Regeneracja!

Oj, coś nie mam (w każdym razie nie miałem w tym roku) szczęścia do regeneracji! Po „Biegnij Warszawo’ rozpocząłem 4-tygodniowe roztrenowanie. Regeneracja po pierwszym sezonie triathlonowym była potrzebna i pożądana. Po tygodniu „kompletnienicnierobienia’ regeneracja zaowocowała… epizodem rwy kulszowej 😉 W niedzielę był dyskomfort w okolicach biodra i tyłu uda (eeetaaam… może źle spałem?), w poniedziałek trochę bolało, we wtorek… miałem już kłopot z chodzeniem. W środę zacząłem aplikować sobie… nie, nie żadne „dragi’ – różne ćwiczenia core stability dedykowane mięśniom dolnego grzbietu. Robiłem je po kilka razy dziennie. Ulga przyszła niemal natychmiast, a w czwartek nie miałem już żadnych objawów rwy kulszowej.  Następne 2 tygodnie to już trochę pływania, biegania i jazdy rowerem, a od drugiego tygodnia listopada treningi wg planów i stopniowe budowanie bazy. Tydzień świąteczny, czyli ubiegły, był regeneracyjny – treningi codziennie, ale trochę mniej objętości i intensywności. W niedzielę, w planie był – już nie taki regeneracyjny – cross. Przed wyjazdem na „swoją’ pętlę crossową w Puszczy Kampinoskiej odczuwałem delikatne mdłości i lekki ból głowy. Złożyłem to na karb wypitej wcześniej czarnej herbaty (czasem mam od niej mdłości) i hałasu w domu (goście). Biegło się niekomfortowo, po kilkunastu minutach w brzuchu zaczęły się dziać jakieś dziwne rzeczy. Na trzeciej pętli… zwymiotowałem i potem jeszcze kilka razy. Zastanawiałem się czy przerwać trening i wracać do domu, czy kontynuować (bo może już przeszło). Na szczęście rozsądek zwyciężył, bo jak wróciłem do domu, to zaczęły się już bardzo poważne i hmm… wszechstronne kłopoty z układem pokarmowym. Do tego dreszcze, skurcze żołądka, ból mięśni i gorączka – 39 stopni. Do wieczora dolegliwości żołądkowe trochę zelżały, ale bardzo mocno się odwodniłem i czułem się tak słabo, że ledwo mogłem przewrócić się na drugi bok. Do rana byłem w jakiejś malignie – ni to spałem, ni to czuwałem, jakbym na 30 sekund zasypiał i na 30 sekund się budził, i tak w kółko. Rano – jak zombie. O treningu oczywiście nie było mowy, ale do pracy i tak musiałem pojechać. I tak to tydzień regeneracyjny zakończył się dwoma dodatkowymi, przymusowymi dniami regeneracji 🙂 No bo dzisiaj też jeszcze wziąłem wolne od trenowania. A że trochę „mocy’, jakby wróciło, wykonałem – starym zwyczajem triathlonistów – zaległe prace ogrodowe – przycinanie gałęzi i rozgrabianie kretowisk w ogrodzie 😉 Ponieważ akurat dzisiaj trochę przymroziło największe kopce muszą poczekać na odwilż – inaczej potrzebny byłby pluton saperów. Swoją drogą mój ogrodowy kret przygotowuje się chyba do jakiegoś kreciego Ironmana sądząc po objętościach, które robi 😉

 

A jutro… Pierwszy Trening w roku 2014! 🙂  Jako posiadacze trzech psów, źle znoszących sylwestrowe kanonady, będziemy czekać na Nowy Rok w domu, we własnym gronie, szaleństwa nie są przewidywane, więc dodatkowa regeneracja po regeneracji nie powinna być potrzebna 😉

 

Życzę wszystkim fajnej zabawy dzisiaj i dobrego samopoczucia jutro oraz braku kontuzji, efektywnych treningów  i udanych startów w Nowym Roku 2014!!! 🙂

Powiązane Artykuły

12 KOMENTARZE

  1. Boguś – jeśli nie triathlonista (na rowerze go nie widziałem, ale pływać pewnie mu się zdarza, jak popada), to co najmniej ultramaratończyk 🙂 Gość demoluje mi trawnik, nie ma sposobu, żeby sobie z nim poradzić, więc trzeba było uznać za swego i kibicować! 🙂 Takie objętości i to ryjąc w ziemi, robią wrażenie! A sądząc po różnych wielkościach kopców i odległościach pomiędzy nimi, trening ma przemyślany – są i długie wybiegania (wykopania?) i interwały, i siła biegowa (kopna?) 🙂 Zresztą tu u mnie, na wsi mazowieckiej jest paru 'ajronmenów’. Bywało -15 stopni, śnieg, lód, wiatr, a tu widzę – robią trening rowerowy. I to z papierosem, żeby za łatwo nie było! Przy okazji do sklepu – po izotonik zapewne ;)))

  2. Arku – mnie też wychodzi, że trzeba cały czas się ruszać, żeby się nie zastać 🙂 W końcu, kto nie maszeruje, ten… :)))

  3. I wyłączcie w końcu te komputery, bo cierpliwość w domu moze sie skończyć:))) jest sylwester:)))

  4. Bez rozczulania sie nad sobą;) znaleźli sie… dziadkowie;))) Albinp dużo pij… wody;))))

  5. :))))) Ok, tylko po infekcji (to wirus, zdcydowanie) wskazana pewna ostroznosc. Nie od razu na ostro:) Powodzenia i samych radosci w NR!:)

  6. Albin! A wiesz, że w okresie ,,nieróbstwa’ tez zaczęło mnie łamać tu i ówdzie! Dopiero jak ruszyłem cztery litery dolegliwości prysły! Może już jesteśmy skazani na wieczne trenowanie… hehe… Tobie i bliskim również szczęśliwego 2014! 🙂

  7. Artur – jasne, że nie herbata 🙂 Podejrzewałem zatrucie pokarnowe (bakterie) albo wirusa. W każdym razie teraz jest już o.k.

  8. Marcin, trenowany przez Filipa, to mowi jak …Filip:))) No dobra, cwiczenia sa wazne ale mysle, ze stabilizacja (tak jak kazde cwiczenie fizyczne) powoduje progres w dyscyplinach opisany przez Filipa, bez wlasciwego treningu triathlonowego, tylko u takich zawodnikow 'z przeszloscia’ jak on sam:) Gdyby amator, ktory wczesniej nie trenowal, cwiczyl sama stabilizacje to nic by nie uzyskal. Albinp, to nie herbata tylko wirus paragrypy. Trzeba sie wyleczyc jak przy kazdej infekcji wirusowej.

  9. W myśl teorii jaki sylwester i nowy rok taki cały rok od wczoraj zrobiłem cztery treningi i jutro tez mam zaplanowany bieg:) A ćwiczenia stabilizujące ważne są jak pisze Filip:) zdrowia do treningów i szczęśliwego ukończenia zaplanowanych startów w 2014 roku!:)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,703ObserwującyObserwuj
453SubskrybującySubskrybuj

Polecane