Vamos a Barcelona

Zabierałem się za jakikolwiek wpis już od kilku ładnych miesięcy. Ale prawdę mówiąc to u mnie kompletna nuda – swim – bike – run – repeat. Treningi z miesiąc na miesiąc stają się coraz bardziej naturalne – momentami monotonne. Co nie znaczy, że nie dają już przyjemności. Nadal są radość, i euforia – ale jakby bardziej dojrzałe, stonowane, skeirowane do środka. Trzeci rok znajomość z TRI ale nadal potrafimy siebie zaskoczyć (najczęściej jakimś objawieniem technicznym na basenie lub nad wyraz szybkim tempem biegu przy zadziwiająco niskim tętnie)


Plan na ten rok jest jasny – IM Barcelona – ukończyć w takim stanie aby w poniedziałek po zawodach można było o własnych siłach zapakować się do samolotu. W międzyczasie dotrwać do zawodów  bez kontuzji i  przy minimalnej liczbie ominiętych treningów.  W tym celu zatrudniłem trenera – Don’a Finka ( bardzo ubolewam, że książka BE IRON FIT nie doczekała się jeszcze wersji polskojęzycznej – bo myślę, że wielu „trenerów’ straciło by wtedy swoich zawodników). Jego podejście do  treningu i proponowane zakresy intensywności jak najbardziej  mi odpowiadają.Odpukać – idzie bardzo dobrze. W maju 10 godzi na basenie / 33 w siodle i połowa tego na biegowych ścieżkach. Dla mnie to taki 3 rok budowania bazy.


Po drodze 2 starty kontrolne – Radłów ( 12 lipca) i IM 70.3 Gdynia – z celem polepszenia zeszłorocznych rezultatów na dystansach.  Do tego trochę mniejszych imprez blisko domu i w rozsądnej cenie / oprawie tak dla podtrzymania atmosfery triathlonowego święta.


Tylko tyle … i aż tyle – do zobaczenia na trasie.

 

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

  1. Nareszcie! Jest powrót do treningów i na bloga. Powodzenia i pisz ciut częściej 😉

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,299ObserwującyObserwuj
434SubskrybującySubskrybuj

Najpopularniejsze