Sen o Toyocie

Sytuacja w szatni przed zawodami:

„-Wychodzi już Pani?

= Tak, nie chcę już słuchać o tej okropnej pogodzie – odpowiadam

– I napisze coś Pani O TYCH ZAWODACH? – dopytuje się moja rozmówczyni

= Eeee, – zatkało mnie, bo w ogóle nie miałam pojęcia, że ktoś mnie w tej szatni zna.

No..tak’

 

             Skoro słowo się rzekło, to teraz nie można zawieść. W ten oto sposób rozpoczynam swój sezon nietriathlonowy. Może będzie tylko biegowy, a może biegowo-rowerowy? Tego jeszcze nie wiem. Dziś było biegowo. Do tego bardzo deszczowo.

 

             Deszczowo było od samego wyjazdu z Wrocławia. Niby nic dziwnego, bo wszystkie portale o tym wspominały od jakiegoś czasu, lecz zawsze jest jakaś nadzieja, że może jednak pogoda ich wszystkich przechytrzy i padać nie będzie wcale. Niestety tym razem wszystkie przewidywania się sprawdziły. Lało w Wałbrzychu już w nocy. Tak sobie przez chwilę pomyślałam, czy może przez wzgląd na warunki pogodowe konkurencja się zniechęci? Nic bardziej mylnego. Wszyscy liczyli zapewne na to samo i przyjechała większość. I to zapewne nie z miłości do biegania, lecz z miłości do wygrywania samochodów 🙂 Główną nagrodą w losowaniu była Toyota, którą w swoich myślach wyjeżdżałam po zawodach z Wałbrzycha. No cóż, samochodem nie wyjechałam, zamiast tego – grzecznie z rodzinką wróciliśmy pociągiem. I to nie złotym, bo ten ciągle gdzieś leży zakopany.

 

foto pwb16_01_kkn_20160821_110502_2

           

            Wydaje mi się, że Wałbrzych ma jedną z bardziej męczących tras półmaratonowych. Podbiegi, zbiegi, dużo kostki różnego typu i chyba najwięcej zakrętów wśród znanych mi półmaratonów. Organizatorzy musieli nieźle główkować, aby taką ilość zakrętasów zawodnikom zaproponować. Najprościej rzecz ujmując, odpocząć to się tam nie da. Trasa poprowadzona jest na trzech pętlach, więc już przy drugiej pętli naszły mnie myśli, czy ja rzeczywiście potrzebuję ten samochód, że tak w ogóle, to ja przecież nie lubię biegać i po kiego czorta mam się pchać  kolejny raz pod tę górkę. Żeby były tylko te wzniesienia, to dało by się przeżyć. Ale lało przez cały bieg. Było trochę ślisko, kałuże w niektórych miejscach jak oceany, a na podbiegach i zbiegach oczywiście strumienie utworzonych potoków. Padało więc nie tylko z nieba. Mokra była nie tylko koszulka, ale mokro w butach i niestety, mokro w gaciach. Nawet podczas triathlonowych, pływackich części, w pampersie miewałam mniej wody, niż te wałbrzyskie jej ilości. Dobrze, że spodenki mają sznurek, bo inaczej od ciężaru wody, którą nasiąknęły, same by opadły.

 

             Tak sobie rozważając o mojej niemocy, niechęci do biegania i że ten bieg to jednak jest męczący, wpadłam na metę. Praktycznie w ostatnim momencie. Gdybym miała do przebiegnięcia jeszcze jedną pętle, to mogłabym mieć problem, bo nigdzie na trasie nie zauważyłam tojtoja.

 

             Generalnie w rodzinie mamy podział, że z moim niewidomym mężem, Adamem, biega na zawodach Adaś – syn.

 

14079509 1161380757266609_8434623621156003789_n

 

Jedynym wyjątkiem jest sytuacja, w której on z różnych powodów nie może towarzyszyć Adamowi podczas biegu i wtedy ten zaszczyt spotyka moją osobę. Niestety biegam od nich wolniej. Zawsze umawiamy się, że poczekają na żółwika na mecie. Lecz tym razem, pierwszy raz, właśnie w XVII Toyota Półmaratonie Wałbrzyskim ich WYPRZEDZIŁAM! Niewiele, bo tylko 30 sekund, jednak to ja na nich czekałam! I teraz już wiem jakie to cudne uczucie, gdy człowiek sobie odpoczywa, a za nim wpada reszta rodziny. Jeszcze lepsze uczucie by mogło być, gdyby świeciło słońce. Na całe szczęście nie naczekałam się na nich za długo, wiec i nie zdążyłam zmarznąć. Zamarzaliśmy stopniowo razem. Zjedliśmy szybko makaron, a ponieważ powoli zaczynało mi być autentycznie zimno, zrezygnowaliśmy z dalszej biesiady i szybko udaliśmy się po depozyty i pod prysznice.

 

IMG 1923_2

 

              Jak ja marzyłam o GORĄCYM prysznicu! I tu niespodzianka. Pod prysznicami woda była zimniejsza niż padający na zewnątrz deszcz. Organizatorzy fundnęli nam troszkę z krioterapii:) Postawiłam hartować swojego ducha, bo czy hartowałam ciało, to okaże się za kilka dni. Niemniej jednak wykąpałam się, a jakże, umyłam nawet głowę, bo… w międzyczasie dowiedziałam się, że mimo mej niechęci do biegania, wybiegałam pierwsze miejsce w kategorii. Trochę mnie to zdziwiło. Postanowiłam jednak na dekoracji nie wyglądać jak brudas.

 

IMG 1922

 

 

              Z wywalonym jęzorem zdążyliśmy na dekoracje. Ten moment jest na tyle podniosły w Wałbrzychu, że nawet deszcz przestał padać. Miło było stanąć na pudle na najwyższym miejscu, odebrać śliczną statuetkę w kształcie skrzydeł i kopertę. Kiedy szczęśliwa doszłam już do mojego męża i syna, z dumą wypinając pierś i pokazując trofea, okazało się, że koperta w środku jest pusta. Aż zrobiło mi się gorąco. No bo jak to? Przecież to niemożliwe, abym aż taką ofermą była. Od razu przez myśl przeleciały mi moje ostatnie wpadki: w Poznaniu na dekoracji nie byłam, bo pomyliłam godziny, w Gdyni spóźniłam się po odbiór slota (na Mistrzostwa Świata!) , a teraz na dystansie 10 metrów gubię zawartość koperty! Masakra. Oczywiście zaraz pojawiły się rady, by iść do organizatora i powiedzieć, że dali pustą kopertę. Ale jak to zrobić? Jeszcze pomyślą, że jestem zachłanna i zawartość schowałam do kieszeni, a od nich chcę wyciągnąć jeszcze raz drugie tyle. Niby rozważania głupie, ale w stresie rozważamy wszystko.

Głupio podejść, ale przejść się mogę. Może pomiędzy tłumem ludzi znajdę to, co wypadło? Na szczęście spotkałam Panią, która też stała na pudle i pytam, czy też otrzymała pustą kopertę, bo nie bardzo rozumiem o co chodzi. I wyjaśniło się. Z tą pustą kopertą trzeba było iść do Urzędu Miasta ( vis a vis dekoracji) i tam otrzymywało się tzw. wkład do koperty J Jakie to proste! Tak proste, że na to nie wpadłam. Niemniej jednak ucieszyłam się, że tym razem nie zawaliłam niczego i nic nie zgubiłam.

 

                 Oczywiście najmocniejszym punktem w Wałbrzychu jest losowanie. Prowadzący ubawił czekających na losowanie prawie do łez. Mianowicie wg niego losy to się „trzepie’, a malutkiej Sierotce Marysi kolejne razy mówił „ciągnij’, mając na myśli oczywiście wyciąganie losów. Zebrana pod podium publiczność szybko wychwytywała te dwuznaczności i oczywiście naturalnym faktem była reakcja gromkim śmiechem

 

                  Jak już wiadomo na samochód czekamy kolejny rok.  Zamiast samochodu otrzymałam piękne skrzydła – więc chyba gdzieś odlecę.

 

 

 

 

 

 

Powiązane Artykuły

7 KOMENTARZE

  1. W grupie zawsze trudniej sie dysponuje czasem i stresem przed zawodami ale jak dla mnie warto, calkiem inaczej przebiega sie przez linie mety kiedy mozna sie tym z kims podzielic zamiast grzecznie odmaszerowac do odbioru swoich rzeczy z depozytu :). Ja startujac z rodzina albo znajomymi kilka razy przebiegalem przez start jako ostatnia osoba (raz w Poznaniu podczas maratonu musialem nawet line konczaca strefe startowa przeskoczyc :)) bo ktos zgubil numer, potrzebowal toalety itd. ale radosc na mecie w 200% zawsze rekompensowala trudy organizacji :).

  2. W grupie zawsze trudniej sie dysponuje czasem i stresem przed zawodami ale jak dla mnie warto, calkiem inaczej przebiega sie przez linie mety kiedy mozna sie tym z kims podzielic zamiast grzecznie odmaszerowac do odbioru swoich rzeczy z depozytu :). Ja startujac z rodzina albo znajomymi kilka razy przebiegalem przez start jako ostatnia osoba (raz w Poznaniu podczas maratonu musialem nawet line konczaca strefe startowa przeskoczyc :)) bo ktos zgubil numer, potrzebowal toalety itd. ale radosc na mecie w 200% zawsze rekompensowala trudy organizacji :).

  3. Pomysł genialny- biegi rodzinne. Tylko trzeba się wzajemnie dopasować, a o to już trudniej. Na szczęście zakończenie dla niektórych osób sezonu triathlonowego, nie oznacza, że już nic się nie dzieje. Bo imprez 'motywujących’ jest cała masa i to nie tyko biegowych. Tylko mieć na nie czas i siły ( o innych aspektach truć nie będę).

  4. Zabrzmi jakbym sie powtarzal, ale jeszcze raz ogromne gratulacje – wynik w kat. to naprawde duze osiagniecie i super dodatek do (jak wynika z opisow) naprawde udanego sezonu. Po raz kolejny tez prywatne podziekowania- u nas lato skonczylo sie zanim sie zaczelo i powoli zaczelo docierac do mnie ze koniec sezonu triathlonowego, ten wpis przypomnial mi ze jesienia biegi (zwlaszcza z rodzina) swietnie zastepuja promyki slonca takze jest na co czekac kiedy dookola robi sie ciemno i szaro.

  5. Dziękuję za gratulacje 🙂 Jak to ładnie powiedziałeś 'nienasycona sukcesami’. Raczej myślę, że te szybkie babki z mojej kategorii akurat tego dnia startowały gdzie indziej, więc trochę z przypadku trafiło mi się pudło. Ale miłe to miejsce na tym pudełku, nie powiem, bardzo miłe. Wysoko i wszystkich widać 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,784ObserwującyObserwuj
20,300SubskrybującySubskrybuj

Polecane