiłem z konsekwencją. Biegłem na maksa – do zajechania. Jako, że na zawodach nie startuję z GPS, to nie wiedziałem jakie mam tempo. Pierwszy km: 3:20, drugi km: 3:25. W tym momencie postanowiłem już nie sprawdzać sobie następnych międzyczasów. Po prostu nie chciałem sobie mieszać tym w głowie. Przecież to nierealne tak biec po tak konkretnym wysiłku na rowerze. Postanowiłem, że co ma być to będzie i że jak mnie dopadnie kryzys to dopiero wtedy będę się martwił. Dociągnąłem tak do nawrotki, po drodze mijając kolejnych zawodników. Na połmetku byłem już na 3 pozycji i wiedziałem, że do 2 mam dosyć niewielką stratę. Ale była jedna niewiadoma: kiedy mnie odetnie? Mniej więcej na 7,5km moje oczy po raz pierwszy ujrzały zawodnika, który biegł na 2 pozycji. Wiedziałem wtedy, to tylko kwestia czasu kiedy go wyprzedzę. Tak się stało po około 1km. Do mety zostały 2km. Nie wiedziałem czy dalej lecieć swoim tempem i walczyć o wygraną, czy zwolnić i biec razem z kolegą. Szybko sobie przypomniałem, że miałem cisnąć bez jakiegokolwiek kalkulowania. Stało się. Na metę wpadłem na 2gim miejscu z minutową przewagą nad trzecim. Wspaniały moment. Wiedzialem, że dałem z siebie wszystko.

 

moje czasy:

 

plywanie: 20:38 – 81 czas (podobno było trochę więcej pływania)

 

rower: 1:10:50 – 1 czas

 

bieg: 36:07 – 1 czas (podobno było mniej biegu)

 

razem: 2:10:53 – nowa życiówka poprawiona o prawie 13 min 🙂

 

Chciałem w tym miejscu podziękować organizatorom, władzom Przechlewa, sponsorom i wszystkim tym, ktorzy byli zamieszani w operację pod tytułem: triathlon w Przechlewie.

Widać, że żyjecie sportem a organizacja takiej imprezy jest dla Was czymś więcej niż sposobem na promocję regionu. Nie będę już nic pisał, bo to co zrobiliście jest warte więcej niż jakiekolwiek pochwały. Nie spoczywajcie na laurach, bo za rok znów sie widzimy!

 

9704083652 292d9bc314 o

Powiązane Artykuły

10 KOMENTARZE

  1. A ja właśnie napisałem na blogu odnośnie IM 2015 – zanim przeczytałem Wasze komentarze 🙂 Może powinniśmy założyć jakiś wątek na forum?

  2. @MKB – temat IM w 2015 jak najbardziej aktualny! ,,Mam pomysła’ aby na blogu spróbować zrobić ranking najlepszych triathlonów…. nie wiem czy coś z tego wyjdzie ale można byłoby od tego zacząć… oraz od wymiany adresów mailowych osób zainteresowanych…. Mamy jeszcze czas. Ja sezon kończę w niedzielę półmaratonem. W pracy zanosi się kocioł do połowy października…. Potem można pogłówkować jak zabrać się za sprawę IM. Pozdrawiam.

  3. No cóż, przy Twojej szybkości, trzeba się spieszyć z gratulacjami, a ja troszkę przespałem. Gratuluję! Masz taki potencjał…Miło będzie obserwować postępy;) i czytać kolejne wpisy. Póki co, powodzenia w maratonie! Przy okazji, Arku (wpisuję pod wpisem Mateusza ze względu na jego zainteresowanie), gdzieś o tym wspominałeś w niedawnym wpisie (czy podpisie). IM 2015 jak najbardziej aktualny więc podtrzymujmy temat.

  4. @Bartek, dzisiaj zacząłem treningi z Moniką Smaruj. Może coś ze mnie będzie 🙂 Możliwe, że się spotkamy w sobotę -moja żona startuje a ja w roli kibico – trenera. Dzięki Panowie za miłe słowa, do zobaczenia na startach w przyszłym sezonie – ja na bank Malbork, Susz, Gdynia i Przechlewo – i jeszcze pewnie kilka innych startów. Teraz klapki na oczy i tylko Poznań się liczy! Pozdrawiam!

  5. 'cały wyścig w ryj’ – wyłuskałem to hasło i bardzo mi się podoba! Muszę kiedyś spróbować na własnym tyłku bez oglądania się na ,,wyrocznie’ 🙂 Oczywiście na miarę swoich możliwości… Bo o wynikach ,,szybkiego Lopeza’ nawet nie śmiem marzyć…. Mateusz – szacun! 🙂

  6. Hahahaha! Mateusz, jestes niesamowity!!!! Jeszcze raz (po Gdyni) Cie sciskam gratulacyjnie!:)

  7. Jak na 'przerywnik’, to przewspaniały wynik! Przeogromne gratulacje! :))) P.S. 3:20’/km GPS mi mierzy, jak biegam rytmy. Ale na takich krótkich odcinkach GPS jest mało wiarygodny, więc może jest szybciej? 😉

  8. Hejka Maeteusz. Jak zobaczyłem Twój wynik w Sobotę to przecierałem oczy ze zdumienia. Wiedziałem, że będziesz mocny i że zrobisz dobry wynik ale to co zrobiłeś to mega rezultat. Chlopie szacunek i czapki z głów. Widać, że masz talent ale to wszystko jest poparte mega pracą i to widać mądrą pracą na treningach. Teraz trzeba popracować nad pływaniem. Chcesz kontynuować u Sławka czy masz kogoś innego na oku. Bo nie uwierzę w to, że nie będziesz pracować nad poprawą techniki pływania. P.S. Musisz mi kiedyś dać kilka lekcji biegania. Ja chcę kiedyś złamać barierę 40 minut na dychę, ale to raczej w przyszłym sezonie. Teraz dycha na Westerplatte i marzy mi się 42, ale cholera nadal nie mam świeżości po Borównie. Chyba za dużo latam.

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,702ObserwującyObserwuj
453SubskrybującySubskrybuj

Polecane