Wyjazd służbowy a tri… (cz.1)

     Jak to bywa z końcem roku, przychodzi czas na podsumowania. Pewnie każda firma organizuje jakieś spotkania gdzie mówi się o tym co było, co będzie itp., nie inaczej jest u mnie. Od kilku lat, przynajmniej u nas, utarło się, że spotykamy się wszyscy na wyjeździe, tym razem padło na Białkę Tatrzańską. Nie byłbym sobą gdybym nie próbował tego wykorzystać w celach treningowych. Będąc we wrześniu w tej miejscowości,  wraz z rodzinką na krótkim urlopie, myślałem aby przebiec się nad Morskie Oko, niestety udało się tylko przespacerować, choć uznaje to za sukces bo tym razem nasza pociecha samodzielnie pokonała ponad ¾ trasy. Nie mniej jednak teraz musiało się udać.

Spotkania zaczynaliśmy od 12, tak więc musiałem się nieco sprężać aby ze wszystkim wyrobić. Po ogarnięciu wszystkich domowych tematów, z niecierpliwością czekałem na niańkę. Z domu wyszedłem po 7, teoretycznie czasu dużo, ale biorąc pod uwagę, że musiałem się przebijać przez całe miasto w godzinach porannych plus Zakopianka to już tak wesoło nie było.

Zanim dojechałem, przebrałem się i lekko rozgrzałem było już przed 10, tak więc trzeba było narzucić ciut większe tempo niż zakładałem. Pogoda nawet znośna, lekki deszczyk, a w górnych partiach deszczyk ze śniegiem, nie za zimno 4-8 stopni, więc nic tylko rozkoszować się naturą.

Do połowy trasy całkiem przyzwoicie, średnio w okolicach 5’30”/km , schody zaczęły się później i nie mówię tu o momencie gdzie faktycznie można iść schodami, ale o  tym, że kawałki czarnego asfaltu się skończyły i została oblodzona i ośnieżona trasa. Nie chcąc złapać kontuzji zwolniłem, po za tym buty też miejscami zaczęły się lekko ślizgać więc nawet nie było jak przyspieszyć, tempo spadło do ok. 7’/km. Sukcesem, dla mnie, było to, że nawet przez moment nie przeszedłem to marszu, całą drogę udało się biec, szybciej-wolniej ale biec.

Na mecie widok był przecudny, spróbujcie to sobie wyobrazić: jesteście nad Morskim Okiem, a tam nie ma nikogo! Pustka, nie licząc służb specjalnych które szykowały się do treningu nurkowania pod lodem… Zero turystów, wszystkich wyprzedziłem po drodze, zresztą patrzyli się na mnie jak na jakiegoś wariata, ale do tego już przywykłem 🙂  Czyste powietrze, cudne góry, jeziorko spowite cienkim lodem i ta cisza, gdzie słychać: otocznie, lekki wiatr i własne myśli, w sezonie nie możliwe do osiągnięcia. Zresztą sami oceńcie

 

AT

 

     Trening uważam za bardzo udany, w sumie prawie 18km, przy przewyższeniu  około 600m., przeczyszczone płuca i głowa plus wycisk dla ud i łydek, czyli wszystko się zgadza 🙂

     Na spotkanie spóźniłem się w sumie 10 minut, więc w granicach normy, dzień skończyłem gdzieś o 3 nad ranem, no ale cóż czasem trzeba się poświęcić dla większej sprawy… Tak czy siak kolejny dzień również zacząłem od treningu, ale o tym w części 2….

 

Powiązane Artykuły

1 KOMENTARZ

  1. Zrealizowałeś mój plan, który siedzi mi od dłuższego czasu w głowie ;)))) Zazdraszczam;)

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.

Śledź nas

18,455FaniLubię
2,710ObserwującyObserwuj
457SubskrybującySubskrybuj

Polecane