Siła umysłu…

     Wpis będzie krótki, raczej do analizy i wyciągnięcia własnych wniosków, niż tylko do poczytania 🙂  Od IM minął ponad miesiąc, w między czasie miałem dwa biegowe starty, oba to sztafety. Pierwszy dwa tygodnie po Bydgoszczy, 4km po Plantach w Krakowie, cel szczytny, zbiórka pieniędzy  na protezy dla podopiecznych Fundacji Jaśka Meli. Impreza cykliczna, była to już czwarta edycja, poziom z roku na rok coraz wyższy, najlepsi biegali w okolicach 11.30 Start potraktowałem trochę zachowawczo, mimo wszystko byłem jeszcze zmęczony po IM, starałem się kontrolować  i zwracać uwagę na tempo, zamiast na tętno, ale wynikało to z  chęci pobicia czasu z zeszłego roku, oraz tego, że dystans stosunkowo krótki. Wyszło całkiem ok, poniżej 15min. , no i dowiedziałem się ciekawej rzeczy, jestem wstanie dobić z tętnem do 200 uderzeń/min. , do tej pory myślałem, że max. to 190 🙂

     Kolejny start był dwa tygodnie później, tym razem dystans nieco dłuższy 10 mil angielskich, czyli około 16.1km. W między czasie wykonałem dwie krótkie przebieżki po około 10km i wniosek był prosty, wynik nie może być za dobry skoro biegnąc po 5:10/km moje tętno oscylowało w granicach 160, a takie to ja mam podczas maratonu, a nie wolnych przebieżek. Ponadto samopoczucie też nie było rewelacyjne, więc  sumując wszystkie dane nastawiałem się na bardziej rekreację niż walkę o wynik. Ustaliłem sobie, że pobiegnę w okolicach 4:50_5:00/km. i tak za szybko, no ale w końcu to zawody, dodatkowo ilość startujących osób, ok. 49000, robi swoje, adrenalina nieco się podniosła.

Z mojej firmy startowało 20 osób, dwie drużyny po 10 osób, do wyniku liczyło się pięć najlepszych czasów z każdej z nich. Jak to zwykle u mnie bywa, załączyła mi się żyłka rywalizacji i już po 2km wiedziałem, że to nie będzie luźny bieg : tempo w okolicach 4min/km a tętno poszybowało do 178! W głowie miałem tylko jedną myśl, jak tak dalej pójdzie to zejdę najdalej na  8-9km. Całe szczęście osoba z którą biegłem również przeszarżowała początek, ale nadal miała tempo za mocne, jak dla mnie na ten dzień. Odpuściłem na tyle, żeby mieć ją w zasięgu wzroku, tempo spadło do 4:20_4:25/km, ale tętno nadal wysokie, w granicach 175.  Na 4km miałem już ochotę zejść z trasy, wszystkie dane były przeciwko mnie, przecież nie dam rady utrzymać takiego tempa przez kolejne 12km. Na szybko zrobiona analiza wykazała, iż trzeba zmienić podejście, zero zerkania na zegarek, tak żeby się nie dołować, trzymać się  „królika’ w miarę blisko, tak żeby nie stracić kontaktu wzrokowego (50-100m) no i najważniejsze, zagłuszać czarne myśli.  Ta część była najgorsza, w Bydgoszczy przynajmniej miałem jakiś cel, zakład z Professore, więc to mnie mocno mobilizowało, tutaj skupiłem się na tym, że nie mogę dać plamy, w końcu jestem Ironman nie 😉 Nie wypada przegrać, tym bardziej na obczyźnie, trzeba pokazać , że Polska potrafi, no i Prezes zasponsorował cały, trzy dniowy, wyjazd do Amsterdamu, więc głupio by było 😉 Tak biegłem i biegłem zastanawiając się czy daleko jeszcze, co jest tu co jest tam, co zrobię z „zającem’ za metą, tzn. jak go ukatrupię za nadanie tak szalonego tempa.

Energii dodawali też kibice, normalnie szok praktycznie wzdłuż całej trasy stali i dopingowali. Na tych 16km ustawione było ok. 26 punktów dopingu, tzn. zorganizowanych, czyli DJ, orkiestry, grupy taneczne itp. Ok. 12 km zbliżyłem się do „zająca’ na jakieś 10-15m, kolejna analiza wykazała, żeby nie przeholować i „spokojnie’  biec już jego tempem zaatakować dopiero jakieś 700 metrów przed metą. Jak pomyślałem tak zrobiłem od 15km tempo wzrosło do ok. 3:55/km ostatnie 500-600 metrów ogień czyli poniżej 3min/km, w tym momencie wyprzedziłem zająca, przebiegając obok tylko pomachałem ręką, nie byłem wstanie nic powiedzieć, oddech jak parowóz, liczyła się tylko meta. Czas 1:13:52 czyli średnio po 4:24/km, przy średnim tętnie 182! O wiele za szybko co do planu i na możliwości – tak mi się przynajmniej zdawało.

     Podsumowując, nawet nie zdajemy sobie sprawy jak daleko możemy się posunąć, jak czasami technika nas blokuje, ale o tym też już była mowa na AT. Po raz kolejny przekonałem się osobiście, że czasami wystarczy wyłączyć pewne receptory, aby móc osiągnąć coś nierealnego.

Powiązane Artykuły

8 KOMENTARZE

  1. Arturze obawiam się, że sprawa jest bardziej poważna, opis zdjęcia RTG jest podłamujący, muszę udać się na bardziej wnikliwe badanie. @Marcinie 1:13 w półmaratonie, to na razie nie moja liga. Co do grup tanecznych to zależy od umiejętności tancerzy, albo ilości wypitych wspomagaczy przez nich 😉 Na pewno na jakiś czas zapominasz o trudach biegu i biegnie się łatwiej. Tak czy siak doping kibiców czy to śpiewających czy tańczących pomaga.

  2. A juz myślałem, źe te 1h13′ to czas półmaratonu a tu tylko 16 km… zdecydowanie musisz jeszcze pobiec w tym sezonie;)) a jak oceniasz grupy taneczne czy taniec na trasie ma moc?;)

  3. Arku nie startuje tyle co Pforessore wiec trochę niewyzyty 😉 może jeszcze pobiegne kolejny półmaraton w tym roku ale to zależy od tego czy lekarz mi pozwoli no i żona 😉

  4. Jakub brawo!!! Glowa glowa ale to efekt przygotowania do sezonu:) Bez tego zadna, nawet najmocniejsza glowa nie pomoze i nie zastapi miesni czy serca:)) Dobre biegi:)

  5. Jakub, Twoje starty są godne podziwu wytrwałości fizycznej i psychicznej. Ja w tym sezonie niejednokrotnie się przekonałam, że głowa najważniejsza. Kolejny jej test już w niedzielę. Pozdrawiam.

  6. Proszę, proszę Kuba po maratonie i dwóch IM w jednym sezonie dalej niewyżyty! :-))) Jak widać umysł zaprawiony w boju sprawia miłe niespodzianki…. Gratki! Czasami stajemy się niewolnikami gadżetów, które faktycznie mogą stanowić barierę psychologiczną w łamaniu naszych granic….

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,701ObserwującyObserwuj
453SubskrybującySubskrybuj

Polecane