S02E01 – Milena i wielka improwizacja

Niekiedy czekam miesiącami. Na Milenę jednak warto. Uwielbiam z nią biegać. Zupełnie słusznie domyślasz się Przyjacielu dlaczego.


Jej towarzystwo niesie ze sobą szereg przyjemnych wrażeń estetycznych. Długie nogi lekkim krokiem pieszczące ziemskie lico, smukła talia, malinowe usta w ciepły uśmiech się układające, „oczy gwiazdom równe, które prędki krąg nieba toczy’. Ach…


Lubię ją też za wyzwania jakie stawia mojemu intelektowi. Milena ma dar bardzo gładkiego dotykania sedna sprawy, który w konfrontacji z wiedzą o mnie pozwala jej być strażniczką mojego sumienia. – Dlaczego chcesz dalej trenować triathlon? – spytała ostatnio kiedy zaczynaliśmy nasz tradycyjny już, noworoczny bieg. Niby zwykłe pytanie, na które jeśli nie miałbym odpowiedzi swojej, to powinienem powtórzyć któryś z mniejszych lub większych truizmów pojawiających się w książkach, artykułach czy wywiadach z triathlonistami. Jednak to Milena zadała mi to pytanie. Nie mogłem sobie pozwolić na zbagatelizowanie odpowiedzi.


milena


Lubię w życiu próbować. Nowych przepisów, nowych kultur, nowych dyscyplin sportu. Ciężko mi jednak dogodzić. Kto próbował sprzedać mi buty do biegania albo ustawić pozycję na rowerze ten wie. Dlatego też po wypróbowaniu czegoś i rozczarowaniu, zazwyczaj już do tego nie wracam. Milena doskonale o tym wiedziała pytając mnie o triathlon po pierwszym sezonie. Odpowiedź dla niej musiała być szczera.


– Bo chcesz dalej trenować, prawda? – dopytywała, gdy milczałem dłuższą chwilę. Odruchowo spojrzałem w dół i już nawet zacząłem kucać próbując symulować rozwiązane sznurówki, żeby się wymigać od odpowiedzi. Niestety były samozaciskowe… Co za czasy! Co za sznurówki! Tak skwitowałby moje położenie Cyceron, gdyby był na moim miejscu. Nie było odwrotu. Tętno podskoczyło, mózg zaczął pracować na niewyobrażalnych obrotach i wypaliłem – Trenuję dalej, bo to miara mojej wrażliwości! – niezłe, prawda? I zacząłem moją wielką improwizację.


– To nie jest tak, że nie miałem wątpliwości albo że nie zważając na nie uparłem się na triathlon. Zrobiłem zwykły rachunek zysków i strat. Na jednej szali wylądował czas, znajomi, słodycze i – przełknąłem ślinę – golonka z piwem. Na drugiej położyłem przyjemność z codziennych treningów i satysfakcję z rywalizacji na zawodach. Wiesz już co przeważyło – ciągnąłem dalej analitycznie.


– Bronię się przed stanem, w którym życie ograniczać się będzie do nażarcia się, nachlania i wyspania. Potrzebuję innych smaków. Tych, które lubię najbardziej, można skosztować tylko w jednej karczmie o wdzięcznej nazwie „Po Drugiej Stronie Zmęczenia’ – z właściwą, patetyczną intonacją pozwoliłem sobie na literacko-filozoficzny wywód, żeby zaimponować Milenie.


BillyMills Crossing_Finish_Line_1964Olympics


– To dlaczego nie zostaniesz tylko przy bieganiu? – spytała od razu przenikliwie.

– Bo triathlon do „zmęczenia się’ jest idealny – odpowiedziałem bez wahania. – Zanim znudzi się pływanie, to trzeba iść na rower. A jak kolarstwo daje się we znaki, to wciskasz się w trampki. I tak w kółko. Tak czy owak wszędzie zmuszasz się do zmęczenia, za każdym razem udowadniając sobie, że jak chcesz, to możesz naprawdę wiele. To dobrze smakuje. Poza tym lubię te chwile samotności na treningach – powiedziałem biegnąc obok ślicznej kobiety. Jestem idiotą.


– Zwracam wtedy uwagę na to, co dla mnie ważne, moje cechy i instynkty, a przede wszystkim to właśnie wtedy pielęgnuję to kim jestem i co myślę – kontynuowałem. – A jestem buntownikiem. Najłagodniejszym z możliwych, ale krańcowym i pewnie dlatego niekomfortowo czuje się w sztucznym bełkocie pozorów otaczającej mnie rzeczywistości, a tak dobrze znoszę nieudawaną choć przysłowiową już „samotność długodystansowca’. Myślę nawet, że kto nie lubi tego uczucia nigdy nie odnajdzie się w triathlonie. Te chwile są tylko dla mnie. Mogę spokojnie spytać się siebie co chcę, a nie czego chcą ode mnie inni. No i to poczucie swobody uzależnia. A podobno miarą człowieka wrażliwego jest miłość do swoich nałogów. Miłość jak z Romea i Juli. Na przekór wszystkim i wszystkiemu – mówiłem dalej nie patrząc w oczy Mileny, bo zobaczyłaby w nich szaleństwo.


– Jak startujesz w zawodach to też o tym myślisz?! – spytała zupełnie słusznie z niedowierzaniem.

– Zawody to wojna… Wojna jest zawsze taka sama… Liczy się tylko jedno. Zwyciężyć! – wykrzyknąłem podnosząc do góry zaciśnięte pięści.


Nie wiem jak zareagowała na to Milena. Jak to z wielkimi improwizacjami bywa – zemdlałem.

Powiązane Artykuły

23 KOMENTARZE

  1. No i Marek wszystko popsułeś, a takie były piękne marzenia i wyobrażenia. Nie ładnie, nie ładnie. 🙁

  2. Rozmawiałem z Mileną. Powiedziała, że 'Czekającego na bieg’ trochę poniosła wena twórcza. Faktycznie raczej Wielka Improwizacja niż literatura faktu. Co prawda jakiś koleś parę razy próbował z nią biec, ale wymiękał po 400 metrach. Milena czeka na kontakt od prawdziwych facetów, którzy biegają maraton poniżej 3h. Ja po kontuzji niestety wymiękam i muszę odpuścić.

  3. Jak zwykle wpis perełka! No i złapał Was wszystkich na te nogi enigmatycznej Mileny! @Marek Strześniewski – jak to możliwe, że nie chcesz się rozebrać do badań przy 4 pięknych kobietach Synevo, a jak lew zacząłeś walczyć o numer do Mileny?!

  4. Samotność długodystansowca to zazwyczaj super sprawa. Ale za to na zawodach taka 'Milena’ potrafi mnie dociągnąć do mety :)))

  5. Trenażer jest rzeczywiście niewdzięczny w zimie. Mam nadzieję jednak, że odwdzięczy się w sezonie:)

  6. Pokazać dziadkom kawałek kobiecego uda i przepadli;) Uważajcie, bo poprzez ślinienie się też można się odwodnić:) Tylko spokój Was może uratować;))) A co do treści to owszem ktoś kto nie lubi samotności, bycia samemu ze sobą nie odnajdzie się w treningu triatlonowym ale ze swobodą to bardzo często się nie wiążę, trenażer w czterech ścianach czy 25 m tam i z powrotem mają bardzo dużo wspólnego z samotnością ale mało ze swobodą;))) No i najważniejsze triatlon nie przekreśla znajomych (zyskujesz nowych:), słodyczy i golonki z piwem, to nie są dwie różne szale, z niczego nie trzeba rezygnować, popadanie w jakiekolwiek skrajności jest nie wskazane, jak zawsze w życiu;)))

  7. Idealny…do zmęczenia się…i smakuje, jak żaden inny! A kiedy przekraczasz linie mety…. to wiesz, że możesz wszystko!

  8. No co Arek,co?! Ja tylko chce sie doskonalic!:)Moze podciagnalbym bardziej bieganie?!? No..:)))

  9. Ty się lepiej martw Artur aby Jula nie zapoznała się z Twoim komentarzem…. :-)))

  10. Arturze, ja poznaję tylko miejsce, które skojarzyło mi się z jedną piosenką (Cz. Gitary). Wszystko inne niech mnie broni…:-)

  11. Lubie te klimaty! ….Umarl Gustaw narodzil sie Konrad…..Ciekaw jestem jak potocza sie losy 'czekajacego’ p.s. Czy Milena mieszka w W-wie, bo sie wybieram?

  12. Marek i Artur, przywołuje was do porządku! 🙂 ,,Czekający’ … taaakie nogi są odzwierciedleniem taaakiej weny! 😉

  13. Super wpis. Przy okazji rozwiązała się zagadka Twojego nicku. Biegając z taką kobietą to oczywiste dlaczego podpisujesz się 'Czekają na bieg’ 🙂

  14. Wpis perełka!!! Szacun! Nawiasem, też lubię ,,samotność długodystansowca’…. 🙂

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,784ObserwującyObserwuj
20,200SubskrybującySubskrybuj

Polecane