służbowe wyjazdy…..

      Delegacja – temat rzeka. Dla jednych czas odpoczynku, w końcu można się wyspać, a wiadomo że tego nigdy za dużo, szczególnie jak ma się małe dzieci. Inni mogą się wyszaleć, wiadomo „oko wielkiego brata’ tutaj nie sięga więc, trzeba wykorzystać sytuację 😉 Jeszcze inni popadają w pracoholizm, nie ma nic innego jak praca, no może po za krótką przerwą na drzemkę. Przerabiałem chyba wszystkie te scenariusze, ale odkąd załapałem tri wirusa delegacje stały się dla mnie najlepszym sposobem do zaaplikowania sobie dodatkowych jednostek treningowych. Prościej gdy jadę sam, wtedy łatwiej wszystko zorganizować, nie jestem od nikogo uzależniony. Na kolacji nie muszę tłumaczyć dlaczego nie chcę już kolejnego piwa, albo, że muszę już iść spać bo jutro o 5-6 pobudka, choć u mnie w firmie ludzie już się przyzwyczaili i nawet mi już pomagają.

     Tym razem wylot w poniedziałek rano, główna część spotkań dopiero we wtorek i środę, powrót w czwartek po południu. Podczas lotu postanowiliśmy, że uwijamy się ze sprawami jak najszybciej  aby móc jechać nad jeziorko, bo w Holandii zapowiadali ładną pogodę. Jak mówiliśmy tak zrobiliśmy i po pracy szybko do hotelu, zostawić walizki i zabrać tylko potrzebne rzeczy. Na recepcji chciałem się upewnić czy można się już kąpać, Pani popatrzyła na mnie z politowaniem i powiedziała, że to dopiero pierwszy ciepły dzień w tym roku i woda jest jeszcze za zimna, ja jej na to, że mi to nie przeszkadza i jestem na to przygotowany, na co ona z jeszcze większym zdziwieniem powiedziała, że w takim razie to można.

Woda miała około 11-12° C, dodatkowo trochę wiało więc można było przećwiczyć pływanie i nawigowanie wśród fal. Bardzo lubię tamto miejsce, ponieważ jest ono przygotowane dla uczących się płetwonurków i są porozstawiane boje dlatego robiąc tam trening skupiam się przede wszystkim na odpowiednim nawigowaniu. Dla mnie to było rozpoczęcie sezonu na wodach otwartych dlatego też podwójnie byłem szczęśliwy.

 

jezioro

 

Po przepłynięciu tych 1200m szybka zmiana w T1 i wybiegnięcie na 6km trasę biegową, gdzie założeniem był bieg poniżej 4’35”/km. Wieczorem sesja w saunie i tym pięknym akcentem zakończyłem pierwszy dzień mini obozu. Wtorek to odwrócona sytuacja, najpierw bieg, w dość żwawym tempie na 13km, a później ćwiczenia w basenie, wieczorem niestety nie udało się już nic zrobić ponieważ bezpośrednio po spotkaniach mieliśmy wyjście integracyjne połączone z kolacją.  W środę wcześnie zaczynaliśmy kolejną część szkoleń, ale udało mi  się wcisnąć przed sesję core. Po wszystkim koledzy wrócili samochodem do hotelu, a ja, nie chcąc marnować czasu, przebiegłem się 🙂  Bezpośrednio po biegu skoczyłem na siłownię na rowerek, udało mi się, całkiem przypadkowo, zdążyć na końcowe 40km etapu Giro więc jechałem razem z nimi 😉 Później  jeszcze sauna i można było z czystym sumieniem wypić małe piwko podczas oglądania LM.

Na rano zaplanowałem sobie mały tri in da house czyli: 20’basen-70’rower-30’bieg. Po mimo nie za wielkich rozmiarów basenu, 10m, udało się przepłynąć 1km. Żeby nie było za łatwo nie odbijałem się od ścian.

 

basen

 

Po tej części biegiem na górę, aby wskoczyć na rower, tutaj założenie było jedno jazda z min. 190watt., kilometrów nie podaje, bo był to zwykły rower stacjonarny. Bieg miał być w tempie poniżej 5’/km.

 

silka

 

Tym o to miłym akcentem zakończyłem ten mini obóz, w sumie 10h treningu, niby nie dużo ale w warunkach domowych ciężkie do osiągnięcia w te 3dni.

Jednak najbardziej rozwaliła mnie żona która  po moim powrocie do domu zapytała: Czy sobie odpocząłem i porządnie się wyspałem?  🙂 

Powiązane Artykuły

4 KOMENTARZE

  1. Podbnie jest u mnie,przy czym,taką delegację,mam zawsze 3 tygodnie w miesiacu, w Niemczech. wtedy zawsze robię dłuższe sesje na basenie 50m we Frankfurcie.Swoją drogą to basen bez zadaszenia otwierany zawsze w maju,wiec nawet jest imitacja fal,gdy wieje oraz nie ma pozakładanych lin,wiec mamy też troche zajęć w pralce od czasu,do czasu 😉 po basenie wybiegam na trasy w okolicznych parkach,gdzie psa bez smyczy sie nie spotka(kiedy sie tego w PL nauczymy?!?!) a rower dokładam na siłowni,choć ten aKcent wprowadzam rzadko,bo rowerowo jest u mnie WG TRENERA dobrze i okolice 150-200km w PL zawsze w tyg wykręce,a treningi poza domem,to chyba nie jest już choroba,a normalny aspekt nowoczesnej pracy i życia sportowca-amatora oraz obowiazków związanych z przemieszczaniem sie na rózne spotkania,workshopy po kuli ziemskiej. A i zgadzam sie,że czasem udaje sie wyspać 😛

  2. Ja teraz też biegam po taśmie bo na zewnątrz 38 st w cieniu ale nawet w klimatyzowanym pomieszczeniu już po paru minutach ma się wrażenie, że to nie trening biegowy tylko ostatnie km maratonu w IM:)

  3. To się chyba w medycynie określa jako zaostrzenie stanu chorobowego ! Szacun!!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,710ObserwującyObserwuj
457SubskrybującySubskrybuj

Polecane