Czytałem, czytałem, czytałem o startach innych forumowiczów i nie mogłem się doczekać, kiedy sam wystartuje. Wreszcie jest, pierwszy TRI, w Ełku na dystansie SPRINT. W planach miał być OLIMPIJSKI, ale perypetie zdrowotne nie pozwoliły. Potraktuje to jako przetarcie i zebranie doświadczeń. Plan był taki, żeby ukończyć i nie być ostatnim, bo bedzie wstyd przed znajomymi i rodziną 😉
Do Ełku zjechałem w piątek wieczorem i niestety nie zdążyłem na odprawę. Jednak zdołałem odebrać pakiet startowy – wszyscy dookoła bardzo mili i sypatyczni, dobrze to rokowało. Potem do hotelu i nocka jakbym nie startował.
Dopiero w sobotę udzielił mi się stres przedstartowy, zamieszanie w głowie i dziwne podniecenie. Na szczęście kiedy założyłem piankę nagle wszystko znikło – pojawił się luzik, uśmiech i frajda, że to już.
Sędzia zebrał pływaków, krótki instruktaż, trąbka i start. Pierwsze ruchy w wodzie, z wypożyczona pianką, kurcze nie jest źle, daję radę. Wiatr, fale, żabka i do przodu, do przodu. Przed pierwszą boją patrzę i nie jestem ostatni. Gość obok płynie kraulem i mnie nie wyprzedza, jest dobrze, chyba jestem szybką żabką 😉 Po jakimś czasie nawet doganiam kogoś i wyprzedzam. Jest dobrze, nawet za dobrze, ale stop nie zwiększać tempa, to dopiero pierwsza konkurencja. Druga bojka, ostatnia prosta i wychodzę z wody. Nogi lekko z waty, błędnik trochę wariuje, ale moc we mnie jest. Jak pokazały wyniki byłem około 40, czyli ponad 20 ludzi było jeszcze za mną.
Zmiana T1, teraz tylko spokojnie trzeba zdjąć piankę, bo inaczej się wkurzę i przez stopy nie zejdzie przez co najmniej 15 min. Jest! W miarę szybko poszło. Teraz pulsometr, kask, numer startowy, połknąć żel, isostar – dużo tego. W sumie na T1 zeszło mi 5 min, ale planowałem się nie spieszyć, żeby czegoś nie pominąć.
Dalej rower, mój ukochany góral na pseudo szosowych oponach. Jedziemy, jest nieźle, trzymam tempo, wrzucam szybsze biegi. Pulsometr pokazuje trochę więcej niż na treningach, ale to przecież zawody i trzeba się ścigać.Trochę podjazdów, wiatr, pruję do przodu. Doganiam szosówkę z dystansu olipijskiego, gość mnie zobaczył i się obudził – pewnie sobie pomyślał 'co mnie będzie ktoś na góralu wyprzedzał’. Nie ucieł daleko, wyprzedzam znowu kogoś – jest dobrze. W końcu rower to moja dyscyplina i dam trochę w palnik. Krecimy, krecimy , trochę czuć w nogach, zwłaszcza przy dużym wietrze. Wreszcie jest zjazd i zmiana na bieg. W rezultacie zyskałem 20 miejsc, to chyba naprawdę nieźle jak na górala 🙂
Zmiana T2 jakieś 2 minuty. Dobra, w końcu biegnę, nogi trochę drętwe, ale idą. Minałem kilkaset metrów i złapała mnie kolka. Spokojnie przecież potrafię ją zwalczyć, zwalniam tempo, ale nic to nie daje, ciągle trzyma i nawet się zwiększa. 'Trza być twardym. nie miętkim’, wiec biegnę z kolką. Kilometr, dwa, dalej trzyma. Kurcze za dużo żeli i isostara wciągnąłem na rowerze. Walcze, byle do przodu, byle za dużo nie schodzić z tępa. Ktoś siedzący na ławce i popijający pifko krzyczy 'choć pan, odpocznij z nami’ – chyba mój grymas na twarzy został odczytany, że nie jest łatwo. Ostatni kilometr, kolka odpuszcza, zwiększam tempo i jest meta. Co za wspaniałe uczucie ukończyć TRI. W sumie zająłem miejsce w połowie stawki. Chyba nieźle jak na nowicjusza.
Wyglada na to, że moje chaotyczne, acz konsekwentne treningi przyniosły zadawalający skutek. W przyszłą sobotę prawdziwa próba – ¼ Iron w Ślesinie. Po starcie w Ełku nabrałem trochę pewności, więc myślę, że dam radę.
Podziękowania dla wszystkich bologowiczów, którzy dodawali mi otuchy w trudnych chwilach, przez ostatnie pół roku. Bez Was byłobym o wiele gorzej przygotowany do startów.
Gratuluje. I trzymam kciuki za Slesin:)
Na góralu porządnie musiałeś tyrać aby pojechać, przy tych warunkach, 'swoje’. Gratki.
gratulacje 🙂
Przekroczenie linii mety to nagroda za treningi…ogromna satysfakcja…kop do dalszej pracy! 🙂 Gratulacje!
gratulacje ja nadal przerażony jestem przed debiutem
gratulacje i do zobaczenia w Ślesinie 🙂